Skocz do zawartości

Miles

Uczestnik
  • Zawartość

    442
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Miles

  1. Czubsi,wiadomo że jak bym miał 5000 zł do wydania to nie na X1,ale na alfę bym sobie dozbierał Co do alf,czy te zasilane na 230V to naprawdę są trochę "cieńsze" bo na eksport? Przykładowo czy te dwa egzemplarze oprócz napięcia zasilania będą się różniły? AU-alpha 907DR 100V : http://www.ebay.de/itm/272043726842?_trksi...K%3AMEBIDX%3AIT AU-alpha 907DR 230V (chyba:)): http://www.ebay.de/itm/161874449277?_trksi...K%3AMEBIDX%3AIT Ciekawe,że ta druga oferta pokazuje mi się tylko wtedy,jak przeglądam ebay.de przez telefon,jak szukam na komputerze to wyszukiwarka nie podaje tej aukcji.
  2. Tak jak się spodziewałem,szybko weszliśmy na gwiezdny poziom,to znaczy do galaktyki ALPHA Jednak chcę pociągnąć Was trochę za języki w kwestii bardziej przyziemnych wzmacniaczy,które to wielu z Was miało już okazję poznać,a ja dopiero zamierzam to zrobić (nim dotrę do galaktyki ALPHA). Dziś,w ramach pierwszego kroku,słucham na Sansui AU-710 ,(a już mnie wzięła Sansujoza). Jest lekko ocieplony? OK,dla mnie to zaleta Teraz myślę o następnym etapie;wymyśliłem sobie,że może upoluję AU-919 lub AU-X1 w rozsądnych pieniądzach. Tyle że zastanawiam się,jakie to są "rozsądne pieniądze"? Za AU-710 zapłaciłem (po konsultacjach z Zieluwidem) około 1200 zł,uważam że rozsądnie. Ba,jestem bardzo zadowolony. Od dwóch dni na allegro jest 717 za 2200 zł. Stan wygląda pięknie,no ale chyba drogawo...Wszak 717 = 710. Jest też X1 na alledrogo za 5000 zł - cena "handlarska",ale za ile było by w normie? Na olx facet wystawił 919 brudny i zakurzony. Zamiast przetrzeć go ściereczką napisał że jest...zakurzony. I za taki stan woła 3800 zł. Ręce opadają. Trzeba by powołać Sansui-policję, która będzie karać mandatami za zaniedbywanie Sansujów. Albo odbierać właścicielom zaniedbane egzemplarze http://olx.pl/oferta/sansui-au-919-CID99-I...html#310bc7b9cc Tak już wisi ta oferta od paru tygodni. Zanim wejdę w nowsze modele chciałem poznać któryś ww. klocków. Może mi ktoś wyjaśnić o co chodzi z ich zasilaniem? W środku są dwa różne transformatory,a nie do końca rozumiem anglojęzyczne opisy budowy tych wzmacniaczy.
  3. Część na Hobo Records,czyli dostałem je bezpośrednio od Bogdana Hołowni,część na allegro. Np. 'Dont Ask Why" (solowa) wydana w 2000 roku to już nabytek z drugiej ręki. Brakuje mi jeszcze albumu "Chwile" i widzę jakiś nowy tytuł na stronie : "Carissima" (trio). Tzn."nowy" chyba tylko dla mnie,bo piszą że to rok 2013. i nakład wyczerpany Utwory Kabaretu Starszych Panów to małe arcydzieła. Powoli odchodzą w niepamięć. Trudno obecnie o tak błyskotliwą rozrywkę,niestety.
  4. Wczoraj na koniec dnia trochę inne oblicze pianistyki jazzowej : Bogdan Hołownia. Płyta "Zmierzch" z utworami Jerzego Wasowskiego a następnie w trio (L.A.Trio) płyta "Nikt tylko Ty..." Piękne melodie zagrane ze smakiem; ma się wrażenie,że pan Bogdan chce pokazać piękno melodii i geniusz kompozytorów,samemu pozostając w cieniu. Sam artysta nie pokazuje siebie na pierwszym planie,ale spokojnie akompaniuje twórczości wybitnych postaci jak Jerzy Wasowski czy Henryk Wars... Mam sporo płyt tego artysty;na listopadowy wieczór przy kominku i lampce koniaku - to zawsze dobry wybór. (Dla mnie,ma się rozumieć).
