Hm, dla mnie raj ale nie jestem obiektywny bo przez ostatnie kilka lat słuchałem muzyki na zestawie kina domowego bez "klasycznych" przodów. Wszystko właściwie grało OK, jedynym mankamentem było to, że usłyszałem jak kiepsko niektóre płyty są wydane. W skrócie czego m.in. słuchałem (dużo pracy przed świętami to i lista krótka raczej ale w razie gdyby kogoś zainteresowało): muzyka klasyczna (m.in. Toccata i Fuga, Bolero, Carmina Burana, Jezioro łabędzie), filmowa (oczywiście Gwiezdne Wojny i kawałek bitewny z Gladiatora), elektroniczna (Jarre oczywiście), z ostrzejszych rzeczy to Alice Cooper, Rhapsody i Trans Syberian Orchiestra i z bliżej nieokreślonych rodzajów muzyki Lorena McKennitt (płyta koncertowa, coś pięknego) i Emma Shaplin. Niestety nie miałem pod ręką niczego operowego więc tego typu wokalu nie przetestowałem (choć właściwie Emmę Shaplin wokalnie można by pod tą kategorię podciągnąć). Satelitek właściwie nie testowałem na muzyce,miałem tego dosyć przez ostatnie kilka lat, ale oczywiście można posłuchać (zwłaszcza jak się ma coś w 5.1, np. koncert Jarre'a). Co do 7.1 to różnica pewna jest, aczkolwiek trzeba odpowiednio rozstawić głośniki i własną osobę aby faktycznie mieć to wszystko jakoś dookoła siebie. Zauważyłem też, że nie wszystkie filmy dają czadu na 7.1 (choć tak właściwie to żaden z nich nie jest nagrany w 7.1). Kiedy oglądałem jedynkę "Aliena" dodatkowe głośniki prawie cały czas sobie coś tam lekko mruczały (a i to mruczenie można było stwierdzić dopiero po przystawieniu ucha). Tylko raz się na prawdę odezwały, poszedł nimi dźwięk syreny alarmowej (i nie mam najmniejszego pojęcia dlaczego akurat ten dźwięk). Natomiast na Gwiezdnych Wojnach już full wypas. Porządnie nagrane diviksy też ładnie lecą na 7.1. pzdr