Skocz do zawartości

Strange New Toy

Uczestnik
  • Zawartość

    15
  • Dołączył

  • Ostatnio

Informacje osobiste

  • Lokalizacja
    Hamburg

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Te pierwsze trzy są prawdopodobnie (pierwsze dwa z pewnością) jednym i tym samym modelem z jednej jedynej chińskiej fabryki. Różnią się tylko kosmetycznymi szczegółami. W sumie obojętnie, który kupisz — to nic nadzwyczajnego, towar masowy. Z tradycyjnymi markami HiFi łączą te urządzenia jedynie, te marki nie mają już nic do stracenia. To coś podobnego jak GRUNDIG, od lat w tureckie janczary wzięty. Inaczej z markami REGA i NAD — te pilnują swojej zasłużonej reputacji, produkują głównie w Europie, maszyny są zwykle solidne i można je rozbudować.
  2. "Nie ufaj statystyce, której sam nie sfałszowałeś!" (dr Joseph Goebbels, z zawodu zbrodniarz wojenny, †1945) Dla wyjaśnienia: Nazistowski minister propagandy ukuł to hasło osobiście, po czym przypisał je tak skutecznie Winstonowi Churchillowi, że tu w Niemczech większość ludzi do dziś wierzy w autorstwo Churchilla. Oczywisty fakt, że Sir Winston, uzdolniony pasjonat matematyki, takiej bzdury nigdy by nie podał do publicznej wiadomości, jakoś nikogo nie interesuje…
  3. Coś pomiąchali. Jak się ta płyta kręci, to powinna być biała (R-G-B). 😎
  4. Przez co wracamy do mojej tezy wstępnej, co do niej zgodni. Bardzo mi miło. 😎
  5. Jak jeszcze portal działał, to też pościągałem pliki z mojego abonamentu oraz osobno nabyte. Na ostatnią minutę. Co w niczym nie zmienia faktu, że teraz tych plików nima i już. Bo ja wiem, może dla nabywców Nautilusa albo choćby 802 są jakieś tajne wejścia do sekretnej downloadowej loży. Dla profanów - posiadaczy, jak ja, „tylko” takich drobiazgów typu P7, P9 signature, PX czy fenomenalnych MM1 (jak mi kiedyś padną, będę niepocieszony) wstępu nie ma.
  6. Tak, mam go od czasu zakupu w 1987 i nie pożyczałem nikomu. Taki jestem. 😎 Charakter albumu w pewnym sensie skłania do słuchania obu stron po kolei, zwłaszcza, ale nie tylko, od strony wokalno-tekstowej (ach. ten Jaz-Rap Walczewskiego Marka…). Od lat nie słuchałem, więc wyprałem najpierw w Knosti porządnie. Dało trochę, ale niewiele. Krótko potem z okazji zakupu gramofonu zaniosłem ten album do salonu HiFi, bo zaproponowali mi gratis kilka albumów wyczyścić jakąś szaloną pralką Clearaudio o wartości znacznie wyższej niż ten gramofon. Wyprali. Jak mówię, pierwsza strona brzmi jak na ówczesne PRL-owskie warunki zacnie, druga nie. Jest jeszcze druga płyta w tym albumie, Stańko z formacją Freelectronic (i bez Walczewskiego/Witkacego), której jednak nie słucham, bo intelektualnie nie ogarniam — to taki typowy "w-ryj-dżez" z tamtych lat, nie moje uniwersum.
  7. Miks zupełnie inny niż na A, jakby reżysera dźwięku przy każdej nucie brutalnym pulsem czacha napieprzała™ i dlatego się bał ruszyć potencjometrami. (Motto: "Kotuś, nie tup!") Na pierwszej stronie słychać starania i wyniki, instrumenty stoją i jest nawet coś w rodzaju sceny. Na B-stronie to jakby ktoś wszystko powlekł wielką folią do remontowania mieszkań i przykleił na rancie dookoła taśmą. Płaskie i całe się zlewa w jedną bryłę. Jakby ludzie chcieli jak najszybciej zgrać i do domu zwiać. Może to tłoczenie, ale nie sądzę. Śmieszne, że dopiero teraz na tym Majiku to tak wyraźnie "rzuca mnie się na uszy". Warto by sprawdzić, jak to brzmi na CD, ale nie mam (wiem, że istnieje).