  5. RoRo,moja wersja AU-710 jest na 220V. Nie jest to wersja japońska,bo takowa ma najprawdopodobniej oznaczenie AU - 707. Wersja na Japonię to na bank będzie miała zasilanie na 110V. Dlaczego "amerykańska" jest na 220V? Z opisów które kiedyś znalazłem na anglojęzycznych forach (a teraz nie mogę się tego doszukać),wersja 710 (tak wzmacniacz jak i tuner) były produkowane dla amerykańskiej agencji militarnej zaopatrującej żołnierzy USA stacjonujących na całym świecie w różne takie tam dobra materialne. Umknęła mi nazwa (skrótowiec) tej instytucji. Tak więc były to sprzęty nie tyle na Amerykę co dla Amerykanów. Dlaczego nie oznaczali tego "normalnie" 717? Dywagacje są takie,że chodziło o pieniądze. Inny symbol,inna kasa. Czyli samo życie:) f1angel,1200 zł kosztował mój egzemplarz i gra w 22m2. Mam też w pokoju kolumny Castle Severn 2 (choć grają z lampą nie z Sansujem),więc w sumie jakbyś jechał z małżonką w góry w moje strony to możesz wpaść posłuchać. Będzie punkt odniesienia. Co do ocieplenia, soczystości,gęstości,cóż - sam nie wiem jak to ocenić. Choć sam szukam tych walorów w brzmieniu,to brakuje mi doświadczenia dla w miarę obiektywnej oceny. Na sąsiednim forum ekspert od Sansujów forumowicz Czubsi wypowiadający się często-gęsto w wątku "Klub Miłośników Sansui" wielokrotnie powtarzał,że ocieplone brzmieniowo są starsze Sansuje,te z lat 70. (co dla niego jest wadą),potem- jak twierdzi- w latach 80. firma zaczęła dążyć do neutralności którą udało jej się w pełni osiągnąć w latach 90. w modelach Alpha 907 (te Czubsi ceni najwyżej za neutralność właśnie). Tak więc w tym budżecie i z tymi preferencjami to możliwe że lata 70. mogą być dobrym wyborem. U mnie przed AU-710 grał Musical Fidelity Elektra E 10. Po przejściu na Sansui pytałem siebie: "gdzie to ocieplenie?",bo w porównaniu z MF zrobiło się dużo przejrzyściej,przestrzenniej,więc jakby mniej gęsto,mniej ciepło. Brakowało mi przez dłuższy czas nasycenia MF,zacząłem myśleć o wymianie cedeka (która z resztą nastąpiła). Po pewnym czasie doceniłem jednak klimat tworzony przez Sansui. W MF E10 ocieplenie oznacza w moim odczuciu maksymalne zagęszczenie środka,kosztem dynamiki czy przestrzeni. W Sansui chodzi raczej o pewną analogowość. W dźwięku nie ma ostrych krawędzi,które mogły by skaleczyć ucho. Jest płynność,gładkość,ale nie lepkość. Raczej określił bym to mianem dźwięku "winylowego". Ostatnio miałem okazję zrobić zmianę wstecz: 710 poszedł do serwisu,a E 10 wyszedł z szafy się przypomnieć. Mile wspominałem E 10,więc powiedziałem mojemu zaufanemu elektronikowi,że nie musi się śpieszyć z naprawą,bo mam na czym słuchać. Myliłem się. Teraz MF E10 był dla mnie męczący,wręcz irytujący. Niegdyś uważałem go za wzór przyjemnego grania,dziś jest dla mnie niczym przesłodzony kisiel. Nie ma powrotu. Zapewne na dniach sprawdzę,jak by to grało: 710 + Castle + muzyka rockowa. Z braku czasu i z lenistwa dotąd nie zrobiłem nawet tak oczywistych testów porównawczych,Castle jak wspominałem grają z lampą,a Japończyk z Audio Academy Phoebe III. Dodam,że początkowo Sansui grał z cedekiem Onkyo DX - 7711 którego to obwiniałem o pewną suchość. Teraz zastąpił go Audio Analogue Paganini w najstarszej (ponoć najcieplejszej) wersji i już nie szukam innego odtwarzacza. Jeszcze jedna ważna informacja do tego modelu. Przez pierwsze miesiące nie byłem zadowolony z wypełnienia (masy) dolnych rejestrów. W między czasie wzmacniacz poszedł do serwisu celem wymiany gniazd głośnikowych. To jego najsłabszy konstrukcyjnie punkt - sprężynkowe konektory. Z czasem sprężynki przestały trzymać,styki zaśniedziały. Kupiłem solidne zakręcane mosiężne gniazda. Myślałem przy tym tylko i wyłącznie o kwestiach użytkowych,nie o brzmieniu,jednak różnica w masie i nasyceniu dolnych obszarów po wymianie tych elementów jest ogromna! Te stare gniazda były wąskim gardłem... Jak już się tu produkuję,to dodam,że u mnie jedyny elektroniczny element (gniazda zaliczam do elektrycznych),który zaczął szwankować po tych 37 latach użytkowania to potencjometr głośności. Jest nie do kupienia - 5 segmentowy Alps 1090280, 2x150kohm + 2x5kohm. (Zdaje się że przez te dodatkowe 2x5kohm to idzie loudness). Wytarcie potencjometru na niskich poziomach głośności to chyba typowa usterka tego modelu. Rozebranie go to śliska sprawa,wygląda jak szwajcarski zegarek (słowa elektronika). Zatem pozostało przewiercenie obudowy,co wymaga chirurgicznej precyzji. W poniższym linku można zobaczyć renowację tego wzmacniacza na zdjęciach. Na 7 stronie jest pokazany potencjometr,choć mój był wiercony w innym miejscu,gdyż specjalista uznał że to lepsze wyjście. Na tą chwilę działa bez zarzutu. A tu link: http://www.cdkands.com/AU717-1.html Uff,mam nadzieję,że Belfer nie pokreśli całego mojego postu na czerwono. Może na jakieś "trzy na szynach" za zawartość merytoryczną zasłużyłem W przyszłości może napiszę parę słów o tunerze TU-919...
