-
Zawartość
442 -
Dołączył
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Miles
-
Tak sobie tu rozmawiamy o wysmakowanych realizacjach muzyki klasycznej,akustycznej,wydawanej przez niszowe wytwórnie...a tymczasem... ...jutro urywam się z pracy i gnam co sił do Zabrza na koncert marzeń - King Crimson (!). Z tej okazji w odtwarzaczu ( w celu wprowadzenia się w nastrój) wylądowało świeże wydawnictwo: King Crimson Live in Toronto. Płyta wydana w roku bieżącym przez wytwórnię imć Roberta Frippa - Discipline Global Mobile (DGM 5013). W składzie zespołu oprócz typowego instrumentarium trzy perkusje (bardzom ciekaw jak to wypadnie na żywo!),sama muzyka zarejestrowana na dwóch cd arcyważna i ponadczasowa, a do tego wszystko jak na niegrzebany (tak twierdzą) zapis koncertu brzmi świetnie, wgniatając w kanapę. Więc myślę, że możemy powiedzieć,iż w swojej kategorii wagowej jest to "wydawnictwo aspirujące..." i "równie dobre..." Jest tylko jedno ale : czy Wasze małe Lebenki dadzą radę to zagrać? Hę? P.S. Mam nadzieję że wątek nie jest pomyślany tylko do celów klasyki i kameralnego jazzu. Trochę świeżego łomotu też zdrowo sobie czasem odpalić w swojej audiofilskiej świątyni - membrany kolumn potrzebują gimnastyki raz na jakiś czas,bo im zawieszenia zesztywnieją...
-
W zasadzie mimo japońsko - niemieckich korzeni pani Ott, brzmi to i tak...skandynawsko! Dodam jeszcze taką ciekawostkę dla miłośników brzmieniowych smaczków (zwłaszcza dla tych,co na lampach słuchają): występująca gościnnie na płycie skrzypaczka Mari Samuelsen gra na instrumencie opisywanym w książeczce jako Ex-Willemotte Stradivari . Te skrzypce swoim brzmieniem dreszcze wywołują! I jeszcze cytat z meakultura.pl: "Rozwój technologii w ostatnim dziesięcioleciu przyzwyczaił nas do bezbłędnych, czystych, wręcz „sterylnych” nagrań. Tymczasem Ólafur Arnalds postanowił udowodnić w swoim Chopinowskim projekcie, że potknięcia i pomyłki są czymś bardzo ludzkim – przede wszystkim dowodem podejmowanego ryzyka. Decydując się na wykorzystanie do nagrań zwykłego pianina, a nie najwyższej klasy fortepianu, Islandczyk przypomniał także, że polski kompozytor był genialnym improwizatorem, a ten nieco nonszalancki klimat improwizowania idealnie wpisuje się w atmosferę całego albumu.(...) Nie powiedziałabym, że najnowszy projekt Islandczyka, to album dla wielbicieli Chopina. The Chopin Project polecam przede wszystkim tym, którzy lubią niekonwencjonalne pomysły i skandynawski chłód muzyki Ólafura Arnaldsa." F1angel, po Twojej rekomendacji spróbuję tej muzyki. Aby nie utonąć w morzu rozmaitości każdy kieruje się określonym algorytmem ułatwiającym dokonywanie wyborów. Mam inne nagrania Maxa Richtera i lubię je. Mam wiele jazzowych interpretacji klasyki (głównie Chopina) i lubię je. Czemu mój algorytm odrzucił ten album? Przez słowo rekompozycja. Stanęło mi w gardle. Jakby napisali Cztery Pory na Jazzowo to bym kupił. To nie uprzedzenia. Sam wiesz jak to jest - nie mamy w życiu tyle czasu by wszystko przesłuchać i ocenić. Nie raz pewnie odrzuciłeś wartościowe dzieło dokonując koniecznej selekcji, Mam na komodzie,w mojej poczekalni,kilka tuzinów płyt do przesłuchania. Same rarytasy. No czasu brakuje. A selekcjonuję ostro,dużo odrzucam. Tym bardziej cenię Wasze rekomendacje,wskazówki.podpowiedzi. Trzy słowa na temat marketingu. Słowo marketing ma w naszych dyskusjach wydźwięk jednoznacznie pejoratywny. A to nie tak. Często marketing równy jest w naszym mniemaniu ładnej etykiecie naklejonej na chłam w celu jego sprzedaży. Dobrze,zgoda,tak jest na każdym kroku. Lecz dobre produkty również potrzebują marketingu by się sprzedać. Takie życie. Wspomniana w powyższym poście Anne Sophie Mutter grająca Cztery Pory Roku może być przykładem. Posiadam tą płytę i cóż - na każdej stronie okładki mamy zdjęcia pięknej skrzypaczki. Czy muzyka nie obroniła by się bez tego zabiegu? Nie gańmy artystów za marketing. O ile umieją grać,rzecz jasna.
