-
Zawartość
858 -
Dołączył
-
Ostatnio
Informacje osobiste
-
Lokalizacja
Solar System
Ostatnio na profilu byli
Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.
-
Też jestem tego ciekaw - gdyby udało Ci się ich posłuchać, będę wdzięczny za informacje.
-
Bowers czy Audio-Technica?
topic odpisał maxredaktor na mencin w Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
Z tym trudno dyskutować, to rzecz upodobania. Dodam tylko, że ja ich nie odbieram jak ciemne. Mam dwa modele B&W: PX oraz PX8, oba moim zdaniem grają jasno, jaśniej niż moje słuchawki Audio Techniki SR5 (po kablu). -
To może, jeśli masz możliwość, posłuchaj np. Blusounda Pulse M? Przyznam, że sam go nie słyszałem, ale na co dzień korzystam Node'a 2i i bardzo sobie chwalę aplikację BluOS. Dwa Pulse M można sparować, podobnie jak Yamahy, tworząc stereo.
-
Bowers czy Audio-Technica?
topic odpisał maxredaktor na mencin w Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
Moim zdaniem warto wziąć też pod uwagę jakość wykonania, tu B&W będą górą. -
Filmy ostatnio obejrzane
topic odpisał maxredaktor na HQ150 w Dobre kino, czyli co oglądają audiofile
W filmie też w pewnym stopniu oddano. -
Filmy ostatnio obejrzane
topic odpisał maxredaktor na HQ150 w Dobre kino, czyli co oglądają audiofile
Widzę, że jest ona do kupienia na Amazonie, podobnie jak i kilkanaście innych pozycji o Dylanie. Nie miałem pojęcia, że jest ich tyle! -
Filmy ostatnio obejrzane
topic odpisał maxredaktor na HQ150 w Dobre kino, czyli co oglądają audiofile
Bylem w kinie z córką na filmie o Bobie Dylanie pt. "Kompletnie nieznany". Rozpoczyna się on w momencie przyjazdu Dylana do Nowego Jorku na początku lat 60. Poznajemy tamtejszą scenę folkowo-bluesową, festiwal w Newport, śledzimy znajomość Dylana (świetny Chalamet, który dobrze naśladował głos i zachowanie artysty, doskonale też śpiewał) z Petem Seegerem (równie dobry Edward Norton), Joan Baez i Johnnym Cashem. Kończy się zaś bodaj cztery lata później, kiedy na wspomnianym festiwalu "Dylan goes electric". Bardzo dobrze mi się film oglądało, 2,5 godziny zleciało nie wiem kiedy. Polecam. -
Zgadza się. Bardzo lubię całość, warto wspomnieć, że pojawia się tu także Phil Lynott.
-
W jego audycjach zawsze znajdzie się kilku naszych wykonawców, nieraz dość młodych bądź niszowych.
-
Radio Nowy Świat udostępniło playlistę z utworami, które 2024 r. wpadły w ucho nie byle kogo, bo Wojtka Manna
-
Taki cel rozumiem i w pełni popieram. Życzę wytrwałości Ja za kolei w ostatnim czasie kupiłem nieco więcej płyt, ale głównie dla córki. I wygląda na to, że się nie zatrzymujemy. Zakochała się w grunge'u, kompletujemy więc dyskografię Pearl Jam, Alice in Chains, Soundgarden, Audioslave, Silverchair, Smashing Pumpkins, jak też solowe projekty Eddie'ego Veddera i Chrisa Cornella, Ja przy okazji też wróciłem do starych płyt, niektóre utwory odkrywam na nowo, jak poniższy:
-
Cyrus – dobry dźwięk z Wysp Brytyjskich
topic odpisał maxredaktor na RoRo w Kluby - Sprzęt znanych marek
Też jestem tego ciekaw. Jak widzę, to niewiele sklepów zapowiada dostępność nowych sprzętów Cyrusa. -