  6. Cieszę się niezmiernie z powstania tego wątku,albowiem od pewnego czasu obserwuję u siebie rozwój choroby zwanej "sansujozą",i myślałem że w tym szacownym towarzystwie tylko ja się zmagam z owym schorzeniem Czym jest sasujoza? Cóż,parę razy oglądając oferty sprzedaży sprzętów Sansui natknąłem się na takie zdanie w opisie: "Sprzedaję gdyż przechodzę na wyższy model. Oczywiście Sansui." Ta fraza oddaje znaczenie sansujozy - przestają cię interesować inne marki. Nie chodzi o waty,samą budowę,czy łatwe do opisania cechy brzmienia. W Sansujach jest jakiś nieuchwytny pierwiastek który oddziałuje jak narkotyk- silnie uzależnia. Więc ostrzegam: przed pierwszym użyciem lepiej przemyśleć sprawę To tak gwoli wstępu z przymrużeniem oka,ale po części serio Merytorycznie: jestem posiadaczem średnio-wysokiego modelu wzmacniacza: Sansui AU-710 oraz od paru dni topowego tunera z końca lat 70.: Sansui TU-919. Sansui AU-710 to bliźniak jednojajowy AU-717. 717 to oznaczenie na rynek europejski,a 710 na amerykański - to jedyna różnica jaką podają źródła internetowe. Jego budowa,choć nie jest to flagowy model,jest fantastyczna. Pochodzi z roku 1978.,a gra u mnie na oryginalnych kondensatorach! No i dobrze - wymiana baterii kondensatorów 4 x 15000 mikrofaradów (Nichicon) plus wiele pomniejszych (m.in.Elna) to mogła by nie być bułka z masłem (w sensie kosztów),więc lepiej żeby grały następne wiele lat (kondensatory). Wkleił bym poglądową fotkę rozbieraną tego klocka,ale nie wiem jak to się robi. Muszę nad tym jutro popracować,bo technicznie za mocny nie jestem Brzmieniowo,cóż,to taki łagodny olbrzym. Miękki i potulny,spokojny i wyważony,bo świadomy swojej siły,ale w każdej chwili gotowy przywalić i czyniący to gdy trzeba.Słuchanie na nim dla mnie to jak jazda Porsche po mieście. Jadę 40 na godzinę,ale w każdej sekundzie czuję,jaki pod maską drzemie potencjał,więc jest to inne 40 na godzinę niż jakbym jechał Polonezem.Na co dzień prezentuje łagodne oblicze,bo słucham łagodnej muzyki,ale jak kiedyś włożyłem do odtwarzacza płytę Porcupine Tree gdzie po łagodnym wstępie następuje "przywalenie" to autentycznie się wystraszyłem i podskoczyłem jak łupnęło. Po prostu ustawiłem głośność tak na godz.9.30 i to było przegięcie z mojej strony.( Acha,wyjaśniam że nie mam Porsche,to tylko taka próba zastosowania analogii). Za pięć godzin zaczynam pracę,więc dalsze obserwacje i dywagacje z mojej strony umieszczę w kolejnych postach,ale już nie dzisiaj.
  7. Wczoraj przed snem - w ramach higieny - Keith Jarrett , Koncert Koloński. Żelazna klasyka. Tu ciekawostka: o mały włos to legendarne nagranie w ogóle by nie powstało. Jak opowiadał producent albumu Manfred Eicher,z powodu strajku firmy kurierskiej nie dotarł fortepian Keitha. Instument który znajdował się na miejscu był fatalny. Ostatecznie jednak pianista zdecydował się wystąpić, a kiedy po koncercie szef ECM-u zorientował się,że ma do czynienia z wyjątkowym pod względem artystycznym nagraniem,poprawił brzmienie fortepianu w studiu... Cóż,nie zawsze "live" oznacza 100% autentyczności brzmienia. Ciekawe,że wielu pianistów (u innych instrumentalistów tego nie zauważyłem?),lubi chrząkać albo nucić w czasie gry,nawet jak materiał jest nagrywany i nawet jeżeli odbywa się to w studiu. Nigdy mi to nie przeszkadza.
