-
Zawartość
1 104 -
Dołączył
-
Ostatnio
Informacje osobiste
-
Lokalizacja
Pomerania
Ostatnio na profilu byli
8 653 wyświetleń profilu
-
Jedno jest pewne: koncerty solo Keitha Jarretta potrafią uzależniać. Nawet gdy o nich na kilka miesięcy zapomnę w podążaniu za nowymi muzycznymi fascynacjami, to zawsze się upomną o swoje: wcześniej czy później, cyklicznie, wpadam w „Jarrettowy cug”, który zazwyczaj trwa koło dwóch tygodni. Bardzo lubię ten czas. To jak spotkanie z dobrym znajomym. Trwa to już od wielu lat. Po okresie nasycenia porzucam jego muzykę aby wrócić do niego w stosownym momencie. Najlepsze jest jednak to, że wciąż nie posiadam, a nawet nie słuchałem wszystkich jego płyt (choć jest to mniejsza część dyskografii). Także zawsze jest dla mnie jeszcze coś nowego do odkrycia nawet u starego poczciwego Keitha. Jarrett nie może już dzisiaj koncertować. Tym cenniejsze jest to co do tej pory wydał. O tak… (tylko to koncerty w Trio a nie solo).
-
Moja pierwsza płyta Keitha Jarretta. Bardzo dobry koncert i moim zdaniem miejscami mocno inny od pozostałych dokonań solo tego artysty. Ma to co lubię: stawia opór i nie daje się w pełni poznać a co za tym idzie - docenić - po pierwszych dwóch, trzech przesłuchaniach. Ja do tego koncertu musiałem dojrzeć, co zabrało mi kilka lat…
-
Aby “wpaść “ w audiofilię, obok odpowiednich warunków lokalowych i zasobów, trzeba posiadać pewne cechy charakteru. Ja jestem słabym materiałem na audiofila bo się do rzeczy przywiązuję a gdy zaczynają szwankować, zawsze wolę naprawić, wyczyścić, odrestaurować i używać dalej niż wymienić na nowe. Ale taki mój tata, na przykład, ma zupełnie inny mental audio: swego czasu przewalił zdecydowaną większość sprzętu dostępnego w Polsce w latach 80-tych i 90-tych. Rzadko za tymi zmianami nadążałem i nigdy nie rozumiałem po co to wszystko. Ale mimo wszystko miło było go obserwować gdy podłączał nowy sprzęt z wypiekami na twarzy. @Rega napisał ostatnio, że ma w sobie 30% audiofila vs 70% melomana. Zdrowa mieszanka… Daleko mi jednak i do niego, bo u mnie to jakieś 10 do 90. Ale… jest jedna jedyna rzecz, która zaprząta mi umysł od bardzo dawna. Nazywa się Klipsch Heresy III. Póki co się opieram. Ale nie ręczę, że pewnego dnia nie pęknę… Niestety, obecne Audio Physic Tempo 25 grają naprawdę bardzo dobrze. Nie dają mi kompletnie żadnych powodów do narzekań… martwić się tym czy cieszyć? Zapewne odpowiedź audiofila byłaby tu inna niż ta melomana…;) No i jeszcze jeden genialny pomysł, żywcem skopiowany od @Kraft-a (i pewnie innych): kilka rotujących zestawów monitorów, podłączanych na zmianę wedle ochoty i nastroju. Tak pewnie wyglądało będzie moje audio za 10 lat, gdy wszyscy członkowie rodziny już podrosną i ryzyko strącenia kolumny ze standu przestanie być realnym zagrożeniem… Pomalutku… powolutku… pożyjemy, zobaczymy…
- 138 odpowiedzi
-
- audiofilskie
- hiend
-
(i %d więcej)
Tagi:
-
Kto z Was był „audiofilem” w swoich latach 20-tych czy nawet 30-tych? Ja nie byłem, choć dobry dźwięk zawsze zwracał moją uwagę. Przeprowadzałem się w dorosłym życiu 11 razy. Słowem, nie zawsze było jak się poświęcić temu pięknemu hobby na poważnie. Dajmy młodym dorosnąć, rozsiąść się w wygodnym fotelu życia, dojść do odpowiedniego statusu materialnego gdzie zainteresowanie inwestycją w dobry dźwięk pojawi się spontanicznie. Jedynie nieliczni poczują ten zew. Ale właśnie ci nieliczni zastąpią nas - też w gruncie rzeczy nielicznych. O to jestem spokojny.
