Żeby nie było. Ja nie uważam jazzu "dla ludu" za zły jazz, czy słaby. Sam bardzo, ale to bardzo lubię na przykład "Warm Canto" Mala Waldrona, a to jest chyba dobry przykład takiego jazzu dla wszystkich. Po prostu znacznie bardziej cenię nieco bardziej awangardowe podejście do tej muzyki. Nie musi to być od razu free jazz.
Davis niby nie lubił free, ale są momenty na jego płytach, które ocierają się o frytowe granie.
Ja może tak, bo jeszcze cienki Bolek jestem, ale ktoś bardziej ogarnięty i osłuchany?
Pewnie było trochę takich jazzmanów. Natomiast drugie trochę po prostu chciało zaproponować coś innego, wymykającego się jakimś określonym schematom, odejść od pewnej formuły.
Mi Romantyczny Wojownik akurat nie podszedł za bardzo. Nie moja bajka. Dla mnie Return to Forever to głównie debiut, mimo, iż nie przepadam za latino
Tak, byli tacy, i mi, jako jeszcze nieopierzonemu w jazzie trudno byłoby odróżnić takiego czarodzieja od kogoś, kto wie, co robi.
Ja osobiście stawiam wyżej te bardziej awangardowe odmiany jazzu, są dla mnie znacznie bardziej wartościowe, aczkolwiek dobrym hard-bopem na pewno nie pogardzę.
Znasz płytę Wayne' a Shortera - "The All Seeing Eye"? Ciekawe, czy by Ci podeszła.
To taki jakby wypośrodkowany jazz. Polecam.
A z free, płyta "Sart" z Garbarkiem, Rypdalem, Bobo Stensonem, i Arildem Andersenem. Takie free dobre na początek
Niby free, ale nie do końca.
Niby free, ale nie do końca.
Niby free, ale nie do końca.