-
Zawartość
3 458 -
Dołączył
-
Ostatnio
Informacje osobiste
-
Lokalizacja
Warszawa
Ostatnio na profilu byli
47 825 wyświetleń profilu
-
Cześć Romanie, aktualnie pre phono obsługuje Acoustic Solid Machine Small. Na ramieniu wkładka MC - Dynavectro DV-20X2L. Pozdrawiam
-
O firmie 1ARC z Bielska Białej od kilku lat jest coraz głośniej. Powstała w 2011 roku. W krótki czasie ukazały się pierwsze wersje przedwzmacniacza gramofonowego Arrow oraz model SE. Przedwzmacniacza od początku mogły poszczycić się znakomitymi opiniami w recenzjach, m.in. portali jak StereoLife i Stereo i Kolorowo. To zachęciło konstruktorów do rozwijania i udoskonalania produktów marki. W 2015 roku firma 1 ARC zaczęła produkować kable zasilające oraz akcesoria gramofonowe. Od 2014 roku konstruktorzy przedwzmacniacza pracowali nad urządzeniem, które zdefiniowało by wizje dźwięku 1ARC. Prace nad kolejnymi wersjami pozwoliły na uzyskanie brzmienia kompletnego, detalicznego, jednocześnie charakteryzującego się z doskonałą płynnością i organicznością analogowego źródła dźwięku. Poszukiwania konstruktorów zostały zwieńczone w modelu Arrow 2. Pierwsze urządzenie firmy składało się z dwóch odrębnych obudów. Większa obudowa zawierała przedwzmacniacz, druga mniejsza obudowa zasilacz. Od samego początku urządzenia wykonywane były ze szczególną starannością, z grubych płyt aluminiowych. Przedwzmacniacz obsługiwał wszystkie wkładki, czyli MM, MC oraz MC OH. Z czasem konstruktorzy zastąpili linie Arrow przedwzmacniaczy kolejnymi produktami. Ukazała się nowa linia przedwzmacniaczy – PRO. W modelach PRO, oznaczonych nazwami 1, 2 i 3 dokonano poprawy kilku kluczowych parametrów w stosunku do swoich poprzedników z serii Arrow. Ponadto modele PRO posiadają płynną regulację obu głównych ustawień przedwzmacniacza gramofonowego: wzmocnienia (gain) oraz impedancji 20 – 47 kOhm. Model PRO1 jest tzw. modelem startowym w nowej serii i nawiązuje do kultowego przedwzmacniacza 1 ARC ARROW SE. Posiada jednostopniowy układ wzmocnienia i rekomendowany jest szczególnie do wkładek MM i MC średnio i wysoko napięciowych. W przypadku modeli PRO2 i PRO3 nastąpiła jeszcze jedna ważna zmiana. Znajdujący się we wcześniejszym modelu PRO1 w oddzielnej trzeciej obudowie Step Up MC, obsługujący wkładki MC został w pełni zintegrowany z głównym urządzeniem przedwzmacniaczem. Dzięki czemu zarówno obsługa jak i ustawienie wkładek typu MC stało się znacznie prostsze. Modele PRO2 i PRO3 dzięki bardzo wysokiemu wzmocnieniu maksymalnemu, wysokiej dynamice i korzystnej relacji sygnał/szum jest świetnym urządzeniem, które wysteruje dowolne wkładki typu MC lub MM. Ponadto wspomniane modele PRO2 i 3 posiadają poza wyjściem RCA w pełni zbalansowane wyjście XLR. Od około roku używam przedwzmacniacza Arrow w wersji 2. Jest to wersja trzy modułowa z modułem Step Up 2.0 dla wkładek MC. Jest to kolejny mój pre phono m.in. po przedwzmacniaczach takich firm jak Simaudio Moon, Nuda Mini (słynnego Ahaja) i wiele innych. Nawiasem mówiąc miałem też przedwzmacniacz znanego konstruktora Darka Kuleszy. Do dziś żałuję, że nie mam go. Ponadto korzystam też aktualnie z pre phono w przedwzmacniaczu McIntoch C220. Obsługuje wkładki MM. Nie będę rozpisywał się na temat brzemienia przedwzmacniacza, ponieważ od 2015 roku kolejne wersje Arrow doczekały się licznych pochlebnych opinii w testach dokonanych przez poczytne magazyny, m.in. wyżej wymienione. Podobnie jak testujący z czystym sumieniem mogę polecić ten przedwzmacniacz. To nietuzinkowa konstrukcja o wysokich parametrach brzmieniowych. Dodam może, że we wszelkich sprawach technicznych dotyczących przedwzmacniacza zawsze można liczyć na wsparcie i pomoc konstruktorów. Więcej zdjęć na stronie firmy i na moim blogu. https://audiovoicegroup.pl/1arc-audio/ https://1arc.net/
-
O Brelu można pisać dużo. Był wyjątkowy, nie tylko jako: piosenkarz, kompozytor, aktor, reżyser. Był człowiekiem wrażliwym, o bogatym wnętrzu. Pierwszy bliższy kontakt z Brelem miałem w 1985 roku. Wówczas to byłem w teatrze Ateneum na spektaklu „Brel” w reżyserii Emiliana Kamińskiego i Wojciecha Młynarskiego. Wówczas też po raz pierwszy usłyszałem piosenki Brela w polskim przekładzie Wojciecha Młynarskiego wykonywane przez wielkich artystów polskiej sceny: Agnieszka Fatyga, Grażyna Strachota, Michał Bajor, Marian Opania i Emilian Kamiński. Należy wspomnieć, że piosenki Brela, będące zarazem małymi opowieściami były tłumaczone wielokrotnie na język polski. W 1974 Jacek Kaczmarski napisał piosenkę Pijak, która jest swobodnym tłumaczeniem jednego z utworów Brela. Do najbardziej znanych i w mojej ocenie najlepszych tłumaczeń należą te, których dokonał Wojciech Młynarski. Przetłumaczył m.in. piosenki Burżuje, Piosenka starych kochanków i Amsterdam. Oczywiście śpiewał je też w czasie swoich występów. W latach 80’ do najbardziej znanych artystów wykonujących piosenki Brela należał Michał Bajor (m.in. Flamandowie). Do piosenki Amsterdam nawiązuje piosenka Andrzeja Kołakowskiego Port Magadan. Wiele piosenek przetłumaczył także Jerzy Menel (1952 – 2006) z Dariuszem Wasilewskim. Przetłumaczyli razem koncert-spektakl autorstwa Jacques’a Brela pt. „Jacques’a Brela miłość i śmierć”, który został wystawiony 1 lutego 2008 w Teatrze Polonia w Warszawie. Jednak jego premiera miała miejsce w czerwcu 2007 w Muzyczne Studio Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej. Piosenki. Poniżej chciałbym przybliżyć Koleżankom i Kolegom sylwetkę tego wspaniałego francuskiego artysty. Jacques Romain Georges Brel urodził się 8 kwietnia 1929 w Schaerbeek – północne przedmieścia Brukseli. Pochodził z rodziny flamandzkiej, w której posługiwano się językiem francuskim. Część jego rodziny pochodzi z Zandvoorde, niedaleko Ypres. Jego ojciec pracował w firmie importowo-eksportowej Cominex, później został współdyrektorem firmy produkującej tekturę. Jacques i jego starszy brat Pierre dorastali w skromnym gospodarstwie domowym i uczęszczali do katolickiej szkoły podstawowej École Saint-Viateur, prowadzonej przez zakon. W początkowych latach edukacji Brel świetnie sobie radził z czytaniem i pisaniem, jego utrapieniem była arytmetyka i język niderlandzki. Był, podobnie jak brat członkiem oddziału skautów. Czas wolny spędzał na letnich obozach, wyjeżdżał z rodzicami i bratem na wycieczki na wybrzeże Morza Północnego. Brel zawsze był związany mocno z matką, zafascynowany jej hojnością i poczuciem humoru, które zresztą po niej odziedziczył. We wrześniu 1941 roku rodzice zapisali Brela do Institut Saint-Louis przy rue du Marais w pobliżu ogrodu botanicznego w Brukseli. Wiele przedmiotów sprawiało mu kłopot. Najlepiej radził sobie z historią i językiem francuskim. Wykazał się też talentem do pisania tekstów. Pisał opowiadania, wiersze i eseje. W 1944 roku, w wieku 15 lat, Brel zaczął grać na gitarze. W następnym roku założył z przyjaciółmi własną grupę teatralną i zaczął pisać sztuki teatralne. Wiosną 1947 roku, na ostatnim roku studiów w Saint-Louis, Brel napisał opowiadanie zatytułowane „Frédéric” dla szkolnego magazynu Le Grand Feu („The Great Fire”). Opublikowana pod pseudonimem historia opowiada o mężczyźnie na łożu śmierci, który zachęca wnuka do ucieczki, podczas gdy reszta rodziny organizuje jego pogrzeb. Pomimo talentu pisarskiego, Brel nie był dobrym uczniem i oblał wiele egzaminów. Ponieważ kariera akademicka nie była mu pisana, 18-letni Brel w 1947 roku rozpoczął pracę w fabryce tektury swojego ojca. Jego praca w Vanneste and Brel była mało inspirująca rutynowa – polegała na ustalaniu cen i spotkaniach z klientami. W tym też okresie dołączył do firmowej drużyny piłkarskiej, jednak nie wykazywał poza tym zainteresowania działalnością społeczną i sprawami firmy, w której pracował. Prawdopodobnie powodowany nudą i monotonią związaną z codzienną pracą biurową w firmie ojca dołączył do lokalnej katolickiej organizacji młodzieżowej La Franche Cordée (FC), której mottem było „Więcej jest w tobie”. Oddając się działalności filantropijnej, grupa organizowała rekolekcje religijne, zbieranie funduszy oraz dostawy żywności i odzieży do domów dziecka i domów spokojnej starości. Brel z wielkim entuzjazmem wspierał te działania i mocno wierzył w misję FC. Jego rodzice byli zadowoleni z poświęcenia syna i zapewnili mu firmową furgonetkę i rodzinny samochód, aby wspierać jego działalność FC. W czerwcu 1948 roku Brel zaciągnął się do służby wojskowej, odbył podstawowe szkolenie w Limburgu. Jako kapral służył w belgijskim lotnictwie stacjonującym w koszarach Groenveld w Zellik pod Brukselą. Przez całą swoją służbę wojskową Brel nadal uczestniczył w spotkaniach FC. Podczas pracy w FC Brel poznał swoją przyszłą żonę, Thérèse Michielsen, znaną jej przyjaciołom jako „Miche”. W dniu 1 czerwca 1950 r. Jacques i Miche pobrali się w Laeken, na przedmieściach Brukseli. 