- 138 odpowiedzi
-
- 3
-
- audiofilskie
- hiend
-
(i %d więcej)
Tagi:
-
Niestety masz rację, trudno o tym nie myśleć i każdego dnia nie sprawdzać wiadomości. Ale… “Panie daj mi odwagę, abym mógł zmienić to, co zmienić mogę, Daj cierpliwość, abym mógł przyjąć to, czego zmienić nie mogę, Ale nade wszystko daj mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego.” Marek Aureliusz
-
Jest ich jednak wciąż znacznie mniej niż dinozaurów w Mezozoiku i z pewnością natura położy im kres tym łatwiej i szybciej…
-
O Polskę jestem spokojny. I nie dlatego, że obecna władza mi „leży”. Bo akurat leży nie dokońca (ponowne założenie przepoconych skarpet nie sprawi, że staną się nagle czyste i świeże po ośmiu latach leżenia w kącie). Ale i tak jestem spokojny bo od 35 lat powoli, choć z upadkami po drodze, konsekwentnie podążamy we właściwym kierunku. Jesteśmy mądrym i dobrze wyedukowanym narodem. Mamy mocny instynkt samozachowawczy - lubimy spać ale budzimy się gdy sytuacja tego wymaga. Jesteśmy bardzo pracowici i inne narody to wiedzą. Firma, w której pracuję kupiła niedawno firmę skandynawską. Pierwsze co powiedzieli Duńczycy to: „O cholera, teraz trzeba będzie naprawdę pracować…”. Cieszymy się dużym szacunkiem w zdecydowanej większości krajów na świecie. Potrafimy obejść głupie systemy i zakazy i nie idziemy jak baranki wszyscy w jednym kierunku. A to obecnie rzadkość wśród rasy ludzkiej. Wierzę, że jak uporaliśmy się z kajdanami Stalina, tak samo uporamy się z każdymi innymi. Pamiętam jak wiele, wiele lat temu oglądałem program gdzie ekipa TV odwiedziła Aleksandra Gudzowatego w jego domu. Pomimo, iż był zdeklarowanym ateistą, wybudował sobie w ogrodzie kapliczkę wielowyznaniową z symbolami należącymi do różnych systemów religijnych, aby tam odpoczywać, dumać, rozprawiać. Do dzisiaj imponuje mi jego wówczas akceptujące acz zdrowe i zdystansowane podejście do tego jakże prostego zagadnienia. Prostego - gdy go niepotrzebnie nie komplikujemy naszym zacietrzewieniem i niezdrowymi emocjami, brakiem poszanowania dla inności i niedostatecznym dystansem do siebie i zjawisk nas otaczających. A ponieważ jest to forum audio, to dodam jeszcze, nawiązując zgrabnie do jego tematyki, że pomimo, iż pewnie nie do końca w sposób przemyślany, to jednak już 32 lata temu Sinéad O’Connor nazwała rzeczy po imieniu.
-
Jeżeli masz na myśli kawałek otwierający album, to uważam go za jednen z najpiękniejszych utworów o miłości, bliskości i przywiązaniu, jaki kiedykolwiek powstał w muzyce pop. Muzyka, słowa, aranżacja. Uwielbiam.
