-
Zawartość
442 -
Dołączył
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Miles
-
Tak wiele we współczesnej muzyce zaczęło się od bluesa... Zanim Jimmy Page i Robert Plant zarejestrowali "Whole Lotta Love", świat znał "You Need Love" Muddy Watersa... Tak wiele we współczesnej muzyce jest powrotów do korzeni bluesowych... Gary Moore odszedł z tego świata nie jako hardrockowy wojownik,lecz jako ten,który nagrał "Still Got the Blues"... No ale dobra,nie będziemy tu przecież "fizolofować". Czas na konkrety. Nowa płyta Joe Bonamassy " Blues of Desperation" jest znakomita. Zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Oplata mnie jak blu(e)szcz. Kiedyś uważałem,że ten cały Bonamassa to jest jakiś taki zbyt idealny,zbyt poprawny w tej swojej muzyce. Niniejszym odszczekuję. To rasowe granie. Jest pomysł,jest finezja,są smaczki,jest po prostu dobra muzyka. Nie ma bezsensownych popisów (a mógłby! ), nie ma w tej muzyce pretensji do bycia czymś więcej,no i najważniejsze: nie ma nudy! Kupując ten album warto dołożyć parę złotych do wersji deluxe - zyskuje się w książeczce przegląd części kolekcji zabytkowych gitar Bonamassy. Robi wrażenie. Ciekawe,że ta prezentacja ma "vol.2" w tytule. To znaczy gdzie ten "vol.1"? Przy poprzednim albumie? Tamtą płytę kupiłem w "zwykłej" wersji...
-
RoRo, pacjent jest pod opieką profesorów i mam nadzieję,że rokuje dobrze. Czy niegroźne początkowo zapalenie oskrzeli nie przeszło w ciężkie zapalenie płuc? Tego nie wiem, bo okazuje się,że leczyłem go u doktora,a wymagana jest co najmniej profesura Nie chciałem wcześniej robić kłopotu i zamieszania,teraz jestem już mądrzejszy nieco. Cóż: najbliższe dni będą decydujące dla pacjenta.
-
Kilka zdań w temacie naszej ulubionej marki. W poniedziałek wieczorem odwiedziłem kolegę Pygara. Cel mojej wizyty był w zasadzie techniczny: zwróciłem się bowiem do kolegów Pygara oraz Piotrka608 z prośbą o pomoc w wyprowadzeniu na prostą mojej X901. Niczym syn marnotrawny zawracający ze złej drogi z wołającym o pomoc wzmacniaczem pod pachą zostałem przyjęty z życzliwością i wyrozumiałością (choć należała mi się nagana). Już na schodach usłyszałem jednak miłe dźwięki,co dało nadzieję,że mogę liczyć również na porcję muzyki... W tym miejscu gwoli ścisłości zacytuję za właścicielem systemu konfigurację w jakiej prezentował się tor audio w tym dniu: AU-X911DG MOD by Czubsi & Pygar + Interconekt Acoustic Revive 1.0PA Infinity Renaissance 90 + kable głośnikowe ACROTEC 6N-S1110/2.7m ( WBT-0644 + WBT-0680 Cu ) Denon DCD-S10 jako DAC + zasilany Acoustic Revive POWER REFERENCE 1.5PA Komputer + Foobar + spięty z Denonem kablem Oyaide DR-510/3.8m Jako nie-audiofil rzetelnej charakterystyki brzmienia jak zwykle nie podejmę się, zwłaszcza,że aby być uczciwym w opisie musiał bym pomieszkać z tym sprzętem z tydzień,a przecież nie będę się na dzień dobry pakował człowiekowi do domu z walizkami wypełnionymi płytami... Zatem swoim zwyczajem napiszę o muzyce i wrażeniach związanych z jej odbiorem przeze mnie. Wchodząc zostałem przywitany przez Dusty Springfield śpiewającą swój wielki przebój Son of a Preacher Man i już na starcie zrobiło się miło. Kolejne utwory śpiewane przez Dusty,m.in. wspaniały standard The Windmills of Your Mind i mógłbym tak w nieskończoność słuchać bo zagrało to tak... analogowo! Nie chciałem użyć tego słowa,bo muzyka szła wszakże z komputera,ale to określenie pasuje mi do moich odczuć najbardziej. Gładko, płynnie,z przyjemnie dźwięczącymi perkusjonaliami. Ponadto muzyka miała w sobie jakby koncertową bezpośredniość. Momentami miałem wrażenie jakbym był na koncercie Brytyjki granym w jakimś kameralnym klubie,tyle że grało to znacznie bardziej kulturalnie niż ma to miejsce zazwyczaj przy nagłośnieniu estradowym. Dźwięk nie wymykał się z ryzów,był w