6 grudnia 1951 roku jego żona urodziła swoją pierwszą córkę, Chantal. W 1952 roku Brel zaczął pisać piosenki i wykonywać je na spotkaniach rodzinnych i podczas występów kabaretowych w Brukseli. Rodzina nie podzielała zafascynowania Brela działalnością artystyczną. Raziły ich jego bardzo surowe, bezpośrednie teksty i sposób w jaki je wykonywał- gwałtowny i emocjonalny. Mimo tego w tym samym roku po raz pierwszy udało mu się wystąpić w lokalnej rozgłośni radiowej. W styczniu 1953 roku Brel wystąpił w kabarecie La Rose Noire w Brukseli. W lutym podpisał kontrakt z Philips Records i nagrał swoją pierwszą płytę pod tytułem „Il Y A”, która ukazała się w marcu. Łowca talentów i dyrektor artystyczny wytwórni płytowej, Jacques Canetti, zaproponował Brelowi przeprowadzenie się przeprowadzki do Paryża. Pomimo sprzeciwów rodziny i dodatkowych obowiązków związanych z wychowywaniem drugiej córki, urodzonej 12 lipca, Brel opuścił Brukselę i jesienią 1953 r. wyjechał do Paryża. W Paryżu ciężko pracował, aby rozpocząć karierę artystyczną. Zatrzymał się w hotelu Stevens. Aby opłacić czynsz udzielał lekcji gry na gitarze artyście tancerzowi Francesco Frediani. Występował kabarecie Les Trois Baudets Jacquesa Canettiego oraz w L’Échelle de Jacob. W 1954 roku Brel wziął udział w konkursie muzycznym Grand Prix de la Chanson in Knokke-le-Zoute. Niestety zajął 27 miejsce na 28 uczestników. Jednym z pozytywnych rezultatów tego doświadczenia było to, że francuska gwiazda Juliette Gréco poprosiła o umożliwienie jej zaśpiewanie jednej z piosenek Brela „Le diable (Ça va)”, na koncercie w paryskiej Olympii. W lipcu 1954 roku udało się Brel’owi po raz pierwszy wystąpić w hali Olympia. Następnie wyruszył w swoją pierwszą trasę koncertową po Francji. Pod koniec roku wytwórnia Philips wydała jego debiutancki album, składający się z dziewięciu utworów. Album zatytułowany Jacques Brel et ses Chansons nagrany został na 10-calowym LP. W lutym 1955 roku Brel poznał Georgesa „Jojo” Pasquiera, który został najbliższym przyjacielem piosenkarza, jego menadżerem i osobistym szoferem. W tym samym czasie Brel zaczął śpiewać z wieloma stowarzyszeniami chrześcijańskimi, które później nadały mu przydomek Abbé („opat”) Brel. W marcu 1955 roku żona Brela i dzieci przeprowadzili się do Francji. Rodzina osiedliła się na przedmieściach Paryża, Montreuil-sous-Bois, przy rue du Moulin à vent. W czerwcu Brel ponownie odbył tournée po Francji z programem Canettiego Les Filles de Papa , w którym wystąpili Françoise Dorin, Perrette Souplex i Suzanne Gabriello. Od tego momentu kariera Brela nabrała tempa. W marcu 1956 roku Brel występował w Afryce Północnej, Amsterdamie, Lozannie i całej Belgii. W lipcu, podczas wizyty w Grenoble, poznał François Raubera, pianistę grającego muzykę klasyczną, który został jego akompaniatorem w czasie kolejnych nagrań płytowych. Rauber był odpowiedzialny za aranżacje utworów Brela. We wrześniu Brel nagrał „Quand on n’a que l’amour” („When You Only Have Love”), który okazał się jego komercyjnym sukcesem. Piosenka została wydana w listopadzie na 7-calowym LP wydanym przez Philipsa. „Quand na n’a que l’amour”. Piosenka znalazła się na trzecim miejscu francuskiej listy przebojów. W lutym 1957 Brel wystąpił w teatrze Alhambra z Maurice’em Chevalierem, Michelem Legrandem i tancerką baletową Zizi Jeanmaire. W kwietniu wydał swój drugi album studyjny „Quand on n’a que l’amour”, na którym znalazł się utwór tytułowy, który zdobył we Francji olbrzymią popularność. W czerwcu Brel zdobył prestiżowe Grand Prix du Disque z Académie Charles Cros . We wrześniu pojawił się na rachunku w programie Discorama Au Palace d’Avignon z Raymond Devos, Pierre-Jean Vaillard i Les Trois Ménestrels. W listopadzie poznał Gérarda Jouannesta , innego utalentowanego pianistę, który towarzyszył piosenkarzowi podczas jego licznych tras koncertowych. Brel i Jouannest współpracowali także przy wielu przyszłych klasycznych piosenkach Brela, takich jak „Madeleine”, „La Chanson des vieux amants” („Pieśń starych kochanków”) i „Les Vieux” („Starzy ludzie”). W lutym 1958 r. Żona Brela, Miche i ich dwoje dzieci, wrócili do Belgii, podczas gdy Brel wynajął pokój w pobliżu Place de Clichy w Paryżu – miejsce na pobyt w tych rzadkich przypadkach, kiedy nie był w trasie. W marcu i kwietniu nagrał swój trzeci album, Au Printemps („Na wiosnę”), który ukaże się jeszcze w tym samym roku. W maju, podczas pierwszej trasy koncertowej w Kanadzie, poznał Félixa Leclerca. 23 sierpnia w Belgii urodziła się jego trzecia córka, Isabelle. W listopadzie dał recital w Halles d’Arlon w Luksemburgu ze Stéphane’em Steemanem. W grudniu Brel wystąpił na gali Olympia w Paryżu. Pianista Gérard Jouannest i François Rauber dołączyli do Brela na scenie podczas tego występu. Niesamowicie emocjonalny występ Brela doprowadził do konfliktu między nim a jego rodziną. W styczniu 1959 roku Brel podpisał nowy kontrakt nagraniowy z Philips Records. Przez cały rok odbywał tournee dając liczne koncerty. W lutym wystąpił na gali Bolivie w Solvay Casino w Couillet. W marcu wystąpił w Trois Baudets z Serge’em Gainsbourgiem. We wrześniu nagrał swój czwarty album „La Valse à Mille Temps” z François Rauberem i jego orkiestrą. 20 listopada zaśpiewał z Charlesem Aznavourem w Ancienne Belgique w Brukseli. W latach 50 zdobył imponującą rzeszę oddanych fanów w całej Francji. Był tak popularny, że został zaproszony na koncert na koniec roku w słynnym paryskim Bobino. Koncert okazał się ogromnym sukcesem. Podczas występów przestał akompaniować sobie na gitarze, aby całkowicie skoncentrować się na swoich coraz bardziej teatralnych i emocjonalnych wykonaniach wokalnych. W styczniu 1960 roku nowy impresario Brela, Charles Marouani, zorganizował dla piosenkarza serię międzynarodowych tras koncertowych, które miały ukazać go całemu światu. Na początek pojechał do ówczesnego Związku Radzieckiego, na Bliski Wschód, do Kanady i Stanów Zjednoczonych. 19 października wystąpił w Shepheard’s Hotel w Kairze. Koncerty przyniosły mu międzynarodowe uznanie i popularność. Jego występy zapoczątkowały pierwsze amerykańskie wydanie nagrania Jacquesa Brela, „American Début”, wydanego przez Columbia Records. Była to kompilacja utworów wydanych wcześniej przez firmę Philips. W styczniu 1961 roku Brel triumfalnie powrócił do Bobino. Do jego grupy koncertowej dołączył akordeonista Jean Corti. Między 22 lutego a 12 kwietnia nagrał swój piąty album dla Philipsa, zatytułowany po prostu „nr 5”. W marcu 1961 roku ponownie koncertował w Kanadzie. W Montrealu poznał francuską aktorkę i piosenkarkę Clairette Oddera w jej klubie przy rue Saint-Jacques. Od tego czasu zostali dobrymi przyjaciółmi. W maju Brel wystąpił w Kurhaus of Scheveningen w Hadze w Holandii. W październiku 1961 roku w hali Olympia w Paryżu występował z licznymi gwiazdami. Ciekawostką jest, że przed jednym z koncertów z udziałem Brela Marlena Dietrich odwołała koncert w ostatniej chwili. Jego występy publiczność przyjmowała entuzjastycznie, a krytycy okrzyknęli go nową gwiazdą francuskiego sceny muzycznej. W marcu 1962 roku Brel opuścił Philips Records i podpisał pięcioletni kontrakt z Barclay Records. Kontrakt miał zostać przedłużony w 1967 roku na kolejne sześć lat. Jego pierwszym albumem wydanym dla nowej wytwórni był album koncertowy „Enregistrement Public à l’Olympia 1961”, nagrany rok wcześniej. 6 marca nagrał swoją pierwszą piosenkę dla Barclay, „Le plat Pays” (The flat country). W drugim tygodniu marca nagrał pozostałe utwory na swój szósty album studyjny „Les Bourgeois” (The bourgeois). Oprócz utworu tytułowego i „Le plat Pays”, nowy album zawierał przyszłe klasyki Brela: „Madeleine”, „Les Biches” i „La Statue”. W październiku Brel założył własne wydawnictwo muzyczne Arlequin, które wkrótce zostało przemianowane na Éditions Musicales Pouchenel. Żona Brela, Miche, została dyrektorem firmy. W listopadzie nagrał single z utworami: „Les Bigotes”, „Quand Maman reviendra”, „Les Filles et les chiens” i „La Parlote”. W kwietniu 1963 roku Brel ponownie wystąpił w Bobino w Paryżu, zaś w lipcu wystąpił w Casino w Knokke na piątym Coupe d’Europe de Tour de Chant. Podczas tych koncertów po raz pierwszy wykonał utwór „Mathilde”, który wkrótce stał się klasykiem. Triumfalnie wrócił także na kolejne koncerty w Olympia w Paryżu, występując z Isabelle Aubret. Po raz kolejny jego występ okazał się olbrzymim sukcesem. Publiczność na stojąco przyjęła owacjami jego emocjonalne wykonanie utworu „Amsterdam”. Rok 1964 był dla Brela rokiem osobistych tragedii. 