Skocz do zawartości

Audio Physic Scorpio I - fizyka i magia


FromBorg

Recommended Posts

Audio Physic Scorpio
 
  Scorpio, szczególnie w pierwszej wersji to kolumny mające obecnie kilkanaście lat. To, jeśli tylko nie trafi się na zużytą parę, ogromna zaleta – kolumny pochodzą z najlepszego okresu Audio Physic. Po niemal roku z tymi kolumnami mogę już całkiem sporo o nich napisać.
Przede wszystkim, choć da się znaleźć w sieci trochę recenzji Scorpio, niemal bez wyjątku są one niewiele warte. Niemal wszystkie naznaczone są bowiem ogromną i niewybaczalną w przypadku tych kolumn wadą genetyczną. Na nic jakaś tam wiedza, wyobraźnia a nawet dobre chęci jeśli recenzent nie ma warunków do ich solidnego sprawdzenia.
   Scorpio przyciągają uwagę już samym wykonaniem. Kawał przepięknej, finezyjnej, solidnej i niezwykle pracochłonnej stolarki. Przy nich współczesne produkty AP jak Midex czy Codex wyglądają jak dzieło specjalisty od zabudowy z ciętych na wymiar przy jakimś markecie płyt przy gdańskim kredensie. Jakby tych nowych kolumn nie obkładać szkłem i czym tam jeszcze popadnie, przy Scorpio wyglądają na to czym rzeczywiście są: jarmarcznym, masowym, produktem obliczonym na krótkotrwały efekt.
   W pięknych skrzyniach osadzono aż siedem przetworników: cztery niskotonowe, dwa średniotonowe i jeden wysokotonowy. Zestrojenie kolumn wskazuje na konstrukcję 3,5-drożną. Audio Physic, dzięki Bogu nie szło za modą, więc Scorpio wyposażono tylko w dwa terminale do połączenia ze wzmacniaczem.
To wszystko tak naprawdę tylko techniczny opis, realnie bez wartości dla kogoś kto chce cieszyć się dźwiękiem.
   Ten zaś w przypadku opisywanych kolumn daleko wykracza poza proste ujęcie w słowa. Szybki, mocny, precyzyjny, zniuansowany bas ma sam w sobie więcej barw i życia niż całe pasmo dźwięku w większości innych kolumn. Jeśli w ulubionym utworze ktoś wybierze sobie do słuchania gitarę basową czy coś innego grającego w niskich rejestrach, to szybko zorientuje się , że słyszy takie bogactwo tonów, jakiego wcześniej nawet nie mógł sobie wyobrazić.
   Po drugiej stronie mamy tony wysokie. Nie da uzyskać jednocześnie brzmienia bardziej szczegółowego i jednocześnie odprężającego, pozbawionego ostrości niż to co zaoferują słuchaczowi Scorpio. W każdym razie nie przy zachowaniu ceny na w miarę rozsądnym poziomie. Całość uzupełnia niesterylna, analogowa, niewyobrażalnie czytelna i tchnąca romantyczną doskonałością średnica.
   Taki opis można by jednak przyłożyć do wielu konstrukcji. Jednak w Scorpio mamy jeszcze coś co najlepiej chyba określić kulturą grania czy może klasą dźwięku – i tutaj wszystkie tony składają się na całość absolutnie wybitnego poziomu i uzależniającą niczym heroina.
   To wszystko to dopiero początek. Kolumny Audio Physic od dziesiątek lat chwalone są za wspaniale rozwijaną scenę muzyczną. W przypadku Scorpio trzeba znaleźć na jej opisanie nowe punkty odniesienia. Często w podsumowaniu recenzji, mamy do czynienia z jej wizualizacją. Zatem scenę przedstawia się tam jako większy lub mniejszy prostokąt namalowany na górnym rzucie kolumn. W przypadku Scorpio taki rysunek tak się miałby do rzeczywistości jak rozjechany na betonowej płycie przez walec drogowy jamnik do tegoż biegającego za motylem po łące. Siadamy, uruchamiamy źródło i zaczyna się magia. Scorpio tworzą bowiem obraz więcej niż idealnie holograficzny. Kolumny znikają a gra cała przestrzeń przed słuchaczem. I tak przestrzeń przybiera kształt ciasnego klubu, sali koncertowej czy studnia nagraniowego, zależnie od warunków w jakich powstało dane nagranie. Nie ma tu rozkładania na plany i lokowania źródeł przez kolumny, wszystko jest tam gdzie było w momencie tworzenia muzyki. To byłaby holografia, ale dzięki swojej magii, Scorpio każdemu dźwiękowi nadają jeszcze realnej cielesności. Nie tylko słyszymy, ale i czujemy, niemal widzimy artystów i instrumenty. To coś czego trzeba doświadczyć by uwierzyć, że jest możliwe.
   Na wstępie wspomniałem o braku dobrych recenzji tych kolumn. Najbliżej był Mariusz Malinowski, który doskonale wyczuł drzemiący w nich potencjał. Niestety i on nie do końca był w stanie się o nim przekonać. I tu dochodzimy do największej wady Scorpio – te kolumny wymagają ogromnej powierzchni. Ich test na na 20 czy 25 m2 to coś jak sprawdzanie A380 w połączeniu między Inowrocławiem a Grudziądzem łącznie z nieuchronnym wnioskiem, że An-2 to lepszy samolot. Nawet adaptacje akustycznie niewiele zmienią. Nigdy nie spotkałem kolumn tak zachłannych na przestrzeń. Najlepiej gdy stoją pośrodku pustego okręgu o średnicy 2.5m. 1,25 m od ściany z tyłu, 1,25 od bocznej. A to oznacza, że do samego ich ustawienia potrzebujemy kilkunastu metrów kwadratowych. Dołożyć pozostałe metry wymagane do rozwinięcia skrzydeł i szybko dochodzimy do wniosku, że bez 35-40 m2 nie ma co do nich podchodzić. O ile oczywiście zadbamy przy okazji o odpowiednią adaptację akustyczną. Ile osób dysponuje taką przestrzenią ?
Napęd? Im więcej mocy tym lepiej. Do tego okablowanie: pilnujące by góra nie stała się męcząca i jednocześnie pozwalające w pełnie wykorzystać możliwości kolumn. Przy czym, o ile z powierzchnią reguła jest jasna, z mocą podobnie, o tyle z kablami nie ma żadnej: dopiero realny odsłuch mówi co mamy.
   Gdy już spełnimy wszystkie warunki stawiane przez Scorpio, zapewnimy im odpowiedni tor, poświęcimy miesiące na dostrajanie pomieszczenia i poszukiwanie optymalnego ustawienia kolumn, w zamian dostajemy dźwięk przecudowny, niewymuszony, podany z niewyobrażalną lekkością. Te kolumny nikomu niczego nie udowadniają, nie narzucają – prezentują muzykę a o opadającą szczękę i wytrzeszczone oczy martwic musi się już sam słuchający. Tym samym nie da się ich nazwać kolumnami dla audiofila: ten wiecznie poszukujący, wiecznie niezadowolony, pragnący zmian dla samych zmian typ, nie będzie miał czasu na docenienie wielkości konstrukcji Audio Physic. Scorpio to punkt docelowy dysponującego odpowiednimi dla nich warunkami melomana. Z naciskiem na „odpowiednie warunki”. W zbyt małym pomieszczeniu lepiej zagrają Tempo czy nawet budżetowe  volksSitary. Tak jak wspomniany An-2 łatwiej pokona odcinek między dwoma trawnikami.
   Powyższe słowa dotyczą Scorpio I i grających podobnie II. Model 25 to już inny dźwięk, moim zdaniem łatwiejszy, ale i znacznie gorszy, mniej wciągający i idący w kierunku jaki kolumny Audio Physic zepchnął w recenzjach w ciągu kilkunastu lat z entuzjazmu do chłodnego dystansu obliczonego na niezrażenie potencjalnego reklamodawcy.
    W przypadku Scorpio fizyka audio przechodzi na inny poziom. Przestrzeń zaczyna nabierać cech kampera Barbie z „Life in the Dreamhouse” a czas spędzony na słuchaniu muzyki przyspiesza. Idziemy na kilkanaście minut, zdumieni wracamy gdy zegar wskazuje kilka godzin późniejszą porę, wciąż głodni zafundowanego nam spektaklu.
 