  8. Robota "leży" a ja gorączkowo przekopuję internetowe sklepy w poszukiwaniu płyt cd z muzyką Arta Tatuma Czy Oscara Petersona. Zawsze przy takiej okazji uświadamiam sobie ile wspaniałej muzyki jeszcze na mnie czeka. Te 40 winyli Petersona w kolekcji Belfra54 rozpaliło moją wyobraźnię do granic Na tą chwilę w ramach nauczania początkowego chcę nabyć coś z kanonu twórczości ww. pianistów. Trochę nie wiem na co się zdecydować,generalnie unikam wydawnictw typu "The Best Of","The Essential","The Ultimate" itp.,choć jeśli chodzi o nagrania artystów jazzowych z lat 50.,60.,czy 70. to takie kompilacje królują. Na pewno kupię Tatuma solo oraz w trio. Co do Petersona może omawiany "Night Train" na początek?,choć widzę tą płytę tylko na fan.pl,trzeba ze 2 tygodnie poczekać aż sprowadzą. Natomiast jeżeli chodzi o Bacha w ujęciu Petersonowskim - wyguglowałem,że to płyta "Oscar Peterson Live!". Do kupienia za 5 dolców na stronie amazona. Może znajdę bliżej. Okazuje się,że obecnie najwięcej tytułów ma empik,tyle że...w mp3. Tak się "wycwanili". Prawie się naciąłem z polecanym wcześniej Loussierem. Z resztą w sklepie na "e" od dawna łatwiej kupić kubek albo świecznik niż płytę z muzyką. W piątek czeka mnie być może przyjemny koncert: http://filharmonia-sudecka.pl/pl/repertuar...listopad/20/185 Ciekaw jestem jak to zabrzmi. Zapowiada się pysznie. Jest grupa pianistów,którzy przy pomocy fortepianu próbują stworzyć brzmienie "transowe",jakby hipnotyzujące. Nie wiem kiedy to jazz,a kiedy neoklasyka,bo mi klasyfikacje z reguły nie są potrzebne (i tak się nie znam ). Z naszego,krajowego podwórka,wskazał bym płytę Sławka Jaskułke "Sea" - dźwiękowy obraz morza (tak mi się wydaje,rzecz jasna). Z daleka - w zeszłym roku w nocnym radiu usłyszałem australijską pianistkę Sophie Hutchings. Ciężko było kupić jej dwa wydane na cd albumy,tj."Becalmed" oraz "Night Sky",brytyjski amazon sprowadzał to z miesiąc,ale się udało. Artystka zbytnio chyba u nas (a może w ogóle) nieznana. W sumie to nawet autor radiowej audycji Mikrokosmos(Grzegorz Zembrowski) jak pytałem gdzie kupił płyty odpisał,że ma tylko pliki pobrane ze strony www. Dla mnie cenne pozycje w dyskografii,choć jak płyty wreszcie dotarły,to musiałem się tłumaczyć,że te cienkie tekturowe koperty kosztowały tyle kasy http://www.sophiehutchings.com/ Ciekawe,że żona uwielbia "Sea" Sławka Jaskułke,a nie cierpi Sophie Hutchings. Pewnie dlatego właśnie mnie wybrała na męża,bo woli krajowych chłopaków Podobny,"transowy" styl grania na fortepianie prezentują bardziej znani u nas Nils Frahm czy Max Richter.
  9. Niestety znowu przyszło pracować po 16h na dobę i kupka płyt do przesłuchania na komodzie urosła. Zatem trzeba ograniczyć się na chwilę z zakupami płytowymi do priorytetów. Ponadto w ataku choroby (tzw."sansujozy") nabyłem jeden z topowych tunerów Sansui z lat 70-tych i budżet został nadwyrężony. Niemniej jednak mam pewne spostrzeżenia pasujące do wątku Jazz. Z płyt których zakup awizowałem kilka postów wyżej szczególną przyjemność sprawił mi album "Tokio Adagio" duetu Haden - Rubalcaba. Jeżeli w deszczowe listopadowe wieczory,przy kominku i lampce koniaku lubicie nostalgiczne,nastrojowe granie pogłębiające jesienny nastrój - polecam gorąco. Dla mnie - przepiękna muzyka. Co do jakości realizacji nagrania to trudno mi ją oceniać z uwagi na moje niewielkie doświadczenie,jednakże dla mnie dodatkowego smaku płycie przydaje fakt,że nie są to nagrania studyjne,lecz zapis z występów w tokijskim klubie Blue Note. W akustycznym jazzie przedkładam klubowy nastrój ponad realizacyjną perfekcję. Intrygująco i frapująco dla mnie brzmi natomiast płyta IIro Rantali "My Working Class Hero". To mój pierwszy kontakt z tym pianistą,odczuwam że jest coś wciągającego w jego graniu. Często albumy gdzie pianista gra standardy (w tym przypadku mamy utwory Lennona) przechodzą bez większych emocji. Ot,te same znane melodie zagrane kolejny raz. Tutaj jest inaczej. Pierwiastek twórczy albo co...
