-
Zawartość
2 379 -
Dołączył
-
Ostatnio
Informacje osobiste
-
Lokalizacja
Skarżysko-Kamienna
Ostatnio na profilu byli
13 103 wyświetleń profilu
-
Taki bardziej turystyczny Co więcej, z każdym tyknięciem licznika wiosen, niestety z coraz mniejszą dozą szaleństwa na rzecz rozsądku. Ale tak, gdy tylko nadarza się okazja na pomęczenie zawieszenia w rowerze, z przyjemnością korzystam
-
No tak, tylko że akurat tam gdzie ręka najmocniej trzyma, znajduje się ta część ruchoma. Jeżdżąc rekreacyjnie, że tak to ujmę, nie ma to oczywiście znaczenia i wtedy można się kierować subiektywnie postrzeganą ergonomią / przyzwyczajeniem. Gorzej, gdy ktoś lubi szybko z góry - takiej w górach . Strome zjazdy, korzenie, kamienie i ruchome chwyty. Nie bardzo mi się to komponuje. Po zastanowieniu, nawet jeżdżąc po mieście zdarza się szarpnąć kierownicę, np przy wskakiwaniu na krawężniki. Posiadanie pompki przy amortyzatorze powietrznym jest koniecznością. Inaczej trudno to zrobić precyzyjnie. Poza tym tylne zwykle wymagają sporego ciśnienia - u mnie ok 220 psi (ok 15 bar). Wyregulowanie bardziej zaawansowanych amortyzatorów to cała nauka Np. takie z negatywnymi komorami powietrznymi są nieco upierdliwe przy ustawianiu SAG'u. Do tego jeszcze regulacja tłumienia kompresji, powrotu. No i co jakiś czas (wg zaleceń producentów względnie często) trzeba to jednak rozkręcić, wymienić uszczelki, olej. Ogólnie jest co robić przy współczesnym rowerze
-
Ja nie stosuję, bo wolę mieć świadomość, że w każdej chwili mogę szybko opuścić pokład. Wprawdzie miało to większe znaczenie jakieś 20 lat temu, gdy robiłem na rowerze różne dziwne rzeczy. Szczególnie podczas nauki/ćwiczeń bardzo niedobrze byłoby się do niego przyczepiać. A i teraz, będąc po półmetku piątej dekady życia, jadąc do/z roboty, pozwalam sobie czasem wrzucić na manuala. O dziwo nadal jestem w stanie przejechać tak kilkadziesiąt metrów. Musi to swoją drogą nieźle wyglądać z boku - koleś z siwym łbem (kask trochę ratuje sytuację) zasuwa z górki jakieś 30 km/h na jednym kole 🤣 Dlatego też preferuję bez Co kto lubi. Jak dla mnie obracający się chwyt jest zupełnie nie do przyjęcia. Tylko dźwignie. A gripy od lat stosuje zaciskane:
-
Do góry też się ciągnie. W dolnym położeniu korby pięta zaczyna przyjmować pozycję powyżej śródstopia. Lekko naciskamy nogą do tyłu (w platformach z długimi pinami naprawdę potrzeba niewiele siły) i ciągniemy w górę. Ruch jest taki jakby zabierający. Oczywiście w ten sposób nie wyciągniemy pełnego półobrotu, ale uważam, że odciążenie uda (tego mięśnia z przodu ) jest wyraźne. Mniej więcej na tej zasadzie, co podrzucenie tylnego koła (bez używania przedniego hamulca).
-
Aby korzystać z dobrodziejstwa (to chyba powinno być w cudzysłowie, bo jak zwykle są plusy i minusy) SPD, trzeba nauczyć się pedałować obiema nogami jednocześnie. Gdy jedna pcha, druga ciągnie. Może się to wydawać banalne, ale na początku wcale nie jest łatwo dobrze się skoordynować, aby szło luźno - czyli bez napinania dodatkowych mięśni, których napinać akurat w tym procesie nie ma potrzeby. No i w ogóle, żeby jedne mięśnie nie przeszkadzały innym. Dodam, że na platformach też się da i z powodzeniem stosuję. Z tym, że pomaga to bardziej w odciążeniu samych mięśni (rozkładamy pracę na większą ilość) - przydatne na długich podjazdach, niż układu oddechowo-krążeniowego (pracę wykonujemy taką samą - fizyki się nie oszuka). Przypomniało mi się jeszcze, gdy w latach 90 zamontowałem sobie noski. Pierwsza jazda, hamowanie i... Nie sądziłem, że można tak wolno przewrócić się na rowerze na bok 🤣 Śmiechu było co nie miara. Niestety u kolegów. Od tamtego zdarzenia zupełnie nie mam potrzeby przyczepiania się do roweru (choć SPD to zupełnie inna bajka)
-
