Skocz do zawartości

maxredaktor

Uczestnik
  • Zawartość

    858
  • Dołączył

  • Ostatnio

Informacje osobiste

  • Lokalizacja
    Solar System

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Też jestem tego ciekaw - gdyby udało Ci się ich posłuchać, będę wdzięczny za informacje.
  2. Z tym trudno dyskutować, to rzecz upodobania. Dodam tylko, że ja ich nie odbieram jak ciemne. Mam dwa modele B&W: PX oraz PX8, oba moim zdaniem grają jasno, jaśniej niż moje słuchawki Audio Techniki SR5 (po kablu).
  3. To może, jeśli masz możliwość, posłuchaj np. Blusounda Pulse M? Przyznam, że sam go nie słyszałem, ale na co dzień korzystam Node'a 2i i bardzo sobie chwalę aplikację BluOS. Dwa Pulse M można sparować, podobnie jak Yamahy, tworząc stereo.
  4. Moim zdaniem warto wziąć też pod uwagę jakość wykonania, tu B&W będą górą.
  5. Widzę, że jest ona do kupienia na Amazonie, podobnie jak i kilkanaście innych pozycji o Dylanie. Nie miałem pojęcia, że jest ich tyle!
  6. Bylem w kinie z córką na filmie o Bobie Dylanie pt. "Kompletnie nieznany". Rozpoczyna się on w momencie przyjazdu Dylana do Nowego Jorku na początku lat 60. Poznajemy tamtejszą scenę folkowo-bluesową, festiwal w Newport, śledzimy znajomość Dylana (świetny Chalamet, który dobrze naśladował głos i zachowanie artysty, doskonale też śpiewał) z Petem Seegerem (równie dobry Edward Norton), Joan Baez i Johnnym Cashem. Kończy się zaś bodaj cztery lata później, kiedy na wspomnianym festiwalu "Dylan goes electric". Bardzo dobrze mi się film oglądało, 2,5 godziny zleciało nie wiem kiedy. Polecam.
  7. Zgadza się. Bardzo lubię całość, warto wspomnieć, że pojawia się tu także Phil Lynott.
  8. W jego audycjach zawsze znajdzie się kilku naszych wykonawców, nieraz dość młodych bądź niszowych.
  9. Radio Nowy Świat udostępniło playlistę z utworami, które 2024 r. wpadły w ucho nie byle kogo, bo Wojtka Manna
  10. Taki cel rozumiem i w pełni popieram. Życzę wytrwałości Ja za kolei w ostatnim czasie kupiłem nieco więcej płyt, ale głównie dla córki. I wygląda na to, że się nie zatrzymujemy. Zakochała się w grunge'u, kompletujemy więc dyskografię Pearl Jam, Alice in Chains, Soundgarden, Audioslave, Silverchair, Smashing Pumpkins, jak też solowe projekty Eddie'ego Veddera i Chrisa Cornella, Ja przy okazji też wróciłem do starych płyt, niektóre utwory odkrywam na nowo, jak poniższy:
  11. Też jestem tego ciekaw. Jak widzę, to niewiele sklepów zapowiada dostępność nowych sprzętów Cyrusa.
  12. A dzisiaj Stanisław Tym... Właśnie natrafiłem na wspomnienie o Nim w "Polityce", do której przez lata pisał felietony. Tu fragment o "Misiu": Scenariusz pisaliście u pana na wsi, na Suwalszczyźnie. Dobrze się bawiliście? Trochę u mnie, ale raczej u Staszka w Warszawie. A bawiliśmy się faktycznie świetnie. Ten miś zaczynał nam się coraz bardziej podobać jako symbol wszechogarniającego absurdu. Po co nam ten miś? Nie wiadomo, a jak nie wiadomo, to nikt nie zapyta. Bardzo byliśmy dumni z dialogu, w którym Ochódzki tłumaczy, że potem miś sobie spokojnie zgnije, zrobi się protokół zniszczenia i wszyscy zarobią. To były niezapomniane rozmowy. Jestem przekonany, że gdybyśmy tylko chcieli, to i Bareja, i ja moglibyśmy być świetnymi I sekretarzami PZPR, bo ilość głupot, jakie mogliśmy wymyślić, była nieskończona. Siedzieliśmy u