pełni pod kuratelą sprzętu i pomieszczenia,co na koncertach się z reguły nie udaje. Następnie zaśpiewała Eva Cassidy,znów muzyka gęsto wypełniała pomieszczenie emocjami. Od śpiewu Evy bardziej przejmujący może być chyba tylko śpiew Evy odtworzony w świetnej jakości... Kolejno przyszedł czas na garść brzmień podszytych w większym lub mniejszym stopniu elektroniką. Może nie przepadam za taką twórczością, ale do brzmień w stylu J.M.Jarre mam sentyment z przed lat kiedy jako berbeć słuchałem takiej muzyki puszczanej przez ojca ze zdobycznych winyli. W elektronice było spektakularnie,z rozmachem - jak trzeba. No i na koniec,choć broniłem się dzielnie,zostałem całkowicie zdruzgotany. Był jazz. A konkretnie nagranie z debiutanckiej (chyba) płyty Michaela Breckera - rzewna ballada The Cost of Living. Na początku sekcja rytmiczna przyjemnie wprowadza w klimat utworu,po czym wchodzi saksofon lidera dźwiękiem tak mocnym,pełnym i intensywnym,że zostałem wciśnięty w kanapę. Uff. Jaka bliskość i bezpośredniość, Myślałem,że zaraz jakoś dojdę do siebie,ale w środku utworu Charlie Haden gra na kontrabasie solo i ... zostałem "zabity". Kontrabas był ogromny,pełny,w bezpośredniej bliskości,wspaniały. Jak ten system się wcześniej krygował,jak nie pokazywał na jakie niskie tony go stać! Było przyjemnie i pięknie we wszystkich aspektach,ale nie spodziewałem się,że nagle kolega Pygar wyciągnie na środek niewielkiego pokoju ("środek" w przenośni,bo o ile pamiętam stał po prawej) ogromny kontrabas! Tak,ten instrument jest nagrany tutaj mocno i wyraźnie,ale odsłuchiwany system zrobił jeszcze dodatkową różnicę.... ...uciekłem do domu. Tak,wiem,dobrze że Alphy tylko się przysłuchiwały,bo skoro nie okazałem aktualnego EKG lepiej było grać "tylko" na X911DG. Lepiej dla zdrowia. Może coś przekręciłem,może ponosi mnie fantazja...któż to wie. Toż to tylko garść luźnych spostrzeżeń... Dziękuję koledze Pygarowi za miłą gościnę. To budujące spotykać tak życzliwych i oddanych swojej pasji ludzi. Zwłaszcza jak mają Sansuje,Infinity,i takie tam inne wynalazki
-
wawrzewik,jedyne co mogę doradzić to cierpliwość. Jakiś czas temu szukałem gramofonu w tym przedziale co Ty,i kupiłem na alledrogo Pioneera PL-112D. Na zdjęciach wyglądał ładnie,bo w sumie jest ładny,pokrywa cała,bez rys itp. Niestety technicznie to bym musiał w niego zainwestować i trochę się zniechęciłem. O tym co wymaga poprawy sprzedający nie wspomniał... Teraz sprzęt stoi na szafie a mnie trafia szlag. Pewnie zrobię jeszcze kolejne podejścia do gramofonu,ale nie na odległość - to co pisze belfer o odbiorze osobistym to bardzo ważne słowa. Szkoda,że nie mieszkasz bliżej ,bo byś sobie pooglądał mojego Pioneera z bliska - mi taki retro wygląd z okleiną drewnopodobną odpowiada,Tobie widzę też wpadł w oko Najwyżej jak kupisz tego 12D to może Ci chociaż pokrywę przehandluję
-
Suplement do mojej wcześniejszej wypowiedzi. Wysłuchanie koncertu skrzypcowego Paganiniego (nr.2, "Dzwoneczek"), było dla mnie fantastycznym muzycznym przeżyciem. Jako laik-meloman podchodzący do muzyki bez specjalnej wiedzy,ale z otwartym sercem,zostałem całkowicie porwany przez ten utwór. Wypieki na twarzy miałem takie jak po zdobyciu rowerem górskiej przełęczy. Jednak ten cały Paganini musiał podpisać cyrograf - przychylam się do obiegowej opinii. Partie solisty wykonywała Katarzyna Duda i gra tej skrzypaczki bardzo mi się spodobała; dla mnie ta "charakterna" solistka jest stworzona do takiej muzyki. No i jeszcze jedno wrażenie po jej występie: stwierdzenie,że diabeł przybiera czasem postać kobiety też jest chyba prawdziwe... Postaram się trafić w przyszłości na inne koncerty z udziałem Pani Katarzyny. Należy dodać,iż cały koncert z pasją zagrała Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Sudeckiej. Było pysznie!