-
Cicho? Wiesz ile mnie ten zestaw wszystkich dzieł Chopina na instrumentach z epoki kosztował? Hi hi,wiesz,bo sam kupiłeś. Fakt - wydawnictwo warte każdej złotówki. Tylko kiedy to wszystko rzetelnie uda mi się przesłuchać? To już inny temat... Wpszoniaku Drogi,nawet jak Ci się wydaje że nie ma odzewu na to co piszesz,to nie raz wpływasz na domowe budżety czytających Twe słowa. No masz bajerę krótko mówiąc!
-
Co do Maxa Richtera i jego "Recomposed By Max Richter:Vivaldi The Four Seasons" to choć natknąłem się na to wydawnictwo,i mimo że ponoć był to "sukces",to ani przez myśl nie przyszło mi kupować tej płyty. No co można rekomponować w Czterech Porach? Żartowniś z tego Maksia... Jednak z Olafurem i Alice Sarą to jednak rzecz odebrałem inaczej. Tu nie chodzi tylko o "cover",ale przede wszystkim o odmienne podejście realizacyjno- akustyczne. Alice Sara Ott,jako klasyczna pianistka (podobno jej Etiudy Liszta są najwyższej próby,jeszcze tego nie mam,ale foto załączam - można sobie powyobrażać jak gra),wykazuje się niemałą odwagą. Niektórzy klasyczni pianiści nie wyobrażają sobie pewnie gry w tak "brudnej" brzmieniowo rzeczywistości. A pachnie to jednak Chopinem,i to mocno... Poza tym należy docenić wszelkie próby propagowania muzyki ambitnej podanej w ciekawej formie...byle nie robić z tego wydawnictw typu "The Best of Bach" albo "Chopin - Gold" czy inny chłam wydawniczy...
-
Skoro podajemy swoje typy najbardziej odpowiadających nam interpretacji Chopina (i nie tylko) chcę jeszcze raz -bo wspominałem o tym wydawnictwie w zeszłym roku w wątku dotyczącym Konkursu Chopinowskiego - zwrócić Waszą uwagę na możliwość nagrania muzyki Chopina inaczej. Chodzi o wydawnictwo Olafura Arnaldsa i Alice Sary Ott "Project Chopin". UWAGA: nie zwracam pieniędzy za płyty rozczarowanym, zniesmaczonym, zbulwersowanym! Pozwolę sobie wkleić obszerne cytaty ze strony jazzsoul.pl dla objaśnienia sprawy: "Chopin na brzęczącym fortepianie w głośnym klubie, Chopin wykonywany na preparowanym filcem fortepianie, Chopin otoczony syntezatorami i smyczkami (...) Zwykle nagrywa się muzykę Chopina używając najlepszego modelu fortepianu Steinwaya lub Bechsteina, ustawionego w idealnej pod względem akustycznym sali koncertowej z najbardziej czułymi mikrofonami. Celem jest osiągnięcie perfekcji dźwiękowej i doskonałej czystości tak, aby sama czynność nagrywania była niezauważalna. „To zawsze mnie dziwiło” – mówi Arnalds. „Od czasów Beatlesów technologia nagraniowa w muzyce nie-klasycznej była częścią kompozycji i procesu nagraniowego – ale nigdy dotąd nie próbowano takiego podejścia w muzyce klasycznej, która ciągle dąży do niemożliwej do osiągnięcia “niewidoczności”. Dlaczego jednak nie użyć technologii nie tylko jako narzędzia, ale jako elementu wykonania. Dlaczego mikrofony, przestrzeń, dźwięk nie miałyby stać się także wykonawcami? Aby uzyskać ten cel, Arnalds wykorzystał stare, nietypowe instrumenty, do których nagrania użył przestarzałego sprzętu nagrywającego uzyskując w ten sposób intymne, kruche i często uroczo niedoskonałe brzmienie. Użył także różnych technik montażu, aby wzmocnić wrażenie osamotnienia i wyobcowania, tworząc w ten sposób rodzaj sennych