-
Zawartość
1 120 -
Dołączył
-
Ostatnio
Informacje osobiste
-
Lokalizacja
Pomerania
Ostatnio na profilu byli
9 594 wyświetleń profilu
-
Kolumny: Audio Physic, B&W Wzmacniacze: Advance Acoustic, Denon, Graham Slee CD: Cambridge Audio, Denon Streamer: Cambridge Audio, Google Słuchawki: Grado Labs, Apple, Denon, Sennheiser
-
To jest dziewczyna! W dwóch różnych odsłonach…
-
Sporo frajdy, którą czerpię z tego hobby, wynika z faktu iż obcuję z nośnikami, które często są niewiele młodsze ode mnie. Celuję w pierwsze wydania. Dodatkowo obcowanie ze smartfonem, tabletem, streamerem, NASem przekreśla u mnie możliwość pełnego relaksu. Nie mam aż takiej awersji do tego rodzaju sprzętu jak Tomasz Beksiński ale coś w tym stylu…
-
W tym produkcie nie zestarzał się żaden składnik. Każdy instrument wciąż brzmi świeżo. A obraz przyprawia o gęsią skórkę. Nawet ten Citroën CX wygląda nowocześniej niż większość współczesnych samochodów…
-
Niech on się już zlituje… dałem mu miejsce na 54 opakowania CD… czy on myśli, że ja mam szuflady z gumy?;)
-
Rok 1983 i „Nobody’s Diary”. Jedna z najpiękniejszych ejtisowych piosenek o miłości. Dać jej nową aranżację, i staje się bez problemu ponownym hitem. Jedyny utwór Yazoo, który wciąż cenię. Jest w niej fragment, który paradoksalnie może przydać się statystycznemu audiofilowi (chociaż Alison z pewnością chodziło o coś innego): „You can change the chapter you can change the book, But the story remains the same if you'd take a look.”…;)
-
🙂 https://www.jazzonfilmrecords.com/product/jazz-in-polish-cinema/
-
Chyba jedyne wydanie na nośniku kilku utworów (może wszystkich?) pięknej muzyki Komedy do filmu “Niewinni Czarodzieje” Wajdy. Na innych kompilacjach zawarto tylko jeden utwór, np. tutaj: Po raz pierwszy usłyszałem “Niewinnych…” gdzieś koło roku 2000 w Trzech Kwadransach Jazzu u Pawła Brodowskiego i od tamtej pory są we mnie. ”Jazz in Polish Cinema…” to chyba wydanie czteropłytowe. Tak więc cena musi być odpowiednia.
-
Posiadam kilka płyt z tej serii. I one wszystkie brzmią tak czysto, krystalicznie, selektywnie, przez co nieco sterylnie. Masteringu serii podjął się Damian Lipiński https://lipinskimastering.com/index.php . Mam wrażenie, że mocno wzoruje się na wydaniach japońskich bo te nieliczne, które posiadam, brzmią bardzo podobnie - a szczególnie soprany. Może się ta prezentacja podobać i z tego co czytałem, podoba się szerokiej rzeszy melomanów. Jednak wnioski po pierwszych odsłuchach miałem podobne do Twoich Grzesiek: piękne to ale trochę brakuje klimatu vintage…
-
Charlie Haden był nie tylko jednym z najwybitniejszych basistów jazzowych, ale też prywatnie - przyjacielem Keitha Jarretta, z którym grywał jeszcze zanim pianista związał się na dobre z niemiecką wytwórnią ECM. Wczesną wiosną 2010 roku muzycy spotkali się w prywatnym studio Keitha w Oxford Township (New Jersey) w na wspólnym, pozbawionym presji, niezobowiązującym muzykowaniu, którego celem była jedynie przyjemność wspólnego grania a nie potrzeba wypełnienia zobowiązań wobec wytwórni. Zarejestrowany wówczas materiał okazał się tak ciekawy i wartościowy, że muzycy zdecydowali się go jednak opublikować. Powstały dwie płyty, z których ta druga, (wydana cztery lata po pierwszej „Jasmine” 2010), nosi tytuł „Last Dance”. Jej tytuł nawiązuje do czegoś, co wówczas było już wiadome i niestety nieuchronne, a co wydarzyło się kilka dni po oficjalnej premierze płyty. Zawarta na „Last Dance” muzyka przypomina dialog dwóch przyjaciół - świetnie rozumiejących się jako ludzie ale też, co tu najistotniejsze, jako profesjonalni muzycy. Poszczególne utwory zagrane są niezwykle delikatnie, aby nie powiedzieć - czule. Przepełnione są też smutkiem i nostalgią - nieodłącznymi składnikami każdego rozstania. Słucha się tego materiału z wielką przyjemnością - może nawet tym większą, że Jarrett rzadko pozwala sobie sobie na takie spokojne klimaty. Pod tym względem, estetyka płyty zbliża się moim zdaniem do wydanej w 1999 roku solowej „The Melody at Night, with You”. Płytę ”Last Dance” poleciłbym nawet osobom niesłuchającym jazzu na codzień. Bo to piękna i łatwo przyswajalna muzyka. — Dzisiaj, dokładnie pięć lat temu, założyłem konto na tym forum aby zgłębić tajemne składniki audiofilskiej kuchni. To był ważny dla mnie czas. Dużo się od Was nauczyłem, za co serdecznie każdemu z Was, bez wyjątku, dziękuję. Zapraszam na ostatni taniec. Bo warto. Keith Jarrett, Charlie Haden „Last Dance” (2014).