-
Tak przez przypadek zreflektowałem się ostatnio,że stare przedstawienia Teatru Telewizji są bezproblemowo dostępne,chociażby na allegro, na płytach DVD. Zatem polecam wszystkim miłośnikom muzyki klasycznej odżałować te dwie dychy na znakomity spektakl "Kolacja na cztery ręce". Wspaniała obsada: Roman Wilhelmi jako Fryderyk Jerzy Haendel, Janusz Gajos jako Jan Sebastian Bach plus Jerzy Trela jako dopełnienie ww.duetu. Interesujące fabularyzowane spojrzenie na wielkich geniuszy sztuki muzycznej. Po obejrzeniu tego przedstawienia muzyka Bacha czy Haendla będzie Wam smakować nieco inaczej,może nawet barwniej Cóż,nie samymi audiofilskimi realizacjami i sztywniackimi koncertami słuchanymi w wykrochmalonych kołnierzykach meloman żyje
-
Z pryncypialnego punktu widzenia nie sposób zgodzić się z obranym przez Was kierunkiem dyskusji,gdyż stereofonia jest z definicji wynalazkiem elektroakustycznym;zatem jeśli mowa o słuchaniu muzyki bez pośrednictwa urządzeń elektroakustycznych takich jak np.mikrofony,głośniki itp.,to pojęcia takie jak mono czy stereo nie powinny być chyba brane pod uwagę. Piszę te słowa jako amator posiłkujący się encyklopedycznymi definicjami, więc jeśli błądzę to proszę mnie naprostować. Co zaś się tyczy samej muzyki,to jutro czeka mnie niemała uczta: koncert symfoniczny podczas którego solistką będzie skrzypaczka Katarzyna Duda, a wykona ona 2.koncert skrzypcowy h-moll Niccolo Paganiniego. Zapowiada się bardzo smacznie. Siedział będę w 11.rzędzie,a więc z uwagi na odległość obydwoje moich uszu słyszeć będzie to samo. Czyli wg niektórych mono,a wg innych stereo Dodam,że wybieram ten rząd,gdyż znajduje się on mniej więcej na wysokości serca orkiestry (np. pierwszych skrzypiec) i to mi odpowiada. Specjalnych doświadczeń gdzie lepiej słychać nie prowadziłem,jednak w sali starego typu pierwsze rzędy to wg mnie murowana porażka,bo siedzi się blisko orkiestry,ale niejako pod sceną.