8 stycznia zmarł jego ojciec Romain, na oskrzelowe zapalenie płuc. Zaledwie dwa miesiące później, 7 marca, zmarła również jego matka Elisabeth (nazywana Mouky). W tym samym czasie otrzymał Złoty Medal Brukseli od Biura Informacji Turystycznej, nagrodę od Société d’Auteurs Belge / Belgische Auteurs Maatschappij oraz Grand Prix du Disque Akademii Francuskiej. Mimo przeżytych tragedii rodzinnych realizował ustalony wcześniej kalendarz tras koncertowych. Pod koniec roku wydał nowy album koncertowy, „Enregistrement Public à l’Olympia 1964”. W tym samym roku odkrył nową pasję – lotnictwo. Po lekcjach latania u Paula Lepanse kupił mały samolot. Rosła też jego popularność poza granicami Francji. Zdobył dużą liczbę fanów w Stanach Zjednoczonych. Amerykański poeta i piosenkarz Rod McKuen zaczął tłumaczyć piosenki Brela na język angielski, a Kingston Trio nagrało na swoim albumie „Time to Think” angielską wersję jego piosenki „Seasons in the Sun”, będącą transkrypcją utworu „Le Moribond”. W 1965 roku Reprise Records udzieliło licencji Barclay Records na nagranie na amerykański rynek albumu zatytułowanego „Jacques Brel”. 25 marca Brel ponownie wystąpił w Kurhaus of Scheveningen w Holandii a w październiku zakończył udaną pięciotygodniową trasę koncertową po Związku Radzieckim. 6 listopada wrócił do Francji. Po powrocie nagrywał piosenki „Fernand”, „Les Désespérés” i „Ces gens-là” dla Barclay Records. 4 grudnia wystąpił w Carnegie Hall w Nowym Jorku. Jego występ spotkał się z dużym uznaniem publiczności i krytyków. Brel czuł się coraz bardziej zmęczony swoim wyczerpującym harmonogramem koncertów. 1966 roku w kwietniu odbył kolejne tournée po Dżibuti, Madagaskarze, na wyspie Reunion i Mauritiusie. Podczas trasy koncertowej (w sierpniu), zdradził swoim muzykom swoją decyzję o zaprzestaniu koncertowania. W kolejnych publicznych wypowiedziach Brel stwierdził, że nie ma nic więcej do zaoferowania światu muzycznemu i chce poświęcić więcej czasu innym projektom. W październiku 1966 roku dał serię koncertów pożegnalnych w paryskiej Olympii. Koncerty zgromadziły tysiące oddanych mu fanów, którzy chcieli zobaczyć ostatnie występy swojego idola. Ostatni koncert odbył się w paryskiej Olympii 1 listopada. Po niezwykle emocjonującym i oszałamiającym występie otrzymał owacje na stojąco, co spowodowało, że siedmiokrotnie powracał na scenę, aby pożegnać się z publicznością. Następne sześć miesięcy Brel spędził na wcześniej zaplanowanych koncertach do czego był zobowiązany podpisanymi umowami. 15 listopada dał swój występ pożegnalny w Palais des Beaux-Arts w Brukseli. Następnie, e tym samym miesiącu wystąpił w Wielkiej Brytanii w Royal Albert Hall w Londynie. Podczas ostatnich miesięcy jego światowej trasy koncertowej wielu jego bliskich przyjaciół, w tym Charles Aznavour prosiło, aby rozważył ponownie decyzję o rezygnacji ze śpiewania. Brel był, jednak nieugięty co do swojej decyzji. Jeszcze 4 grudnia 1966 roku wystąpił w Carnegie Hall w Nowym Jorku, gdzie dał świetny występ. W tym czasie kilka jego piosenek w angielskich wersjach znalazło się na listach przebojów, w tym „If You Go Away” Damity Jo (na podstawie „Ne me quitte pas”), „The Dove” Judy Collins (na podstawie „La Colombe”) oraz „Womens” Glenna Yarbrougha (na podstawie „Les Biches”). W styczniu 1967 roku Brel zakończył nagrywanie piosenek na nowy album studyjny, „Jacques Brel 67”, który ukazał się w tym samym roku. Album zawierał takie utwory, jak: „Mon Enfance”, „Fils de …”, „Les bonbons 67” i „La Chanson des vieux amants”. Pod koniec stycznia 1967 roku ponownie pojawił się w Carnegie Hall, gdzie wystąpił po raz ostatni. Podczas pobytu w Nowym Jorku, udał się do ANTA Washington Square Theatre, gdzie obejrzał „Man of La Mancha”, musical oparty na powieści Miguela de Cervantesa „Don Kichot”. Poruszony doświadczeniem wyniesionym ze spektaklu, zaczął planować produkcję musicalu w języku francuskim. Wiosną powrócił do Francji i 16 maja 1967 r. dał swój ostatni koncert w Roubaix w północnej Francji. Po zakończeniu kariery scenicznej/koncertowej Brel skoncentrował się na filmie. W ostatniej dekadzie swojego życia nagrał tylko cztery kolejne albumy studyjne. We wrześniu 1968 roku nagrał piosenki na album „J’arrive”(I’m coming), który ukazał się w tym samym roku. Oprócz utworu tytułowego album zawierał takie utwory, jak „Vesoul”, „Je suis un soir d’été” i „Un Enfant”. W październiku 1968 r. w Brukseli odbyła się premiera jego musicalu L’Homme de La Mancha (Człowiek z La Manchy), w którym Brel gra Don Kichota, a Dario Moreno gra Sancho Panza. Niestety Moreno umarł tragicznie zaledwie dziesięć dni przed premierą w Paryżu. Brel sam przetłumaczył książkę, reżyserował i zagrał główną rolę. To był jedyny raz, kiedy adaptował teksty innych pisarzy lub występował w musicalu scenicznym. Od 23 do 27 listopada Brel i jego koledzy z obsady nagrywali album studyjny „L’Homme de la Mancha”. Album zawiera jego klasyczne wykonanie „La Quête” (The Quest). Moreno został zastąpiony przez Roberta Manuela, a pierwszy występ w Théâtre des Champs-Élysées w Paryżu odbył się zgodnie z planem 11 grudnia 1968 r. Występ Brela spotkał się z uznaniem publiczności i krytyków. Po 150 przedstawieniach „L’Homme de La Mancha” spektakl zszedł z afisza. Po raz ostatni Brel zagrał w roli Don Kichota 17 maja 1969 r. Nigdy nie został zastąpiony. W marcu 1970 roku Brel wystąpił publicznie (jednorazowy występ) w Salle Pleyel w Paryżu. Jego wystąpienie było niezwykłe, ponieważ nie śpiewał, jedynie recytował. W pierwszej części spektaklu recytował słynną opowieść Siergieja Prokofiewa „Piotruś i wilk”. W drugiej części opowiedział historię „Babara Słonia” Jeana de Brunhoffa. W 1972 roku Brel podpisał specjalny 30-letni kontrakt z Barclay Records. Chociaż nie komponował już było nowych piosenek szefowie Barclay przekonali go, aby wrócił do studia. Za ich namową nagrał 11 najbardziej znanych utworów, które ukazały się wcześniej na płytach wydawanych przez Philips Records, w pierwszych latach jego kariery muzycznej. W rezultacie powstał album „Ne me quitte pas” (Don’t Leave me), który zawierał utwór tytułowy „Marieke”, „Les Flamandes”, „Quand on n’a que l’amour”, „Les Biches”, „Le Moribond”, „La Valse à mille temps” i „Je ne sais pas”. Kariera filmowa Swoją karierę filmową Brel rozpoczął w 1967 roku. Od 1967 do 1973 zagrał w 10 filmach: „s Les risques du métier”, reżyseria André Cayatte w którym zagrali Emmanuelle Riva, Jacques Harden i Nadine Alari. Brel skomponował także ścieżkę dźwiękową do tego filmu z François Rauberem. Premiera, 21 grudnia 1967 roku. Krytycy filmowi chwalili występ Brela. ”La Bande à Bonnot”, wyreżyserowany przez Philippe’a Fourastié, z udziałem Annie Girardot i Bruno Cremera. Również do tego filmu Brel skomponował muzykę wraz z François Rauberem. Film został pokazany publiczności 30 października 1968 roku. „Mon oncle Benjamin”, wyreżyserowany przez Édouarda Molinaro, z udziałem Claude’a Jade’a i Bernarda Bliera. Podobnie, jak wcześniej i do tego filmu skomponował muzykę. Premiera filmu odbyła się w dniu 28 listopada 1969 roku. „Mont-Dragon”, wyreżyserowanym przez Jeana Valère’a, w którym zagrali François Prévost, Paul le Person i Catherine Rouvel. Film ukazał się 16 grudnia 1970 roku. „Franz” (1970) . Był to pierwszy film, który wyreżyserował. Brel jest także współautorem scenariusza z Paulem Andréota. Jest też autorem ścieżki dźwiękowej, którą skomponował i nagrał z François Rauberem. W filmie zagrali Barbara, Danièle Evenou, Fernand Fabre, Serge Sauvions, Louis Navarre, Jacques Provins i François Cadet. Film ukazał się 2 lutego 1972 roku. Zdobył duże uznanie krytyków, W tym samym roku zagrał w szóstym filmie „Les Assassins de l’ordre”, w reżyserii Marcela Carné, z udziałem Paola Pitagora, Catherine Rouvel i Charles Denner. Premiera – 7 maja 1971 roku. “L’aventure, c’est l’aventure” (1972) w reżyserii Claude’a Leloucha. Premiera filmu 4 maja 1972 roku. Stał się on wielkim przebojem kasowym. Podczas kręcenia filmu na Karaibach, Brel poznał młodą aktorkę i tancerkę Maddly Bamy i zakochał się w niej. Spędził z nią ostatnie lata swojego życia. W 1972 pojawił się w swoim ósmym filmie fabularnym „Le Bar de la fourche”, wyreżyserowanym przez Alaina Leventa, w którym zagrali Rosy Varte i Isabelle Huppert. Premiera film odbyła się 23 sierpnia 1972 roku. „Le Far West”, rok 1973. Wystąpił nie tylko jako aktor, ale też jako reżyser. W filmie zagrali Gabriel Jabbour, Danielle Evenou i Arlette Lindon. Film ukazał się 15 maja 1973 roku. „L’emmerdeur” – 1973. Był to ostatni film, w którym wystąpił Brel. Film wyreżyserował Édouarda Molinaro. Zagrali w nim Lino Ventura, Caroline Cellier i Jean-Pierre Darras. Jacques Brel i François Rauber byli autorami ścieżki dźwiękowej do filmu. Premiera odbyła się 20 września 1973 roku. Ostatnie lata życia Grób Jacquesa Brela w Atuonie Na początku 1973 roku Brel wiedział, że jest chory. Przygotował testament, pozostawiając wszystko swojej żonie Miche. Wiosną nagrał nowy singiel „L’Enfance” (Childhood), z którego dochód przekazał La Fondation Perce Neige, stowarzyszeniu utworzonemu na rzecz dzieci niepełnosprawnych. Po ukończeniu swojego ostatniego filmu „L’emmerdeur” zabrał swoje córki w rejs. Następnie w listopadzie wyruszył w dwumiesięczny rejs po Atlantyku z pięcioma najbliższymi przyjaciółmi na statku szkoleniowym Le Korrig. Ostatnie lata swojego życia poświęcił pasji, jaką było żeglarstwo. W dniu 28 lutego 1974 r. kupił 19-metrowy, 