Przedstawiony wyżej sposób zawieszenia głośnika teoretycznie daje możliwość zastosowania dowolnie małego nacisku na uszczelkę. Starałem się więc znaleźć bardzo miękką. Oczywiście musiała być wykonana z gumy ze względu na dobrą długotrwałą sprężystość tego materiału. Pianki z tworzyw sztucznych z czasem trwale się odkształcają. Jako że lubię proste rozwiązania, pierwsze testy przeprowadziłem z najzwyklejszą samoprzylepną uszczelką typu D stosowaną do uszczelniania okien i drzwi. Jest wykonana ze spienionej gumy EPDM. Idealnie wpasował się rozmiar 9x7 mm. W tym miejscu muszę wspomnieć o pewnych trudnościach związanych z dobrym przyleganiem głośnika do uszczelki. Wynikały one głównie z oporów tarcia pomiędzy sprężyną a aluminiowym płaskownikiem, na którym głośnik miał wisieć. Spodziewałem się tego typu problemów, wiedząc że ostatnie milimetry ucho sprężyny pokonuje, gdy ta jest napięta. Kawałek złożonej w połowie nylonowej nitki i hak do zaczepienia sprężyny, pozostały w kolumnie po poprzednim systemie mocowania, pomogły dociągnąć głośnik do uszczelki. Niestety efekt końcowy nadal nie był zadowalający. Podobnie jak poprzednio, częstotliwość rezonansowa nie obniżyła się znacząco poniżej 20 Hz. Skutkowało to znacznymi wibracjami głośnika przy teście z sinusem 20 Hz, cyklicznym rozszczelnianiem połączenia i słyszalnym furkotem. Co więcej, pod wpływem tych wibracji, niektóre (2 z 4) sprężyny zawieszenia głośników przesuwały się po płaskowniku, a to z kolei powodowało powstanie stałych szczelin pomiędzy uszczelkami a głośnikami. Remedium w postaci nacięcia na płaskowniku, blokującego przemieszczanie się po nim sprężyny, załatwiło drugi z wymienionych problemów. Dodam, że owe nacięcie wykonane było w miejscu przesuniętym nieco w głąb kolumny względem - nazwijmy to -pozycji 0, aby głośnik był delikatnie dociskany do uszczelki. Podsumowując, przy słuchaniu muzyki, nawet głośnym, niedogodności opisane powyżej nie występowały, jednak mimo wszystko widza zdobyta podczas badań w warunkach skrajnych powodowała psychiczny dyskomfort. Trzeba było szukać dalej. A kto szuka… Znalazłem jeszcze bardziej miękką uszczelkę określaną jako typ V. Praktyczną aplikację widać na zdjęciach kolumn powyżej, natomiast w szczególe wygląda tak: Materiał ten sam co w typie D, ale jedna ścianka mniej. Niestety nie zadziałało to jakoś wyraźnie lepiej. Niby uszczelka jest tak miękka, że pod naciskiem palca prawie nie czuć reakcji, jednak dociskając całym obwodem głośnika ściskamy jej znacznie więcej. Musi zatem być proporcjonalnie bardziej twardo. Ostatecznie najlepiej sprawdziło się połączenie uszczelki z uszczelką. W szczegółach wygląda to tak, że dokleiłem jeszcze jedną uszczelkę do kołnierza głośnika, ale tym razem brzegiem fartucha skierowanym na zewnątrz. Montując głośnik zazębiłem obie uszczelki ze sobą w sposób pokazany poniżej. W praktyce fartuchy uszczelek lekko na siebie wzajemnie naciskają, dzięki czemu uzyskałem połączenie zachowujące szczelność także, gdy kołnierz głośnika drży. Owe drżenie przy 20 Hz także wydaję się znacznie mniejsze niż we wcześniejszych próbach, a więc udało się jeszcze obniżyć częstotliwość rezonansową. W każdym razie nie słychać już furkotu powietrza przeciskającego się przez nieszczelności. Na koniec dwa zdania o dźwięku. Trudno mi jednoznacznie potwierdzić, czy nastąpiła poprawa w odniesieniu do poprzedniego rozwiązania (po modyfikacjach). Głównie ze względu na czas. Po pierwsze nie słuchałem zbyt długo pierwszej wersji, więc nie nastąpiło dobre ugruntowanie w pamięci szczegółów tamtej prezentacji, a jedynie bardziej ogólny charakter przekazu. Poza tym cały czas podlegała modyfikacjom. Porównanie „na szybko” także nie mogło mieć miejsca. Całkowita zmiana koncepcji przy czterech głośnikach do przerobienia – no nie dało się tego zrobić w chwilę. Z całą pewnością najlepiej słyszalny był pierwszy krok, czyli wprowadzenie izolacji w ogóle. Tu różnicy zdecydowanie nie można było przeocz… Przeuszyć? Poprawa jakości jest bardzo duża. Za jakiś czas postaram się opisać zmiany bardziej szczegółowo.
-
To może przez to jakoś nie mogę sobie kupić czegoś bardziej nowoczesnego? . Co roku przeglądam ofertę Canyona z myślą, że sprawię sobie coś w klimacie cudeńka będącego w posiadaniu @soberowy'ego i... Nadal jeżdżę na Konie Taka stara kobyła, której żal się pozbyć.
