Skocz do zawartości

FromBorg

Uczestnik
  • Zawartość

    380
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez FromBorg

  1. Jesli tak to raczej w skundlonej formie obliczonej jako odciecie kuponow od dawnej legendy. Te moje to byla koncowka lat 80, poczatek 90. Zal bylo sprzedawac bo samo patrzenie na nie cieszylo.
  2. Patrzec na nich straszno, ale sluchac cudownie.
  3. Nie mialem pojecia, ze po QS Sony wypuszczalo jeszce jakies ES. Mialem sporo sprzetu z tym oznaczeniem : wzmacniacze 730, 770, 830 i 870, CD 222 i 555. I to wszystko byly bardzo porzadne, piekne i swietnie wykonane urzadzenia.
  4. Oj, kto jak kto, ale w takim razie ty naprawde nie powinienes zawracac sobie glowy tym zestawem. Nie ma za co. A swoja droga, jakis czas temu widzialem taki wzmacniacz u nas, chyba na OLX wystawiony za 6 tys zl. Przy czym by doprecyzowac - "nie jest to lampowa wersja" bo z A3.2 nie ma poza marka nic wspolnego a po prostu model z lampami. Chyba maja calkiem przyjemna oferte do zwolennikow tego rozwozwiazania bo jest w niej nawet, rozsadny cenowo CD.
  5. I tutaj zupelnie nie zgodze sie z Toba. Sluchanie z serwisow to katastrofa. Dziek jest plytki, rozmazany, pozbawiony czarnego tla... BB King na zywo, Eric Clapton czy Eagles - bez znaczenia. Co wiecej - uzuwanie nawet plikow hi-res z sieci zmienia tylko tyle, ze trzeba chwili dluzej by uswiadomic sobie jak sa slabe.
  6. No dobra, ale przypadkiem to nie ES byly przed QS?
  7. Jak widac wielkie umysly wybieraja podobne muzyczne sciezki :). Jakich kolumn uzywasz?
  8. Poczatkowo to zawsze idzie szybko bo chce sie miec czego sluchac. Pozniej tempo spada. Mimo wszystko roznica pomiedzy plyta a plikiem z serwisu streamingowego jest tak ogromna, ze wprawdzie wolniej, ale wciaz kupuje kolejne.
  9. Bo sa formy ostatecznie doskonale i kazda pozniejsza proba ich odtworzenia to mniejsza lub wieksza katastrofa. "Moje serce to jest muzyk" Ewy Bem - trzeba byc szalonym by to po niej spiewac. "Mustang Sally" w wykonaniu Buddego Guya. "A song for you" zaspiewane przez Raya Charlesa - odwaznie zaryzykuje - zawsze bedzie juz tylko gorzej.
  10. Aretha Franklin ABBA Solomon Burke Johnny Cash Ray Charles B. B. King ... ale ja dopiero od kilku miesiecy kupuje plyty bo wczesniej sluchalem z serwisow. Tak wiec niecale 200 nazbieralem.
  11. Wyglad rzecz gustu, ciezar bezdyskusyjnie przytlaczajacy. Zabawa jest gdy trzeba go przesunac o centymetr czy dwa zeby stal rowno. Jakosc wykonania - kosmiczna. Wszelkie markowe wynalazki europejskich i zachodnich brandow wypadaja przy nim blado. I nigdy, nigdzie, mimo peanow na jego czesc, nie napisalem, ze to urzadzenie mobilne i latwoustawne.
  12. U mnie zagraly bez problemow w pomieszczeniach 80m2, 19m2 i docelowo na cos kolo 55m2. Zerknalem na Twoj podlinkowany wpis. Moze byc, ze problemem sa proporcje trojkata odsluchowego.
  13. Sa pewne granice. Opisywanych przeze mnie wczesniej AP Scorpio nie wstawi sie do malego pomieszczenia bez wzgledu na sztuczki. Za to i PolkAudio R700 i RTi A9, mimo ich rozmiarow sa fenomenalnie elastyczne pod wzgledem warunkow pracy.