-
Właśnie o to samo miałem pytać. Wiadomo,że aby przetestować posiadany sprzęt we wszystkich kombinacjach -jak się ma kilka systemów- to trzeba być milionerem czasu,ale też jestem ciekaw takiego konkretnie zestawienia,bo Sansui słucham a Lebena chciałbym kiedyś posłuchać
-
Faktycznie wrażenie,że Delphinusy mają u mnie na tą chwilę duży niewykorzystany potencjał jest silne. Jednakże nie powoduje to u mnie frustracji,lecz przeciwnie - zadowolenie. Widzę (a raczej słyszę) szklankę do połowy pełną,którą mogę stopniowo dopełniać - co za frajda! Przyglądam się Waszej dyskusji Verictumowej i rozmyślam nad granicami wydatków dla polepszenia dźwięku. Przemawia do mnie argumentacja Wpszoniaka,że jak się kocha muzykę to pieniądze wydane na płyty lub polepszenie dźwięku to dobrze wydane pieniądze. Ludzie wydają setki tysięcy np. na samochody i jest to normalne,czemu nie wydawać na lepsze brzmienie ukochanej muzyki? Czemu wspominam tu o tym ogólnym zagadnieniu? Ano tak mnie naszło gdy słuchałem wczoraj moich Chario. Otóż odpaliłem klasyczną płytę "In The Court Of The Crimson King" (wersja wydana na 30.lecie,bez żadnych bonusów,gratisów itp.,czyli tak jak lubię) i odsłuch tego albumu przysporzył mi tyle wzruszenia,że zrozumiałem ostatecznie,iż wydatki takie jak ten - na zakup kolumn - mają pełne uzasadnienie,bo prowadzą nas do przeżywania niezapomnianych chwil. Oraz dalszych wydatków. Pod wpływem emocji pękłem i kupiłem w Rockserwisie jedne z ostatnich biletów na wrześniowy zabrzański (sobotni) koncert King Crimson,ganiąc się za to,że nie dokonałem tego zakupu wcześniej,bo teraz będę siedział kilka krzesełek od żony,ale musiałem brać co było
-
Przed świętami dotarła do mnie płyta Carissima L.A.Trio,więc była okazja posłuchać. Co tu dużo mówić,nagrania Bogdana Hołowni wyróżnia w mojej ocenie bezpretensjonalność. W czasie gdy inni operują w pewnym utartym kanonie standardów i pastwią się po raz enty np. nad Kołysanką Komedy, ten pianista bierze na warsztat melodie Henryka Warsa,Zygmunta Koniecznego,Władysława Szpilmana...słucha się tego bardzo przyjemnie,a i jest okazja przypomnieć sobie trochę pięknych melodii z naszego polskiego podwórka. Za dwie dychy tyle pięknej muzyki
-
W niedzielę rano zastanawiałem się,do jakiej płyty zacząć dzień,by było miło,rześko,odprężająco...jeden wolny dzień w tygodniu trzeba celebrować Wiecie co? Tyle miesięcy nie miałem w odtwarzaczu Kind of Blue...nudy? Nic z tych rzeczy! Magia tych pięciu utworów polega na tym,że nigdy,nawet gdy słucham tego po raz 100 000,nie jest nudno. Może to mój sentyment,a może faktycznie jest coś w tym albumie? Następnie przez większość dnia "łoiłem" prog-rockowo,lecz na koniec dnia znów poszukałem ukojenia w jazzie - tym razem sięgnąłem po album Kuby Stankiewicza nagrany w trio z Darkiem Oleszkiewiczem oraz Peterem Erskinem "The Music of Victor Young". Co tu dużo mówić,fachowa robota. Ogólnie odpowiada mi formuła jazzowego tria,zwłaszcza że często jest to forma wyrazu prawdziwych mistrzów jazzu... W przypadku Kuby Stankiewicza było jak to się czasem zdarza,że najpierw wysłuchałem recitalu tego pianisty na żywo,a dopiero potem zapoznałem się z jego dorobkiem płytowym. W sumie prawidłowa kolejność.
-
Ja również mam powyższe wydawnictwo na liście priorytetów od kiedy wspomniał o nim...kolega Belfer Tak więc Belfrze, zanim zamówisz sprawdź co masz,bo zdaje się,że vol.3 z opisywanego pakietu już posiadasz (post 90.) Oglądałem te płyty w MM,nawet poukładałem na półce żeby sprawdzić czy mają wszystkie pozycje (były wymieszane z innymi),ale postanowiłem jeszcze chwilę "wytrzymać",bo nie nadążam z przesłuchiwaniem zakupionych płyt. Tak czy siak zakup to będzie obowiązkowy,tyle że najlepiej upolować w zestawie - to tańsza opcja. W sklepie Polskiego Radia dostępności brak póki co.
-
O! Tak sobie wpisałem na znanym portalu hasło "Bogdan Hołownia" i opłaciło się,bo płyta pianisty na której brak narzekałem wcześniej w tym wątku pojawiła się u jednego sprzedawcy w cenie 20 pln. Było dostępnych 5 sztuk,już są 4 Chodzi o nagrany w trio album "Carissima". Muzykę Bogdana Hołowni mogę kupować w ciemno - estetyka jego gry w pełni mi odpowiada. Tak na marginesie: ciekawe,że łączy mnie z tym muzykiem jeszcze inna pasja - szachy. Może jakbyśmy mieszkali bliżej siebie miałbym szansę na ciekawą znajomość.... Co do Ibrahima Maalouf to oczywiście zielonego pojęcia nie miałem dotąd o jego istnieniu,więc chętnie rozejrzę się za jakimś jego albumem. Uff,lista muzyków i ich twórczości wartej poznania wydaje się nie mieć granic...
