Skocz do zawartości

Płyty- arcydzieła edytorskie


Recommended Posts

Revo, i piękne płyty prezentujesz i piszesz o nich w.... Hmmm... W jakiś taki sposób, że czuję (może i inni też?), że bardzo je kochasz. Wiem, że kochać nie pwinniśmy przedmiotów, ale jak inaczej określić uczucie jakim obdarzamy coś co gdy akurat nie włożyliśmy do odtwarzacza cieszy nasze oko?
Przesadzam...Kurde! Prawda?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czuję, że na mnie kolej...
No, OK... The Groundhogs "Who Will Save the World?"
Hard rockowy album z 1972. roku, pierwotnie wydany przez United Artists Records numer katalogowy UAS-5570. Najnowsza reedycja CD jest z 2003 roku- EMI Records, numer katalogowy 07243-584815-2-5.
Rozkładana wielokrotnie okładka tworzyła komiks. Do dnia dzisiejszego nie odtworzono okładki LP na potrzeby CD, jaką widać na zdjęciu. Ale od czego dwie ręce mamy, drukarkę i karton? Ja na własne potrzeby odtworzyłem. Trochę pracy kosztowało, ale opłacało się... Nikomu ze znajomych nie przyszło do głowy, że to nie japoński miniLP.
Na fotografiach prezentuję oryginał-

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Revo, i piękne płyty prezentujesz i piszesz o nich w.... Hmmm... W jakiś taki sposób, że czuję (może i inni też?), że bardzo je kochasz. Wiem, że kochać nie pwinniśmy przedmiotów, ale jak inaczej określić uczucie jakim obdarzamy coś co gdy akurat nie włożyliśmy do odtwarzacza cieszy nasze oko?
Przesadzam...Kurde! Prawda?



wpszoniak, nie przesadzasz, na prawdę. Czy kocham swoje płyty? Ależ oczywiście! Co lepsze - kocham swój sprzęt, pomimo, że nie jest może z aż z tak wysokiej półki. Lubie obcować z elektroniką audio. Dla mnie to czysta przyjemność. O swoje płyty dbam pedantycznie, pudełko nie może leży obok pudełka, tylko na specjalnym stojaku, bo mi się porysują. Fakt, przedmiotów nie powinniśmy darzyć jakimś uczuciem. Z drugiej strony, inni kochają swoje samochody, spodnie, telefony, filiżanki z bazaru i co tam jeszcze cywilizacja nam daje... W kwestii zamiłowania do zawartości muzycznej - tym bardziej. Dobra muzyka może wywoływać jakieś doznania, i w tym audiolub różni się od innych ludzi.

Co do opisu płyt, albumów - zawsze staram się dowiedzieć czegoś więcej na temat zespołu, wykonawcy, zainteresować się tym, jeśli muzyka jest fajna, dobra. "Movement" wrzuciłem może też i z racji fascynacji albumem Joy Division "Closer", a jest on dla mnie doskonałym. Jest albumem, który, o ile ktoś chce robić jakiś ranking, jest u mnie w pierwszej trójce (aczkolwiek takie typowania są oczywiście bezsensu, muzyki nie powinno się poddawać takim typologiom). Odbieram go inaczej, niż odbierają go ludzie - depresyjnym, monotonnym. Bardziej jako obraz człowieka. "Movement" zawiera taki obraz, natomiast przejawia się w inny sposób, przełamując zwłaszcza barwę tego pierwszego.

Na koniec - coraz ciężej o jakieś arcydzieła edytorskie w sklepach. Trzeba szukać i trochę to kosztuje.

Wybaczcie za długi wpis odbiegający od tematu głównego.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

"Movement" wrzuciłem może też i z racji fascynacji albumem Joy Division "Closer", a jest on dla mnie doskonałym. Jest albumem, który, o ile ktoś chce robić jakiś ranking, jest u mnie w pierwszej trójce (aczkolwiek takie typowania są oczywiście bezsensu, muzyki nie powinno się poddawać takim typologiom)


Zgadzam się, że nie ma sensu ustawiać rankigowo płyt. Według mnie z dwu powodów co najmniej- po pierwsze sztuka to nie sport, który jest (bywa) mierzalny, po drugie- nawet gdy jest to tylko pogląd na prywatny użytek to często płyty z pierwszych miejsc zastąpione zostają innymi... Piszę z pozycji takiego co to kiedyś słuchał wyłącznie rocka, później jazzu a teraz klasyki. Z "pudła" na którym medale się rozdaje spadły The Cream, Colosseum i Chicago a wlazły na te miejsca Chopin, Schubert i Schumann.

PS Nie wiem czy "Closer" nie miał nawet piękniejszej okładki niż New Order.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym poinformować zainteresowanych starym rockiem (właściwie klasyką już), że na wzór "The Beatles in mono" wydano zbiór 14 CD grupy The Rolling Stones.
W sprzedaży będzie 30 września. Zapytacie o cenę zapewne... Och, lepiej nie pytajcie!
Tytuł- "The Rolling Stones in mono" lub "The Rolling Stones Ultimate MONO Box"

DSC01446.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
Dwie płyty w formie krążków (było więcej np Curved Air "Airconditioning"):

Pierwsza to The Small Faces "Ogdens Nut Gone Flake ..." wytwórni Immediate Records, a druga to "E Pluribus Funk" grupy Grand Funk Railroad, wydane przez Capitol Records. Pierwsza z tych płyt przedstawia opakowanie charakterystyczne dla marki tytoniu produkowanego w Liverpoolu od 1899 roku przez Thomasa Ogdena. Druga zaprojektowana przez Ernie Cefalu, pokryta warstwą srebra miała przypominać dużą monetę. Druga stronia okładki tego albumu zawierała obrazu Shea Stadium, bo Grand Funk pokonał na nim Beatlesów sprzedając komplet biletów w ciągu zaledwie 72 godzin.

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sticky Fingers jest powszechnie uważana za jedną z najlepszych płyt The Rolling Stones. Nie dość, że muzycznie wyśmienita to okładka autorstwa Andy Warhola stała się jedną z ciekawszych, by nie nazwać jej legendarną (nadużywa się tego określenia często). Tym co nie mieli płyty w wersji LP lub mini lp opiszę- okładka albumu pokazuje z bliska dżinsy a dokładniej rozporek z autentycznym zamkiem błyskawicznym po otwarciu którego ukazywały się majtki bawełniane. O dziwo okładka nie budziła oburzenia, lecz raczej zaciekawienie.
Inne okładki Rolling Stonesów tu prezentowane to "Through the Past, Darkly (Big Hits Vol. 2)" ze ściętymi rogami i zestaw płyt mono (w formie mini lp) Rolling Stonesów wydanych przez Deccę.