-
Dzięki . Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że jednak będę się udzielał tylko w tematyce technicznej, omijając szerokim łukiem wątki polityczno-światopoglądowe 🤣
-
Wcześniej wspomniałem tylko o klasie A w stopniu wejściowym, co nie jest jednoznaczne z powstawaniem zniekształceń nieliniowych o dominujących parzystych harmonicznych. Takie zniekształcenia powstają w układach wzmacniaczy z pojedynczym elementem wzmacniającym (single ended) ze względu na asymetrię wynikającą z nieliniowości charakterystyki.
-
Dla jasności dodam, że chodzi oczywiście o asymetrię układu single-ended w stopniu wejściowym.
-
Klasyczna końcówka mocy audio pracująca w klasie AB to zazwyczaj trzy stopnie: wejściowy (zwykle, lub nawet zawsze w klasie A), napięciowy i mocy w układzie Push-Pull. Główną pracę wykonuje oczywiście ostatni z wymienionych sterując przepływem prądu z zasilacza do głośników zgodnie z doprowadzonym sygnałem muzycznym. W tego typu wzmacniaczach stopień końcowy zawsze pracuje w klasie A przy małym sygnale (oba tranzystory pary końcowej są w stanie przewodzenia) i przechodzi do klasy B przy większych sygnałach - przy pewnym poziomie sygnału (zdeterminowanym przez prąd spoczynkowy) jeden z tranzystorów pary końcowej (może być kilka par) przestaje przewodzić. Jest to proces, można by powiedzieć, automatyczny, który wynika z zasady pracy wzmacniacza. Ustawienie wysokiego prądu spoczynkowego spowoduje, że wzmacniacz taki może pracować w klasie A w całym zakresie sygnałów. Oczywiście trzeba wtedy zapewnić odpowiednio wydajne zasilanie i chłodzenie tranzystorów stopnia mocy, które są zmuszane do rozproszenia dużej mocy. Zupełnie inaczej pracuje stopień końcowy w klasie D. Tam tranzystory pracują jak przełączniki - są w stanie zatkania lub nasycenia (otwarcia). Odwzorowanie sygnału następuje natomiast poprzez sterowanie czasem przełączania. Nie można zatem zbudować czego takiego jak wzmacniacz pracujący w klasie AD, przez analogię do klasy AB. To zupełnie inna filozofia wzmacniania sygnału. Z tego co zrozumiałem z opisu kreatywnych marketingowców, w przypadku podanego przykładu wzmacniacza Nuprime został celowo dodany stopień wejściowy w klasie A, dla wprowadzenia w sposób kontrolowany nieco parzystych zniekształceń harmonicznych, charakterystycznych dla tego typu układów, związanych z ich asymetrią. Zabieg ten ma na celu subiektywną poprawę brzmienia (bo obiektywnie dodawanie zniekształceń jest niekorzystne ). Stopień mocy pracuje zaś w klasie D. Zawsze.
-
1. Trzykołowiec z wywrotką - nie wiem jaka marka, ale był metalowy i niebieski, napęd bezpośredni 🤣 2. Lolek - identyczny jak Reksio, ale mój z nieznanych powodów nazywał się Lolek 3. Pelikan 4. Wigry 2 na wypasie, z 3-biegową przerzutką Shimano w tylnej piaście i pięknymi chromowanymi (na lustro) błotnikami. Buchnęli mi z piwnicy 5. Romet Zenit - pierwszy wycieczkowiec, na którym nabijałem kilometry w dużych ilościach 6. Author Kinetic - zajeżdżony do cna. Mój pierwszy rower FR 🤣 7. Kona Coiler 2004 - mam do niego wielki sentyment i jest ze mną do dziś.
-
Fiu, fiu... Toż to rower legenda! Każdy kto na przełomie wieków oglądał produkcje typu "New World Disorder" chciał mieć "śmierdziela". I był to także mój pierwszy typ na zakup. Gdy jednak udało mi się uzbierać kasę, na przód Stinkacza wstawili dwupółkowego Marcocha (model na 2004), co nie do końca mi pasowało. To miał być rower FR, ale z opcją wycieczkową Wiem, nie jest to łatwe do połączenia 😂 Twój (rocznik 2006) to już praktycznie zjazdówka. Wypatrzyłem Coilera, na którego ostatecznie się zdecydowałem. Łatwo nie było bo był to pierwszy rok, w którym ten model wystąpił. O ile pamiętam, po dobrze ponad półrocznym oczekiwaniu po zamówieniu u dystrybutora (wtedy Skiteam), otrzymałem informację, że dostaną małą ilość i sklepy będą miały pierwszeństwo. Rozzłościli mnie bardzo. Od razu poprosiłem o listę tych sklepów, po czym pognałem do rowerowego w Kielcach wpłacić zaliczkę za rower, którego nadal nie mieli 🤣.