-
Postaram się krótko nakreślić opis pierwszego wrażenia jakie zrobiły na mnie Delphinusy po wpięciu w system w którym wcześniej długo grały Audio Academy Phoebe III oraz przez chwilę (w okresie bezkrólewia) Cantony Karat 30. Na wstępie oznajmiam,że nie jestem audiofilem,a mój system (np.wzmacniacz,kable) do audiofilskich także się nie zaliczają. No. Użyłem wcześniej słowa "crema" jako lakonicznego określenia charakteru dźwięków generowanych przez te kolumny,to sformułowanie podtrzymuję, choć krótko rozwinę. Pierwszą płytą jaka znalazła się w odtwarzaczu był album Grzegorza Tomczaka "Miłość to za mało". Jeżeli nie macie tej płyty,to gorąco polecam Wam nadrobić tą zaległość. Zacząłem od środka,tj.od utworu "Szukałem cię wśród jabłek" (bo ja romantyczny chłopak jestem). Natychmiast zaskoczenie. Wcześniej nie doświadczyłem nigdy tak precyzyjnej lokalizacji źródeł. Owszem,czytałem o tym z 1000 (słownie:jeden tysiąc) razy,ale dopiero teraz poczułem jak to jest,gdy każdy instrument ma swoje miejsce w pokoju oraz wyraźnie zakreślone kontury. Oczywiście odnoszę się tu do moich wcześniejszych doświadczeń,nie do absolutu. Pewnie w miarę dopieszczania systemu ta cecha brzmienia może jeszcze znacznie się uwydatnić. Głos śpiewającej w duecie z autorem płyty Iwony Loranc brzmiał jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Kontrabas i fortepian które w tym nagraniu tworzą akompaniament wcześniej powodowały u mnie mały kłopot. Mianowicie w niektórych momentach kontrabas lekko jakby rezonował,jego dźwięk potrafił wpadać w lekkie "buczenie". Fortepian zaś momentami niebezpiecznie zbliżał się do dźwięku lekko "brzęczącego". Miałem wrażenie,że to kwestia realizacji nagrania (np.mikrofon umieszczony bardzo blisko instrumentu,albo jakiś suwak na konsoli przesunięty o milimetr za daleko). Tak sobie zgadywałem jako laik. Może też te instrumenty tak zabrzmiały na prawdę. Muzycy grali na nich wyborni,o ile pamiętam Zbigniew Wrombel oraz Piotr Kałużny,ale wszak nie nagrywano w studiu ECM-u,trochę realistycznych przydźwięków można było zarejestrować co w sumie daje efekt prawdziwego,nie sterylnie-studyjnego,grania. Teraz kontrabas sprawił mi niesamowitą frajdę. Zagrał dźwiękiem pełnym,lekko kremowym,przestrzennym i,co przyjąłem ze zdziwieniem,bez owych przydźwięków. Teraz sam już nie wiem,bo może wcześniej nie doświadczałem rezonansu instrumentu,lecz głośnika kolumny,który nie dawał rady zagrać pewnych wybrzmień. A może te przydźwięki są w nagraniu,a kolumny Chario wygładziły fakturę brzmienia...Gdy fortepian zagrał swoje akompaniujące pasaże po raz pierwszy pojawił się u mnie efekt tzw. banana na twarzy. Ależ śpiewnie,ależ melodyjnie,ależ kremowo,ależ...przyjemnie! Zatem uruchomiłem płytę od pierwszych nagrań,pojawił się akordeon,pojawiły się inne głosy kobiece. Wielka przyjemność! Kolejno płyta "W Hołdzie Tadeuszowi Nalepie" (różni wykonawcy). Najpierw utwór "Modlitwa" z głosem Macieja Balcara i gitarą Jerzego Styczyńskiego która zagrała przyjemnie "lampowo",potem "Dbaj o miłość" z głosem i gitarą Leszka Cichońskiego. Pierwszy raz pojawia się takie spostrzeżenie, że czas płynie jakby wolniej z tymi kolumnami... Następnie postanowiłem spróbować grania bardziej brudnego,bezpardonowego. Tu przydała się płyta "Blues for Jimi" Gary Moora. Odpaliłem "Foxy