  8. To jeden z – istotnych – aspektów zagadnienia. Mam np. w samochodzie możliwość odbioru Amazon Music i paru innych takich. Sprawdziłem jedynie z amazon music, bo tam mam konto Prime. Sprawdziłem raz, drugi. Po jakimś czasie trzeci. I na tym stanęło. Ucieszyłem się, że auto ma dwie szczelinki na karty SD, wtyki USB oraz odgrywa przez kabelek z iPhone. Bo muzyka przez internet to wg moich doświadczeń katastrofa: sam start serwisu po starcie auta trwa jakieś 3 do 5 minut, potem nawigacja przez tytuły jak mucha w smole, wybór głosem przez Alexę nie działa w ogóle, a jak już się dokopię do upragnionej muzyki, to trochę pogra, a potem zaczyna się jąkać i tak już zostaje. Mieszkam w okolicach raczej zurbanizowanych, więc sieć nie powinna być przeszkodą. Albo to: idę po zakupy, w markecie kolejka i zero sieci, i jak słuchałem muzyki akurat via iPhone z serwera (amazon, iTunes czy mojego Synology w domu), to dobranoc, już się więcej nie będziem bawili. Pomijajac już fakt, że jak streaming działa, to jakość techniczna tej muzyki uaktywnia we mnie autocenzurę przy próbie opisu. Toć to walkmany z niższej półki brzmiały ongi lepiej niż ta bryja. Po co odchodzę od tematu? Żeby pokazać, iż te całe streamingi przez powietrze są wg mnie na etapie radiofonii sprzed stu lat. Zależne od kaprysów sieci, zawodne, wolne, denerwujące. Jak obecna bardzo młoda generacja dorośnie, będzie pewnie inaczej. Pierwsze kolorowe telewizory dostępne w PRLu też musiały być uruchamiane przez fachowca i mimo to robiły co rusz hocki-klocki. Tak że według stanu na dzień dzisiejszy to media lokalne są pod względem dostępności nie do zastąpienia.
  9. Zapraszam do Lubeki na Wyspę Staromiejską, jak będziesz kiedyś w okolicy.
  10. No, serce roście, patrząc na te czasy… Sąsiedzi Polska i Niemcy na wspólnych schodkach z daleką Japonią, i to w fajnej sprawie. Miłe zaskoczenie, nie wiedziałem. Tu w Niemczech popyt na handfeste nośniki tłumaczyć można, moim zdaniem, kilkoma czynnikami — pewnie niektóre decydują również w Polsce, obydwie kultury i mentalności mają o wiele więcej punktów stycznych, niż się to może niektórym podoba… mnie się podoba. Czynnik ekonomiczny — czyli efekt "dwa w jednym": Kupując CD mam nagranie wysokiej jakości, mogę je przetworzyć na inne cyfrowe formaty: do auta, FLAC do streamera, do przenośnego grajka lub telefonu. Kupując czarną płytę (nową) mam w najgorszym wypadku dodatkowo mp3 mit 320 kbps (np. Amazon Auto Rip), w najlepszym kupon na ściągnięcie plików, zależnie od albumu nawet i FLAC czy AIFF do wyboru. — Odwrotnie jest mniej korzystnie: kupując pliki nie dostaję talonu na CD czy LP gratis. Czynnik techniczny — czyli bezpieczeństwo tego, co moje: CD mogę sobie zgrać 1 do 1, przez co mam spokój, nawet jak mi padnie albo kto ukradnie. (I zwykle robię to tak czy owak, patrz punkt"Dwa w jednym".) Kupiony plik powinienem, jak mam dobrze w głowie, skopiować gdzieś tam i schować — to kosztuje miejsce na dysku — bo nośniki plików padają częściej niż CDs. Poza tym te pliki muszę przenosić na nowe nośniki, bo jak nie, to kiedyś te stare nośniki (hasło iOmega ZIP i JAZ) nie będą czytelne. Innymi słowy: kupując CD mam z głowy robienie kopii zapasowych, co w wypadku kupowanych plików jest