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Erato Records, francuska wytwórnia płytowa.
Erato została założona w 1953 przez Philippa Loury'ego w celu wydawania nagrań francuskiej muzyki klasycznej. Jego pierwszym wydaną płytą było Te Deum Charpentiera (1954). Producentem większości płyt Erato był Michel Garcin. Jako dyrektor artystyczny wytwórni stworzył główny katalog nagrań, w którym błyszczały takie nazwiska dyrygentów i solistów, jak Daniel Barenboim, John Eliot Gardiner, William Christie, Les Arts Florissants, Maurice André, Marie-Claire Alain, Hél?ne Grimaud, Susan Graham, Scott Ross. W 1992 wytwórnia została przejęta przez koncern Warner Bros. Records.

Erato w 2013. roku wydało płytę "Farinelli: Porpora Arias" z wykonawcą- Philippe Jaroussky'm. Mówi o niej tak:
"Odkąd tylko zacząłem śpiewać, zawsze byłem ostrożny myśląc o repertuarze legendarnego Farinelli'ego" mówi wokalista, którego niemiecka gazeta Die Zeit nazwała "Apollem wśród kontratenorów". W zamian wolałem zwracać uwagę publiczności na innych, mniej znanych kastratów, tak jak kilka lat temu w przypadku Carestiniego. (Album "Carestini: The Story of a Castrato" Virgin Classics wydało w 2007 r., rok później Jaroussky otrzymał Echo Klassik Award w kategorii Singer of the Year).
Od tego czasu wykonywałem niektóre arie pisane z myślą o Farinellim. Zrozumiałem wówczas, że czuję się w tym repertuarze lepiej, niż mógłbym kiedykolwiek przypuszczać. Zwłaszcza w ariach Nicola Porpory, znanego za życia nie tylko ze swoich kompozycji, lecz także z niezwykłych zdolności pedagogicznych w dziedzinie wokalistyki".

Płyta jest świetnie wydana- przypomina książkę (do nabycia jest też wersja w normalnym dla CD opakowaniu). Jest też muzycznie atrakcyjna!

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...
Dwa tematy przedstawię-
1. Zgodny z tytułem wątku, bo zestaw płyt mono Boba Dylana od pierwszej do ósmej jest piękny. Każda to tzw. mini LP dokładnie odzwierciedlające oryginały z fakturą tektury.
2. Ogólniejszym problemem jest polityka firm fonograficznych. Klarowna- dużo zarobić, a mniej się narobić! Po co nagrywać nowicjuszy, skoro można sprzedać kolejny raz to samo? Pierwszym przykładem, który się nasuwa są zbiory stereo i mono The Beatles. Już one mogłyby posłużyć mi do namówienia Was do dyskusji, ale.... Wybiorę inny- "Bob Dylan, The Original Mono Recordings". Zanim kupiłem ten zestaw ośmiu płyt, od "Bob Dylan" do "John Wesley Harding", to wydałem pieniądze na remastery stereo, wydane przez Sony Legacy w roku 2004. Byłem zadowolony bo brzmiały dobrze- barwa, dynamika i rozdzielczość na wysokim poziomie. Dylan w mono wydano w pakiecie w 2010 roku. Kupiłem ten zestaw i.... Wersje stereo stały się całkowicie zbędne. Mało tego- okazały się pomyłką! Dlaczego? Bo dla takiego płytomana jak ja, który przywykł do idiotyzmów stereo, gdy harmonijka pojawiała się w lewym kanale, gitara w prawym a wokal w środku było dziwaczne, ale akceptowalne, bo inne aspekty nagrań to rekonpensowały. Wraz z wersją mono, w których barwa, dynamika i rozdzielczość usytuowały się na jeszcze wyższym poziomie (o dziwo nawet wrażenia przestrzenne zyskały) przy braku nieprawidłowości usytuowania instrumentów otrzymaliśmy doskonały produkt.... Wreszcie!

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Pragnę zaprezentować płytę z 1972 roku- "Bandstand" The Family.
Okładka przedstawia telewizor od przodu, od tyłu i od środka (nie wiem po diabła piszę, skoro to widać na fotografiach).

"Bandstand" - to szósty album studyjny brytyjskiego zespołu art-rocka (coś pomiędzy art i hard rockiem) wydany we wrześniu 1972. Wokalistą i front manem był Roger Chapman dysponujący ostrym, silnym głosem, ubarwiony charakterystycznym wibratem. On, Charlie Whitney ? gitara i Poli Palmer ? instr. klawiszowe, wibrafon, flet to rdzeń tego zespołu. Mimo, że na tej płycie pojawił się fantastyczny przebój- "Burlesque" to jednak nie dorównywał wcześniejszym tytułom- "Anyway" i "Entertainment (fotografia nr1 i 3)

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A teraz o muzykach, którzy kierunek jazz- rocka rozwinęli niemal do dosknałości. W Ameryce tworzyli między innymi muzycy z bandu Chicago Transit Authority a później o skróconej nazwie Chicago.
Columbia w 1973 roku wydaje VI album tej grupy. Ciekawa jest okładka, bo przypomina wzorniczo banknot dolarowy z dokładnym odwzorowaniem koloru i faktury atamentu (pod palcami łatwo wyczuć nałożoną farbę). Piszę o pierwszych edycjach tego long playa, bo współczesne edycje są gładkie jak lustro. O dziwo, również współczesne japońskie CD w edycji mini LP są dokładnym odzwierciedleniem tych wczesnych edycji, w których pod palcami odczuwa się trójwymiar atramentu. Muzycznie to bardzo dobry produkt, choć pierwsze trzy albumy są chyba jeszcze lepsze.

Bardzo podobnie wydano (Island Records) płytę grupy Spooky Tooth "Witness", z tą różnicą, że wykorzystano dokładnie fragment wzoru banknotu dolarowego. Nadruk też był/jest wyczuwalny pod palcami. Muzycznie płyta nie dorównywała doskonałej- "Spooky Tooth Two"

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

DSC01446.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...