  14. Moim zdaniem kolumny tej firmy są u nas mocno niedoceniane. Może to wina marketingu, może snobizmu audiofilow – PolkAudio komponenty ma swoje, nie kupuje u znanych producentów, nie da się wiec dorzucić punktów za prestiżowe podzespoły i dyskutować jak wykorzystano dany przetwornik itp. Ale ta firma to niewyobrażalny gigant mający chyba 1/3 całego rynku w Stanach. Także jej potencjał technologiczny jest ogromny a co za tym idzie, może dać więcej niż konkurencja za rozsądniejsza cenę. To wlasnie napisalem. R700 to bardzo fajne kolumny, ale czesto spotykana w necie opinia jakoby graly tak jak L600 to bzdura, nawet jesli dziela one wiele komoonentow. L600 sa dwa razy drozsze i dwa razy lepsze. Ich dzwiek zaczyna miec pewna klase, maniere i poziom wlasciwe najwyzszej polce. W R700 jeszcze tego nie ma.
  15. Próbując wykrzesać jakieś życie z Yamhay A-S2200, sięgnąłem po kolumny PolkAudio R700. Zetknąłem się z nimi wcześniej i teoretycznie dawały pewna nadzieje. Niestety, dźwięk wydobyty z japońskiego wzmacniacza nadal był tragiczny, ale skorzystałem z okazji by Polkow posłuchać w lepszym towarzystwie a także porównać je z poprzednikiem – Rti A9. W necie jest sporo bardzo przychylnych opinii i recenzji nowych kolumn amerykańskiej firmy. Podkreśla się szczególnie ich bliskie pokrewieństwo , czyli zaczerpniecie rozwiązań ze znacznie droższej serii Legend, której także miałem szczęście słuchać. Jeśli chodzi o budowę to R700 podobnie jak poprzednik są kolumnami trójdrożnymi. O ile jednak RTi A9 miały obudowy niezwykle wąskie, za to wysokie i głębokie, z giętymi na kształt lutni ściankami, o tyle R700 wyglądają bardziej klasycznie – obudowa ma bardziej krępe proporcje i prostopadłościenny kształt. W nowym modelu mamy cztery przetworniki – dwa niskotonowe, po jednym średnio- i wysokotonowym, w starszym są trzy przetworniki niskotonowe, dwa sredniotonowe i jeden wysokotonowy. Bardziej istotne, ze producent tak skonstruował kolumny by ich ustawienie było łatwe – w R700 basreflex znalazł się na spodzie, w RTi A9, z przodu i tylu, ale z elementem rozpraszającymi. I to działa – obie kolumny można ustawiać nawet w kacie, bez negatywnych następstw dla dźwięku. Ogromna zaleta obu kolumn jest tez ich elastyczność w doborze pomieszczenia. Nagłośnią salon 70 m2, ale odnajdą się i w pokoju 20 m2. Dziwek R700 zachwyca od pierwszych chwil. Barwny, niezwykle żywy, z potężnym basem i dobra, szeroka, dokładną scena. Dostajemy ścianę ofensywnej muzyki, z podkreślonymi krańcami. Sadze, ze po odsłuchu w salonie, większość osób zakocha się w dynamice i kolorycie tych kolumn i wróci z nimi do domu. RTi A9 to zupełnie inne granie. Bez fajerwerków, harmonijne i neutralne. Nie są to kolumny mogące uwieść po kilku minutach odsłuchu. Od początku uwagę zwraca niezwykła szczegółowość dźwięku i nieco lepsza, precyzyjniejsza niż w R700 scena. Bas jest tu mniej ofensywny, za to świetnie kontrolowany. Ogólnie, mamy tu dziwek, mimo wielkości kolumn, delikatniejszy, mniej natarczywy i bardziej subtelny. R700 to w ofercie PolkAudio następca RTi A9, ale dźwiękowo te kolumny są zupełnie inna szkolą. R700 ujmują od pierwszych chwil, ale później mogą być meczące. Starszy model odwrotnie – zyskuje z czasem. Wymaga za to staranniejszego doboru wzmacniacza i całego toru. Oferuje dźwięk bardziej stonowany, kulturalny, ale na pewno mniej atrakcyjny dla poczatkujących wielbicieli muzyki. Warto tez porównać R700 do L600. Mimo, ze czerpią one z rozwiązań z droższego modelu, oferowany dźwięk jest tylko pozornie podobny. Dwukrotnie droższe Legend, dysponują znacznie większym obyciem i kultura dźwięku. Są tez dużo lepiej wykonane. PolkAudio R700 to kolumny bardzo udane. Maja swój, silnie zaznaczony charakter, ale jeśli komuś on odpowiada, będzie nimi zachwycony. Są tez dobrze wykonane, wyrafinowane technicznie i dają nabywcy piec lat gwarancji. Nie wymagają cudów jeśli idzie o pomieszczenie odsłuchowe, zagrają dobrze z większością wzmacniaczy i amplitumerow. Da się je ustawić blisko ściany a proporcje obudowy są korzystniejsze niż w poprzedniku. Jeśli ktoś szuka kolumn w granicach 10 tys, można je uznać za pozycje obowiązkowa do odsłuchu.