musem. Oczywiście można przecząc przytoczyć argument: jak ci plik przepadnie, to ściągasz go normalnie ponownie tam, gdzie go kupiłeś. Tak. Proszę to powiedzieć np. byłym abonentom/klientom zamkniętego niedawno portalu Bowers & Wilkins Society of Sound. Czyli choćby mnie. Czynnik generacji — czyli "Wróbel w garści": To przysłowie o wróblu i gołąbku jest po niemiecku dokładnie takie samo. Tu w Niemczech najwyższą siłę nabywczą ma generacja "Babyboomer", czyli wczesne roczniki 1960e. Największa grupa ludności — przeważnie jeszcze pracuje zawodowo i jest po pierwsze w tym wieku, co to się już "wszystko ma", po drugie posiada tę mentalność, że jak się coś kupuje, to trzeba to coś móc wziąć do ręki, postawić na regał itp. Tonus: Jak kupujesz plik, to kupujesz tylko prawo do jego używania. Podzielam i popieram to podejście, bo sam należę do rzeczonej generacji. To pokolenie przyzwyczajone (w Niemczech zachodnich wyrosłe albo od dekad tu żyjące) do stabilności, wysokiej jakości, stabilnych cen i bezpieczeństwa. Te wymienione przyzwyczajenia musimy w ostatnich latach jedno po drugim stawiać na cenzurowanym — nic dziwnego, że jak można jakiś drobiazg "uratować z pogromu", to się to instynktownie robi. -------------------------------- Ciekawe, które z tych czynników działają w dzisiejszej Polsce i w jakim stopniu. A może są jakieś jeszcze inne, na które nie wpadłem lub których ne znam? Byłoby fajnie przeczytać. Pozdrowienia
  11. To może anegdotka dla relaksu: Jakiś czas temu, zlożony grypą w kostkę, siedziałem sobie w domu i coś tam kombinowałem, chyba grafiki jakieś, na ile otumaniona wirusami głowa pozwalała. Włączyłem muzykę, ale o słuchaniu nie było mowy — uszy i wszystkie inne kanały laryngologiczne "zawalone" kompletnie. Czyli muzyka jako dobry klimat w tle, nic więcej. Grał sobie Receiver T+A pliki z podpiętego dysku SSD, bo wstawać i szukać CDs nie miałem w tym stanie ochoty. Właśnie "leciał" debiut Tuxedomoon "Half-Mute" z roku 1979: Nagranie jak na tamte czasy technicznie bardzo poprawne, ale dalekie od jakichś audiofilskich ambicji. Znam ten genialny album od dziesięcioleci prawie na pamięć, moja Ukochana też, muzyka w naszym ścisłym Top Ten — szczęśliwie mamy przystające gusta muzyczne. Przy czym, pani jak to panie mają — nie dzieli mojego Knallu na punkcie HiFi i zwykle utrzymuje, że "ona różnic nie słyszy", chociaż słuch ma lepszy niż ja. Tyle tytułem wprowadzenia, gdyż w tym momencie wraca Ukochana rzeczona z pracy, wchodzi do pokoju — i pierwsze jej zdanie brzmi: "Co to za Scheiss jakość nagrania? Z czego ty odtwarzasz?" Hmm… sprawdzam na (takim sobie) wyświetlaczu T+A — proszę proszę, mp3, 256 kbps. Jeszcze z dawnych czasów, jak mieliśmy raczej kiepski sprzęt — wtedy to nie podpadało. Zapomniałem. Dobrze. Teraz chcemy wiedzieć dokładnie. Ukochana siada obok mnie na sofie (ach…!), ja dzielnie wstaję, wyszukuję CD, wkładam do szuflady kombajnu T+A… pierwsze takty rozbrzmiewają… tym razem to ja nie słyszę różnicy (zawalone uszy), widzę tylko, jak z każdą minutą muzyki słońce wpada przez północne okno pokoju… a może to uśmiech Ukochanej. Nie chcę pytać. Muzyka gra. "To przecież różnica jak dzień i noc!" — mówi Ukochana, jak już ten analogowo zsyntetyzowany helikopter