Staszka na górze, w jego pokoju. Jego córka Kaśka się wściekała, bo myśmy cały czas ryczeli ze śmiechu, a ona – zamiast podsłuchiwać – musiała w kuchni pilnować garnka, w którym destylował się bimber. Bo obaj pędziliśmy cały czas. Ja u siebie, on u siebie, naprawdę duże ilości. Na balkonie miałem dwie beczki z zacierem po 50 litrów. Wszystko zawodowo: utlenianie, redukcja. W końcu studiowałem chemię. Staszek też miał duże doświadczenie. Rozprowadzaliśmy ten bimber wśród kolegów w formie prezentów. Ktoś przychodził i pytał: nie masz może butelki bimbru? Człowieku, jak chcesz, bierz nawet trzy. Wybieraj: czysty, smakowy. Nie wpadliście z tym bimbrem? Bóg uchował. Ja robiłem też wino. Miałem już sad na Suwalszczyźnie: jabłka, śliwki, gruszki. A jak smakuje wino z leśnych malin! Można powiedzieć, że dawałem sobie wtedy duże szanse na alkoholizm, ale najwyraźniej byłem w tym procencie, który się łatwo nie uzależnia. Przy czym to nie jest tak, że myśmy z Bareją siedzieli i tankowali. Dużo czytaliśmy i gadaliśmy o lekturach, bo przy „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” przeszmuglowaliśmy z Paryża całą skrzynię książek od Giedroycia. Były opakowane tak jak negatywy, żeby nie można było zajrzeć nawet na cle, bo to groziło prześwietleniem taśmy. I któregoś dnia pracy przy „Misiu” Staszek pyta: to do jakiego miasta tym razem pojedziemy? To może do Londynu – odpowiadam. A Bareja: bardzo dobry pomysł. No i takeśmy pojechali do Londynu. Budżet był ograniczony, więc wysłano tylko niewielką część ekipy: kierownika produkcji, operatora, Staszka i mnie. Resztę Londynu podobno dorabialiście chałupniczo w Warszawie. Lotnisko Heathrow zainscenizowane było w holu jednego z wieżowców, a zagranicznych pasażerów zagrali studenci anglistyki, pracownicy handlu zagranicznego i zachodni dyplomaci, bo wiadomo, że będą trochę odbijali garniturami, a głównie obuwiem od przeciętnej krajowej. To był już mortus, czasy kartkowe, ze wszystkim ciężko. W Londynie prawie nie było kim grać, więc skupialiśmy się na detalach. Ogrywaliśmy polską kiełbasę podwawelską, którą niby przywiozłem, a tak naprawdę kupiliśmy ją w polonijnym sklepie, w którym obsługiwała nas ciemnoskóra sprzedawczyni. Aktorka, też zagrała w „Misiu”. Nawet nie wiem, jak się nazywała, nie została umieszczona w napisach końcowych. Po zdjęciach spieszyła się do teatru i tak nam zniknęła. Znaleźliśmy za to w Londynie… Ale po kolei. Podczas jednego ze spacerów wstąpiłem do ośrodka polonijnego POSK na kawę. I nagle słyszę: Staszek, co ty tu robisz? Krysia Podleska. Znaliśmy się z widzenia, bo bywała w Warszawie, grywała w filmach, m.in. u Zanussiego. No to opowiadam, że kręcimy uciekające zdjęcia do filmu „Miś”. Najpierw myślała, że to coś dla dzieci. Pokrótce streściłem jej fabułę, że mąż próbuje wykołować żonę, a pomaga mu w tym kochanka. Gdy spytała, kto gra kochankę, uczciwie przyznałem, że jeszcze się zastanawiamy. Krysia popatrzyła na mnie i mówi: Staszek, to ty nie wiesz, kto to zagra? Ja – i rzuciła mi się na szyję. Zagrała zjawiskowo. Szczęśliwy przypadek, jak zwykle w moim życiu. Przecież my w tym Londynie byliśmy tylko kilka dni. Mogliśmy się minąć. Nie wiem, co mnie podkusiło z tą kawą, której wtedy właściwie nie piłem. Powinienem chyba kupić tego wieczoru los na loterię.
×
×
  • Utwórz nowe...