Skocz do zawartości

Dzik

Banned
  • Zawartość

    2 333
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Dzik

  1. Prawdziwy obraz to nie zniekształcony przez podświadomość, w której czają się różne uprzedzenia, wynikające np. z preferowania sprzętu droższego, ładniejszego wizualnie, ulubionej marki, o którym ktoś pisał w superlatywach itd. Jedyny obiektywny test to podwójnie ślepa próba, ale do tego nikt się nie kwapi, zwłaszcza że czasem wymaga to trochę zachodu logistycznego. Prawda jest taka, że każdy lubi żyć w świecie iluzji i nie chce się wyprowadzać z potencjalnego błędu.
  2. Ja mam budżetową listwę filtrującą od TAGA Harmony. Kupiłem kiedyś z ciekawości i dlatego, że duża i ładna... Są wejścia filtrowane i niefiltrowane.
  3. Ja już sam nie wiem szczerze mówiąc. Ostatnio porównywałem 3 DACki: DragonFly RED Topping D50s Nostromo Wolf 2 Limited ... i każdy z tych przetworników brzmiał inaczej. Pewne rzeczy musiałbym sprawdzić na ślepo, aby mieć pewność (jak np. czy dany przetwornik brzmi inaczej przez coaxial czy optyczne), ale różnice w prezentacji dźwięku były dość oczywiste.
  4. Chyba na tyle, że dzisiaj w cenie 500-600 zł można kupić przetwornik, który ma parametry high-endowego przetwornika z lat 90. A co do brzmienia DACków, to toczy się tutaj spór o to, czy przetwornik, który osiąga pewien poziom sygnału do szumu w ogóle ma prawo mieć jakieś brzmienie, bo wg wielu powinien być niewidoczny dla ucha (czyt. jedynie konwertować sygnał i nic od siebie nie dodawać).
  5. Hmmm... Jeśli ktoś grał kiedyś w Dungeons & Dragons to zapewne wie, że są takie dwie - wydawałoby się podobne - klasy jak "Czarodziej" i "Czarownik". Najważniejszą cechą Czarodzieja jest "Inteligencja", bo to dzięki magicznym studiom zdobywa kolejne poziomy wtajemniczenia. Czarownik może być głupkiem i jego najważniejszą cechą jest "Charyzma", bo ta cecha odpowiada w DnD także za wrodzone zdolności (czyt. talent). Krótko mówiąc, Czarodziej zawdzięcza swoją moc wiedzy, do której efektywnego zdobywania potrzebuje wysokiej inteligencji, natomiast Czarownik ma wrodzone predyspozycje. Piszę o tym, ponieważ w realnym świecie też tak czasem jest. Niektórzy artyści szkolą się całe życie, jednak nie są w stanie dorównać utalentowanym artystom z mniejszym doświadczeniem. Talent przekłada się bowiem na nieco inną percepcję rzeczywistości; wyczucie, instynkt - nie da się tych rzeczy nauczyć. Tak więc nie do końca jestem przekonany, że tylko osoby z wiedzą i doświadczeniem Amira potrafią te rzeczy usłyszeć, jeśli da się je usłyszeć. Sądzę wręcz, że to mało prawdopodobne. To tak w ramach akademickiej uczciwości.
  6. Słyszałem kiedyś te głośniki, bo mnie "certyfikat THX" zaintrygował... Powiem tyle: cieszę się, że nie jestem twoim sąsiadem, bo ten sub daje falę uderzeniową jak techno z Malucha w późnych latach 90. Te Sound Blastery AE są chyba niezłe. Mówię chyba, bo na audioscience są pomiary Sound BlasterX AE-5 i przyzwoicie to wygląda. Problem w tym, że na tych głośnikach nie odczujesz wielkiej, o ile jakąkolwiek poprawę, bo jest to bardzo kiepski sprzęt. Na twoim miejscu zainwestowałbym w pierwszej kolejności w przyzwoite głośniki - najlepiej stereo lub stereo z subwooferem.