dźwiękowych pejzaży. “Słuchacz powinien czuć, że jest bardzo blisko wykonawcy, tak aby mógł słyszeć jego oddech i dotyk jego palców na klawiszach.” Ott natychmiast entuzjastycznie ustosunkowała się do projektu. „Uwielbiam grać na rozstrojonych instrumentach stojących w barze i uważam, że muzyka Chopina doskonale nadaje się do takich sytuacji” – mówi pianistka. „Chopin pisał z myślą o takich właśnie przestrzeniach, grał w salonach i uwielbiał improwizację – a właśnie duch improwizacji łączy się z takimi miejscami, gdzie ciągle coś się dzieje i wykonawca musi na to reagować”. Arnalds wybrał program w taki sposób, aby stworzyć rodzaj emocjonalnego łuku. Dlatego skomponował łączniki na kwintet smyczkowy, fortepian i syntezator oparte na atmosferze i motywach utworów Chopina. Na płycie znajdziemy więc magiczne „Preludium Des-dur op. 28 nr. 15 Deszczowe”, utrzymany w rytmie wolnego, melancholicznego walca „Nokturn g-moll op. 15 nr.3”, oraz pełną pasji wolną część z „III Sonaty h-moll”. Dodatkowo wspaniała norweska skrzypaczka Mari Samuelsen (podobnie jak Arnalds nagrywająca dla Mercury Classics) wykonuje popularną aranżację dokonaną przez Nathana Milsteina „Nokturnu cis-moll op. Posth”. W tym opracowaniu i w tych wyjątkowych warunkach nagraniowych, wzruszająca, oparta na długiej frazie melodia Chopina daje wyjątkowo kruchy i delikatny efekt." Co Wy na to? Czy jesteście zbyt ortodoksyjni by spróbować? Jedna rzecz: w opisie pada słowo "syntezator",które u mnie powoduje gęsią skórkę,ale nie bójcie się: jeżeli syntezator pojawi się gdzieniegdzie,to nie jest to full plastik rodem z popu z lat 80. - raczej brzmi to jak melotron,czyli dla mnie w pełni do zaakceptowania.
-
Przyznam,że ja od lat bardzo lubię obydwa Koncerty Chopina w wykonaniu Argerich - jej interpretacje ww. trafiają wprost w moje serce. No ale jak się przed paroma dniami przyznałem w wątku "Wydawnictwa płyt aspirujące do najlepszych" - muzyka klasyczna grana kobiecą ręką jakoś bardziej mi smakuje (na ogół). Taki gust mój - co zrobić...
-
Wczoraj w radiowej Dwójce, w cyklu "Płyta na lato" zaprezentowano album: Marta Argerich - Early Recordings (2cd). Niepublikowane wcześniej nagrania,zarejestrowane w 1960 roku w Niemczech,tj gdy pianistka miała 19 lat. W programie Mozart, Beethoven, Prokofjew, Ravel. Wybrane fragmenty brzmiały pysznie - muszę mieć to wydawnictwo,Wam też polecam! Zakładam,że lubicie Marthę Argerich? Tak czy siak,dla fana muzyki fortepianowej to pozycja obowiązkowa.
-
kędzior,zgoda. Tylko kontekst wypowiedzi był inny. Nie chodzi o to,że w jazzie nie ma dobrego grania. Chodzi o to,że nie ma dobrego grania w muzyce tzw.popularnej,a kiedyś,gdy jazz w jakimś stopniu zaliczał się do nurtu popularnego,automatycznie podnosił jego poziom. Andrzej Zaucha był zarazem wokalistą popularnym jak i jazzowym,śpiewającym świetne piosenki do znakomitych,doskonale zaaranżowanych melodii. Dziś ludzie o dużej popularności śpiewają często do jakiegoś lichego rytmicznego podkładu, nie siląc się na ambitną muzykę. Często też wykonują covery. Po co im zespół,dobry kompozytor czy aranżer - trzeba by się dzielić zarobkiem. Dobrze,że wymieniłeś nazwiska czołowych polskich jazzmanów.