IMG_20221106_194012_resize_9.jpg

IMG_20221106_194834_resize_98.jpg

IMG_20221106_195050_resize_8.jpg

IMG_20221106_195110_resize_9.jpg

IMG_20221106_194123_resize_66.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

32 minuty temu, FromBorg napisał:

Audio Physic Scorpio
 
  Scorpio, szczególnie w pierwszej wersji to kolumny mające obecnie kilkanaście lat. To, jeśli tylko nie trafi się na zużytą parę, ogromna zaleta – kolumny pochodzą z najlepszego okresu Audio Physic. Po niemal roku z tymi kolumnami mogę już całkiem sporo o nich napisać.
Przede wszystkim, choć da się znaleźć w sieci trochę recenzji Scorpio, niemal bez wyjątku są one niewiele warte. Niemal wszystkie naznaczone są bowiem ogromną i niewybaczalną w przypadku tych kolumn wadą genetyczną. Na nic jakaś tam wiedza, wyobraźnia a nawet dobre chęci jeśli recenzent nie ma warunków do ich solidnego sprawdzenia.
   Scorpio przyciągają uwagę już samym wykonaniem. Kawał przepięknej, finezyjnej, solidnej i niezwykle pracochłonnej stolarki. Przy nich współczesne produkty AP jak Midex czy Codex wyglądają jak dzieło specjalisty od zabudowy z ciętych na wymiar przy jakimś markecie płyt przy gdańskim kredensie. Jakby tych nowych kolumn nie obkładać szkłem i czym tam jeszcze popadnie, przy Scorpio wyglądają na to czym rzeczywiście są: jarmarcznym, masowym, produktem obliczonym na krótkotrwały efekt.
   W pięknych skrzyniach osadzono aż siedem przetworników: cztery niskotonowe, dwa średniotonowe i jeden wysokotonowy. Zestrojenie kolumn wskazuje na konstrukcję 3,5-drożną. Audio Physic, dzięki Bogu nie szło za modą, więc Scorpio wyposażono tylko w dwa terminale do połączenia ze wzmacniaczem.
To wszystko tak naprawdę tylko techniczny opis, realnie bez wartości dla kogoś kto chce cieszyć się dźwiękiem.
   Ten zaś w przypadku opisywanych kolumn daleko wykracza poza proste ujęcie w słowa. Szybki, mocny, precyzyjny, zniuansowany bas ma sam w sobie więcej barw i życia niż całe pasmo dźwięku w większości innych kolumn. Jeśli w ulubionym utworze ktoś wybierze sobie do słuchania gitarę basową czy coś innego grającego w niskich rejestrach, to szybko zorientuje się , że słyszy takie bogactwo tonów, jakiego wcześniej nawet nie mógł sobie wyobrazić.
   Po drugiej stronie mamy tony wysokie. Nie da uzyskać jednocześnie brzmienia bardziej szczegółowego i jednocześnie odprężającego, pozbawionego ostrości niż to co zaoferują słuchaczowi Scorpio. W każdym razie nie przy zachowaniu ceny na w miarę rozsądnym poziomie. Całość uzupełnia niesterylna, analogowa, niewyobrażalnie czytelna i tchnąca romantyczną doskonałością średnica.
   Taki opis można by jednak przyłożyć do wielu konstrukcji. Jednak w Scorpio mamy jeszcze coś co najlepiej chyba określić kulturą grania czy może klasą dźwięku – i tutaj wszystkie tony składają się na całość absolutnie wybitnego poziomu i uzależniającą niczym heroina.
   To wszystko to dopiero początek. Kolumny Audio Physic od dziesiątek lat chwalone są za wspaniale rozwijaną scenę muzyczną. W przypadku Scorpio trzeba znaleźć na jej opisanie nowe punkty odniesienia. Często w podsumowaniu recenzji, mamy do czynienia z jej wizualizacją. Zatem scenę przedstawia się tam jako większy lub mniejszy prostokąt namalowany na górnym rzucie kolumn. W przypadku Scorpio taki rysunek tak się miałby do rzeczywistości jak rozjechany na betonowej płycie przez walec drogowy jamnik do tegoż biegającego za motylem po łące. Siadamy, uruchamiamy źródło i zaczyna się magia. Scorpio tworzą bowiem obraz