  7. Służy tylko do rozmów i wiadomości. Do złodziejstwa i rozmów z terrorystami mam inny sprzęt.
  8. Samsung z 2016 na Androidzie: Jak kiedyś zdechnie, to kupię coś innego. Nokii chyba nigdy nie miałem.
  9. Choruję na to samo, dlatego nigdy nie skorzystam z oferty np. Apple.
  10. Domyślam się, ale IMO nie należy pisać o tym w tak nonszalancki sposób. Ktoś kiedyś powiedział, że branża muzyczna jest bytem bardzo odrębnym od samej muzyki - ten ktoś ujął to w bardzo dyplomatyczny sposób. Pomimo reklamowania Hi-Res jako nowej jakości, z jakiegoś powodu nikt się wybitnie nie kwapi, żeby muzykę w tym formacie udostępniać do pobrania na szerszą skalę. Po takim youtubie krążą całe armie ludzi wynajętych przez studia, którzy tropią naruszenia praw autorskich i doprowadzają do absurdalnych sytuacji. Jeśli ktoś ogląda np. Ricka Beato, to zapewne wie, jakie gość ma problemy, bo próbuje uczyć muzyki na przykładach znanych hitów, a jest regularnie atakowany za wykorzystywanie sampli do celów edukacyjnych. W USA pod płaszczykiem covidu próbowano pod koniec zeszłego roku cichaczem przepchnąć ustawę z zapisami antypirackimi, wymierzonymi w nielegalny streaming, która wzbudziła spore poruszenie w środowisku streamerów - nie wiem, jak się to skończyło, bo w mediach było i jest o tym zaskakująco cicho. Widać wyraźnie, jaki tok rozumowania się przez to wszystko przewija.
  11. Z tym pejoratywnym wydźwiękiem moich wypowiedzi zapewne masz rację, bo jestem przyzwyczajony do dyskusji na skrajnie niepoprawnych politycznie forach, gdzie ludzie trollują i wrzucają sobie, ile wlezie. Stare nawyki umierają powoli, ale postaram się bardziej gryźć w język. Moja postawa nie jest tożsama z nostalgią, zresztą jest to najczęstszy zarzut wobec ludzi, którzy krytykują dzisiejszą – szeroko rozumianą – branżę rozrywkową czy modele interakcji międzyludzkiej i niemiędzyludzkiej. To naprawdę nie jest tak jak w tym dowcipie, gdzie facet wchodzi do pokoju i pyta, „Czy to zrzeszenie ludzi nostalgicznych?”, a ktoś mu odpowiada „Tak, ale to już nie to, co kiedyś”. W przeszłość nie należy się bezkrytycznie wpatrywać jak w obrazek, zwłaszcza że o wielu udogodnieniach, którymi dysponujemy dzisiaj za sprawą internetu, w latach 90. nawet nie marzyliśmy. Napisałem nawet, że dzisiaj nie ma już potrzeby chociażby stania w kolejkach, skoro wszystko można bezproblemowo obadać przed zakupem, ale z jakiegoś powodu tego nie zauważyłeś. Niemniej jednak, z przeszłości IMO trzeba brać to, co było dobre i starać się to rozwinąć, a nie porzucać. Nie wszystko, co nowe jest z zasady postępowe - czasem dokładnie odwrotnie. Streaming, czyli płacenie za prawo do słuchania bez prawa do posiadania i swobodnego dysponowania, jako nowy standard kontaktu z muzyką nie wpisuje się w moją definicję postępu. Jest to typowo masowy model i do tego bardzo korzystny dla tych, którzy go sprzedają. Moja ocena nie wynika tylko z nostalgii. Natomiast co do myślenia kategoriami postkomunistycznymi, to obawiam się, że chęć posiadania czegoś na własność stoi raczej w opozycji do doktryny Marksa.
  12. Wszyscy zaznaliśmy, tylko niektórzy o tym nie wiedzą.
  13. Napisałeś, że Foobar jest dla ciebie takim samym narzędziem jak płyta winylywa, CD, taśma itd. - a to nie są ani narzędzia, ani "narzędzia".