42-tonowy jacht Askoy II o stalowym kadłubie, zbudowany w Belgii w 1960 roku i zaczął planować trzyletnią podróż w celu opłynięcia świata. W lipcu 1974 roku wyruszył w światową podróż wraz z Maddly Bamy na pokładzie swojego nowego jachtu. W sierpniu, żeglując po Azorach, dowiedział się o śmierci swojego starego przyjaciela Jojo. Wrócił do Francji na pogrzeb przyjaciela. Pozostał do września, aby wziąć udział w ślubie i weselu swojej córki Chantal. W październiku po badaniach lekarskich na Wyspach Kanaryjskich, Brel dowiedział się, że ma mały guz w lewym płucu. W listopadzie został przewieziony do szpitala w Brukseli, gdzie przeszedł operację. Cierpiał na zaawansowane stadium raka płuc. Wiedząc, że jego dni są policzone, Brel wydał oświadczenie wskazujące, że chce umrzeć samotnie w spokoju. W styczniu 1975 roku, po 27 dniach na morzu, jacht Askoy II zakotwiczył w zatoce Fort-de-France. Następnie od lutego do lipca Brel pływał po Indiach Zachodnich, przepłynął przez Kanał Panamski a w listopadzie Askoy II dotarł do zatoki Atuona na wyspie Hiva- Oa. Po 59 dniach żeglugi Jacques i Maddly zdecydowali się zamieszkać na Askoy II u wybrzeży wyspy Hiva-Oa. W 1976 roku Brel dwukrotnie był w Brukseli na badania lekarskie. Wbrew radom swoich lekarzy wrócił na wyspy Markizy, mając świadomość, że tropikalny klimat był szczególnie niekorzystny dla jego płuc. W czerwcu, po sprzedaży Askoya II, wynajął mały dom w Atuona na wyspie Hiva-Oa. W lipcu odnowił licencję pilota i pobierał zaawansowane lekcje latania u swojego przyjaciela Michela Gauthiera. Następnie kupił dwusilnikowy samolot, który nazwał Jojo na pamiątkę swojego nie żyjącego przyjaciela. Swoim samolotem podróżował, przewoził też żywność i inne towary dla mieszkańców sąsiednich wysp. W 1977 roku Brel zdecydował się nagrać ostatni album. Pomimo tego, że ostatnie lata spędzał z dala od kontynentu, jego legenda żyła w Europie, a jego płyty wciąż sprzedawały się w milionach egzemplarzy każdego roku. W sierpniu Brel wrócił do Paryża i przeniósł się do małego hotelu. Rzucił palenie i mimo złego stanu zdrowia był entuzjastycznie nastawiony do ponownej współpracy ze swoimi starymi i wiernymi współpracownikami François Rauberem i Gérardem Jouannestem. We wrześniu i październiku Brel nagrał 12 z 17 nowych piosenek, które napisał na Markizach. W rezultacie nagrał ostatni album,”Les Marquises”, na którym ukazały się utwory: „Jaures”, „Vieillir”, „Le Bon Dieu”, „Orly”, „Voir un Ami pleurer”, „Jojo” i „Les Marquises”. Płyta ukazała się 17 listopada 1977 roku i została uznany za historyczne wydarzenie we Francji. Na prośbę Brela wydawnictwo Barclay nie prowadziło wielkiej kampanii promocyjnej albumu, a mimo to ponad milion fanów złożyło zamówienia z wyprzedzeniem. W dniu premiery albumu Jacques i Maddly wrócili do swojego domu na Markizach. Od stycznia do czerwca 1978 roku Jacques i Maddly mieszkali w swoim domu nad zatoką Atuona na wyspie Hiva-Oa. W lipcu, gdy jego zdrowie zaczęło się pogarszać, Brel został przewieziony z powrotem do Francji i umieszczony w szpitalu w Neuilly-sur-Seine, gdzie lekarze odkryli guz nowotworowy. W szpitalu przebywał przez sześć tygodni, a resztę lata spędził na południu Francji. 7 października, w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala Avicenne w Bobigny pod Paryżem. Zmarł na zator tętnicy płucnej o 4:10 rano 9 października 1978 roku w wieku 49 lat. 12 października jego ciało przewieziono z powrotem na Markizy, gdzie został pochowany na cmentarzu Calvary w Atuonie, na południowej stronie wyspy Hiva Oa w Polinezji Francuskiej – kilka metrów od grobu artysty Paula Gauguina. Jego żona Miche zmarła 31 marca 2020 r. w wieku 93 lat. W 2017 roku postawiono w Brukseli pomnik pamięci Brela o nazwie „L’Envol”. Został zaprojektowany przez Toma Frantzena. W dowód wdzięczności za skomponowanie przez Brela utworu „Vesoul” 8 września 2016 r. w holu teatru Edwige-Feuillère we francuskim Vesoul umieszczono posąg Brela wykonany z brązu przez rzeźbiarza Frédérica Lanoira. Wdzięczne za słynną piosenkę „Vesoul”, miasto Vesoul złożyło hołd Jacques Brel, nadając jego imię uczelni znajdującej się w dzielnicy Montmarin.
-
Dziękuję Koledzy. Audionet, witaj, dawno mnie nie było. Powiem szczerze, że tęsknię za tym dawnym, starym Audio. Roman, nie wiem, czy podołam ale parę słów napiszę. Porównywać tej kolumny, czyli Living Voice i Harbeth, to jak porównywać sportowca uprawiającego zawodowo hokej z facetem tańczącym w balecie. Jedyne co mają te kolumny wspólne, to kraj pochodzenia. Ale czy tylko, czy tak faktycznie jest? A poważnie. Bezpośrednio nigdy tych kolumn nie porównywałem. Szkoda. Ze względu na mocno wyśrubowane parametry, choćby skuteczność w okolicach 94dB przy impedancji 6ohm Living Voice Auditorium R3 mają wszelkie predyspozycje, aby obsługiwać wzmacniacze lampowe i to takie, które mają nawet nie większą moc niż 2W na kanał. LV świetnie grały u mnie ze wzmacniaczem Leben CS-300X. Nadal z nim grają, ale już nie u mnie. Sam projektant kolumn LV twierdzi, że Audiotorium są strojone pod lampy, choć u mnie z powodzeniem obsługiwały wzmacniacz grający w klasie D. LV charakteryzuje wspaniała stereofonia, przestrzeń, głębia. Niskie i średnie tony są delikatne, jednak bardzo barwne. Średnica ukazuje dużo szczegółów, niskie tony są głębokie, przy tym dosyć wyraziste. Jedynie wysokie tony są nieco zaokrąglone w wyższych partiach i jakby nieco lekko zmiękczone. Generalnie nie miałem się do czego przyczepić, jednak odnosiłem wrażenie, że MC275 współpracując z LVC nie miał szans w pełni pokazać swoich możliwości. Harbethy to kolumny bardziej zadomowione w naszym kraju, bardziej znane. Przed wszystkim za niższe modele zapłacimy znacznie mniej niż za najniższy model LV, czyli Audiotorium. Nie ma specjalnych wskazań z jakim wzmacniaczem najlepiej łączyć Harbethy Super HL5 Plus. Harbethy lubią większe pomieszczenia. Wówczas ukazują wszystkie swoje walory. Wydaje się też, że MC275 bardziej odpowiada towarzystwo Harbeth’ów niż LV. To jest najbardziej charakterystyczne w dźwięku Harbeth’ów – pamiętam z okresu, gdy miałem Harbeth 3 – to wspaniała średnica, bardzo plastyczna, a jednocześnie bogata w szczegóły, pełna i barwna. Niskie tony bardzo dobrze wypełnione a zarazem ocieplone. Harbethy z duża łatwością i swobodą odtwarzaj tony wysokie. Specyfikacja Living Voice Auditorium Avatar R3: Pasmo przenoszenia: 35Hz-25kHz Skuteczność/impedancja: 94dB/6Ω Moc ciągła: 100W 2x170mm głośnik nisko-średniotonowy Scan-Speak z membraną z impregnowanej celulozy, wykonane na zamówienie Living Voice 28mm głośnik wysokotonowy Scan-Speak wyposażony w nasączaną jedwabną kopułkę System bas-refleks wyprowadzony z tyłu obudowy Dwudrożna konstrukcja symetryczna Kompozytowa obudowa z twardego drewna z podwójnym wewnętrznym usztywnieniem Waga 21 kg (szt.) Wymiary (S×W×G) 215×1030×270 mm Specyfikacja Harbeth Super HL5 Plus: Budowa: trójdrożny monitor, obudowa bass reflex Głośnik LF: średnioniskotonowy 200 mm ekranowany; RADIAL2 Głośnik HF: 25 mm kopułka wysokotonowa aluminiowa Super tweeter: 20 mm neodymowy magnes Pasmo przenoszenia: 40 Hz - 20 kHz (+/- 3 dB), w wolnym polu, z maskownicą Skuteczność: 86 dB 1 W / 1 m Rekomendowany wzm.: 150 W Impedancja: 8 Ohm Wymiary (wys. x szer. x głęb.): 635 x 322 x 300 mm Waga: 15,8 kg
-
Miłośnikom muzyki poważnej hiszpański kompozytor JOAQUIN RODRIGO (można uznać, że jest to właściwe muzyka klasyczna) kojarzy się głównie z jego wielkim dziełem Concierto de Aranjuez na gitarę i orkiestrę, które skomponował w 1940 roku. Dzieło Rodrigo przyjęte zostało z szalonym aplauzem. Komponując Concierto kompozytor pozostał wierny klasycznej trójczęściowej formie. Trzeba dodać, że w muzyce XX wieku dominowali głównie kompozytorzy muzyki dwunastotonowej i awangardziści. Chciałbym przybliżyć Wam Koleżanki i Koledzy sylwetkę tego wielkiego kompozytora. Poniżej krótki rys biograficzny. Jednocześnie zapraszam do wymiany zdań na temat twórczości Joaquino Rodrigo. Joaquín Rodrigo Vidre urodził się w niedużym mieście Sagunto, w prowincji Walencja na śródziemnomorskim wybrzeżu Hiszpanii, 22 listopada 1901 r. (dzień św. Cecylii). Joaquin był najmłodszym z dziesięciorga dzieci Vicente Rodrigo Peiratsa, właściciela ziemskiego z Almenara (Castellón). Jego matką, drugą żoną Vicente Rodrigo, była Juana Vidre Ribelles. W 1905 roku w Sagunto wystąpiła epidemia błonicy. Zmarło wówczas wiele dzieci, a Joaquín stał się praktycznie niewidomy. Rodzina Rodrigo przeniosła się do Walencji, gdy Joaquín miał cztery lata. Tam rozpoczął naukę w college'u dla niewidomych dzieci. Szybko wykazał szczególne zainteresowanie literaturą i muzyką. W Walencji rodzina Rodrigo często chodziła do teatru Apollo. Młodego Joaquína szczególnie pociągała muzyka towarzysząca przedstawieniom. Zaczął pobierać lekcje muzyki od nauczycieli w Konserwatorium w Walencji, chociaż formalnie się tam nie zapisał. Jego nauczycielem harmonii i kompozycji był Francisco Antich, a