A dzisiaj Stanisław Tym... Właśnie natrafiłem na wspomnienie o Nim w "Polityce", do której przez lata pisał felietony. Tu fragment o "Misiu": Scenariusz pisaliście u pana na wsi, na Suwalszczyźnie. Dobrze się bawiliście? Trochę u mnie, ale raczej u Staszka w Warszawie. A bawiliśmy się faktycznie świetnie. Ten miś zaczynał nam się coraz bardziej podobać jako symbol wszechogarniającego absurdu. Po co nam ten miś? Nie wiadomo, a jak nie wiadomo, to nikt nie zapyta. Bardzo byliśmy dumni z dialogu, w którym Ochódzki tłumaczy, że potem miś sobie spokojnie zgnije, zrobi się protokół zniszczenia i wszyscy zarobią. To były niezapomniane rozmowy. Jestem przekonany, że gdybyśmy tylko chcieli, to i Bareja, i ja moglibyśmy być świetnymi I sekretarzami PZPR, bo ilość głupot, jakie mogliśmy wymyślić, była nieskończona. Siedzieliśmy u Staszka na górze, w jego pokoju. Jego córka Kaśka się wściekała, bo myśmy cały czas ryczeli ze śmiechu, a ona – zamiast podsłuchiwać – musiała w kuchni pilnować garnka, w którym destylował się bimber. Bo obaj pędziliśmy cały czas. Ja u siebie, on u siebie, naprawdę duże ilości. Na balkonie miałem dwie beczki z zacierem po 50 litrów. Wszystko zawodowo: utlenianie, redukcja. W końcu studiowałem chemię. Staszek też miał duże doświadczenie. Rozprowadzaliśmy ten bimber wśród kolegów w formie prezentów. Ktoś przychodził i pytał: nie masz może butelki bimbru? Człowieku, jak chcesz, bierz nawet trzy. Wybieraj: czysty, smakowy. Nie wpadliście z tym bimbrem? Bóg uchował. Ja robiłem też wino. Miałem już sad na Suwalszczyźnie: jabłka, śliwki, gruszki. A jak smakuje wino z leśnych malin! Można powiedzieć, że dawałem sobie wtedy duże szanse na alkoholizm, ale najwyraźniej byłem w tym procencie, który się łatwo nie uzależnia. Przy czym to nie jest tak, że myśmy z Bareją siedzieli i tankowali. Dużo czytaliśmy i gadaliśmy o lekturach, bo przy „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” przeszmuglowaliśmy z Paryża całą skrzynię książek od Giedroycia. Były opakowane tak jak negatywy, żeby nie można było zajrzeć nawet na cle, bo to groziło prześwietleniem taśmy. I któregoś dnia pracy przy „Misiu” Staszek pyta: to do jakiego miasta tym razem pojedziemy? To może do Londynu – odpowiadam. A Bareja: bardzo dobry pomysł. No i takeśmy pojechali do Londynu. Budżet był ograniczony, więc wysłano tylko niewielką część ekipy: kierownika produkcji, operatora, Staszka i mnie. Resztę Londynu podobno dorabialiście chałupniczo w Warszawie. Lotnisko Heathrow zainscenizowane było w holu jednego z wieżowców, a zagranicznych pasażerów zagrali studenci anglistyki, pracownicy handlu zagranicznego i zachodni dyplomaci, bo wiadomo, że będą trochę odbijali garniturami, a głównie obuwiem od przeciętnej krajowej. To był już mortus, czasy kartkowe, ze wszystkim ciężko. W Londynie prawie nie było kim grać, więc skupialiśmy się na detalach. Ogrywaliśmy polską kiełbasę podwawelską, którą niby przywiozłem, a tak naprawdę kupiliśmy ją w polonijnym sklepie, w którym obsługiwała nas ciemnoskóra sprzedawczyni. Aktorka, też zagrała w „Misiu”. Nawet nie wiem, jak się nazywała, nie została umieszczona w napisach końcowych. Po zdjęciach spieszyła się do teatru i tak nam zniknęła. Znaleźliśmy za to w Londynie… Ale po kolei. Podczas jednego ze spacerów wstąpiłem do ośrodka polonijnego POSK na kawę. I nagle słyszę: Staszek, co ty tu robisz? Krysia Podleska. Znaliśmy się z widzenia, bo bywała w Warszawie, grywała w filmach, m.in. u Zanussiego. No to opowiadam, że kręcimy uciekające zdjęcia do filmu „Miś”. Najpierw myślała, że to coś dla dzieci. Pokrótce streściłem jej fabułę, że mąż próbuje wykołować żonę, a pomaga mu w tym kochanka. Gdy spytała, kto gra kochankę, uczciwie przyznałem, że jeszcze się zastanawiamy. Krysia popatrzyła na mnie i mówi: Staszek, to ty nie wiesz, kto to zagra? Ja – i rzuciła mi się na szyję. Zagrała zjawiskowo. Szczęśliwy przypadek, jak zwykle w moim życiu. Przecież my w tym Londynie byliśmy tylko kilka dni. Mogliśmy się minąć. Nie wiem, co mnie podkusiło z tą kawą, której wtedy właściwie nie piłem. Powinienem chyba kupić tego wieczoru los na loterię.