Pragnę poinformować o umieszczeniu linku do tego tematu (a tym samym do stron forum.audio.com.pl) na stronie- http://wpszoniak.pl/portfolio/plyty-edytorsko-wyjatkowe/
Mam nadzieję, że nie naruszam żadnych praw autorskich, gdy wykorzystuję tekst przez siebie tutaj napisany (a dokładniej- na stronach forum.audio.com.pl). 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Pragnę (bo mnie zauroczyły- niektóre kiedyś, a niektóre dziś) zaprezentować płyty o ciekawych formach okładek lub wykonanych z tektury o świetnej fakturze, bądź bogatsze o dodatkowe plakaty, albo wkładki informacyjne, które chce się po prostu wziąć do ręki…

Traffic to jeden z „przystanków” dla autora piosenek, piosenkarza, pianisty, organisty i gitarzysty Steve’a Winwooda, ale i takim, który przynosił sukcesy. Ta grupa była przez cały swój czas w awangardzie rocka brytyjskiego- zaczynając od psychodelicznego rocka w 1967 do eklektycznego w okresie lat 70.. Był też w kontrze w stosunku do obowiązującego stylu- w czasach, gdy gitary elektryczne rządziły rockiem, w Traffic organy Winwooda i stroikowe instrumenty (zwłaszcza flet) Chrisa Wooda były istotniejsze. Po tym, jak Dave Mason, który skłaniał się ku folk-pop’owi, odszedł z zespołu, Traffic wydłużał piosenki, które dały muzykom możliwość improwizacji w stylu jazzowym, zachowując rytmikę rocka. W rezultacie  grupa osiągnęła międzynarodowy sukces. Ten spowodował, że Winwood wolał własną twórczość sygnować swoim nazwiskiem. Zatrzymajmy się na etapie gdy Traffic był u szczytu popularności i uznania, a więc w czasie realizacji dwóch płyt, których forma okładki była łącznikiem- „The Low Spark of High Heeled Boys” oraz „Shoot Out at the Fantasy Factory”. Albumy mają okładki, wywołujące złudzenie trójwymiarowości (w wersji winylowej lub w formacie mini-LP CD, z odciętymi rogami kopert)
„The Low Spark of High Heeled Boys„, wydany przez Island Records w 1971 roku, był piątym albumem w dorobku zespołu. Odbierano tę płytę jako stylistycznie mieszczącą się w „szufladzie” z progresywnym rockiem, albo nawet jazz-rockiem.

traffic_low-spark_1_mini.jpg.7803a9f8f9dd96561a116832b0bbbde7.jpg

Album jest kontynuacją doskonałej płyty „John Barleycorn Must Die” z 1970 (więcej o tym wydawnictwie niżej), nawiązuje do tej samej formuły połączenia metodycznego rocka i jazzowej wolności. Wtedy, tuż po rozwiązaniu Blind Faith, Steve Winwood planował wydanie płyty pod swoim nazwiskiem. Dla sesji nagraniowej pozyskał swoich starych przyjaciół z Traffic- Jima Capaldiego i Chrisa Wooda. Okazało się, że ich wkład pracy w stworzenie „John Barleycorn Must Die” jest tak duży, że sprawiedliwości musiało stać się zadość wraz z przywróceniem zespołowi nazwy Traffic. Ta płyta reaktywowanego zespołu była niespodziewanym hitem. Dla nagrania „John Barleycorn Must Die” wystarczyło trio, ale dla jego kontynuacji stali się kwintetem. w którym grali oprócz lidera Steve Winwooda (wokal, gitara, fortepian, organy): Jim Capaldi (wokal, inst. perkusyjne), Chris Wood (saksofony, flet), Ric Grech (bas, skrzypce), Jim Gordon (perkusja) i Rebop Kwaku Baah (inst. perkusyjne). W sesji brał udział też perkusista Mike Kellie (w utw. „Rainmaker”). „The Low Spark of High-Heeled Boys” to jedyny album grupy Traffic z dwoma głównymi wokalistami Jimem Capaldim (w dwóch utworach- „Light Up or Leave Me Alone” i „Rock & Roll Stew”) i Steve’m Winwoodem. W „The Low Spark of High-Heeled Boys” Traffic osiągnęło poziom wyróżniający spośród dotychczas stworzonych- mocniej zróżnicowany i bogatszy formalnie album. Rozszerzenie do kwintetu nie tylko dało zespołowi pełniejszy dźwięk, ale także pozwoliło im czerpać z wzorców bogatszych podgatunków- na przykład tytułowy ponad 15. minutowy utwór sięga po inspirację do „Bitches Brew” Milesa Davisa, wydanego zaledwie rok wcześniej, z utrzymywaniem standardu rockowego poprzez części wokalne. Tytuł „Low Spark of High-Heeled Boys” był przedmiotem wielu domysłów, w tym odniesień do wielu narkotyków, ale chyba jednak teksty raczej komentują komercjalizm branży muzycznej i modę na glam-rocka. Obok wpływu jazzu czy progresywnych aspiracji pojawiają się piosenki z pewnymi funkowymi wpływami, choćby te w których partię wokalną wykonuje Jim Capaldi. Album jako całość zapamiętany zostanie zapewne jako spokojniejszy, bardziej „łagodny”, ze stabilnym rytmem i z delikatnymi motywami fletowymi. Ogólnie rzecz biorąc „The Low Spark of High-Heeled Boys” to kreatywny album, wykorzystujący w pełni talenty każdego z członków zespołu.

“Shoot Out at the Fantasy Factory”, następny album ze ściętymi narożnikami w okładce, co najprawdopodobniej miało sugerować kontynuację stylu zaprezentowanego na „The Low Spark of High-Heeled Boys”, jednak czy tak rzeczywiście się stało? Album ten został wydany rok później, jak poprzednik, przez Island Records, w nieco innym składzie osobowym- Ricka Grecha zastąpił David Hood, a zamiast Jima Gordona za perkusją zasiadł Roger Hawkins.

traffic_shoot_out_1_mini.jpg.5c3a84e414372148ad6427fcd96d5bb9.jpg

Traffic nie wprowadził do swojego stylu żadnych nowych elementów, przeciwnie- zawęził ramy stylistyczne do rocka, ograniczając elementy jazzowe, a zwłaszcza folkowe. Już na wstępie albumu- tytułowy utwór oparty został na hard rockowym riffie z charakterystycznym brzmieniem instrumentów perkusyjnych i fletu. Następny utwór- „Roll Right Stones”,  to wyrafinowana w warstwie melodycznej ballada, w ramach której pojawia się przerywnik z improwizacjami gitarowymi. „Evening Blue” to również ballada, z prostą, ale jakże piękną melodią, którą podkreśla solo saksofonu Wooda. „Tragic Magic” (kompozycja Chrisa Wooda). Dwa ostatnie utwory albumu są ze sobą powiązane klimatem- pierwszy to instrumentalny utwór w stylu  fusion-jazzu o tytule „Tragic Magic”, a drugi to „(Sometimes I Feel So) Uninspired”, świetna kompozycja, pełna melancholii, ale zmienna w nastroju, zaśpiewana ekspresyjnie przez Winwooda. Całość wydaje mi się bardzo spójna, piękna, a może i lepsza od poprzedniczki?