więcej niż idealnie holograficzny. Kolumny znikają a gra cała przestrzeń przed słuchaczem. I tak przestrzeń przybiera kształt ciasnego klubu, sali koncertowej czy studnia nagraniowego, zależnie od warunków w jakich powstało dane nagranie. Nie ma tu rozkładania na plany i lokowania źródeł przez kolumny, wszystko jest tam gdzie było w momencie tworzenia muzyki. To byłaby holografia, ale dzięki swojej magii, Scorpio każdemu dźwiękowi nadają jeszcze realnej cielesności. Nie tylko słyszymy, ale i czujemy, niemal widzimy artystów i instrumenty. To coś czego trzeba doświadczyć by uwierzyć, że jest możliwe.
   Na wstępie wspomniałem o braku dobrych recenzji tych kolumn. Najbliżej był Mariusz Malinowski, który doskonale wyczuł drzemiący w nich potencjał. Niestety i on nie do końca był w stanie się o nim przekonać. I tu dochodzimy do największej wady Scorpio – te kolumny wymagają ogromnej powierzchni. Ich test na na 20 czy 25 m2 to coś jak sprawdzanie A380 w połączeniu między Inowrocławiem a Grudziądzem łącznie z nieuchronnym wnioskiem, że An-2 to lepszy samolot. Nawet adaptacje akustycznie niewiele zmienią. Nigdy nie spotkałem kolumn tak zachłannych na przestrzeń. Najlepiej gdy stoją pośrodku pustego okręgu o średnicy 2.5m. 1,25 m od ściany z tyłu, 1,25 od bocznej. A to oznacza, że do samego ich ustawienia potrzebujemy kilkunastu metrów kwadratowych. Dołożyć pozostałe metry wymagane do rozwinięcia skrzydeł i szybko dochodzimy do wniosku, że bez 35-40 m2 nie ma co do nich podchodzić. O ile oczywiście zadbamy przy okazji o odpowiednią adaptację akustyczną. Ile osób dysponuje taką przestrzenią ?
Napęd? Im więcej mocy tym lepiej. Do tego okablowanie: pilnujące by góra nie stała się męcząca i jednocześnie pozwalające w pełnie wykorzystać możliwości kolumn. Przy czym, o ile z powierzchnią reguła jest jasna, z mocą podobnie, o tyle z kablami nie ma żadnej: dopiero realny odsłuch mówi co mamy.
   Gdy już spełnimy wszystkie warunki stawiane przez Scorpio, zapewnimy im odpowiedni tor, poświęcimy miesiące na dostrajanie pomieszczenia i poszukiwanie optymalnego ustawienia kolumn, w zamian dostajemy dźwięk przecudowny, niewymuszony, podany z niewyobrażalną lekkością. Te kolumny nikomu niczego nie udowadniają, nie narzucają – prezentują muzykę a o opadającą szczękę i wytrzeszczone oczy martwic musi się już sam słuchający. Tym samym nie da się ich nazwać kolumnami dla audiofila: ten wiecznie poszukujący, wiecznie niezadowolony, pragnący zmian dla samych zmian typ, nie będzie miał czasu na docenienie wielkości konstrukcji Audio Physic. Scorpio to punkt docelowy dysponującego odpowiednimi dla nich warunkami melomana. Z naciskiem na „odpowiednie warunki”. W zbyt małym pomieszczeniu lepiej zagrają Tempo czy nawet budżetowe  volksSitary. Tak jak wspomniany An-2 łatwiej pokona odcinek między dwoma trawnikami.
   Powyższe słowa dotyczą Scorpio I i grających podobnie II. Model 25 to już inny dźwięk, moim zdaniem łatwiejszy, ale i znacznie gorszy, mniej wciągający i idący w kierunku jaki kolumny Audio Physic zepchnął w recenzjach w ciągu kilkunastu lat z entuzjazmu do chłodnego dystansu obliczonego na niezrażenie potencjalnego reklamodawcy.
    W przypadku Scorpio fizyka audio przechodzi na inny poziom. Przestrzeń zaczyna nabierać cech kampera Barbie z „Life in the Dreamhouse” a czas spędzony na słuchaniu muzyki przyspiesza. Idziemy na kilkanaście minut, zdumieni wracamy gdy zegar wskazuje kilka godzin późniejszą porę, wciąż głodni zafundowanego nam spektaklu.
 