  16. A ma i gra wszystko doskonale. Ale pod skosami 20 cm welny a dookola solidne sposoby na ogarniecie akustyki. No i pomieszczenie ponad 50m2.
  17. Uwielbiam wzmacniacze Atolla, szczegolnie in200 xxx, ale podejscie do dac-a i streamerow tej firmy to wspomnienia innego typu. Moze u Ciebie odczucia beda lepsze. Oby...
  18. Zmierzylem dokladnie wymiary Shanlinga. W specyfikacji wysokosc to 19,7 cm. W rzeczywistosci to 23 cm. Szerokosc sie zgadza. Glebokosc razem z kablami to 55 cm. Warto brac to pod uwage bo wzmacniacz nie wszwdzie sie zmiesci. Waga kolo 30 kg wiec i nie kazda polka go uniesie.
  19. Bedziesz wiedzial gdy przyjedzie, podlaczysz, wygrzejesz. Czyli za jakis czas. Mam nadzieje, ze wpisze sie u Ciebie, ale gwarancji nie ma nigdy. Stolik musi byc szeroki, bardzo gleboki i solidny. U mnie pod blatem sa belki 70x45 i dopiero spie spokojnie. Wszedlem, zmierzylem. W specyfikacji wysokosc to 19,7 cm. W rzeczywistosci to 23 cm. Szerokosc sie zgadza. Glebokosc razem z kablami to 55 cm.
  20. Nigdy nie bedzie wiadomo dopoki sie nie sprobuje. Kwestia zgrania w rozwazaniach teoretycznych sensu ma niewiele bo moze calkowicie rozminac sie z praktyka.
  21. Trzeci raz pisze odpowiedz, bo cos nie wchodzi. Mialem Atolla in200 Signature. Z kolumnami o duzej liczbie przetwornikow niskotonowych, ale malej srednicy, daje on bardzo dobry bas. Ale Shanling pod kazdym wzgledem gra w zupelnie innej lidze.
  22. Opiszę Wam fragment odcinka z jednego z moich ulubionych seriali. Nieciekawy, delikatnie pisząc, mężczyzna spotyka kobietę o doskonalej urodzie. O dziwo, zaczyna miedzy nimi iskrzyć, on ją rozumie, ona jest tym zachwycona. W końcu trafiają do łózka. Tam kobieta wyciąga się jak kłoda, zamyka oczy, ręce sztywno wzdłuż ciała i mówi „Zrób to!”. Wszystkie emocje i żądze natychmiast opuszczają mężczyznę, do niczego nie dochodzi. Ta kobieta to właśnie Yamaha A-S2200. Zaczynając od tego co we wzmacniaczu powinno być najważniejsze czyli od dźwięku: Yamaha A-S2200 to najgorzej grający drogi wzmacniacz jaki kiedykolwiek słyszałem. Gdybym prowadził jakiś internetowy portal audio utrzymywany z reklam, to pewnie schowałbym to za zwrotami „neutralny”, „nie dodający nic od siebie”, „naturalny”, „bez zbędnych upiększeń” a szalejąc z odwagą nazwałbym Yamahę wzmacniaczem „grającym poprawnie”. To wszystko było prawdą traktowane oddzielnie, ale w ramach oferowanego przez A-S2200 brzmienia, jedną wielką bzdurą. Ten wzmacniacz musi mieć gdzieś wbudowany filtr emocji i muzykalności. To co z siebie wypluwa jest tak sterylne, pozbawione polotu, cienia uczuć, nudne i niewciągające jak perkusja z elektronicznych organów za 150 zł. Yamaha pokazuje muzykę taką jaką jest ?! Znaczy się, że Solomon Burke śpiewa swoje „Only a dream” bez emocji? Tak samo wykonują utwory Aretha Franklin, Elvis Presley, Buddy Guy i Ewa Bem? Także Diana Krall i Buena Vista Social Club wznoszą się na szczyty bezosobowości. A słuchał ktoś „Tears in Heaven” wykonane przez Erica Claptona na żywo z płyty MTV Unplugged ? Skała nie człowiek – „emocje” jak u robota i to podczas wykonywania utworu o śmierci własnego dziecka. Ten Clapton to musi być