  14. Nośnik nie jest narzędziem, jest kontenerem, który coś mieści, czy też nosi. Narzędzie to urządzenie wspomagające jakieś czynności – jak np. młotek. Nośnik umożliwia ci posiadanie tego, co nosi i dysponowanie tym wedle uznania. Opisane przez ciebie podejście w stylu „ojej, trzeba pójść do sklepu, przeglądać płyty, przesłuchiwać na kiepskiej jakości sprzęcie” itp. to jest właśnie wyraz tego wygodnictwa, o którym pisałem wyżej. Dawniej albumów ulubionych wykonawców szukało się jak piraci skrzyni ze złotem, a kiedy udało się coś wreszcie wykopać, to człowiek czuł prawdziwą radość, że kawałek, który wcześniej słyszał w radiu albo na MTV był teraz jego własnością. Kiepskiej jakości boombox czy walkman od babci na urodziny również nie stanowiły przeszkody, bo chodziło przede wszystkim o muzykę. Ciekawym aspektem dawnych czasów było też to, że różne rzeczy często brało się w ciemno, bo nie nie zawszy była opcja, żeby to sprawdzić zawczasu. Odpalało się potem taki album, film czy grę w domu i zonk, bo nie o to chodziło – okładka okazała się zwodnicza. Jednak skoro już wydało się pieniążki i był weekend, to próbowało się coś wyciągnąć z nieudanego zakupu. Ja w ten sposób poznałem wiele ciekawych rzeczy, które zyskały u mnie po dłuższym obcowaniu, a dziś zapewne natychmiast bym kliknął myszką na coś innego. W każdym razie, nie uważam, że powinniśmy się cofać do tamtych czasów, tylko wyciągnąć z nich wnioski. Nie ma dzisiaj potrzeby, aby chodzić po sklepach, bo na youtubie są najbielsze z białych kruków. Można sobie obadać, co się chce, a jak się spodoba, to zamówić winyl/CD/kasetę albo nawet kupić plik FLAKa na Bandcampie. Każda z tych opcji jest IMO lepsza niż streaming od wpatrzonych w Excela garniturów. Napisałem wyżej, że kiedyś chodziło przede wszystkim o muzykę, ale nie oznacza to, że sam aspekt wchodzenia w jej posiadanie nie był ważny. Był bardzo ważny, ponieważ zawsze czujemy większy szacunek do tego, na co sobie w jakiś sposób zasłużyliśmy. Nie da się czuć takiej samej wspólnoty do wiązki bitów jak do fizycznego obiektu, jest to z przyczyn psychologicznych właściwie niemożliwe. Nie chcę ZAKAZYWAĆ streamingu, ale nie podoba mi się, że idziemy w tym kierunku, czyli zawsze przedkładamy wygodę nad wszystko inne. Korporacje wychowują nas na głupich, niedoinformowanych i pozbawionych wyobraźni konsumentów. Coraz bardziej zbliżamy się do tego, nawet pod względem fizycznym: Ludwiku Dorn, Sabo, nie idźcie tą drogą!
  15. Paradoksalnie ja również nie jestem fanem płyt winylowych - jestem fanem tego, co się na nich znajduje (winylowy mastering jest często sporo ciekawszy od tego pod cyfrę). Dlatego kupuje winyle, digitalizuje je sobie, a potem puszczam przez Foobara. Posiadanie samej płyty cieszy i daje satysfakcję, a jednocześnie ripa zawsze mogę wygodnie odtworzyć bez żadnego ceremoniału.
