Skocz do zawartości

Recommended Posts

Napisano
12 godzin temu, Bogusław 66 napisał:

King Crimson też dobrze zaczynał.

Oni zawsze dobrze grali, ale nie ukrywam, pierwsze 7 płyt jest dla mnie najlepsze. Nie jestem w stanie wskazać moim zdaniem najlepszej ani ulubionej.

Domyślam się, że większości osób "In the Court of the Crimson King" podoba się najbardziej. 

Dla mnie każda następna była genialna i wnosiła coś nowego.

Napisano

King Crimson mieli zbyt wysoki poziom talentu przypadającego na poszczególnego muzyka. Mam wrażenie, że gdyby stworzyli z tego cztery zespoły - wciąż byłby to światowy top.

I chyba niewiele brakowało a grałby z nimi Vangelis. Zaproponowano mu bowiem granie w YES - wtedy odmówił - ale gdyby nie, Jon Anderson z pewnością zabrałby go ze sobą do King Crimson. Tak sobie tylko kombinuję…;)

Napisano

Nie zabrałby, Vangelis był zbyt wielkim indywidualistą, żeby wiązać się z jakimkolwiek zespołem. Poza tym był znany z nagrywania muzyki na raz, powtarzalność go nudziła.

Więc perspektywa nagrywania wielu podejść w studio nagraniowym, czy konieczność powtarzalnego grania na trasach koncertowych to z pewnością nie była zabawa dla Vangelisa.

Napisano
7 minut temu, michaudio napisał:

Nie zabrałby, Vangelis był zbyt wielkim indywidualistą, żeby wiązać się z jakimkolwiek zespołem.

A Aphrodite’s Child to gips.
 

Fakt, że tylko parę lat, ale jednak.

Wcześniej był jeszcze Forminx.

 

Napisano

Jedynym zespołem progresywnym, który ma podjazd do KC jest moim zdaniem Gentle Giant. Lubicie? To ten sam poziom co Król,no i także pierwsze 7 płyt jest znakomite. Tych późniejszych nie słuchałem, ale podobno już od ósmej jest mocny zjazd w dół, a następne nie mają nic wspólnego z GG.

Napisano
8 minut temu, Kraft napisał:

A Aphrodite’s Child to gips.
 

Fakt, że tylko parę lat, ale jednak.

Wcześniej był jeszcze Forminx.

 

Propozycja grania z Yes nastąpiła kiedy Vangelis grał już sam, bo na dłuższą metę nie odnajdował się w zespołach.

No i nie zawsze grał elektronikę, miał też romans z jazzem.

Napisano

Spacelab - The Champ, 2009 r.

Duńskie trio organowe z elektrycznym basem zamiast gitary. Już sam skład sugeruje, ze nie będzie to czysty jazz i rzeczywiście - mamy do czynienia z fusion. Można mieć skojarzenia z Niacin, jednak tamta formacja grała agresywnie i była bardziej nastawiona na wirtuozerskie popisy w szalonych tempach. Spacelab jest spokojniejszy i bardziej melodyjny. Finałowy "Bartok" przywodzi mi na myśl zrelaksowaną wersję ELP (Keith Emerson też lubił tego kompozytora). W każdym razie, miło się tego słucha w tle. :) 

 

 

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wkleiłeś treść z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Only 75 emoji are allowed.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Poprzedni post został zachowany.   Wyczyść edytor.

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Utwórz nowe...