twardziel… Dokładnie tak brzmi cała muzyka odtwarzana przez A-S2200. Niezależnie od repertuaru, geniuszu artysty i miejsca wykonania – zawsze jest to bezpłciowe, wykastrowane i bezdennie nudne. Życia w tym tyle co w świeżo rozpakowanej gazie opatrunkowej. Po drugiej stronie stoi jakość wykonania i estetyka Yamahy. Dźwiękiem nie jest w stanie poruszyć nawet romantyka w depresji, ale wyglądem zachwyca i budzi pożądanie. Długo można szukać wzmacniacza równie pięknego i go nie znaleźć. Przy A-S2200 Esoteric F-05 wygląda jak skrzyżowanie starego radia z kuchenką kempingową, Shanling A3.2 jak aluminiowa wersja drukarki Brother a Accuphase E-5000 jak pokryta patyną tandeta. O ile jednak wygląd rzecz gustu, to jakość wykonania Yamahy, Esoterica i Shanlinga zachwyca, zaś w Accuphase coraz wyraźniej odstaje. Nierówno dogięte elementy we wzmacniaczu za ponad 60 tys zł są bowiem niewybaczalne. Osoba projektująca Yamahę zadbała o niezwykłą, vintageową estetykę połączoną z prostotą i elegancją. Nawet wiedząc jak fatalnie brzmi ten wzmacniacz, wiele osób będzie walczyło ze sobą by go nie kupić tylko ze względu na sam jego wygląd i jakość wykonania. Technicznie Yamaha także jest znakomita. Budowa wewnętrzna sprawia, że najlepiej by się sprzedawała chyba wersja z przezroczystą obudową. Tył to popis ergonomii i także piękna. Co więcej, Yamahę wyposażono w gniazda zbalansowane, takie prawdziwe a nie jak w większości sprzętu, przylutowane dla oszukania nabywcy i w żaden sposób nie mające uzasadnienia w budowie samego wzmacniacza. Żeby nie było, że nie dawałem A-S2200 szansy – łączyłem ją z kilkoma parami kolumn, wypróbowałem kilka kabli i źródeł. Efekt zawsze był ten sam – bezgraniczna nuda. Do fatalnego dźwięku dochodzi problem ceny. Obecnie to 17 tys zł. Da się znaleźć wzmacniacze wielokrotnie tańsze i grające dużo, dużo lepiej. Systematyczne podnoszenie ceny przez producenta wywindowało Yamahę w rejony dźwiękowe, w których nie ma ona czego szukać – jest jak modelka na ringu KSW. Czy zatem nikt jej nie kupi? Sądzę, że wzmacniacz znajdzie grono nabywców. Przede wszystkim to osoby uwiedzione wyglądem i nie wiedzące jak słaby muzycznie produkt kupują. Poza tym miłośnicy vintage – i starocie i Yamaha grają słabo, ale wyglądają obłędnie. W dodatku, w przeciwieństwie do kilkudziesięcioletnich gratów, Yamahę da się jeszcze kilkadziesiąt lat włączyć bez ryzyka pojawienia się chmury dymu. Są też właściciele nowoczesnych salonów: beton architektoniczny na ścianach, płytki na podłodze, ołtarz z telewizorem pod sufitem a niżej przepiękna Yamaha A-S2200 i para designerskich kolumn. Yamaha sprawdzi się doskonale wszędzie tam, gdzie dźwięk nie ma znaczenia. Może ktoś dźwiękiem Yamahy się zachwyci? Może takie granie trafi w czyjeś gusta? Absolutnie nikomu nie odbieram prawa do jego wrażeń, ale jednak miłośnik dobrego brzmienia przed kupnem Yamahy powinien jej koniecznie u siebie posłuchać i skonfrontować z czymś innym, nawet dużo, dużo tańszym. Ot tak, dla spokoju ducha, żeby później nie było, że coś nie zagrało. (Wybaczcie brak zdjęć, ale to efekt próby ognia jaki moja 2,5-letnia córka poddała jakiś czas temu telefon).