  10. Dzięki,widzę że jest nawet do kupienia w kraju. Wygląda na smakowity kąsek,już nie mogę się doczekać. Wpszoniaku,Twoja erudycja jest zadziwiająca. Pewnie Twoje zbiory płytowe idą w dziesiątki tysięcy? Inaczej nie umiem sobie tego wyobrazić Przepraszam,jeżeli jestem zbyt wścibski
  11. Gapa ze mnie,faktycznie seria ma charakter otwarty. Jednak w zestawie cena jest atrakcyjna. Dobrze że idą święta,zawsze to dobry pretekst do zakupu Dla młodszego syna wymarzyłem sobie kolejkę piko,a teraz żonie "grozi" The Real Chopin
  12. Próbuję "ogarnąć" omawiane wydawnictwo (The Real Chopin),jednak widzę że w pakiecie jest 21 płyt,a pojedynczo można nabyć 32 krążki. Zatem kupując pakiet nie dostajemy wszystkich płyt serii?
  13. Jako że po sąsiedzku toczy się dyskusja w wątku Chopinowskim,przypomniały mi się moje płyty z nagraniami utworów Chopina na Jazzowo. W swoim czasie Polacy nagrywali sporo tego typu rzeczy. Mam albumy i w niektórych przypadkach byłem też na koncertach (dobre parę lat temu) Krzysztofa Herdzina (kwintet chyba), Leszka Kułakowskiego,Adama Makowicza,Leszka Możdżera,Classic Jazz Quartet,oraz oczywiście Andrzeja Jagodzińskiego. No i jeszcze Lena Ledoff Trio (Lena jest Rosjanką,ale sekcja rytmiczna była z Polski ). Koncert tego ostatniego zespołu był dla mnie niezwykle emocjonujący - nie mogłem usiedzieć,coś pięknego (a sala filharmonii niemal pusta). Gra Leny tak zapadła mi w pamięć,że przy pierwszej okazji nabyłem jej płytę z tymi interpretacjami. Odpaliłem ją tylko raz - na nagraniu to już nie ta radosna jazzowa energia co na koncercie. Muszę spróbować jak odbiorę te nagrania teraz,po kilku latach. To jeśli chodzi o Polaków. Ostatnio kupiłem płytę "The Chopin Project" duetu: Olafur Arnalds,Alice Sara Ott. Zapewne dla ortodoksyjnych miłośników muzyki Chopina to profanacja,ale dla mnie,cóż - brzmi to przesmacznie. Słucham tego albumu z dużą frajdą. To niezwykłe zestawienie: wybitna pianistka (no,dla Was pewnie "tylko" dobra ) i utwory klasyka odgrywane na jakimś preparowanym czy też rozstrojonym barowym fortepianie. Może takie właśnie interpretacje wyobrażał sobie Chopin? Wątpię by oczekiwał,że jego utwory odgrywane będą na idealnych instrumentach przez doskonałych wirtuozów... Ciągnąc temat klasyków na jazzowo,chcę Was zapytać o Bacha. Pewnie jego twórczości w klasycznych wykonaniach spokojnie starczy mi na całe życie (i dłużej nawet),jednak ciekawią mnie jazzowe interpretacje. Mam płytę Modern Jazz Quartet "Blues on Bach" oraz polskie wydawnictwo Classic Jazz Quartet "Branle". Możecie coś zaproponować z jazzowego Bacha? Tylko nie polecajcie mi Glena Goulda
  14. Swoją drogą,w jazzie i nie tylko chyba łatwiej było być obrazoburczym artystą w połowie XX wieku niż teraz...a może wpadam w znaną pułapkę myślową,polegającą na tym,że poprzednie epoki uważa się za bardziej płodne i ciekawsze od teraźniejszości. (Myśl zgrabnie podana w filmie Allena "O Północy w Paryżu" /może przekręcam tytuł/). Niemniej jednak,geniusz wymienionych przez Ciebie artystek jest oczywiście niepodważalny. Jako że w tym roku "zaszaleliśmy" z żoną z koncertami,w grudniu wrócimy do Warszawy na Melody Gardot. Cieszę się niezmiernie,wrażliwość tej dziewczyny trafia do mnie wprost. Jest niesamowita. Zaryzykuję stwierdzenie,że to taki trochę "samorodek" w stylu retro właśnie. Twoim zdaniem, Wpszoniaku,odnalazła by się np. w latach pięćdziesiątych? Ja obstawiam,że tak A może właśnie w epoce Wielkich jazzu przepadła by? Dzięki za wyjaśnienie w kwestii wydań Kind of Blue. Dobrze,że na Forum jest trochę erudytów muzycznych,takie informacje są szczególnie cenne. Jestem w tym wieku,że już słucham co mówią bardziej doświadczeni,a jeszcze nie zbadałem wszystkiego empirycznie
  15. Wypadało by wspomnieć,że w zeszłym tygodniu wystąpiła w Warszawie Diana Krall. "Pofatygowaliśmy" się z żoną przez pół Polski;bilety na dobre miejsca kupiłem w lutym(!). Na koncert tej artystki zawsze warto się wybrać. Pewnie i na Dianę da się kręcić nosem,a że nic nowego w tej muzyce,a że nie ma w tym jakiejś szalonej jazzowej improwizacji,ale my byliśmy bardzo zadowoleni. Co by nie mówić,koncerty tej artystki to dla mnie przykład zaangażowania i staranności. Zespół klasowych muzyków,dla których granie muzyki jest autentyczną frajdą. Koncert zagrany z sercem i pasją. Myślę,że tak jak i w przypadku ostatniej płyty artystki,fani będą zadowoleni,bo w czasach ciągłej gonitwy i bylejakości ta muzyka daje wytchnienie i ambitne aranżacje,natomiast krytycy i recenzenci - hmm... nieraz mam wrażenie,że wielu z pośród wypowiadających się na łamach prasy czy portali internetowych w kwestiach oceny nowych wydawnictw znanych muzyków podchodzi do tego nazbyt akademicko,jak uczeń podstawówki,który pisząc rozprawkę ma na kartce rozpisane w punktach co taka rozprawka powinna zawierać. Można podchodzić do muzyki analitycznie,a można słuchać sercem... Co by musieli zrobić - wydając nową płytę - David Gilmour albo Diana Krall aby krytycy nie zarzucali im wtórności,odgrzewania kotletów,odcinania kuponów itp.,itd.,etc.?
