Na wstępie chciałbym się przywitać, bo to mój pierwszy post na forum.
Poszukuję obecnie podłogowych głośników które by zastąpiły moje Monitor Audio BX6 które mam od 3 lat i w sumie jestem z nich zadowolony, jednak po zmianie wzmacniacza na Hegla H80 wydaje mi się że nie wykorzystują w pełni jego potencjału i są obecnie najsłabszym ogniwem w moim systemie.
Zaciekawiły mnie głośniki Pylon Audio które zbierają wiele pozytywnych recenzji. Stąd postanowiłem przysłuchać się bliżej Pylon Diamond 25. Posłuchałem ich w salonie w towarzystwie Hegla Rost (zbliżony charakter brzmienia do H80) i chciałem się z Wami podzielić wrażeniami.
Zacznę od tego, że na początku było bardzo słabo. Przez pierwsze kilkanaście minut zastanawiałem się o co chodzi? czy ja jestem głuchy, czy może recenzenci mocno "sponsorowani". Trudno mi dokładnie opisać co było nie tak, generalnie grało płasko i blado. Przypomniałem sobie jednak że wzmacniacz był ściągnięty z półki a wiem z autopsji że Hegel musi się rozgrzać żeby zacząć grać. I tak po około 15 minutach zaczęło grać. Generalnie Diamondy to naprawdę bardzo ciekawe kolumny. Znane nagrania brzmią na nich trochę inaczej niż byłem przyzwyczajony powiedziałbym że wciągająco. Zgadzam się że świetnie kreują przestrzeń i całkowicie znikają z pomieszczenia, nawet dźwięki zlokalizowane w jednym kanale (np. stare nagrania stereo gdzie np. wokal gra w jednym kanale)nie brzmią ze skrzynki tylko jakby zza niej co jest bardzo fajne. Nie zgadzam się że mają przygaszoną górę, nie są ostre ale niczego w wysokich tonach mi raczej nie brakowało, nic nie syczy i nie drażni. Generalnie to czego mi w diamondach brakuje to "uderzenie" brak jak dla mnie trochę agresji, "pazura" w rocku. Jazz, klasyka, damskie wokale brzmią cudnie, ale The White Stripes jak dla mnie za grzecznie - brakowało mi np. mocy w uderzeniu stopy perkusyjnej w kawałkach Seven Nation Army albo Ball And Biscuit. Za to Agnes Obel - bajka. Pianino w końcu zabrzmiało jak pianino (BX-y się chowają) bardzo namacalnie, wszystko było pięknie rozłożone w przestrzeni. Podobnie Diana Krall albo Nick Cave. W muzyce klasycznej w nagraniach orkiestrowych można było wyłowić poszczególne instrumenty ze ściany dźwięku, słyszalne były bliższe i dalsze plany. Stare i słabiej zrealizowane nagrania zyskują coś trudnego do uchwycenia, że słucha się tego z przyjemnością pomimo niedoskonałości. W końcu elektronika i bas. I tu znowu pewien zawód. Massive Attack nie schodzi tak nisko jak powinien a jak już zejdzie, to bas jakby traci kontrolę. Jednym z referencyjnych kawałków do testowania basu jest dla mnie "Hey Now" London Grammar. Zniewalający, bardzo przestrzenny wokal, dźwięk wychodzi szeroko poza kolumny. Bas w tym kawałku schodzi bardzo nisko, bardziej go momentami czuć niż słychać. To znaczy na Monitor Audio, bo na Diamondach niestety nie poczułem. Nie wiem czy te braki w basie mogą wynikać z niewygrzania, a może głośniki były za bardzo wysunięte (ok. 2m od tylnej ściany) ale jednak braki w tym zakresie były ewidentne.