IMG_20221106_194012_resize_9.jpg

IMG_20221106_194834_resize_98.jpg

IMG_20221106_195050_resize_8.jpg

IMG_20221106_195110_resize_9.jpg

IMG_20221106_194123_resize_66.jpg

Będzie sprzedawane 😁

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 6.11.2022 o 22:19, J4Z napisał:

Z atollem też miałeś taki super barwny i zróżnicowany bas jak tu piszesz? O ile pamięć mnie nie myli to miałeś któregoś in200? 

Trzeci raz pisze odpowiedz, bo cos nie wchodzi. Mialem Atolla in200 Signature. Z kolumnami o duzej liczbie przetwornikow niskotonowych, ale malej srednicy, daje on bardzo dobry bas. Ale Shanling pod kazdym wzgledem gra w zupelnie innej lidze. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, karolkos napisał:

Audio physic'i zawsze były gdzieś tam w kręgu moich zainteresowań. Ciekawe jak by się "wyginały" przy moim wzmacniaczu ? 🙂

 

Nigdy nie bedzie wiadomo dopoki sie nie sprobuje. Kwestia zgrania w rozwazaniach teoretycznych sensu ma niewiele bo moze calkowicie rozminac sie z praktyka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, lpomis napisał:

@FromBorg - no to zamawiam tego Szanlinga. Zobaczymy ile to warte będzie z Sitarami. Tylko stolik muszę poszerzyć do tego czasu ;)

Bedziesz wiedzial gdy przyjedzie, podlaczysz, wygrzejesz. Czyli za jakis czas. Mam nadzieje, ze wpisze sie u Ciebie, ale gwarancji nie ma nigdy. 

Stolik musi byc szeroki, bardzo gleboki i solidny. U mnie pod blatem sa belki 70x45 i dopiero spie spokojnie. 

Wszedlem, zmierzylem. W specyfikacji wysokosc to 19,7 cm. W rzeczywistosci to 23 cm. Szerokosc sie zgadza. Glebokosc razem z kablami to 55 cm. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wkleiłeś treść z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Only 75 emoji are allowed.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Poprzedni post został zachowany.   Wyczyść edytor.

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Utwórz nowe...