  16. Jeżeli chodzi o polski jazz to niesamowite są również biografie naszych rodzimych artystów. Jerzy Milian gry na wibrafonie uczył się sam,nie posiadając instrumentu,zrobiwszy sobie w domu makietę (!) tegoż. Ponadto jest człowiekiem renesansu: maluje,komponuje - zawsze podziwiałem takich ludzi. Polecam klasyczną płytę Jerzego Miliana - Bazaar. Latem miałem okazję być na spotkaniu z Urszulą Dudziak. Niesamowita energia oraz arcyciekawa biografia. W Stanach m.in.sprzedawała komputery...Chyba każdy polski jazzman czasu PRL to osobna, superciekawa historia. Jeżeli chodzi o współczesne nagrania i koncerty,to cóż,w Nowym Yorku nie mieszkam,ciężko z dostępem Niemniej jednak parę ciekawych płyt właśnie do mnie idzie pocztą: IIRO RANTALA - MY WORKING CLASS HERO - fortepian solo. DAVID TORN - ONLY SKY - gitara solo. ENRICO PIERANUNZI - DOUBLE CIRCLE - fortepian plus gitara Federico Casagrande. CHARLIE HADEN - TOKYO ADAGIO - kontrabas plus fortepian Gonzalo Rubalcaby. Takie są moje obecne kierunki poszukiwań w jazzie - im mniej instrumentów tym lepiej. W zasadzie od kiedy mam "lampę" i kolumny Castle to słuchanie takiej muzyki jest czystą rozkoszą.
  17. Adamc,ciekawy jestem na co się zdecydujesz,bo sam przez pół tegorocznego lata myślałem tylko o tym,na co wymienić moje Onkyo DX-7711. Pewnym zbiegiem okoliczności jest fakt,że u mnie ten cd grał przez jakiś czas tak jak u Ciebie z MF Elektra,tyle że E10. A do tego mam też w drugim systemie Rotela RCD-06,który z tego co pamiętam również bawił u Ciebie Ja szukałem innego brzmienia niż Ty,bo chciałem żeby cd wniósł to czego Ty masz chyba pod dostatkiem: ciepełko,nasycenie średnicy,podane w możliwie kulturalnej formie. Po długich mękach wynalazłem Audio Analogue Paganini (w pierwszej,najstarszej wersji). Trudny do kupienia,sporo się naszukałem i naczekałem,ale teraz jestem wniebowzięty i teraz wiem,że nigdy nie będę już oszczędzał na cd. (U mnie gra ze wzmacniaczem Sansui i kolumnami Audio Academy). Tak do Twojego opisu oczekiwań i w tym budżecie to może Arcam? Solidne wykonanie,dostępne lasery,i raczej większość modeli jest ocenianych jako znajdujące się po jaśniejszej stronie grania. Może koledzy napiszą Ci jak to gra,bo ze mnie żaden ekspert: http://allegro.pl/arcam-cd73-hi-end-i5741866529.html http://allegro.pl/odtwarzacz-cd-arcam-diva...5740430349.html Oczywiście to pierwsze z brzegu przykładowe modele. A z tym haj-endem w tytule to gość przesadził Z tą lampizacją to mnie trochę zaskoczyłeś,bo to chyba inny brzmieniowo kierunek,raczej ja to brałem pod uwagę,do moich oczekiwań.