  16. Aktor Peter Weller powiedział kiedyś IMO trafną rzecz, którą wcześniej usłyszał od kogoś innego: "Nie wiesz, co lubisz, lubisz, co znasz". Jeżeli całe życie dostawałbyś niesmaczne jedzenie, to nie umiałbyś tego ocenić, bo nie miałbyś porównania. Ja również na wiele lat popadłem w wygodnictwo i dopiero kilka lat temu zrozumiałem, co straciłem, kiedy kupiłem pierwszy winyl. Ożyły we mnie emocje z dawnych lat, z których wydawało mi się, że wyrosłem. Korporacyjny świat podgrzewa nas jak żaby i pod pozorem "nowej jakości" wciska nam modele kontaktu z kulturą, które wyzute są z prawdziwych emocji. W szczególności młodsze pokolenia, które nie pamiętają czasów przed-internetowych, tego nie rozumieją. Ja również korzystam z Foobara.
  17. Jestem dokładnie przeciwnego zdania w kwestii serwisów streamingowych. Przewijanie muzyki i słuchanie jej przez internet bez prawa do posiadania to jest McDonaldyzacja, z braku lepszego określenia. W ten sposób jako konsument dostajesz możliwie najmniej praw, a panowie w garniturach tasują pieniądze. To jak z Netflixem - możesz zapłacić i sobie pooglądać, owszem, ale każdy film/serial może zostać w każdej chwili usunięty z platformy albo ocenzurowany i masz gucio do gadania w tej sprawie. Swój zakurzony winyl albo płytę CD zawsze możesz wziąć do ręki z półki i przypomnieć sobie, kiedy zrobiłeś to pierwszy raz i ile lat minęło. Żaden streaming tego nie zastąpi. Pasjonat książek to nie jest dla mnie ktoś, kto po prostu czyta książki, tak samo jak pasjonatem muzyki nie jest ktoś, kto jedynie słucha muzyki. Pasja płynie z głębi duszy, a w doświadczaniu muzyki przez internet nie ma już nic osobistego. Ten filmik, który wstawiłeś wyżej obrazuje właśnie typ "pasjonata", o którym pisałem wcześniej, czyli gość machający ludziom przed nosem swoim drogim sprzętem i lejący tyle oleju z węża (kable od aidoquesta, lol), że można by na tym usmażyć 10 kg kiełbasy.
  18. Zrób ten sam trik z odwróceniem fazy z downsamplowanym plikiem Hi-Rez, jeśli chcesz zadać kłam kolejnej audioFILCkiej teorii.
  19. Pasjonat to dla mnie ktoś, kto chce być blisko przedmiotu swojej pasji. Być może przemawia przeze mnie uprzedzenie, ale każdy, kogo znam i kto naprawdę kocha muzykę, nigdy nie zadowoliłby się słuchaniem i oglądaniem przez internet. Tacy ludzie koczują na aukcjach, żeby kupić dobry pressing, stary plakat, koszulkę, wymieniają się skanami ze starych magazynów, kupują biografie. Moim zdaniem ludzie zrobili się zbyt wygodni. Wszystko ma być łatwe, przystępne, dostępne natychmiast; ma to bardzo negatywny wpływ na nasz stosunek do kultury. W latach 90. ceniłem sobie wszystko, co miałem - nawet piraty kupione u znajomego ruska, który je przemycał w oponie. Dziś ze znudzeniem przeglądam nowości i kiedy znajdę wreszcie coś, co wybija się ponad przeciętność, to często jestem już zbyt zmęczony i zirytowany samym przewijaniem, żeby to docenić. Nie wiem, dla kogo w zamyśle jest ten Roon. Dostałem do niego jakiś kod razem z zakupionym przetwornikiem od Audioquesta i dorzuciłem go niewykorzystanego odsprzedając sprzęt. Niemniej jednak, przerzuciłem ten temat i zauważyłem, że ludzie narzekają na abonament, więc zaryzykuję stwierdzenie, że nie jest to platforma dla "plebsu" z kablem za marne 50 zł.