-
Audio laik zazwyczaj nie zwróci uwagi na sprzęt, chyba że wyłącznie na kolumny. Podobnie jak nie zwróci uwagi na drogą “stałkę” podpiętą pod body, ale na obiektyw tele - zawsze - bo jest duży (a niekoniecznie drogi). W audio duża (i dziwna) dla kogoś spoza tego hobby jest widoczna w pomieszczeniu adaptacja akustyczna. To dopiero po jej ujrzeniu pojawiają się osobliwe spojrzenia w kierunku domownika…;) Zdarzyło się Wam uronić łzę podczas słuchania muzyki? Albo mieć “gęsią skórkę”. Niektórzy do tego nigdy nie dojdą bo nie mają tej wrażliwości. Oni zapewne mają inne pasje. Tak jak ja nie mam odpowiedniej wrażliwości motoryzacyjnej według mojego kolegi bo za nic mam “hologramy” na lakierze mojego samochodu…
-
Podczas świątecznego obdarowywania, wpadła mi w ręce ciekawa już 20-letnia płyta: Arild Andersen - The Triangle (2004). Arild Andersen to jeden z najbardziej lubianych przeze mnie basistów sesyjnych. Tu na dość spokojnej płycie swojego autorstwa, której nie sposób nie lubić. W dodatku jest to jej pierwsze wydanie, dzisiaj raczej rzadkie. Poza japońskim, w które to wydania nie celuję, wznowiona została jeszcze jedynie w jubileuszowej serii Touchstones - kolekcji 50 kluczowych dla wytwórni ECM płyt na jej 50-cio lecie istnienia. Niestety sposób wydania płyt serii Touchstones w lichych kartonowych „wsuwkach” uwłacza potrzebom melomanów - tych wydań się nie pożąda - je się omija szerokim łukiem. Nie mówiąc już o stronie praktycznej: wsuwana w kartonową obwolutę płyta CD bardzo szybko nabiera niezliszonych przetarć i rys. Niestety kupując ten tytuł via Internet mamy niemal 100% pewności, że dostaniemy ten „kartonowy bubel”.
-
Piękny zestaw! Leśnego Bożka nie znam ale dzisiaj poznam.
-
Chcę stworzyć domowe studio muzyczne w wersji bardzo podstawowej - bez robienia akustyki i możliwości zaawansowanego nagrywania - a tylko do komponowania i prostego muzykowania. Mam fajnego syntha - stary ale jary - od lat kurzy się w kącie. Potrzebuję automat perkusyjny bo sprzedałem dawno temu, gitarę, wzmacniacz, proste nagłośnienie, Shure SM58 i jakiś drugi pojemnościowy wystarczą. Może kupię jakiegoś prostego vintage 4-ro ślada Fostexa. Chcę się pobawić z moim ośmioletnim dzieckiem w muzykowanie bo przejawia zainteresowanie i to lubi. A ja może chociaż trochę wrócę do dawnej pasji;) Tak więc zakupy płyt „on hold”.
-
Ja w 2024 na płyty CD przewaliłem kwotę, za którą kupiłbym system ze średniej półki, np. do sypialni. Zatem gdy podliczyłem koszt tej „CD aktywności”, to uznałem, że sprawy zaszły daleko… Dlatego wyznaczyłem sobie limit na 2025: jedna płyta na kwartał. Trzymajcie kciuki, proszę…;) Z BEAMO przyszły też dwie inne. Też piękne. Jak przestać ja się pytam! PS. BEAMO zamówione w sklepie na stronie podanej w moim poście powyżej jeszcze przed świętami (czyli aktualnie „last call”), wysyłane jest z autografem Leszka Możdżera. To nie to samo co osobiście, ale zawsze. Polecam!