  18. Cóż,jeżeli chodzi o kamienie milowe,to będę mało oryginalny,ale jako pierwszy odpowiadający mogę sobie pozwolić: Miles Davis - Kind of Blue. Absolutny majstersztyk. Pierwszy egzemplarz zakupiłem jakieś 20 lat temu; od tego czasu słuchałem tego albumu tysiące razy,i za każdym razem odbieram te pięć kompozycji z takimi emocjami jak za pierwszym odtworzeniem: wypieki na twarzy,pełna fascynacja każdym zagranym taktem. Mam wrażenie,że wciąż i wciąż ta płyta brzmi dla mnie tak świeżo,jakby muzycy wczoraj wyszli ze studia. Mój typ na bezludną wyspę - płyta która nigdy się nie nudzi. Ciekawe,ale pamiętam takie szczegóły jak zakup tego albumu: dostałem parę marek od wujka z Niemiec i poleciałem do kantoru,a potem do płytowego. Był słoneczny styczeń,a w domu wzmacniacz Diora i jakiś podstawowy model odtwarzacza cd marki Sony. Z Niemiec się rozumie. Skoro pamiętam takie detale to widać jakie wrażenie zrobiły na mnie pierwsze dźwięki So What...To był dla mnie przełom w rozumieniu muzyki,a cała ta frajda trwa do dzisiaj. Nabyłem też kiedyś wydanie winylowe z 1960 roku (CBS),ale sprzedawca mnie oszukał - stan płyty okazał się być marny,choć daje się odtworzyć. Teraz rozważam zakup wydania kompaktowego w formacie blu-spec. Może napiszę w tej sprawie do św.Mikołaja. Nie mam żadnych płyt w tym formacie,a podobno to ciekawy wynalazek.
  19. Skoro w tym miesiącu w Polsce był m.in. Mark Knopfler oraz Camel to wypada o tym wspomnieć. Mark jak to Mark - w Krakowie nie przejął się zbytnio tym,że to trasa promująca nową płytę. Tzn.coś tam z nowego albumu się pojawiło,ale głównie grał klasyczne kawałki z repertuaru solowego i Dire Straits. Miło wreszcie usłyszeć utwory Dire Straits,które zna się od kołyski,na żywo. Byłem bardzo zadowolony. Sześć dni później stawiłem się w Poznaniu na koncercie Camel. Gdy Andy Latimer wszedł na scenę,dostał takie brawa,że nie jeden wykonawca chciałby dostać taką owację po koncercie,a co dopiero przed zagraniem pierwszego dźwięku... Usłyszeć Camel na żywo to nie do opisania. Miałem dreszcze na całym ciele i jeszcze,choć minął tydzień,mi nie przeszło. Wiem,że to "nieznany" zespół,ale dla miłośnika Nocy Muzycznych Pejzaży dźwięki gitary Andyego na żywo to spełnienie marzeń. Powtarzam: spełnienie marzeń.
  20. Nie wygląda to za ciekawie,widać jakiś partacz bez pojęcia w nim grzebał. W swoim czasie miałem ochotę kupić takiego Luxmana,ale te co były na aukcjach wszystkie wyglądały jak przywiezione z wystawek. Coś ten model ma w sobie,że trudno kupić w dobrym stanie. Moim zdaniem musisz poszukać elektronika który siedzi w takim sprzęcie od lat i niech Ci powie jak to wygląda wewnątrz. Dziwne,bo sprzedający napisał,że miał go sześć lat,a "robił" w nim tylko zasilanie. To co,nie zauważył,że sprzęt wygląda jak poskładany po pijaku? Tylko nie dawaj tego wzmaka do punktu w rodzaju "naprawa telewizorów". Telewizory niech sobie naprawiają,ale Luxman potrzebuje kogoś z sercem oraz wiedzą.
  21. Jacku75,dla mnie to może być najbardziej koncertowy rok w życiu: najpierw kupiłem bilety na Marka Knopflera na lipiec do Krakowa (nareszcie!),potem zaszalałem i nabyłem wejściówki na Dianę Krall do Warszawy na październik (ostra walka o bilety na dobre miejsca - 15 minut po uruchomieniu sprzedaży były resztki biletów w strefie przed sceną) i już tylko marzyłem żeby mieć szansę zobaczyć gdziekolwiek i kiedykolwiek koncert Camel - Andy Latimer ma swoje lata. Dlatego jestem przeszczęśliwy że grają i to w Polsce. Co do dźwięku - od kiedy zainteresowałem się brzmieniem to na koncertach staram się ignorować to zagadnienie,bo często jest beznadziejnie. Liczy się tylko głośność,nie ma to nic wspólnego z dopieszczonym domowym graniem. A jak gość za konsoletą słabo sobie radzi to już w ogóle poracha. Kiedyś na koncercie Martyny Jakubowicz w niewielkim klubie skonstatowałem,że jak bym nie znał słów piosenek,to nie miał bym pojęcia o czym śpiewa Co innego filharmonia. Co tydzień - dwa jesteśmy z żoną na koncercie i tu wrażenie jest odwrotne. Takiego brzmienia w domu to ja nigdy nie uzyskam Co za dynamika! Bo naturalność brzmienia to rzecz chyba oczywista przy braku nagłośnienia
  22. Camel przyjedzie w lipcu do Polski! Doczekałem tej wspaniałej chwili. Dzisiaj taką informację podał Piotr Kosiński/Rockserwis. Bilety do Poznania już zabukowane,pozostaje czekać i kibicować formie Andy'ego Latimera.