muzycy Enrique Gomá i Eduardo López Chávarri, do których uczęszczał, również wywarli znaczący wpływ na jego edukację muzyczną. Zatrudniony przez rodzinę Rodrigo do opieki nad Joaquínem Rafael Ibáñez dbał o jego rozwój w zakresie literatury. Przez kolejne lata był jego towarzyszem, sekretarzem i kopistą. „Rafael pożyczył mi oczy, których nie miałem” - mawiał kompozytor o przyjacielu, który czytał mu arcydzieła literatury hiszpańskiej, dzieła filozoficzne, eseje. Już na początku lat 20. Joaquín Rodrigo był znakomitym pianistą i studentem kompozycji, zaznajomionym z najważniejszymi współczesnymi trendami w sztuce. Pierwsze kompozycje napisał w małych formach muzycznych, jednak jego pierwsze duże dzieło orkiestrowe pochodzi z 1924 roku. Jego opus 1, Dwa szkice na skrzypce i fortepian („La enamorada junto al surtidor” i „Pequeña ronda”), powstał w 1923 r. W tym samym roku skomponował także Suite para piano, Cançoneta na skrzypce i orkiestrę smyczkową oraz Ave Maria na głos i organy, którą po latach zaaranżował na chór bez akompaniamentu. Pierwszy utwór na wielką orkiestrę, Juglares, prawykonany przez Valencia Symphony Orchestra pod dyrekcją Enrique Izquierdo w 1924 roku zdobył duże uznanie publiczności. To zachęciło Joaquín, aby wziąć udział w krajowym konkursie w 1925 roku ze znacznie ambitniejszym dziełem. Było nim „Cinco Piezas Infantiles”. Dzieło otrzymało wyróżnienie jury. Premierowe wykonania w Walencji i Paryżu odpowiednio w 1927 i 1929 roku stały się wielkim sukcesem. W 1927 roku Joaquín przeniósł się do Francji. Studiował u swojego francuskiego mistrza Paula Dukasa w École Normale de Musique w Paryżu. Miał też świadomość, że Francja w tym okresie była ważnym ośrodkiem kulturalnym dla hiszpańskich pisarzy, malarzy i muzyków. Wczesne, młodzieńcze dzieła Joaquína Rodrigo charakteryzują się delikatnym lirycznym stylem, śmiałymi barwami orkiestrowymi, a także fakturą przypominającym między innymi Ravela i Granadosa. Te i inne cechy zostałyby potwierdzone i rozwinięte przez lata studiów z Paulem Dukasem. W Paryżu Rodrigo i Rafael Ibáñez zamieszkali w domu malarza z Walencji Francisco Povo. Przedstawił ich licznym artystom, muzykom i redaktorom. W klasie Paula Dukasa obok Joaquín Rodrigo studiowali także meksykański kompozytor Manuel Ponce i baskijski dyrygent Jesús Arámbarri, który później stał się wielkim interpretatorem dzieł Rodrigo. W tym czasie, w Paryżu doszło do wydarzenia, które miało olbrzymie znaczenie w życiu Rodrigo. Było nim spotkanie Manuelem de Falla. Było ono początkiem trwałej przyjaźni między nimi. W tych też latach miało miejsce najważniejsze wydarzenie w życiu Joaquína Rodrigo. Doszło do spotkania z turecką pianistką Victorią Kamhi, z którą ożenił się w 1933 roku. Jej wpływ na jego karierę był olbrzymi. Zaraz po ślubie z Rodrigo. Victoria porzuciła karierę zawodową, aby poświęcić się wyłącznie mężowi. Jej znajomość kilku języków europejskich oraz różnych kultur europejskich sprawiły, że Victoria była idealnym towarzyszem Joaquína. Wiele lat później opublikowała obszerną autobiografię opowiadającą o swoim dzieciństwie, małżeństwie z Joaquínem i ich życiu. W 1934 roku Rodrigo i jego żona osiedlili się w Walencji. Tam właśnie skomponował liczne pieśni, w tym słynny „Cántico de la esposa” do słów św. Jana od Krzyża. Również w Walencji, jego największe dotychczas dzieło, poemat symfoniczny „Per la flor del lliri blau” otrzymało nagrodę Círculo de Bellas Artes. Dzięki wsparciu Manuela de Falla Rodrigo otrzymał stypendium Conde de Cartagena, które umożliwiło mu powrót z Victorią do Paryża. Joaquín zaczął intensywnie komponować. Wśród dzieł z tego okresu znajdziemy najważniejsze pieśni i utwory fortepianowe. W tym samym czasie kompozytor uczęszczał na zajęcia prowadzone przez Maurice'a-Emmanuela i André Pirro na Sorbonie. W międzyczasie uczęszczał również na zajęcia do swojego ostatniego nauczyciela Paula Dukasa. Dzięki studio w Paryżu zdobył solidne wykształcenie muzyczne. Miały one też silnie inspirujący wpływ na twórczoś Rodrigo. Małżeństwo Rodrigo stali się też oficjalnymi recenzentami paryskiego pisma Le monde i walenckiej gazety Las provincias. Będąc z żoną w roli recenzentów na Festiwalu w Salzburgu Rodrigo skomponował wzruszający hołd pamięci Dukasa, „Sonada de Adiós”. W 1936 roku Rodrigo uzyskał stypendium Conde de Cartagena, jednak wojna domowa w Hiszpanii pokrzyżowała plany Joaquín Rodrigo i jego żony na dalsze kształcenie i rozwój. Następne trzy lata były prawdopodobnie najtrudniejsze w życiu Joaquína i Victorii. Ponieważ stypendium nie zostało ponownie odnowione oboje zmuszeni byli udzielać lekcji hiszpańskiego i muzyki w swoim pokoju w instytucie dla niewidomych we Freiburgu w Schwarzwaldzie, gdzie przyjęto ich jako „hiszpańskich uchodźców”. Joaquina fascynowały śpiewy ptaków, zajął się ich badaniem. Inspirowany pięknem otoczenia skomponował tam szereg piosenek, m.in. „Canción del cuclillo” do tekstu Victorii. Wiosną 1938 r. Joaquín Rodrigo został zaproszony do prowadzenia kursów letnich na niedawno otwartym uniwersytecie w Santander. Dzięki temu małżeństwo Rodrigos odnowiło swoje kontakty z hiszpańskimi elitami kulturalnymi. Wśród nowych znajomych znaleźli się pisarze Gerardo Diego i Dámaso Alonso oraz krytyk Eugenio d'Ors. W drodze powrotnej do Paryża państwo Rodrigos spotkali gitarzystę Regino Sainz de la Maza i Marques de Bolarque Joaquín. Wówczas to powstał pomysł napisania utworu „Concierto de Aranjuez”. W czasie ostatniego roku pobytu w Paryżu Rodrigo dawał recitale fortepianowe, podejmował się rozmaitych orkiestracji, skomponował szereg piosenek rozrywkowych. Gdy w 1939 roku Joaquín otrzymał list od Manuela de Falla, w którym ten ostatni zaproponował stanowisko profesora muzyki na Uniwersytecie w Granadzie lub Sewilli, państwo Rodrigos postanowili wrócić do Hiszpanii, szczególnie że po wojnie domowej zapanował tam spokój. Wspomnieć należy, że Antonio Tovar zaproponował Rodrigo również stanowisko w dziale muzycznym Radia Nacional. Do kraju wrócili 1 września 1939 roku, czyli w dniu wybuchu II wojny Światowej. Lata 40 były ważne w życiu kompozytora. Od powrotu do Hiszpanii był kierownikiem sekcji artystycznej ONCE, hiszpańskiej narodowej organizacji niewidomych. W 1940 roku został asesorem muzycznym Radia Nacional. W 1941 roku urodziła się jego córka Cecilia. W 1942 roku kompozytor otrzymał Narodową Nagrodę Muzyczną za „Concierto Heroico’ na fortepian i orkiestrę. W roku później rozpoczął pracę jako krytyk muzyczny dla gazet Pueblo, Marca i Madrid. W latach 1944 – 45 był dyrektorem muzycznym Radia Nacional, a od 1947 roku przez następne trzydzieści lat był profesorem muzyki Manuel de Falla na Uniwersytecie Complutense w Madrycie. Na obchody czterechsetnej rocznicy urodzin Cervantesa w 1948 roku, Rodrigo skomponował jedno ze swoich największych dzieł „Ausencias de Dulcinea”. W kwietniu tego samego roku dzieło zostało uhonorowane Nagrodą Cervantesa. 18 listopada 1951 r. Rodrigo został przyjęty w poczet stałych członków Real Academia de Bellas Artes de San Fernando. Na tę też okazję skomponował i wykonał, w czasie oficjalnej uroczystości „Cinco Sonatas de Castilla con Toccata a modo de Pregón”. W 1953 roku kompozytor otrzymał Gran Cruz de Alfonso X el Sabio i został wybrany wiceprzewodniczącym Sekcji Hiszpańskiej Międzynarodowego Towarzystwa Muzyki Współczesnej. W następnym roku na prośbę gitarzysty Andrésa Segovii Rodrigo skomponował „Fantasía para un gentilhombre” na gitarę i orkiestrę, której prawykonanie odbyło się w 1955 roku w San Francisco, w obecności kompozytora. Przez lata swojej twórczości Joaquín Rodrigo otrzymał wiele wyróżnień i nagród na całym świecie. W 1960 roku został mianowany Officier des Arts et des Lettres. W 1963 roku został mianowany przez rząd francuski członkiem Legii Honorowej. W 1964 roku otrzymał doktorat honoris causa Uniwersytetu w Salamance. W 1966 roku otrzymał Gran Cruz del Mérito Civil oraz Medalla de Oro al Mérito en el Trabajo. Tu należy wspomnieć, że od 1963 r. do lutego 1964 r. kompozytor przebywał Puerto Rico, gdzie na Uniwersytecie Río Piedras uczył historii muzyki. W latach 60 państwo Joaquína i Victorii Rodrigo cieszyli się też wielkim szczęściem rodzinnym. Było nim małżeństwo ich córki Cecylii ze skrzypkiem Agustína León Ary i narodziny ich dwóch wnuczek, Cecility i Patricii. Kolejne lata obfitowały w liczne sukcesy zawodowe. Dzieła Joaquína Rodrigo wybrzmiewały na licznych koncertach, recitalach i festiwalach. Stał się jedną z najpopularniejszych postaci współczesnej muzyki klasycznej. W 1970 roku kompozytor pojechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie w Hollywood odbyła premiera jego „Concierto Madrigal” na dwie gitary. W 1982 roku Joaquín Rodrigo otrzymał tytuł doktora muzyki honoris causa na Uniwersytecie Południowej Kalifornii, w 1988 roku na Universidad Politécnica de Valencia, w roku później Universidad de Alicante i Universidad Complutense de