  23. Audio Physic Scorpio Scorpio, szczególnie w pierwszej wersji to kolumny mające obecnie kilkanaście lat. To, jeśli tylko nie trafi się na zużytą parę, ogromna zaleta – kolumny pochodzą z najlepszego okresu Audio Physic. Po niemal roku z tymi kolumnami mogę już całkiem sporo o nich napisać. Przede wszystkim, choć da się znaleźć w sieci trochę recenzji Scorpio, niemal bez wyjątku są one niewiele warte. Niemal wszystkie naznaczone są bowiem ogromną i niewybaczalną w przypadku tych kolumn wadą genetyczną. Na nic jakaś tam wiedza, wyobraźnia a nawet dobre chęci jeśli recenzent nie ma warunków do ich solidnego sprawdzenia. Scorpio przyciągają uwagę już samym wykonaniem. Kawał przepięknej, finezyjnej, solidnej i niezwykle pracochłonnej stolarki. Przy nich współczesne produkty AP jak Midex czy Codex wyglądają jak dzieło specjalisty od zabudowy z ciętych na wymiar przy jakimś markecie płyt przy gdańskim kredensie. Jakby tych nowych kolumn nie obkładać szkłem i czym tam jeszcze popadnie, przy Scorpio wyglądają na to czym rzeczywiście są: jarmarcznym, masowym, produktem obliczonym na krótkotrwały efekt. W pięknych skrzyniach osadzono aż siedem przetworników: cztery niskotonowe, dwa średniotonowe i jeden wysokotonowy. Zestrojenie kolumn wskazuje na konstrukcję 3,5-drożną. Audio Physic, dzięki Bogu nie szło za modą, więc Scorpio wyposażono tylko w dwa terminale do połączenia ze wzmacniaczem. To wszystko tak naprawdę tylko techniczny opis, realnie bez wartości dla kogoś kto chce cieszyć się dźwiękiem. Ten zaś w przypadku opisywanych kolumn daleko wykracza poza proste ujęcie w słowa. Szybki, mocny, precyzyjny, zniuansowany bas ma sam w sobie więcej barw i życia niż całe pasmo dźwięku w większości innych kolumn. Jeśli w ulubionym utworze ktoś wybierze sobie do słuchania gitarę basową czy coś innego grającego w niskich rejestrach, to szybko zorientuje się , że słyszy takie bogactwo tonów, jakiego wcześniej nawet nie mógł sobie wyobrazić. Po drugiej stronie mamy tony wysokie. Nie da uzyskać jednocześnie brzmienia bardziej szczegółowego i jednocześnie odprężającego, pozbawionego ostrości niż to co zaoferują słuchaczowi Scorpio. W każdym razie nie przy zachowaniu ceny na w miarę rozsądnym poziomie. Całość uzupełnia niesterylna, analogowa, niewyobrażalnie czytelna i tchnąca romantyczną doskonałością średnica. Taki opis można by jednak przyłożyć do wielu konstrukcji. Jednak w Scorpio mamy jeszcze coś co najlepiej chyba określić kulturą grania czy może klasą dźwięku – i tutaj wszystkie tony składają się na całość absolutnie wybitnego poziomu i uzależniającą niczym heroina. To wszystko to dopiero początek. Kolumny Audio Physic od dziesiątek lat chwalone są za wspaniale rozwijaną scenę muzyczną. W przypadku Scorpio trzeba znaleźć na jej opisanie nowe punkty odniesienia. Często w podsumowaniu recenzji, mamy do czynienia z jej wizualizacją. Zatem scenę przedstawia się tam jako większy lub mniejszy prostokąt namalowany na górnym rzucie kolumn. W przypadku Scorpio taki rysunek tak się miałby do rzeczywistości jak rozjechany na betonowej płycie przez walec drogowy jamnik do tegoż biegającego za motylem po łące. Siadamy, uruchamiamy źródło i zaczyna się magia. Scorpio tworzą bowiem obraz więcej niż idealnie holograficzny. Kolumny znikają a gra cała przestrzeń przed słuchaczem. I tak przestrzeń przybiera kształt ciasnego klubu, sali koncertowej czy studnia nagraniowego, zależnie od warunków w jakich powstało dane nagranie. Nie ma tu rozkładania na plany i lokowania źródeł przez kolumny, wszystko jest tam gdzie było w momencie tworzenia muzyki. To byłaby holografia, ale dzięki swojej magii, Scorpio każdemu dźwiękowi nadają jeszcze realnej cielesności. Nie tylko słyszymy, ale i czujemy, niemal widzimy artystów i instrumenty. To coś czego trzeba doświadczyć by uwierzyć, że