Wspomniałem wyżej o longplay’u „John Barleycorn Must Die”, który był wyjątkowy przez swoją bardzo dużą jakość artystyczną i przez to, że jeden muzyk- Steve Winwood zagrał na większości użytych w nagraniach instrumentach: organach, fortepianie, gitarach, basie, a nawet perkusji. Chris Wood grał na: flecie , saksofonach, elektrycznym saksofonie i instrumentach perkusyjnych, natomiast Jim Capaldi skupił się na perkusji. Śpiewał Winwood, a wtórował mu Capaldi.

traffic_john_2_mini.jpg.5de01916110e2ec5e1d4845986c206a4.jpg

Płyta została nagrana w  Island Studios & Olympic Studios, Londyn, w lutym i w kwietniu 1970 roku. Płytę rozpoczyna instrumentalny „Glad”, z optymistycznym riffem jazzowym na początku i na końcu. Środkowa część to jam, który pozwala się „wyszaleć” przede wszystkim saksofoniście, bo pianista (i organista w jednej osobie) improwizuje bardziej nastrojowo, z nutą nostalgii. Piosenka „Freedom Rider” zaczyna się od rockowego fortepianu i saksofonu barytonowego, by za chwilę funkowo mógł śpiewać Winwood na tle wyraźnego mocnego rytmu. Wood dodaje swój fletowy „komentarz” do poetyckiego tekstu Jima Capaldiego. Rytmiczny „Empty Pages”, daje możliwość Wood’owi gry na organach Hammonda, Capaldi (na perkusji) i Winwood (na fortepianie, basie i wokalnie) wspaniale mu akompaniują. Żadne utwory z pierwszej strony nie zawierają partii gitarowych, natomiast druga strona oryginalnego longplaya jest popisem Winwooda- gitarzysty, który „zapomniał”, że jest wirtuozem gry na organach. „Stranger to Himself” wyróżnia się i tym, że Winwood jest właściwie jedynym jego wykonawcą (gra nawet na perkusji), pozwolił jedynie Capaldiemu na wsparcie wokalne. „John Barleycorn” to przecudnej urody tradycyjna pieśń ludowa, którą trio przedstawia akustycznie, oszczędnie zaaranżowana- skupiając się na wokalu i fletowo-gitarowym akompaniamencie. Album kończy „Every Mother’s Son”, kolejnym utwór zrealizowany bez udziału Wooda. Świetny, dudniący gitarowy riff napędza wolne intro, które budzi emocjonalne solo organów Winwooda na tle równego rytmu perkusji Capaldiego. Ten utwór doskonale definiuje całą produkcję pod wspólnym tytułem „John Barleycorn Must Die”. Płyta tuż po wydaniu trafiła na piąte miejsce listy przebojów, a w Ameryce stała się najlepiej sprzedającym się albumem z katalogu grupy Traffic. Chyba nie można mieć wątpliwości- „John Barleycorn Must Die” jest arcydziełem rocka!

 

Antony and the Johnsons– nowojorska grupa muzyczna, której główną postacią jest Antony (Anohni) Hegarty (*). Anohni jest kobietą transpłciową i woli, aby się do niej odwoływały zaimki. W wywiadzie dla Flavorwire w listopadzie 2014 roku stwierdziła: „Moi najbliżsi przyjaciele i rodzina używają dla mnie zaimków kobiecych…. W moim życiu osobistym wolę „ona”, są ważne, aby przywołać osobę według wybranej płci, dla uszanowania ich ducha, ich życia i wkładu. „On” jest dla mnie niewidzialnym zaimkiem, neguje mnie.” Antony jest transseksualistką. Antony jest przedstawiana jako część ruchu New Weird America. Demo Antony’ego usłyszał David Tibet z Current 93 i zaoferował włączenie jej muzyki do swojego wydawnictwa Durtro. W 1998 wydany został debiutancki album– “Antony and the Johnsons”. W 2001 wydali krótką EP “I Fell in Love with a Dead Boy”. Producent Hal Willner usłyszał EP i przedstawił nagranie Lou Reedowi, który zatrudnił Antony przy projekcie The Raven. Wtedy zdobywając większą uwagę wydał w amerykańskiej wytwórni Secretly Candian kolejną EP „The Lake” z gościnnym występem Lou Reeda. Secretly Canadian wydała również w 2004 reedycję debiutanckiego albumu Antony. został wydany w 2005 i zwrócił uwagę krytyków i szerszej grupy odbiorców. Jednym z aspektów, który jest przedstawiany muzyką grupy to transgenderyczne życie. Temat ten jest przedstawiany w takich piosenkach jak „For Today I Am A Boy” z drugiego pełnego albumu Antony- „I Am a Bird Now”, jej tekst traktuje o chłopcu, który marzy o dorośnięciu i staniu się piękną kobietą. Album ten zdobył nagrodę Mercury Music Prize za najlepszy album 2005.