Madrid oraz University of Exeter. W tym samym roku na zlecenie dwóch znanych brytyjskich solistów, Jamesa Galwaya i Juliana Lloyda Webbera, napisał koncerty: pastorał Concierto na flet i „Concierto como un divertimento” na wiolonczelę. W marcu 1986 Joaquín i Victoria wzięli udział w dwutygodniowym Festiwalu w Londynie poświęconego jego muzyce. Tam też odbyła się prapremiera jednego z ostatnich wielkich dzieł, „Pnp de San Francisco de Asis”, na chór i orkiestrę. Lata 90 przyniosły kolejne sukcesy i nagrody. W 1991 roku Joaquín Rodrigo otrzymał Nagrodę Fundacji Guerrero. W tym samym roku otrzymał tytuł szlachecki z rąk króla Juana Carlosa I z tytułem „Marques de los jardines de Aranjuez”. W 1996 roku otrzymał Nagrodę Księcia Asturii „za niezwykły wkład w muzykę hiszpańską, której nadał nowy i uniwersalny wymiar”. W tym samym roku został odznaczony Medalla de Oro de Sagunto, Gran Cruz de la Orden Civil de Soldaridad Social i Estrella de Oro de la Comunidad de Madrid. W 1998 roku rząd francuski uhonorował go tytułem Commandeur des Arts et des Lettres. Również w tym samym roku otrzymał nagrodę Sociedad General de Autores de España, jako najwybitniejszy kompozytor muzyki klasycznej a następnie został odznaczony Medalem Honorowym Universidad Internacional w Santander. W 1999 roku otrzymał Złoty Medal Festiwalu w Granadzie. Żona Rodrigo i nieodłączna towarzyszka jego życia Victoria zmarła 21 lipca 1997 r. Joaquín Rodrigo zmarł dwa lata później, 6 lipca 1999 r., w swoim domu w Madrycie, otoczony rodziną. Doczesne szczątki Joaquína i Victorii spoczywają razem w rodzinnym panteonie na cmentarzu w Aranjuez. Tekst powstał na podstawie informacji zaczerpniętych z oficjalnej strony poświęconej wielkiemu kompozytorowi: https://www.joaquin-rodrigo.com/index.php/en/biografia/10-autor/biografia/15-biografia-larga
-
Firma McIntosh, założona w 1949 roku, znana jest z tego, że oferuje znakomite komponenty domowych systemów audio, które zapewniają najwyższą jakość muzyki a także video. Oferuje produkty dla dwukanałowych stereofonicznych systemów dźwiękowych i wielokanałowych kin domowych z dźwiękiem przestrzennym. McIntosh od wielu lat dominuje na rynku audio, video i prezentuje najwyższą jakość sprzętu dla melomanów i audiofili, audiolubów na całym świecie. Kultowy niebieski miernik mocy Watt jest powszechnie rozpoznawany jako symbol wysokiej jakości dźwięku. Dzięki zestawowi stereo McIntosh lub zestawowi kina domowego słuchacze mogą przeżywać niezapomniane chwile z muzyką oraz nią żyć. Produkty McIntosh są projektowane i wytwarzane ręcznie w fabryce w Binghamton w stanie Nowy Jork przez oddanych pracowników, których łączy pasja do muzyki i dziedzictwo McIntosha. Od momentu powstania McIntosh tworzy za pomocą swoich produktów najważniejsze momenty w historii muzyki i popkulturze. Począwszy od przemówienia inauguracyjnego Prezydenta Lyndona Johnsona do Woodstocka po słynną płytę Grateful Dead „Wall of Sound”. McIntosh był nie tylko świadkiem historii, ale ją kształtował i nadal kształtuje. Najbardziej cenionym a zarazem kultowym już lampowym wzmacniaczem mocy firmy McIntosh jest MC275. Pierwsza generacja tego wzmacniacza ujrzała światło dzienne w 1961 roku. Od tamtej pory z drobnymi modyfikacjami końcówka mocy pozostaje w katalogu firmy McIntosh. Jest swoistego rodzaju ewenement. Oczywiście układ elektroniczny uległ zmianom – m.in., montaż przestrzenny zastąpiono powierzchniowym. Natomiast wygląd pozostaje, z drobnymi wyjątkami, taki sam. W wersji ostatniej, szóstej MC275 dokonano wiele subtelnych ulepszeń poprawiających wydajność końcówki – termiczna konstrukcja obwodu co przekłada się, m.in., na precyzyjniej brzmiące tony niskie. Opatentowane przez McIntosha i pozłacane zaciski głośnikowe Solid Cinch ™ zapewniają lepsze połączenie z kablami głośnikowymi, a wysokiej jakości zbalansowane i niezbalansowane złącza wejściowe poprawiają transfer sygnału z podłączonego przedwzmacniacza. Siedem małych lamp jest podświetlonych diodami LED, aby informować o stanie działania wzmacniacza: po włączeniu kolejno świecą bursztynowo przez kilka sekund, a następnie wszystkie zmieniają kolor na zielony, co oznacza gotowość systemu. W rzadkim przypadku awarii lampy wyjściowej małe lampy zmienią kolor na czerwony, aby poinformować o problemie. Poniżej wcześniejsza, piąta generacja MC275. Opisując MC275, w zasadzie mógłbym podpisać się pod tym wszystkim co napisał p. Wojciech Pacuła w swojej recenzji na łamach highfidelity.pl. Wzmacniacz radzi sobie z wysterowaniem trudnych kolumn. McIntosh gra dźwiękiem dynamicznym, pełnym energii. Średnica jest barwna, wyraźnie manifestująca swoją obecność i to niezależnie od tego jaki materiał muzyczny jest odtwarzany. Może nawet zbyt wszechobecna w wyższych warstwach. Niskie tony MC275 podaje z pełną swobodą. Są one nieco ocieplone, ale nie brakuje im energii, dynamiki. Wysokie tony są mocne i wyraziste, można rzec nieskrępowane. Podobnie jak napisał p. Pacuła podając je McIntosh nie krępuje się w ich eksponowaniu w czym przypomina Lebena CS-300. Generalnie MC275 ma wszystko pod kontrolą. Scena jest bogata w szczegóły, plany są barwne i namacalne, dźwięk jest wciągający. Czasami odnosi się wrażenie, że nie stoi przed nami wzmacniacz lampowy, ale wysokiej klasy końcówka tranzystorowa. W momencie, gdy kupowałem MC275 dzięki uprzejmości byłego właściciela mogłem dokonać wstępnych porównań jak z McIntoshem współpracuje Conrad Johnson Premier 14 i pasywny przedwzmacniacz Khozmo Acoustic. CJ dodaje od siebie delikatną mgiełkę ciepła. Nie znaczy to, że dźwięk jest przy stłumiony czy zawoalowany. CJ bardziej niż Khozmo eksponuje niższą średnice, nadaje jej więcej kolorystyki nie gubiąc przy tym szczegółów. Oczywiście w prezentacji Khozmo niczego nie brakuje. To rewelacyjna pasywka, precyzyjna. Mnie jednak bardziej odpowiada przekaz CJ, jego równowaga tonalna i klimat jaki tworzy. Z przyjemnością słucha się tego tandemu. Khozmo nie definiuje w zasadzie niczego, jest przezroczysty. Tam, gdzie MC wydobywa z nagrań dynamikę, ukazuje to też Khozmo. I w tym jest świetny, jednak brakuje mu tej przestrzeni, którą prezentuje Conrad Johnson. W torze występowały wówczas: Przedwzmacniacze: Conrad Johnson Premier 14, Khozmo Acoustic, Lector CDP 603, RLS Nereida IISE Głośnikowe MiT Matrix 12, IC: Equilibrium PURE IC Supreme, Crystal Phono – Marek Brożek. Zasilający PS Audio Premier SC. Muzyka: Shawn Colvin – A few small repairs, Enrico Pieranunzi with Marc Johnson, Paul Motian – Live At The Village Vanguard, Fritz Reiner – Mozart, Eine kleine Nachtmusik / Divertimento No. 17, K.334 / Divertimento No. 11, K.251 Po paru miesiącach przedwzmacniacz Conrada Johnsona zastąpił przedwzmacniacz lampowy McIntosh C220. C220 jest urządzeniem, w pewnym sensie otwierającym nową linie przedwzmacniaczy tej zacnej marki, które posiada pełną gamę możliwości, jakiej wymagają nowoczesne systemy, przy jednoczesnym zachowaniu najwyższej jakości za niewygórowaną cenę. Jest to chyba, poza przedwzmacniaczem C8 jeden z najtańszych przedwzmacniaczy McIntosh. Przedwzmacniacz jest solidny i dobrze dopracowany, waży prawie 10 kilogramów. C220 posiada czarną szklaną płytą czołową, boki jego wykończone są chromowanymi elementami. Wyświetlacz znajdujący się na centralnym miejscu posiada charakterystyczną niebieską barwę i podświetlony jest światłowodami. Nad nim widnieje logo marki. Wyświetlacz ma regulowaną jasność i zawiera wszelkie informacje dotyczące pracy przedwzmacniacza (źródło dźwięku, poziom głośności, opcje menu). Trzeba wspomnieć, że do dyspozycji na panelu czołowym mamy – lewa strona panelu – pokrętła regulacji oznaczone napisami „Bas” i „Treble”. Po prawej pokrętła poziomu głośności „Volume” i wyboru źródła dźwięku (wyjść sygnałowych) „Input”. Przedwzmacniacz posiada też na przednim panelu gniazdo słuchawkowe – minijack. Przedwzmacniacz wyposażony jest w lampy 12AX7A, dwie sekcji liniowej i dwie w sekcji phono. Pełna specyfikacja C220 na stronie mojego bloga: https://audiovoicegroup.pl/mcintosh-c220/ Bardzo szybko do C220, w torze liniowym zaaplikowałem parę lamp GE 5751WA w miejsce dwóch12AX7 made in China. Po krótkim czasie zastąpiły je Psvane. GE 5751WA wylądowały w torze pre gramofonowego C220. Do końcówki MC275 w miejsce trzech 12AX7 made in China dla McIntosh zaaplikowałem: singiel Miniwatt „DARIO” (rocznik 67) literką „S” na końcu, parę Amperex. DARIO to specjalna konstrukcja z francuskiej fabryki La Radiotechnique Suresnes. W międzyczasie eksperymentowałem z parą Magnavox 12AX7. Jak zapewnił mnie mój sympatyczny Kolega, spec od małych lamp „wszystkie lampy oznaczone znakiem towarowym DARIO wykonane są w rygorze wojskowym. Bardzo często są to typowe konstrukcje, wyprodukowane z lepszych materiałów… ogólnie wzmocnione. Nawet szklane tuby są bardziej wytrzymałe i odporne na uszkodzenia mechaniczne.” Miejsce oryginalnych lamp 12AT7, aplikowanych przez firmę McIntosh, zajęła kwadra NOS GG