Lady". Zwierzęca koncertowa energia,świetny utwór. I co? Test zaliczony. Koncertowe rockowe granie ciężko odtworzyć realistycznie w domowym zaciszu. Trzeba dużego dźwięku,brutalnego basu - wtedy może choć trochę uda się poczuć energię koncertowego łomotu. Ja ten łomot poczułem. Z nagrania na nagranie narasta we mnie wrażenie,jakoby płyta w odtwarzaczu wolniej się kręciła. Tu nie chodzi tylko o prędkość grania. Raczej o celebrę każdego dźwięku. Jest taki ruch o nazwie Slow Food. Jego ideą jest przeciwstawienie się zjawisku Fast Foodu. Oczywiście nie chodzi o to,żeby wolniej przeżuwać. Istotą Slow Foodu jest celebrowanie posiłków w każdym ich aspekcie: od doboru składników i przygotowania jedzenia,po ich spożycie najlepiej w doskonałym towarzystwie. Tak więc poprzez analogię wysnuwam nowy termin,jako określenie sposobu prezentacji muzyki przez kolumny Chario Delphinus: Slow Sound. Pasuje Wam takie określenie?
-
Na dole mam kolce na podłodze. Z kamieniem to już by było za wysoko,no chyba że miałbym jakieś cieńsze kafle. Moje piękne czarne granity wycyganił ode mnie kupiec moich poprzednich kolumn. Powiedział,że bez nich nie zagrają. Ja to mam miękkie serce... Jak znajdę chwilkę to skrobnę choć parę słów o pierwszych brzmieniowych wrażeniach. Niestety przyszło mi je (kolumny) wstępnie testować na zastępczym Sansuju, bo ten zasadniczy jest w serwisie. Coś mam problem z jego wyprowadzeniem na prostą,ech...
-
Naukowe podejście prezentuje się nieco zawile Proponuję jako alternatywę dziecięcą beztroskę. Ja gdy przychodzi do robienia kulek z blu tacka,zawsze się na takową zdobywam i po prostu wykonuję te osiem kuleczek jakbym się bawił plasteliną. Jeszcze lepiej jak mogę liczyć na mojego 6 letniego syna. Ten jak zrobi kuleczki to moje się chowają. Bas jest dobrze kontrolowany,średnica nasycona,a wysokie czytelne,acz nie natarczywe Co znaczy obycie przedszkolaka z plasteliną Domi,dwie paczki tego wspaniałego wynalazku w zupełniości Ci wystarczą.
-
Krótko: jak stoją kolumny. Pierwszy właściciel dorobił platformy. Jest to MDF pomalowany na czarno. Estetycznie jest w porządku. Na foto z bliska czarny kolor nie wypada korzystnie,ale w pomieszczeniu niedoskonałości nie rzucają się w oczy,zwłaszcza że same platformy nie są tak mocno widoczne jak same kolumny czy standy. Od góry płyty mają wgłębienia na nóżki kolumn,takie około 5 milimetrów głębokości,czyli robione pod oryginały. Wymiary,jak już pisałem,plus 15 milimetrów na bok w stosunku do górnych blatów w firmowych standach Chario. Od spodu dziurki po wkrętach - ślady dawnego mocowania do standów,a także podklejone po cztery okrągłe filcowe podkładki; nie znajdowały się one w samych rogach lecz bardziej do wewnątrz - zapewne rozstaw filcowych podkładek był dopasowany do wielkości górnych platform standów na których były mocowane. Ten filc to wg mnie dobry pomysł,zawsze to choć trochę pomoże uniknąć niechcianych rezonansów. Zastanawiałem się czy przykręcić te platformy,nawet przygotowałem sobie wkręty,ale...ostatecznie zdecydowałem się na blu tack. Filc oderwałem,bo by kolidował z masą plastyczną i po prostu podkleiłem podstawki do standów blu tackiem. A co. Zawsze mogę zmienić zdanie...Załączam poglądowe foto. Co do wysokości na jakiej stoją kolumny to podam ją jak dotrę do domu,bo zapomniałem zmierzyć.