antony_bird_mini.jpg.6d4b7f01d43c015255cab151d4860a1b.jpg

„I Am A Bird Now” to dziesięć androgynicznych ballad, bardzo teatralne w sposobie narracji, osnute atmosferą niepokoju. Dominuje fortepian jako instrument akompaniujący (gra na nim sam autor wszystkich utworów i wokalista- Antony) na tle wielkiej ilości innych instrumentów od smyczkowych po dęte. Intymne teksty mówią o płciowym „rozdrożu” i przeobrażeniu. Wśród specjalnych gości na płycie pojawiają się: Lou Reed, Boy George, Rufus Wainwright oraz Devendra Banhart. „I Am A Bird Now” jest płytą pełną skrajnych emocji, świetnie zaaranżowaną, ciepłą i niebanalną. Okładkę tworzy fotografia Petera Hujera przedstawiająca Candy Darling, gwiazdę wielbioną przez Warhola, na jej łożu śmierci. Wszystkie fotografie wkładki informacyjnej do płyty są wydrukowane na najwyższej jakości grubym błyszczącym papierze fotograficznym kilkukrotnie składanym. Obraz z okladki łączy Antony’ego z centrum kultury Nowego Jorku lat 60., przypominając widzowi nie tylko o zbyt wczesnej śmierci Darling z powodu białaczki, ale i o samobójczej smierci samego fotografa, Petera Hujara w 1987 (w tym samym roku zmarł Warhol, po rutynowej operacji woreczka żółciowego). Ważna historia zapisana w okładce  pomaga zrozumieć melancholię, poczucie straty zawartej w muzyce Antony’ego.
Podobnie wydano „The Crying Light”- wkładka, na takim samym ekskluzywnym papierze jak w przypadku poprzedniej płyty, zawiera fotografię tancerza butō (*) Kazuo Ohno z 1977 roku, autorstwa Naoyi Ikegami. Antony powiedział o obrazie: „The Crying Light jest dedykowane wielkiemu tancerzowi Kazuo Ohno, podczas występu obserwowałem, jak rzucił krąg światła na scenę, i wszedł do tego kręgu, i odsłonił sny i marzenia swego serca. zdawał się tańczyć w oku czegoś tajemniczego i twórczego, z każdym gestem wcielał się w boskie dziecko, jest jakby moim artystycznym rodzicem.” Okładka trzeciego albumu Antony’ego i Johnsonsów, jest podobna do jego poprzednika i w tym, że przedstawia surowe czarno-białe ujęcie tancerza o pomarszczonej twarzy z białymi kwiatami we włosach. Tancerz jest dla Antony’ego wzorem do „starzenia się jako artysta”. Jest on w stanie zawieszenia między życiem a śmiercią- „Naprawdę ćwiczył swoją formę, dopóki nie mógł się ruszyć […] A potem on sam podejmował właściwe kroki.”- powiedział w grudniu magazynowi The Wire.

antony_crying_mini.jpg.567a3878a6fc30f6cffd2d6f8fce5c30.jpg

Hegarty jest zafascynowana tymi „krokami”, które przechodzą między narodzinami, a życiem, życiem i śmiercią, tym światem i następnym. Intymne opowieści transseksualistki o odrzuceniu, rozdarciu i zagubieniu, które były treścią płyty „I Am A Bird Now”, porzuciła i skupiła się na jedności z przyrodą, urozmaiciła muzykę orkiestrowymi aranżacjami, ale muzycznie pozostała wierna stylistyce kameralnych pieśni. Płyta ma charakter kontemplacyjny, całkowicie pozbawiona ekspresyjnej dramaturgii. Antony w ascetycznej formie, bez kokietowania, tworzy niepowtarzalny ciepły klimat. Na trzecią płytę fani musieli czekać 4 lata, a na następną- „Swanlights” niecałe dwa lata. Album został wydany Rough Trade Records w dwu wersjach- w tradycyjnym opakowaniu plastikowym i w wersji ekskluzywnej jako 144-stronicowy album w formie książki artystycznej dużego formatu, która zawiera obrazy, kolaże, zdjęcia i teksty autorstwa Antony’ego. Książka powstała we współpracy z Abrams Image Publishing, designera Garricka Gotta i artystki Joie Iacono. Grafika z Swanlights została następnie pokazana w Galerii Agnes B w Paryżu, w Turynie oraz przez kuratora Jerome’a Sansa na wystawie „It’s Only Rock And Roll Baby” w Brukseli i Mediolanie.

antony_swanlight_1_mini.jpg.81cf37179752ac3329bca88034c674c4.jpg

Grafika na pewno jest bardzo istotnym elementem całości dzieła, ale ostatecznym „rysunkiem” jest głos Antony’ego, którego przebogate barwowo vibrato brzmi boleśnie, bez względu na to co akurat przekazuje. W wywiadach Antony określiła swoją pracę nad „Swanlights” jako „kolizję między radością a poczuciem beznadziejności”.  Antony powiedziała, że „stara się pogodzić z ideą, że jest częścią społeczeństwa, które miało „zjadliwy” wpływ na ziemię”. Wraz z wcześniejszym „The Crying Light” Antony niemal całkowicie odciął się od kabaretu „drag queen”, choć mocne kreski szminki lub tusz do rzęs, przypomina przeszłość. Bohaterowie Antony’ego przenieśli się ze świata Divine’a (***) do świata Dylana. Bardzo intymna, szczera i pełna żarliwości muzyka Antony’ego ma siłę największych songów soulowych, podkreślane wyeksponowaną rolą fortepianu i kameralne aranżacje na smyczki i instrumenty dęte. Nagrania są wspaniale zrealizowane i to do tego stopnia, że spektakl przeniesiony do pokoju odsłuchowego wymusza zatracanie się w dźwiękach realnych bez określonych granic pola akustycznego.

 

„Homogenic” to trzeci studyjny album islandzkiej artystki Björk, wydany we wrześniu 1997 r. przez One Little Indian. Album został wyprodukowany przez Björk, Marka Bella , Guy Sigswortha , Howie B i Markusa Dravsa. Muzyka „Homogenic” jest łączącym elektroniczne beaty i instrumenty smyczkowe z wokalnym przesłaniem w hołdzie dla jej rodzinnej Islandii. Album znalazł się na szczycie oficjalnej listy albumów swojego kraju ojczystego, osiągając najwyższą liczbę dwudziestu ośmiu na liście Billboard 200 i numer cztery na brytyjskiej liście najlepiej sprzedających się albumów. Z dziesięciu utworów płyty wybrano aż pięć na single: „Jóga”, „Bachelorette”, „Hunter”, „Alarm Call” i „All Is Full of Love”. „Homogenic” został bardzo wysoko oceniony przez krytyków muzycznych, a Sal Cinquemani z Slant Magazine twierdzi, że „jeśli to nie największy elektroniczny album wszech czasów, to z pewnością największa z całej jego dekady”.