  20. Meh. Nie chcę wsadzać kija w mrowisko, ale ten cały Roon utożsamia wszystko to, co jest kompletnie nie dla mnie. Nie znoszę tej „pakietyzacji” oprogramowania. Jak pobieram jakiś software, to w konkretnym celu i żadne dobrodziejstwo inwentarza mnie nie interesuje. Nie potrzebny jest mi edytor w programie do przeglądania obrazów, nie potrzebny jest mi antywirus w programie do porządkowania, nie potrzebne są mi też żadne cuda na kiju w programie do odtwarzania muzyki. Ma odtwarzać muzykę. Idea streamingu jest dla mnie bardzo be. Jest to IMO nikczemna próba odebrania konsumentowi prawa do posiadania i dysponowania tym, za co płaci, bo płatny streaming to de facto prawo do słuchania muzyki przez Internet. Takie rozwiązanie oddala człowieka od muzyki – literalnie i psychologicznie. Do tego wszystkiego streaming oferuje tylko najnowsze mastery, co do zasady nieporównywalnie gorsze od starych cyfrowych i analogowych wydań. Hi-Res i MQA to ściema. Cała moja zdigitalizowana kolekcja jest ręcznie przeze mnie posortowana, umieszczona na jednym nośniku i każdy album mogę odpalić w kilka sekund. Jak mam ochotę pooglądać okładkę albo booklet, to otwieram skany moim ulubionym programem. Jak potrzebuję zaaplikować EQ, to odpalam systemowy. Maksimum wygody i mogę ze wszystkim co mam zrobić co chcę bez problemu - przekonwertować, zedytować, wrzucić na dowolny nośnik. Zero problemów i przed nikim nie muszę się tłumaczyć. Do tego ten cały Roon zajeżdża mi snobizmem. Jak o nim myślę, to wyobrażam sobie ludzi, którzy po domu chodzą w eleganckiej koszuli, a muzę puszczają z iPada siedząc na skórzanym fotelu. Ja chodzę po domu w podartym dresie, a muzę puszczam siedząc na skrzypiącym krześle. Meh.
  21. Aha, czyyyyyli....? Te zakłócenia nie powinny mieć żadnego wpływu na dźwięk, ale być może w pewnych okolicznościach mogą, tyle że nie mogą, ale może blablabla.... Jasnej konkluzji brak, a przy tym - jak zwykle - sto wymówek, żeby nie przeprowadzić ślepego testu.
  22. Ja też nie, dopóki tego nie zobaczyłem. To jest tak pomyślane, żeby się nie obsuwało jak zwykły bandaż, nie wklejało się w sierść jak plaster i dawało izolację od lizania rany.
  23. Ja do organizowania kabli używam bandaży weterynaryjnych. To jest owijka z tworzywa sztucznego, która po ściśnięciu do siebie przylega. Nie trzeba kupować na wymiar, nie trzeba ściskać kabli na przestrzeni całej ich długości, nie brudzi się kabli klejem jak w przypadku taśmy izolacyjnej. Kiedy jeszcze byłem właścicielem psa to trochę mi tego zostało, a że nie miałem nic innego pod ręką to użyłem tej owijki i stwierdziłem "hej, to jest zajebiste".
  24. Przecież cały sens podwójnej ślepej próby to stworzenie takiej sytuacji, w której żaden ładunek psychologiczny - świadomy czy podświadomy - nie zakłóca postrzegania. Człowiek nie wie, czego słucha, na jakim sprzęcie, jest odcięty od wyników swoich wyborów i reakcji na nie otoczenia. Słuchający nie wie np., czy sprzęt odtwarzający jest droższy czy tańszy, który ma ładniejszą obudowę, czy jest jego ulubionej marki, żaden kolega obok nie potakuje ani nie drapie się po brodzie itd. Dlatego stwierdzenie, że "dla mnie podwójny ślepe próby są zbyt zależne od naszej psychiki" jest tak absurdalne, że nawet nie wiadomo, co na nie odpisać. Czy te audiofilskie absurdy gdzieś się kończą? To nawet nie jest śmieszne, a wręcz przerażające. Na tej samej zasadzie działają teorie spiskowe czy sekty religijne - na uruchomieniu w człowieku takiej pułapki myślowej, która konwertuje dowód na antytezę na dowód na tezę, bo zindoktrynowany całą swoją optykę podporządkowuje emocjom.
×
×
  • Utwórz nowe...