jest możliwe. Na wstępie wspomniałem o braku dobrych recenzji tych kolumn. Najbliżej był Mariusz Malinowski, który doskonale wyczuł drzemiący w nich potencjał. Niestety i on nie do końca był w stanie się o nim przekonać. I tu dochodzimy do największej wady Scorpio – te kolumny wymagają ogromnej powierzchni. Ich test na na 20 czy 25 m2 to coś jak sprawdzanie A380 w połączeniu między Inowrocławiem a Grudziądzem łącznie z nieuchronnym wnioskiem, że An-2 to lepszy samolot. Nawet adaptacje akustycznie niewiele zmienią. Nigdy nie spotkałem kolumn tak zachłannych na przestrzeń. Najlepiej gdy stoją pośrodku pustego okręgu o średnicy 2.5m. 1,25 m od ściany z tyłu, 1,25 od bocznej. A to oznacza, że do samego ich ustawienia potrzebujemy kilkunastu metrów kwadratowych. Dołożyć pozostałe metry wymagane do rozwinięcia skrzydeł i szybko dochodzimy do wniosku, że bez 35-40 m2 nie ma co do nich podchodzić. O ile oczywiście zadbamy przy okazji o odpowiednią adaptację akustyczną. Ile osób dysponuje taką przestrzenią ? Napęd? Im więcej mocy tym lepiej. Do tego okablowanie: pilnujące by góra nie stała się męcząca i jednocześnie pozwalające w pełnie wykorzystać możliwości kolumn. Przy czym, o ile z powierzchnią reguła jest jasna, z mocą podobnie, o tyle z kablami nie ma żadnej: dopiero realny odsłuch mówi co mamy. Gdy już spełnimy wszystkie warunki stawiane przez Scorpio, zapewnimy im odpowiedni tor, poświęcimy miesiące na dostrajanie pomieszczenia i poszukiwanie optymalnego ustawienia kolumn, w zamian dostajemy dźwięk przecudowny, niewymuszony, podany z niewyobrażalną lekkością. Te kolumny nikomu niczego nie udowadniają, nie narzucają – prezentują muzykę a o opadającą szczękę i wytrzeszczone oczy martwic musi się już sam słuchający. Tym samym nie da się ich nazwać kolumnami dla audiofila: ten wiecznie poszukujący, wiecznie niezadowolony, pragnący zmian dla samych zmian typ, nie będzie miał czasu na docenienie wielkości konstrukcji Audio Physic. Scorpio to punkt docelowy dysponującego odpowiednimi dla nich warunkami melomana. Z naciskiem na „odpowiednie warunki”. W zbyt małym pomieszczeniu lepiej zagrają Tempo czy nawet budżetowe volksSitary. Tak jak wspomniany An-2 łatwiej pokona odcinek między dwoma trawnikami. Powyższe słowa dotyczą Scorpio I i grających podobnie II. Model 25 to już inny dźwięk, moim zdaniem łatwiejszy, ale i znacznie gorszy, mniej wciągający i idący w kierunku jaki kolumny Audio Physic zepchnął w recenzjach w ciągu kilkunastu lat z entuzjazmu do chłodnego dystansu obliczonego na niezrażenie potencjalnego reklamodawcy. W przypadku Scorpio fizyka audio przechodzi na inny poziom. Przestrzeń zaczyna nabierać cech kampera Barbie z „Life in the Dreamhouse” a czas spędzony na słuchaniu muzyki przyspiesza. Idziemy na kilkanaście minut, zdumieni wracamy gdy zegar wskazuje kilka godzin późniejszą porę, wciąż głodni zafundowanego nam spektaklu.
  24. Kable sprzdane, zworki wystawie osobno. Ogloszenie do zamkniecia.
  25. @Pan Promil Powineienes posluchac i wowczas zdecydowac. Wzgledem Atolla Shanling daje wiecej, ale moim zdanien bez negatywnych konsekwencji w rodzaju zbyt meczaca gora. Ale w Twoim przypadku zaryzykuje jeszcze jedna teorie - problem nie w sprzecie a w tym, ze sluchasz MQA. Kiedys poruszalem ten problem na tym forum. MQA to wielkie oszustwo, format stratny a upscaling i wszelikie jego wyzsze wartosci to juz zwykla kpina - nie dodadza zadnych informacji. Sam sluchalem MQA, ale im lepszy sprzet mialem tym bardziej bylo to meczace. Nic dziwnego skoro ten przekret skrojono na grono odiorcow sluchajacych w malych sluchawkach z telefonow czy odtwarzaczy. Ostatecznie juz dawno to sobie odpuscilem, podobnie jak wiele innych osob, takze tutaj. Kupuje plyty, zrzucam bezstratnie na dysk i z niego moj Lumin czerpie muzyke.
×
×
  • Utwórz nowe...