  23. No dobrze,tylko czy wszystkie lampy ecc 83 są zasilane tak samo,tj.czy niezależnie jaką ecc 83 kupię to zawsze będę stał przed tym dylematem co obecnie? Chodzi mi o to czy mój problem jest natury ogólnej i wiąże się ze zmianą 6n2p na ecc 83,czy może dotyczy tylko tych konkretnych zakupionych przeze mnie lamp? No i czy w konstrukcjach w których "fabryka" na starcie dała ecc 83 jest wyprowadzone 12,6 czy 6,3v,a może różnie,jak tam komu pasuje? Co do dowijania uzwojeń to chyba nie będzie konfliktu z lampami mocy,bo wzmak ma zdaje się 3 transformatory,więc dedukuję że zasilanie jest podzielone. Dopytam konstruktora. Co do punktu pracy lampy - patrz poprzednie zdanie Dzięki za wyjaśnienia,poproszę o jeszcze.
  24. No na razie lampy leżą w pudełeczku. Aż wstyd. Czasu ostatnio mało - ciężkie grypisko w okolicy,w pracy oraz w domu jestem od dwóch tygodni jedyną zdrową osobą. Tak więc praca po 16 godzin itp. Tzn.muszę się w tym miejscu przyznać,że pasja audio jest silna,bo mimo tak ciężkiego okresu wygospodarowałem parę chwil na zakup nowej zabawki: po małych konsultacjach z sympatycznym forumowiczem Zieluwidem "wszedłem" w Sansui Co do lamp to jestem w lekkiej kropce,chętnie skorzystam w tym miejscu z porady. Jak pisałem wcześniej mój wzmacniacz pracuje póki co na lampach 6N2P-EW. Jak wiadomo,za wschodnią granicą wszystko jest inaczej. Jak miałem radziecki rower to miał lewe gwinty Z tego co się wyedukowałem: zarówno 6N2P jak i ecc 83 to podwójne triody. Każda trioda w tych lampach żarzona jest napięciem 6,3v. Jednakże u Rosjan triody są wewnętrznie równolegle połączone więc lampę 6N2P można zasilać tylko 6,3v (pomiędzy 4 a 5 pinem;9 pin w 6N2P to ekran). Reszta świata triod w ecc 83 nie łączy (tak przypuszczam,jeszcze się nie "wgryzłem" dogłębnie),więc z tego co widzę w charakterystykach lamp na ogół jest podane 12,6v/6,3v (do zasilania odpowiednio: szeregowo/równolegle). Wiedziałem że trza będzie przelutować przy zamianie lamp z rosyjskich na "ogólnoświatowe". Wujek Google wyrzuca prosty opis na trioda.com: zewrzeć pin 4 i 5,wtedy pomiędzy nimi a pinem 9 dać 6,3v i jest git - lampa ecc 83 hula w miejsce 6N2P. Myślałem,że to standardowa procedura. Elektronik,konstruktor wzmacniacza,nie jest jednak taką możliwością zachwycony. Mówi,że przy takim rozwiązaniu pozostanie problem braku ekranu i zatem przydźwięku. Cóż,ja jestem tu zielony. W sumie chyba w natłoku spraw i obowiązków oraz przy mnogości sprzętów trochę się pomylił,bo sam zalecił mi zakup ecc 83, teraz twierdzi,że kupiłem na 12,6v zamiast 6,3v,a ja podejrzewam,że każda ecc 83 będzie chciała 12,6. Może i nie,zaznaczam,że jeszcze tak solidnie nad tym nie przysiadłem. Zatem jakbym chciał odpalić te Toshiby,to elektronik proponuje dwa rozwiązania. Pierwsze:dołożyć dodatkowo uzwojenia w transformatorze do 12,6v - jest dość miejsca żeby to zrobić. Drugie: zewnętrzne zasilanie żarzenia na 12,6v. Gdybym wiedział,że wszystkie ecc 83 będą wołały 12,6 to biorę od ręki wariant pierwszy. Jeżeli nie - rozważę drugi. Ponadto o ile a nie przejmowałem się tym,że z baniek farba schodzi przy najdrobniejszym kontakcie (pomyślałem że po 50 latach ma prawo schodzić),to mój człowiek twierdzi obejrzawszy je pod lupą,że to "malowanki" i tyle. Sugeruje że napisy typu numery seryjne zostały wtórnie namalowane. Trochę już się w tym gubię,staram się nie zniechęcić,ale nie za bardzo wiem jak ugryźć problem.
  25. Od kiedy przez sześć dni w tygodniu pracę zaczynam w okolicach 4.30 słucham z przyjemnością w soboty w godz.: 4.00-6.00 audycji Mikrokosmos w Trójce. Wiem,normalni ludzie w sobotę o tej porze JUŻ śpią Dzięki tej audycji odkryłem australijską pianistkę Sophie Hutchings. Jest cudowna,acz jej płyty jechały do mnie z drugiego końca świata - w sklepie na "E" jej nie spotkasz Czasem warto się przemęczyć i wstawać w środku nocy - można trafić na perełki. Co do NMP to dla mnie wielka strata,myślę jak technicznie podpiąć moje ananlogowe audio do netu żeby słuchać DJ Kosjaka.
×
×
  • Utwórz nowe...