kończący "Seeding the Clouds", ostatni utwór albumu, odleciał w dal. Zbytecznym jest dodawać, że jak wróciłem do formy, to powtórzyliśmy test — chciałem sam usłyszeć różnicę. CD na tym samym sprzęcie i w tych samych warunkach tak się miało do mp3 236 kbps jak gotycka cegła dwuręczna z XIV wieku do pustaka z czasów późnego Gierka. Powtórzyliśmy jeszcze z kilkoma innymi nagraniami. Tu gotyk, a tu pustak. Przy czym mnie te różnice bardziej się rzucają "w ucho". Może to dlatego, że jestem w dobrej połowie moich lat 50-tych i fizjologicznie z tymi częstotliwościami różnymi jest inaczej. (Wieku Ukochanej oczywiście nie podam, jestem stara szkoła Jana Kamyczka…) Ale jest, jest różnica. Jak cholera. Trochę wcześniej zauważyłem ją już, jak kupiłem słuchawki B&W P7 i słuchałem z iPoda — tam były też wyraźne różnice między MP3 256 a ALAC - Apple Lossless (FLACa iPod nie umie, ale ALAC jest niby tym samym). Tylko że wtedy uważałem, że to placebo i homeopatia: kupiłeś coś fajnego, to ci mózgownica potwierdza, nawet jeśli to jest bezwartościowe. Ale nie. To nie placebo! P.S.: Na tym podpiętym dysku później odtworzyłem też FLAC tej samej muzyki (zgrany z CD) i brzmiał jak CD, czyli defekt na tym etapie wykluczamy.
  12. Też go lubię. Wdzięczna akustyka, bajecznie konserwatywna optyka. Gra z T+A Music Receiver oraz KEF LS-50. Phono-Pre to na razie Musical Fidelity V90. Zobaczymy, czym można go zastąpić, by było to godne tego triumwiratu. No, Urika to może nie tak zaraz… Podzrowienia Jo, tanio nie jest, rabatów LINN też nie dopuszcza. Mimo to można mniej drogo: są zwroty, są egzemplarze "pokazowe" — mój Majik (czyli "Sondek dla ubogich") kupiłem za trochę więcej niż pół ceny katalogowej, bo stał 7 miesięcy w salonie jako demo i ma trochę obtarte ramię w miejscu, gdzie aretaż zaskakuje. Poza tym jak nowy, z gwarancją, z fabrycznie nowym deklem oraz na nowo wyjustowany w warsztacie. Plinta do tego w wydaniu limitowanym, frezowana jak w pierwszych modelach. Czego chcieć więcej.
  13. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Czemu włączasz „Video” w wieży, chcąc słuchać muzyki z gramofonu? Niezależnie od tego: buczenie (50 Hz) to normalne, jak gramofon nie jest uziemiony. Co się dzieje, jak go uziemisz? Czy instalacja elektryczna w domu ma porządne uziemienie? Czasami (to nie żart, tylko technika) wystarczy wtyczkę wzmacniacza włożyć do gniazdka o 180 stopni przekreconą. Czy w pokoju przebiega kabel antenowy od TV kablowej lub satelitarnej? Co się dzieje, jak wyciągniesz jego wtyczkę z gniazdka (przy telewizorze albo w ścianie)? Życzę wytrwałości i pomyślności w łowach na Mrucznego Zwierza.
  14. Dobrze-średni wiek ma tę zaletę, że można czasami spełnić sobie wreszcie to czy tamto zamierzchłe marzenie, mniejsze czy większe. (Kto to przezywa „kryzysem”, nie wie, o czym mówi.) Nawiasem mówiąc nie miałem pojęcia, ile informacji tkwi np. w tym trzydziestodwuletnim LP triumwiratu Walczewski-Stańko-Witkacy. Słuchane setki razy. Mimo PRLowskiego tłoczenia. Adikt wyciągnął takie muzyczne, a i tekstowe, niuanse, których nigdy nie słyszałem. Poza tym słychać wyraźnie, że ludzie w studio przy miksowaniu nagrań na stronę B byli w kiepskiej formie, bodaj skacowani, podczas gdy strona A lśni.