-
A niech będzie. O Chario w formie mini - blogu... Coś mi się od życia należy - z tą myślą pognałem wbrew obowiązkom na "chwilkę" do domu zainstalować,ustawić i odpalić Delphinusy. No wiadomo: po przesłuchaniu kilku,kilkunastu utworów nie będę ich tu recenzował. Nie wiem czy w ogóle będę - raczej w przyszłości wyrażę swoją ogólną opinię jako miłośnik/pasjonat muzyki. No coś jednak muszę napisć. Kolumny włoskie,więc to co usłyszałem do tej pory określę jednym włoskim słowem : crema. Doskonała crema na perfekcyjnej włoskiej kawie. Czemu akurat to słowo? A bawiliście się kiedyś w grę w skojarzenia? Tyle. Gnam do pracy. Już się cieszę na wieczór,bo dziś - tak czuję- będą grały gitary elektryczne. Na pierwszy ogień pójdzie Andy Latimer,marzyciel gitary,a potem się zobaczy. Jak się rozkleję przy Andym to może będzie grał do rana...
-
No dobra,ogólnie dzisiejszy dzień to splot awarii,usterek,konfliktów,kryzysów,nieprzyjemnych zdarzeń...było by fatalnie,ale jest jedna jaskółka - Delphinusy dotarły Dopiero wróciłem z pracy,szybko trzeba zjeść sniadanio-obiado-kolację i spać,więc tylko je ostrożnie rozpakowałem celem sprawdzenia czy w transporcie nie doszło do jakiegoś uszkodzenia. Muszę przyznać,że jak na monitory to wyglądają bardzo majestatycznie i po prostu pięknie - WAF przypuszczam będzie 10/10. Z montażem na standach to chyba muszę poczekać/wytrzymać do jutra bo nawet jakbym je zainstalował to nocy na słuchanie nie jestem w stanie zarwać. A szkoda. Kusi... Dodam że podkładki pod kolumny które otrzymałem w komplecie są o około 15 milimetrów większe od oryginalnych platform. No chyba niskich tonów mi to nie zrujnuje,takiego słuchu to raczej nie mam
-
Belfrze,na razie wrażenia są takie,że konto puste,a małżonka wraca w piątek z rozjazdów RoRo, tak, były wystawione na allegro. Przez moment myślałem poważnie o czarnych,bo parę stów w kieszeni,a dźwięk ten sam. W sumie czarny kolor lubię, no ale jak ma być full wypas,daj Boże na lata,to postanowiłem dopłacić do litego orzecha;a niech tam! U pierwszego właściciela grały ponoć z 12 watową lampą. O szczegóły nie pytałem,bo typ lamp czy model wzmacniacza i tak nic by mi nie powiedział W moim przypadku zamierzam karmić je prądem od Sansui...a co! No ale poczekajmy aż paczka przyjdzie...nie dzielmy skóry na niedźwiedziu!
-
Tak więc Panowie,jak wszystko pójdzie zgodnie z planem na dniach dołączę do Waszego mini-klubiku Chario Z dotychczasowym właścicielem Delphinusów które to mają u mnie zagrać wszystko już dogadane,ba!, nawet kasę już przelałem. Wykończenie lity orzech - takie jak chciałem,a mówiąc konkretnie takie jakie najlepsza z żon wskazała w "ślepym teście" ,tj.gdy pokazałem jej "ot tak" kolory desek i zapytałem które ładniejsze Nie będę się przesadnie nakręcał z oczekiwaniami,choć Wasza rekomendacja znaczy dla mnie bardzo wiele. Spokojnie. Czasem uśmiech na twarzy pojawia się natychmiastowo,a czasem po paru tygodniach słuchania,co również jest piękne. Zobaczymy. Będę kombinował z moimi ciężkimi,choć wyższymi niż oryginały standami. Jakby była tragedia to plan B zakłada zamówienie podstaw robionych na wymiar,które miały by zasadnicze wymiary zgodne z oryginałami od Chario przy jednocześnie większej masie. Szczerze jednak wątpię,by było to konieczne. W tej chwili na standach stoją moje rezerwowe,wiekowe już Cantony,które są minimalnie wyższe od Delphinusów i położenie wysokotonowca jest zgodne ze stereotypowymi zaleceniami (linia uszu). Ponadto dotychczasowy właściciel kolumn obiecał dodać do kolumn blaty z MDF-u które do nich dosztukował. Mają mieć wymiar i głębokość nawierceń na nóżki zgodne z oryginałem. Na start jak znalazł. W opinii sprzedającego kolumny nie odpowiadały mu,bo grały "3D",a on lubi dźwięk "na pysk". To się nazywa szczerość Tylko żona jakoś nie wierzy,że teraz to już się uspokoję z zakupami. "Zawsze tak mówisz" - usłyszałem. Cóż,może tym razem mile ją zaskoczę