-
Ja mam tak z Chopinem z tą różnicą, że ucho me po latach ani o nutę łaskawsze… I wiem, że dość nieelegancko to brzmi w Dzień Niepodległości. JMJ był u mnie na salonach około roku. Zaczęło się gdy byłem w klasie siódmej. W ósmej, na jego nieszczęście, poznałem Albedo 0.39 i Heaven & Hell, a przede wszystkim L’apocalypse des Animaux i od razu znielubiłem el muzykę generowaną przez arpeggiatory przy ogromnym wsparciu sequencerów co na końcu oznaczało, że nie wiadomo czyja to była muzyka: artysty czy algorytmu. Piękna płyta. Dziękuję za przypomnienie. Wrócę… Listopad jest potrzebny. Nie mniej niż sierpień. W porze ciepłej się bawię. W zimnej dumam i podejmuję decyzje.
-
Klimat rodem z Mad Maxa: nowoczesność i pierwotność w jednym...;). Podobna w pewnym względzie jest trąbka w ustach Jona Hassella (kiedyś już prezentowałem), też taka “madmaxowa”…
-
Piękna kompilacja. Z czterech albumów Manu służących temu wydawnictwu za “bazę”, posiadam drugi - “Neighbourhood” i czwarty “Manu Katché”. Szczególnie lubię ten ostatni a to chyba za sprawą hipnotycznej trąbki w ustach Nilsa Pettera Molværa. Nie byłbym sobą, gdybym z okazji nie skorzystał i czegoś nie polecił. Oczywiście nawiązując do tej hołubionej przeze mnie trąbki. Album brzmiący nowocześnie i z wpływami etno. Poza tym bardzo znany i uznany - nie raz w tym wątku pewnie prezentowany. Nils Petter Molvær - Khmer (1997)
-
JMJ ma (miał) wspaniałą umiejętność efektownego i oryginalnego żonglowania tonacjami oraz tworzenia ciekawych barw i muzycznych aur. Był też jednym z pionierów el muzyki. Jednak (zbyt) szybko wykalkulował, że spłycenie warswy muzycznej i wprowadzenie prostych i nadużywanych przy byle okazji “tanich” trików (glissanda, arpeggia, odgłosy natury) pozytywnie wpłynie na sprzedaż płyt - czy też jak niektórzy wolą “dotarcie do szerokiej rzeszy odbiorców “. Dla większości z nas na tym forum, jego muzyka jest tak głęboko wpisana w nasze dzieciństwo czy lata młodzieńcze, że trudno nam czasem nabrać dystansu. Mam nadzieję, że się nie narażę, ale dla mnie jest ona jednak dość mocno kiczowata. Choć oczywiście przyjemna, głównie ze względu na sentyment. Są tu jednak wyjątki, bądź pojedyncze utwory, rzadziej płyty. Z płyt wyróżniłbym koncert w Chinach i Zoolook. Utworów byłoby więcej, lecz wszystkie maksymalnie do Revolution, bo potem było już słabo lub nawet bardzo słabo. Zabrzmiało nieco górnolotnie, więc zejdę na dół i przyznam się bez bicia, że i tak Equinox słucham najczęściej…;) PS. Nawet gdy JMJ brzmi kiczowato, to jego kompozycje same w sobie potrafią się świetnie obronić gdy przerobione przez innych artystów. Na ostatnim koncercie w Koszalinie, Leszek Możdżer zagrał Oxygene 4 i utwór ten zabrzmiał wręcz rewelacyjnie! Bardzo podobne wykonanie, z innego koncertu:
-
Możemy kiedyś tęsknić…
-
Jak dla mnie, po wydaniu “Wish” powinni byli otworzyć fancy restaurację w Londynie i dać spokój z muzyką…;)
-
Moim zdaniem jeden z najlepszych w jego dyskografii. Ale nie jedyny tak świetny na tej płycie. Kontynuuj… Zazdroszczę Ci. Chciałbym znowu móc przesłuchać tę płytę pierwszy raz…;) I coś czego nie znajdziesz w streamingu, przedmowa autora: Oraz coś, czego nie znajdziesz nigdzie…;P