  15. Servus! Włączam się tak po prostu jako nowy do rozmowy, bo miałem podobne pytania, rozterki i …(internetowe) poniewierki jakieś dwa lata temu. Może moja historyjka w wyborze pomoże. Zaczęło się od tego, że miałem trochę płyt z dawnych (1980ych) lat, ale potem kupowałem już tylko CDs, gramofon odszedł do lamusa. Nie był też specjalnie jakiś specjalny: Technics SL-BD20 miał na imię. Grał, był niedrogi i tyle. Jak go w 80. latach kupowałem, to nie chciałem i nie mogłem dużo płacić, a już zupełnie nie za urządzenie do odtwarzania medium uważanego wtedy za trupa. Lata, ba, dekady minęły. Technics stał prawie nie używany. Dopiero trzy lata temu przyszedł mi apetyt na analogowe brzmienie. No to odkurzyłem Technicsa, dostał nową wkładkę Audio Technica (innych do niego już nie ma), nowy pasek i wio, Leokadio. Rezultat był taki sobie. Ten Technics nigdy nie był mistrzem brzmienia, a tymczasem stały w pokoju troszkę lepsze kolumny i troszkę lepszy wzmacniacz – co już zupełnie demaskowało kiepskość źródła. W miarę porządny preamp fono niewiele pomógł. Nowy gramofon pilnie poszukiwany. Czyli tu się zaczyna podobna historia. Te wszystkie Pro-jekty, Regi i inne dechy nie były w moim stylu. Coś w tym guście miałem jeszcze w PRLu, firmy Fonica, ta trauma zostaje. Były jeszcze jakieś plastiki w sklepach, dziękuję, ale nie, dziękuję. Jak chcę usiąść przy kieliszku Bordeaux, to ma to być Bordeaux, a nie Carmenére i już zupełnie nie piwo. Życie jest za krótkie na nie te trunki i na kiepsko brzmiącą muzykę. W pamięci miałem jeszcze te wszystkie chromowo lśniące, drewniane maszyny o imionach DUAL, Thorens, Linn, w których ramię i talerz bimbały zapraszająco na sprężynach… fajnie, ale nowe takie kosztują od 600 euro wzwyż i ceny wcale nie kończą wspinaczki przy Sondek Majik za 6 razy tyle. Raczej nie, nie na początek. Aż wreszcie… heureka. W antykwariacie z płytami stał sobie on. DUAL 521 z lat 80. Wchodzę: Ile on ma kosztować ? Sprzedawca/właściciel sklepu: No wie pan, tanio nie będzie, właśnie go wyremontowałem, nowy pasek, nowy przetwornik z igłą, gwarancja 1 rok… Ja: Tak? On: Tak, jak on tu stoi, muszę wziąć za niego 80 euro… Ja: Karta czy gotówka? Istotne było, że znam ten sklep odkąd tu mieszkam, czyli od ponad 30 lat. Właściciel jest technikiem od gramofonów, winylowym weteranem i zapaleńcem, kształcony dawno temu u Thorensa. Sklepik jest „alternatywny”, trochę punkowej i nowofalowej patyny, znany w mieście jako raczej w porządku. Zapakować. Gra bardzo analogowo i tak też wygląda. Po co tyle piszę? Bo lubię. Poza tym sumuję: Myśle, że warto zaryzykować kupując na miejscu coś używanego po przeglądzie. We Wrocławiu bez wątpienia też są tego typu sklepy z „drugimi rękoma”, trzeba się rozejrzeć i popytać/zorientować, co jest poważne, a co mniej fair. Dobry handlarz winylowego sprzętu raczej nie sprzeda złomu, bo to sprawa reputacji, poza tym jest coś takiego jak rękojmia. A jak już złapiesz bakcyla, to następny gramofon wybierzesz całkiem sama i wydasz pewnie trochę więcej. Sam się cieszyłem dwa lata tym Dualem, aż zaczęły mnie wkurzać jego jednak wyraźne własne efekty dźwiękowe. DUAL służył mi bez zarzutu dwa lata i pewnie by to jednak robił nadal, gdyby nie oferta lokalnego salonu HiFi, z tych, co to ich nie można odrzucić. W rezultacie mam teraz kręciołka trochę lepszego i trochę droższego – i pewność, że innego gramofonu już w życiu chcieć nie będę. Choć i tu nie jest to Bordeaux, ale bądź co bądź Scotch zacnej sorty. Ale to już Zupełnie Inna Historia. ™
×
×
  • Utwórz nowe...