-
W odtwarzaczu jeden z ostatnich moich jazzowych nabytków: Satchmo at Pasadena - Louis Armstrong and The All Stars. A Jazz Concert Presented at Pasadena Civic Auditorium,January 30,1951. Płyta wydana przez Verve w serii Originals. Zapewne świat w 1951. nie był aż tak różowy,ale jak się słucha takich nagrań to ma się wrażenie,że to były złote czasy... Może to charyzma Satchmo, a może to cudowne,radośnie swingujące brzmienie zespołów z tamtych lat,zabarwione słodko brzmiącym klarnetem...na półce album ten obowiązkowo zajmie miejsce w przegródce "Poprawiacze Humoru". Tu taka dygresja: czemu to klarnet na przestrzeni lat stracił na swojej popularności jako instrument jazzowy?
-
Proces pozyskania Chario rozpoczęty. Stare kolumny sprzedałem. Smutno się nieco zrobiło,ale...stare musi odejść,by nadeszło nowe. Jak w azteckiej mitologii : zmiana skóry. Teraz się zastanawiam intensywnie - salon czy polowanie na używki. Rzecz rozbija się o standy. Gdyby moje się nadały do adaptacji pod Chario, zostało by troszkę pieniędzy w portfelu. Podsumowując wcześniejsze moje dywagacje: przy posiadanych przeze mnie podstawach wysokotonowiec byłby +/- na wysokości moich uszu. Czyli punkt za. Kwestia czy wysokość przetworników w stosunku do podłogi ma znaczenie - to można zbadać tylko empirycznie,tego nie wie nikt Pozostaje pytanie,jaki wymiar ma mieć górna platforma żeby było zgodnie z oryginałem,oraz czy dać drewno czy metal - proszę Was o podpowiedź. Jaki jest wymiar i materiał platformy w oryginale?
-
Jak te firmowe standy są drewniane to cofam to co napisałem o wierceniu Poza tym jest więcej niż prawdopodobne,że z firmowymi podstawkami byłbym super szczęśliwy; tak tylko dywagowałem w kwestiach dociążania... Możliwe że te Delphinusy to będzie mój pierwszy w życiu zakup "w salonie". Bo jak za używane bez standów trza dać tyle,że po dodaniu podstawek na jedno wychodzi...no chyba,że pojawi się jakaś atrakcyjna oferta używanych,no ale trudno liczyć,że ktoś odda je pół darmo. Swoją drogą,żona wyjechała na kilka dni,to w pewnym sensie okazja do zakupów ...nie to żeby nie zauważyła zmiany kolumn po powrocie: co to to nie,na to nie liczę. Stan finansów też się rychło wyda. No ale to chyba miło wrócić do domu i zastać w nim nowe Chario,no nie? Obejrzałem też ofertę Chario podłogowych (Cygnus,Pegasus),i okazuje się,że są to kolumny trzydrożne. Niskotonowiec w dolnej ściance to chyba danie firmowe tego producenta. Może w tym wątku ktoś podzieli się spostrzeżeniami jak się sprawdzają tak serwowane niskie tony? Zakładam,że nie o samo łupanie basem tu chodzi...
-
Audiowicie,kolumny których słuchaliśmy to Audio Academy (Phoebe III) ...dla Ciebie miłośnika wintydżowych konstrukcji nic atrakcyjnego Z tym strapieniem słuchających Sansui posiadaczy innych marek jest tak,że nie muszą to być wcale negatywnie klasyfikowane emocje...wszak dla wielu może to być początek wspaniałej przygody z tym sprzętem No ale dość kadzenia marce na "S". Znacznie ciekawsze są Wasze ostatnie wpisy dotyczące szczegółów budowy Alph - kopalnia wiedzy!