bjork_homogenic_2_mini.thumb.jpg.00f3df2cfee95e7cfec868cb935aa4af.jpg

Björk chciała stworzyć album z „prostym brzmieniem” i o jednorodnym stylu, ale chyba się nie udało bo na brzmienie płyty składają się liczne instrumenty klawiszowe elektroniczne, perkusyjne, strunowe, dęte, organy piszczałkowe, klawikord, akordeon, a nawet szklana harmonika. Album różni się stylistycznie od poprzednich dwóch, krytykom trudno było oceniać, na przykład Tiny Mix Tapes (internetowy serwis muzyczno– filmowy) uznał, że „Björk udało się stworzyć coś tak odświeżającego, że próba kategoryzowania i oznaczania muzyki jest raczej wątpliwa”. Cole Zercoe z Beats Per Minute (portal internetowy) czuł, że „Homogenic” reprezentuje szczytowy trip-hop, będący częścią „świętej trójcy tej muzycznej estetyki” wraz z Portishead i Massive Attack. Wokale Björk sięgają po takie środki wyrazu jak prymitywne wrzaski, ale i po tradycyjną metodę śpiewu używaną choćby przez islandzkich chórzystów- połączenie mowy i śpiewu (jak w utworze „Unravel”). Większość piosenek mówi o miłości i nieudanych związkach uczuciowych. Dzięki „Homogenic” Björk wyraziła treść poprzez przede wszystkim dźwięczność elektronicznych barw ze wsparciem ze strony organicznych instrumentów. Dźwięki klasycznej i elektronicznej muzyki, analogowej i cyfrowej mówią wiele o rozdarciu Björk, albo o czymś zupełnie przeciwnym- o umiejętności godzenia nurtów.  Nowe harmonie i progresje akordów w ambitnych kompozycjach Björk są trafnie użyte, tworząc piękne przejmujące melodie.
Motywy jakie znajdują się w treści albumu mają swoje odzwierciedlenie w okładce albumu autorstwa Alexandra McQueena. Björk, która zwróciła się do McQueena z propozycją wykonania okładki, tłumaczył mu, że osoba, która napisała piosenki, była kimś, kto „musiał zostać wojownikiem, który musiał walczyć z miłością. Miałam 10 kilogramów włosów na głowie oraz specjalne soczewki kontaktowe i manicure, który uniemożliwił mi jedzenie palcami, a także taśmę gaffer wokół mojej talii i wysokich chodaków, więc nie mogłam chodzić łatwo„.

 

*)   na podstawie informacji z wikipedia_mini.jpg.a5956de6cb6e62a99f7e7459008021c0.jpg

**) Butō (舞踏, Butoh)– zbiorcza nazwa określająca różne rodzaje aktywności i technik tańca, inspirowanych przez ruch Ankoku-Butō. Początki butō związane są ze sztuką japońskich artystów Tatsumiego Hijikaty i Kazuo Ōno, którzy swoją działalność rozpoczęli w latach 50. XX wieku.

***) Harris Glenn Milstead- amerykański aktor i piosenkarz, znany jako drag queen Divine. Drag queen (z ang. in drag oznacza bycie w przebraniu przeciwnej płci, queen – królowa) to również określenie postaci scenicznej granej przez artystów, najczęściej płci męskiej, rzadziej płci żeńskiej, przedstawiających karykaturalnie postacie kobiece przy użyciu efektownych ubrań i mocnego makijażu.

 

Znacznie więcej fotografii obrazujących okładki płyt znajdziecie tu: logo_blog_wp_2.jpg.047f5f6e7f8bd1ddcb41d07b910db516.jpg

 

 

Edytowano przez Gość
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W innym miejscu naszego forum trwa dyskusja nad "upadkiem" w sprzedaży płyt CD... Niech to co tu zamieszczam będzie głosem w dyskusji, bo pliki, które "mają chęć" zastąpić CD nie posiadają pewnego wspaniałego atrybutu- okładki!

... a przecież już od co najmniej 50 lat spotyka się takie wydawnictwa jak:

Dwie płyty z katalogu grupy The Eagles miały okładkę trójwymiarową. W obu przypadkach wykorzystane były obrazy zwierzęcych czaszek Boyda Eldera (zwanego też „El Chingadero”). Na okładce „Their Greatest Hits (1971–1975)” była to ptasia czaszka, lekko wyciśnięta trójwymiarowo z powierzchni przedniej części okładki, natomiast na okładce „One of These Nights” widnieje czaszka krowy. Okładka była wynikiem współpracy malarza z designerem Gary’m Burdene’m. Boyd Elder, artysta z Teksasu, otrzymał od przyjaciół dwie czaszki i zdecydował się je przykryć koralikami i pomalować. z przyjaźni dla zespołu i projektanta okładek, Gary’ego Burdena, zaprojektował kolorowy slajd obrazu dla Glenna Frey’a (gitarzysta i klawiszowiec The Eagles) na ścianę „obskurnego hotelu przy lotnisku w Dallas” – wspomina Elder. Frey uwielbiał ten obraz. Elder położył spiczasto-ciemnoszarą czaszkę na nierównym jasnoniebieskim tle wykonanym ze srebrnego mylaru. Na okładce „One of These Nights” namalowany motyw czaszki zwierzęcej wyłania się z ciemnego tła, w którym duże obszary zajmują szczegółowe, artystycznie wyrafinowane, wytłoczenia skrzydeł i piór. Według Burden’a zdjęcie na okładce obrazuje, skąd przybył zespół i dokąd zmierza. Grafika albumu otrzymała nominację do nagrody Grammy za wizualny wygląd albumu (Best Album Package).