JG-12AT7, rocznik 57. Co do tych ostatnich było to jedyne rozwiązanie za rozsądne pieniądze. Niestety nie udało się trafić na kwadrę 6060 / CV4024 BRIMAR w rozsądnej cenie. Dodać należy, że w w MC275 miejsce oryginalnych lamp mocy zaaplikowano Psvane KT88-TII. Można byłoby lepiej, jednak cena lamp NOS, to kosmos. Co to zmieniło? Napiszę krótko i zwięźle. Energia, dynamika, przestrzeń, okraszone lekkim ciepłem. Jednocześnie mamy do czynienia z czymś magicznym, czarującym, jakby ktoś zdjął z MC275 warstwę, która nieco „zamulała” dźwięk. Do tego wszystkiego pełna gama detali. Wszystko to w odtwarzanej muzyce pozostaje w równowadze, pełnej harmonii, żaden z zakresów dźwięku nie dominuje, nie przeszkadzają sobie wzajemnie. W muzyce nie występują dominujące elementy. Choć RLS Nereida II potrafią mocno łupnąć, głębokim, pełnym basem, tutaj jest on, rzec można, nieco ucywilizowany a jednocześnie obecny, namacalny i pełny. W pełni amerykański sprzęt (przedwzmacniacz, wzmacniacz, odtwarzacz), amerykańskie, z dodatkiem małego francuskiego wkładu (połączenie pre z końcówką w postaci Atohm XLR), tylko nasze rodzime kolumny. Do tego amerykańska, dobra muzyka i jest pięknie. Przy najnowszej płycie Bruce Springsteena „Lettet To You” nogi same „chodzą”. Nie jest to muzyka łatwa dla sprzętu. Tym bardziej byłem zadowolony, że to wszystko zaczynało ze sobą współgrać. Innymi słowy synergia, pełna synergia. Kolejne eksperymenty z małymi lampami przyniosły kolejne zmiany. Miejsce Amperex’ów zajęła para Miniwatt Dario 12AX7. W kolejnych tygodniach sytuacja zmieniała się dynamicznie. Do końcówki podłączyłem kolumny Living Voice Audiotorium R3. Za sprawą wspomnianego sympatycznego Kolegi z miasta Łodzi – speca od małych lamp – cały czas się coś się zmieniało i myślę, że nadal będzie się zmieniać. Aktualnie końcówka mocy współpracuje nadal z pre C220 i odtwarzaczem Lectora CDP 603 (w nim też zostały zmienione lampy). Od kilku dni MC275 nie „napędza” już Living Voice. Zostały zastąpione przez Harbeth Super HL5 Plus.
-
Fafniak piękne te Oberony. Też miałem dylemat, podstawkowe, czy podłogowe. Padło na Nereidę. Rafał, niestety Nereida to duża kolumna podstawkowa, choć jak wyżej napisałem nie są wymagające pod względem ustawienia. Jeśli chodzi o standy to radziłbym coś bardziej solidnego. U mnie stały na standach VAP, jednak - w mojej ocenie - niskie tony nie były tak zwarte i dobitne. Dlatego zamówiłem standy od p. Rogoż. Jest to wersja standów oferowanych przez niego z pewnymi modyfikacjami. Zważ, że Nereida mają na dole głębokość 42 cm.
-
Rafał, mój pokój to niecałe 20m kw. Nereida spokojnie w nim się zadomowiła. Faktycznie miałem kiedyś Canto Grand i wspominam je ciepło. Pan Grzegorz ze Studio 16hz to świetny fachowiec. Cenię sobie kolumny tej firmy. Co do Oscara Petersona to darzę go wyjątkową estymą. Ale to temat na odrębny wątek. Dla zainteresowanych tematem RLS i nie tylko przedstawiam tekst, który powstał po spotkaniu moim z Romanem i jest przez nas uzgodniony (tekst jest też na moim blogu). Celem spotkania, poza aspektami czysto towarzyskimi było porównanie kolumn firmy RLS i Xavian. W szranki stanęły RLS Nereida IISE kontra Xavian XN 185 MKII. Nie będziemy/będę tutaj opisywali/ opisywał wyglądu, budowy kolumn, wykresów z pomiarów elektroakustycznych. Te informacje można znaleźć w licznych opiniach zamieszczanych w Internecie, choć w przypadku RLS Nereida są one dosyć skąpe. Obie kolumny napędzane były wzmacniaczem polskiej manufaktury elinsAudio Concerto. Dla mniej obeznanych w polskim rynku urządzeń audio klasy hi-end wspomniany wzmacniacz pracuje w klasie D. Kolumny łączone były ze wzmacniaczem przewodami głośnikowym MIT Matrix 12. Muzyka odtwarzana była za pomocą CD amerykańskiej firmy, rodem z Kolorado Ayre C-5xeMP. Jest to najwyższy model produkowany przez Ayre Acoustics Inc. Odtwarzacz podłączony był do wzmacniacza przewodami RCA - Albedo Monolith Monocrystal. Materiał muzyczny: Jennifer Warnes – The songs of Leonard Cohen – Famus Blue Raincoat Diana Krall - The Look Of Love (DVD Audio) Max Richter – The Blue Notebooks Andreas Vollenweider – Caverna Magica Eric Clapton – The Lady In The Balcony: Lockdown Sessions Guns n’ Roses – Live Era 87-93 O RLS Nereida II piszę się bardzo mało. O wersji SE w ogóle. Konstrukcja SE ma inną zwrotnicę niż wersja podstawowa, czyli Nereida II. W związku z pojawiającymi się opiniami, że wysokie tony w „dwójkach”: „Są detaliczne, doskonale rozseparowane, ale brakuje im trochę blasku i dźwięczności.” konstruktor p. Rokoszewski stworzył zwrotnicę, której zadaniem jest poprawienie reprodukcji dźwięku w tym zakresie. Nie siląc się na zbyt dogłębną analizę trzeba podkreślić, że RLS Nereida IISE, są kolumnami uniwersalnymi, rzec można neutralnymi. Materiał muzyczny przez nas zapodawany był przez kolumny odtwarzany w sposób niemal idealny, wierny. To może przeszkadzać na gorzej zrealizowanym materiale muzycznym. Tu Nereidy obnażą kiepsko zrealizowane nagrania w sposób brutalny. Kolumny grają dźwiękiem przejrzystym a jednocześnie zawierającym pewną dozę ciepła. Tony niskie schodzą dosyć nisko i są dobrze kontrolowane. Tony średnie są barwne i pięknie współgrają zarówno z niskim zakresem częstotliwości, jak też z tonami wysokimi, którym nic nie można zarzucić. O tym, że tony wysokie zostały ewidentnie dopieszczone za pomocą zmiany w konstrukcji zwrotnicy świadczyć może to, że potrafiły one dać w sposób dosadny znać na płycie Diany Krall. Na początku bodajże drugiej ścieżki tej płyty Było to wyraźnie słychać. Kolumny pokazały, że potrafią wyemitować ten zakres dźwięku w sposób bardzo czytelny, a nawet rzec można pozbawiony zahamowani. Nie oznacza to, że tony wysokie są uciążliwe, raczej duże, czytelne, pojawiają się tam, gdzie powinny być. Zresztą podobnie wygląda to w przypadku tonów niskich, które mimo tego, że elinsAudio Concerto ma skłonność do uwypuklania tego zakresu dźwięku, nie dominują nad pozostałymi zakresami. Aktualna cena kolumn Nereida II to 9200 zł. W mojej ocenie kolumny mogą stawać w szranki z kolumnami z dużo wyższej półki cenowej. Kolumny Xavian XN 185 MkII należą do jednych z lepszych produktów czeskiej firmy działającej pod przywództwem Włocha Roberto Barletta. Xaviany XN 185 MkII postawione obok RLS Nereida IISE wyglądały, jak ich mniejszy brat. Co ciekawe obie kolumny mają zaaplikowany dokładnie ten sam głośnik niskośredniotonowy, czyli słynny już Scan Speak 18W8545. Xaviany to wybitne kolumny. Mimo niewielkich rozmiarów charakteryzuje je dobrze nasycone średnie i niskie tony, przy nieco subtelnych tonach wysokich. Te małe skrzynki potrafią ukazać dużą skalę w zakresie tonów niskich. Bas schodzi dosyć nisko, szczególne w wyższych jego zakresach jest dobrze kontrolowany. Tony średnie są barwne a jednocześnie w sposób konkretny prezentują materiał muzyczny, dobrze zrównoważony i podany w sposób precyzyjny. W mojej ocenie tony niskie odstają nieco od całości, wydają się być nieco zdominowane przez wyższą średnicę, choć generalnie potrafią w sposób niemal perfekcyjny uzupełnić cała tkankę muzyczną. Generalnie to kolumny grające dźwiękiem zrównoważonym, nasyconym. W Nereidach IISE jest bas i jest kontrola. Dużo większa objętość obudowy umożliwia niższe zejście, nie tracąc na szybkości. RLS-y mają bardzo duży głośnik wysokotonowy (28mm względem 19mm względem Xaviana). RLS Nereida IISE nie wymagają siedzenia w wierzchołku trójkąta (dwie osoby mogą słuchać równocześnie bez dyskomfortu), Xaviany są pod ty, względem bardziej wymagające i raczej „jednoosobowe”. Ciekawym rozwiązaniem w obu kolumnach jest wykorzystanie pochylonej przedniej ścianki i dodatkowo zbliżenie osi głośnika wysokotonowego do niskośredniotonowego (w Xavianach kopułka nachodzi na mocowanie większego głośnika) co dodatkowo poprawia zgranie pasma obu głośników. Xaviany wymagają minimum pół metra odstępu od ściany względem tylnej ścianki kolumny – zmniejszenie tej odległości lekko obniża dolne pasmo, ale kosztem pewnego rozmycia i gorszej kontroli (zmiany są niezbyt duże, ale wyraźnie słyszalne). Reasumując. RLS Nereida w pewnym sensie przypominają sposób w jaki prezentują muzykę Xaviany. Nie jest to jednak neutralność typowa dla monitorów Xavian. Nereidy w każdym paśmie prezentuję dźwięk nieco bardziej soczysty i jakby bliższy słuchaczowi. Dzięki zmianom dokonanym przez p. Rokoszewskiego (modyfikacja zwrotnicy) Nereida II w wersji SE dokłada do całości świetną prezentację w zakresie tonów wysokich, które pokazują wysoką klasę, ba w niektórych sytuacjach potrafią zaskoczyć o czym przekonaliśmy się w czasie odsłuchów. Trzeba pamiętać, że oceniamy/ oceniane były udane modele kolumn obu producentów o wysokich aspiracjach, lokujące się na szczycie ich oferty wśród kolumn podstawkowych. Kolumny grają inaczej, ale takie było założenie ich konstruktorów. Powinny się różnić i różnią reprodukcją dźwięku w dolnym jego paśmie, uwarunkowanym wielkością obudowy (litrażem).