eagles_these_border_mini.jpg.a47b2e43cda6a902874851c959e2896a.jpg

„One of These Nights” to czwarty album studyjny The Eagles, wydany w 1975 roku przez Asylum Records. Album sprzedał się w czterech milionach egzemplarzy, przyniosła trzy najlepsze single „One of These nights „, „Lyin ‚Eyes” i „Take It to the Limit”. Album był przełomem komercyjnym zespołu, przekształcając go w międzynarodową gwiazdę. The Eagles wydała swój tytułowy- debiutancki, album w czerwcu 1972 roku, który pojawił się wśród 40. najlepszych hitów. Wkrótce potem pojawił się quasi-koncepcyjny album „Desperado” z utworami, które konkurowały ze współczesnymi produktami gwiazd rocka 70. lat. Gdy nagrywano trzeci album The Eagles „On the Border” (1974 rok), zespół zwrócił się do producenta Billa Szymczyka, by nadać grupie nieco ostrzejszy ton. Szymczyk zgodził się i przyniósł też kilka swoich kompozycji. „One of These Nights” miał stosunkowo długi czas produkcji, a sesje odbywały się zarówno w Miami, jak i Los Angeles, ponieważ Szymczyk i zespół chcieli w pełni wykorzystać swój sukces komercyjny tworząc bardziej dopracowany materiał niż dotychczas. Grupa ciężko pracowała, aby znaleźć idealne aranżacje, doskonałą muzykalność i perfekcyjne, wieloczęściowe harmonie. Ostatecznie osiągnęli pożądany efekt końcowy, ponieważ stał się on pierwszym albumem grupy, który dotarł na szczyt listy najlepiej sprzedających się płyt.
Z albumu „On the Border” wybrano trzy single: „Already Gone”, ” James Dean ” i ” Best of My Love „, a on sam sprzedał się w dwóch milionach egzemplarzy. Album został początkowo wyprodukowany przez Glyna Johnsa i nagrany w Olympic Studios w Londynie, ale nieporozumienia między muzykami The Eagles a ich producentem doprowadziły do zmiany- po powrocie do Kalifornii zatrudnili Billa Szymczyka, wcześniej producenta dwóch rockowych albumów Joe Walsha (gitara, instrumenty klawiszowe, śpiew), który dołączył do Eagles pod koniec 1975 roku, Zespół nagrał pozostałą część albumu („Best of My Love” i „You Never Cry Like a Lover” zostały nagrane w Londynie) w Record Plant Studios w Los Angeles. Chcieli mieć większy wkład w tworzenie albumu i Szymczyk im to zapewnił. Na temat różnicy w brzmieniu między produkcjami Johnsa i Szymczyka, Henley powiedział: „Z jednej strony jest dużo mniej echa z Billem, jest coś bardziej surowego i funkowego, Glyn miał pieczęć, którą nakładał na swoje płyty- głębokie echo i brzmienie, które jest naprawdę gładkie jak lody„. Okładka zaprojektowana została przez Gary Burdena. Nie miała rysunku trójwymiarowego, ale karton użyty do stworzenia okładki miał bardzo wyraźną fakturę płótna (ta faktura jest oddana w wersji LP i w japońskich replikach mini LP).

 

Album „Brain Salad Surgery” to (według wielu) najbardziej udana płyta po debiucie grupy Emerson, Lake & Palmer. Był też świetnie zrealizowany. Poza  tym przyciągał uwagę fanów okładką, zaprojektowaną przez Hansa Ruedi Gigera. Menedżer Peter Zumsteg zaprowadził Keitha Emersona do popularnego artysty, H.R. Gigera , który mieszkał w Zurychu, gdy w kwietniu 1973 roku grupa ELP, w ramach europejskiej trasy koncertowej po Europie, odwiedziła to miasto. Giger właśnie stworzył ludzki tryptyk oparty na motywie ludzkiej czaszki. Kiedy malarz pokazał tryptyk swoim gościom, Emerson natychmiast poczuł, że jest to praca plastyczna całkowicie odpowiednia dla okładki nowo powstałego albumu. Albumu zmieniono na „Brain Salad Surgery”, co jest eufemizmem dla słowa- fellatio. Ta fraza została prawdopodobnie zaczerpnięta z utworu „Right Place, Wrong Time” napisanego przez Dr. Johna. H.R. Giger domalował dwa nowe fragmenty o wielkości odpowiedniej dla okładki płyty winylowej. Pierwszy z obrazów został wybrany przez grupę na przednią okładkę. Zawiera charakterystyczną monochromatyczną ludzką czaszką powiązaną z jakimś mechanizmem przemysłowym z nowym logotypem „ELP”. Część czaszki przysłonięta jest okrągłym ekranem telewizyjnym (?)  w którym widać kobiece usta i podbródek. Obraz jest „furtką”, dzięki której (gdy się ją otworzy) oczom widza może ukazać się piękna twarz kobiety z zamkniętymi oczyma (wzorowanej na partnerce Gigera, Li Tobler), z lokami z drutu zamiast włosów.

elp_brain_salad_surger_2_mini.jpg.9758a4685af412326518a7254f81ad4c.jpg

Otwarcie klap przedniej okładki („furtki”) ujawniło drugi obraz, który pierwotnie przedstawiał kompletnego fallusa. Wytwórnia płytowa taki projekt odrzuciła, uznając go za pornograficzny. Opakowanie z winylu (i w wersjach mini LP) zawierało składany plakat ze zdjęciami Emersona, Lake’a i Palmera, które zrobiła Rosemary Adams.

elp_brain_salad_surger_1_mini.jpg.a06b3d20d20e3157f0657b0732e3d619.jpg

Emerson, Lake & Palmer rozpoczął pracę nad nowym materiałem pod koniec 1972 roku, po wydaniu popularnej „Trilogy”, która została nagrana przy użyciu 24-ścieżkowych magnetofonów i zawierała zbyt wiele overdubów, które uniemożliwiały wierne odtworzenia utworów na scenie. Płyta „Brain Salad Surgery” miała zmienić ten stan rzeczy. Sesje nagraniowe z Olympic Studios i Advision Studios w Londynie, z Lake’m jako producentem, trwały około czterech miesięcy. Trio osiągnęło punkt kulminacyjny progresywnego rocka- płyta stała się ich najbardziej ambitną i to bez porażki komercyjnej.

Beatlesi wiedli prym w latach 60., a w latach 70. zespołem z pierwszych stron magazynów muzycznych byli Led Zeppelin. Zespół grał w sposób nowoczesny, innowacyjny, a przede wszystkim atrakcyjny dla rzeszy rock-fanów. Wiele zespołów grało heavy-metal czy hard-rock’owo, ale Led Zeppelin wnosili mistycyzm, podkreślany tajemniczymi okładkami albumów. Jedną z takich pomysłowych okładek jest opakowanie dwupłytowego albumu „Physical Graffiti” wydany przez wydawnictwo Swan Song w 1975 roku.

led_zeppelin_physical_1_mini.jpg.52620a66b02afc4c1cf7449c7822bd85.jpg

Płyta została oryginalnie wydana- w przypadku LP i jego kopii w postaci japońskiego CD w wersji mini-LP, z wykrojonymi w tekturze okładki miejscami gdzie powinny być okna sfotografowanej kamienicy z Nowego Jorku.  Przez te prostokątne otwory można było oglądać różne ikony kultury masowej. Projektant Peter Corriston, szukał budynku, który byłby symetryczny z interesującymi szczegółami architektonicznymi, który nie byłby zasłonięty przez inne obiekty (na przykład latarnią czy kioskiem z gazetami). Ponadto musiał pasować do formy kwadratu (tak jak w przypadku okładki LP). Wewnętrzne okładki płyt nie miały wykrojonych okien, lecz w ich miejscach powstawiane były różne portrety, postaci, przedmioty… Można je było różnie umiejscawiać, dzięki czemu obrazy w oknach się zmieniały.
Te dwa pięciokondygnacyjne budynki sfotografowane na okładkę albumu (dwukrotnie- w dzień i w nocy) znajdują się w 96 i 98 St. Mark’s Place w Nowym Jorku. Oryginalne zdjęcie zostało poddane fotograficznej obróbce mające na celu wykadrowanie piątego piętra budynku tak aby całość pasowała do kwadratowego formatu okładki albumu. Wewnątrz okładki jest dodatkowa strona z fotografiami zasłoniętych okien i z informacjami na temat wydawnictwa i nagraniach.