-
Firma została założona przez p. Jerzego Rokoszewskiego w 1991 roku. Przez lata swojej działalności zdobyła sobie na rynku audiofilskim duże uznanie. Świadczą o tym pozytywne opinie i pochwały użytkowników tych kolumn, jak też pozytywne opinie licznego grona testujących produkty tej firmy. Kontakt z produktami RLS miałem wielokrotnie, od wielu lat, głównie w czasie wystaw Audio Show lub odsłuchów w domach kolegów. Przed paroma laty kupiłem kolumny RLS Callisto wersja IV. Pierwszy raz wersja tych małych i niepozornych monitorów została zaprezentowana w 2012 roku na Audio Show. Z informacji jakie można wyczytać w licznych artykułach na temat Callisto powodem przedstawienia przez firmę RLS kolejnej wersji monitorów była konieczność wymiany głośnika średnio - niskotonowego. Poprzedni głośnik zastosowany w wersji III przestał być produkowany. W okresie kiedy kupowałem te monitory ich cena była dosyć niska, choć kolumny w wersji IV są nieco droższe od starszych braci. Trudno pisać o kolumnach, których słuchało się wielokrotnie, w różnych konfiguracjach. Trudno też pisać w sytuacji, gdy kolumny te były wielokrotnie opisywane, testowane, opiniowane. Najprościej byłoby napisać to, co ukazało się w opisywanych na łamach wielu czasopism, czy na portalach internetowych opiniach dotyczących Callisto IV. Gdy kolumny zagościły u mnie zacząłem je mimowolnie porównywać z monitorami o podobnych gabarytach, które kiedyś posiadałem. Pamiętam zachwyty nad monitorami Totem Mite, które wielkością zbliżone są do Callisto. Jednak to zupełnie inne brzmienie, inne światy. Callisto IV to kolumienki niesamowicie muzykalne, przejrzyste, szczegółowe, słychać każdy najdrobniejszy dźwięk. Stereofonia jest na najwyższym poziomie. Dźwięki wydobywają się z tych małych pudełek z niewiarygodną lekkością. Dźwięk w każdym zakresie ma właściwe proporcje, nie jest go za dużo ani za mało. Poszczególne plany są bardzo czytelne. Średnica jest plastyczna, energiczna a zarazem tam, gdzie trzeba lekka i zwiewna. Wysokie tony czyste i dźwięczne. Bas wydobywający się z tych małych pudełek, co wydaje się niewiarygodne, schodzi zadziwiająco nisko i ma dosyć duże zasoby. Ze względu na nietypową konstrukcję kolumn – głośnik wysokotonowy znajduje się w dolnej części kolumn, średnioniskotonowy na nad nim, zalecane jest stawianie Callisto na standach o wysokości ok. 90cm. U mnie usytuowane były na standach o wysokości ok. 82cm, które umieściłem na płytach ceramicznych o grubości ok. 3cm. Zgadzam się z wieloma opiniami użytkowników i tych, którzy słuchali Callisto. To kolumny dedykowane są dla grupy odsłuchanych odbiorców, a nie jak ktoś napisał w swojej opinii, cyt. „...dla amatorów bez doświadczenia …”. I z tym w 100% się zgadzam. Po Callisto przyszedł czas na kolejne kolumny podstawkowe spod znaku RLS. W 2020 roku napisałem do p. Jerzego Rokoszewskiego. Po wymianie korespondencji już telefonicznie uzgodniliśmy, że Pan Jerzy wykona dla mnie kolumny RLS Nereida II w wersji specjalnej. Nie ukrywam w napięciu czekałem prze kolejne dni. W międzyczasie byłem z Panem Jerzym w kontakcie telefonicznym i sms. Po około dwóch miesiącach Pan Jerzy, po wcześniejszej zapowiedzi przyjechał do mnie, przywożąc w dwóch solidnych pudłach kolumny RLS Nereida II SE. Dopisek SE oznacza, że kolumny te mają zwrotnicę o lepszych walorach niż standardowa wersja II. Wiedziałem, że te kolumny są duże, każda kolumna waży14 kg, że są świetnie wykonane, jednak widziane w innych warunkach i dosyć pobieżnie nie robiły takiego wrażenia, jakie zrobiły na mnie, gdy ustawiłem je na standach VAP (obecnie stoją na standach dedykowanych, wykonanych przez Pana Jana Rogoż). Skrzynki RLS Nereida własnoręcznie wykonane przez Pana Jerzego wyglądają piętnie. Do tego maskownice w kolorze czarnym, montowane do obudów kolumn za pomocą magnesów. Mistrzowska robota. Jak poinformował mnie Pan Jerzy kolumny nie były wygrzewane. Konstruktor dokonał tylko trzygodzinnych testów dzień wcześniej. Podłączyłem Nereidy do posiadanego wówczas zestawu Conrad Johnson Premier 14 + Atoll AM200 Signature przewodami MIT Matrix 12. Wrzuciłem na talerz transportu Atolla płytkę "The Very Tall Band" Oscar Peterson, Ray Brown, Milt Jackson oraz Karriem Riggins. Gdyby nie to, że na twarzy miałem maseczkę moja szczęka turlałaby się po podłodze. To było jak cios w żołądek. W międzyczasie, słuchając muzyki ucięliśmy sobie z Panem Jerzym około godzinną pogawędkę na temat kolumn, sprzętu audio i nie tylko. Cóż mogę powiedzieć po tej rozmowie. Pan Jerzy, to skromny facet, o dużej wiedzy. Z dystansem podchodzi do tego co dzieje się na rynku audio. Stara się stronić o wszelkich mediów internetowych. Jego strona firmowa od lat jest taka sama, wykona została przez jego żonę. Najważniejszą kwestią dla niego jako konstruktora i producenta jest zadowolenie klientów, uznanie dla jego produktów. Aktualnie RLS Nereida IISE napędzane są przez wzmacniacz elinsAudio Concerto.
-
To Forum słynie z tego, że niesie pomoc innym. 70% tematów na forum są to tematy doradcze. Tobie Kolego wydaje się, że aby Tobie pomóc nie musimy posiadać pewnych informacji. Nam natomiast wieloletnie doświadczenie, nabyte też na tym Forum mówi, że takie informacje są potrzebne, aby rzetelnie doradzić. Nie bez powodu umieszczono w prawym panelu poradnik jak pisać pierwsze posty. Ponieważ nie chcesz sprostać wymaganiom stawianym początkującym forumowiczom nie otrzymasz, jak wspomniałem rzetelnej odpowiedzi. Nawiasem mówiąc jest tu wielu Kolegów, którzy znają produkty wymienionych firm. O Kolegach z branży nie wspominając.
-
Bez komentarza:
-
Kolego kuredhivaru nadal nie dajesz nam szansy, aby Ci pomóc. Napisał wyżej Kolega Barry w jaki sposób trzeba napisać pierwszy post. Podaję w takim razie link do poradnika "Pierwsze posty na forum", bo jak widać panel po prawej stronie naszego forum jest mało widoczny.
-
Tomku zasługę temu, że odtwarzacz DVD radzi sobie niespodziewanie dobrze trzeba DAC-owi Atolla. Nie ukrywam, że ciekaw jestem odsłuchów Twoich 202B w większym pomieszczeniu.
-
Jacek75 masz rację założyciel wątku wyczuciem i kulturą nie grzeszy. O szacunku dla osób starszych nie wspominając. Kolego Hadar na tym forum jest wielu forumowiczów z przedziału wieku, który podałeś i który ośmieszyłeś. 100 razy zastanowiłbym się zanim napisałbym to co Ty w powyższym poście. Takie teksty to możesz sobie pisać na forum dla gimnazjalistów. Nie wspominam już o tym, że naruszyłeś zapisy Regulaminu Forum, którego pewnie nie czytałeś.
-
Tematów dotyczących subwooferów na Forum jest dużo. Warto poczytać. Poproszę też o możliwie poprawne pisanie w języku polskim. O to dbamy na tym forum. Każdy wyraz zawierający błąd w czasie jego edycji zostaje podkreślony na czerwono. Proszę też, jak Kolega wyżej, bez uciekania się do komentarzy i słów o cechach wulgarnych. I na koniec my Polacy możemy się czuć obrażeni, że pisze się wyraz Polak z małej litery. Choć jak widać taka maniera jest coraz częściej spotykana.