led_zeppelin_physical_2_mini.jpg.f1b23a9e20e9aff22a1fae9a2c84b093.jpg

Kiedy wewnętrzne okładki są owinięte tą kartą z informacjami w oknach okładki pojawiają się zasłony z literami, które tworzą napis. Odczytując ten napis dowiaduje się fan jaki jest tytuł albumu. Obrazy w oknach (gdy karta z informacjami ich nie przykrywa) przedstawiają między innymi: komika W.C. Fieldsa, kosmonautę Buzza Aldrina, mordercę Lee Harveya Oswalda, malarza i rzeźbiarza Marcela Duchampa i papieża Leona XIII… Fotografie wykonali Elliot Erwitt, BP Fallen i Roy Harper. „Physical Graffiti”, jest najbardziej rozbudowaną i ambitną pracą grupy. Większość utworów zebranych na dwóch krążkach to stylistyczne różne kompozycje- od bluesa, przez funky-rock do heavy-metalu. W 1976 album został nominowany do nagrody Grammy Award w kategorii najlepszy pakiet płyt.

„Physical Graffiti” był szóstym z kolei albumem w katalogu Led Zeppelin. Wcześniej, bo 1970 roku grupa dla wytwórni Atlantic Records nagrała „Led Zeppelin III” przy pomocy Rolling Stones Mobile Studio , Headley Grange , Island Studios i Olympic Studios w Londynie. To album zagadka- co kryje volvelle wmontowane w przednią okładkę, dlaczego grupa oddala się od elektrycznego heavy-metalu? Na te pytania nie tak znowu trudno odpowiedzieć, a na pewno łatwo odkryć tajemnicę vovelle, bo wystarczy się jej przyjrzeć:

led_zeppelin_3_volvelle.jpg.6e58f07cc69cbc2239ceceef4bfe996c.jpg

Oryginalna winylowa płyta „Led Zeppelin III” (podobnie japońskie wydania w formie mini-LP) jest zapakowana w ręcznie robioną kartonową okładkę zaprojektowaną przez Zacrona (Richarda Drew’a), artystę multimedialnego, którego Page poznał w 1963 roku. Obrazy na okładce- przedniej i wewnętrznej to surrealistyczna kolekcja pozornie przypadkowych obrazów na białym tle, z których wiele łączy się tematycznie z lotem lub lotnictwem. W przednią okładkę wmontowano obracany laminowany krążek (vovelle) pokryty dużą ilością zdjęć. Znajdują się w tej grupie fotografie członków zespołu, które pokazywały otwory w pokrywie. Przesunięcie obrazu na miejsce za jednym z otworów zazwyczaj powoduje umieszczenie jednego lub dwóch innych elementów za innymi otworami.
Postrzeganie „Led Zeppelin III” jako zestaw akustyczny jest niedokładnym, albo wręcz uproszczonym poglądem. Oczekiwania w stosunku do czterech muzyków po wydaniu znakomitych dwóch pierwszych płyt eksponujących mocny, agresywny rock były ogromne. Ucieczka w inny rejon rocka wydawała się jedynym rozsądnym rozwiązaniem, ale decyzja, aby radykalnie zmienić styl spowodowałoby najprawdopodobniej niebezpieczną konsternację, więc  wybrano opcję pośrednią- blues rocka ubrano w akustyczne, a nawet folkowe upiększenia.

led_zeppelin-3_1_mini.jpg.c7f6e26a4ec0abdbc5aa51db454aba97.jpg

Duża część z kompozycji, które umieszczono na płycie, zostały napisane w walijskim XVIII-wiecznym domku w Snowdonii o nazwie Bron-Y-Aur. W domku nie tylko nie było bieżącej wody ale i  energii elektrycznej… Czy odkryliśmy następną tajemnicę? Może tak.

 

Znacznie więcej fotografii i treści opisujących okładki płyt znajdziecie tu: logo_blog_wp_2.jpg.08deea6c94e9567ff63d122bac354f21.jpg

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

To co do tej pory prezentowałem jest pięknem oczywiście, ale zawsze można wyszukać gdzieś w antykwariatach, na portalach licytacyjnych czy na pólkach melomanów jeszcze piękniejsze edycje... Taką znalazłem na portalu eBay i udało mi się kupić:
10-cio płytowy box "The Complete Billie Holiday On Verve, 1945-1959" wydany przez Verve w roku 1992. Na fotografiach niżej przedstawiam limitowaną do 16000 sztuk wersję box'u (całość prezentacji ukaże się w późniejszym czasie w ramach bloga http://wpszoniak.pl/). 

holiday_box_old_2_mini.jpg.f355871d05c2a2d75d302139af65316a.jpg

holiday_box_old_6_max.jpg.9128873c8c921ef343f9ff07bce6aac3.jpg

holiday_box_old_4_mini.jpg.74d85454cb9dae20e3713fa2afd05540.jpg

Edytowano przez Gość
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Fafniak napisał:

Jestem zrażony do wszelkich boxów...

W ogromnej większości sama forma/sposób wyjmowania płyt doprowadza mnie do wścieklizny

Boxy nie zawsze są piękne, ale mają poważny "+", otóż cena płyty w zestawie jest zwykle bardzo korzystna. Coś za coś... Ten box Billie Holiday jest drogi, bo kosztuje 400 zł, ale jest przepiękny, bardzo dobrze wykonany edytorsko i.... Brzmi lepiej niż odpowiedniki... Nawet te japońskie. Całość jest produkcji USA,  a to już mówi o jakości technicznej dużo.

Edytowano przez Gość
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wkleiłeś treść z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Only 75 emoji are allowed.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Poprzedni post został zachowany.   Wyczyść edytor.

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Utwórz nowe...