-
Niestety na temat jakości brzmieniowej nie chcę się wypowiadać,albowiem nie dość że mój system nie jest zbyt obiektywny (jaki właściciel taki system!), to jeszcze zarówno lampa jak i lepszy z używanych przeze mnie tranzystorów potrzebują przeglądu okresowego,wobec czego słucham na zestawie wintydż.. W sumie to nawet lubię takie granie.ale nie na miejscu było by,abym wygłaszał na tej podstawie jakiekolwiek oceny. Tak na prawdę to raczej opieram się na Waszych,Szanowni Koledzy,rekomendacjach. Proszę o przyjęcie moich gorączkowych wymigiwań - Miles.
-
Ostatnio miałem przyjemność nabyć z tej wytwórni płytę "La Serenissima - Venetian Church Sonatas by Albinoni and Vivaldi", Camerata Degli Amici, Jaime Gonzalez,oboe (Genuin - GEN 15332). Trzymając w rękach ten ładnie wydany album miałem taką myśl: "Że też jest jeszcze świat,w którym ludziom chce się nagrywać i wydawać takie wykopaliska". No ale sam to przecież kupiłem. Fakt,ja jestem usprawiedliwiony - pisałem tu nie raz o mojej fascynacji obojem i barokiem (a najlepiej obojem barokowym),ale kto im to jeszcze kupi? Hi hi hi... f1angel,no ja się publicznie przyznaję,bo pewnie i tak się wyda,że lubię kobiety z charakterem tak w życiu (pozdrawiam moją kochaną żonę), jak i w muzyce. Jestem w stanie wiele wybaczyć atrakcyjnym i charakternym solistkom,a wręcz podejrzewam siebie o to,że czasem nazbyt cenię ich wykonania klasyki. Lecz cóż znaczy "nazbyt"? Wszak z pięknem muzyki jeno urok kobiecości może stać na równi...wiem,wiem,chodzi o to,aby plusy pani Dinary nie przesłoniły nam minusów - choć w sumie,czemu nie? Gdyby w wykonywaniu (i odbiorze) muzyki liczyło się tylko brzmienie,to na cóż by były wykonawcom - i publiczności - eleganckie stroje? Ja tam purystą nie jestem,w odbiorze muzyki wszystko ma dla mnie znaczenie,nawet zapach sali itp. Uff,ale zabrnąłem. To żeby wrócić z odległej podróży,skoro wywołaliśmy Chopina,polecę Ci f1angelu z wymienianego już w tym wątku wydawnictwa Hyperion nagranie: Chopin: Late Masterpieces, Stephen Hough (Hyperion - CDA 67764). No nie wiem czy Ci się to spodoba,ale zawsze to kolejny punkt odniesienia. Ja po uruchomieniu płyty natychmiast przetarłem uszy (ściereczką) ze zdziwienia: Barkarola zabrzmiała zupełnie inaczej! No i płytka w wyprzedaży,a to zawsze miłe: http://www.music-island.pl/opisplyty-CDA+6....html#opisplyty
-
Usłyszałem gitarę...i natychmiast opętało mnie jej brzmienie! Nie usłyszałem jej jednak siedząc wygodnie na sofie i słuchając płyty. Nie byłem też na koncercie. Dźwięki gitary dopadły mnie za pośrednictwem radiostacji,w ferworze dnia codziennego,w biegu,i natychmiast ogarnęło mnie to wspaniałe uczucie,że oto świat wokół wiruje a ja zatrzymałem się na jego uboczu i słucham wspaniałego grania...Redaktor Piotr Kaczkowski lubi robić mi takie numery. Jeden utwór,pośród popołudniowego zgiełku,a ja już wiem,że to jest TO granie. Miłość od pierwszego usłyszenia: Stevie Ray Vaughan. Natychmiast zamawiam płyty tego gitarzysty nie szczędząc forsy i tylko myślę sobie,że wspaniały jest ten świat,bo całe życie można wciąż i wciąż odkrywać fascynującą muzykę... ...odpakowuję zawiniątko,pokazuję żonie: -Przystojny-zawyrokowała. -Czekaj aż usłyszysz jak gra!-odparłem. Uruchamiam płytę,jest wspaniale. Nie nie jest to dla mnie niespodzianka - po tych kilku dźwiękach które usłyszałem przez radio byłem całkowicie pewien faceta. Pytam żonę o zdanie, bo jednak WAF jest ważny. Są płyty których mogę słuchać tylko gdy jestem sam w domu. Małżonce podoba się ta muzyka,i to bardzo. Zatem będę mógł się osłuchać do woli. Jeżeli jest oprócz mnie jeszcze jakiś miłośnik blues-rockowego grania który nie zdążył dotąd zapoznać się z dorobkiem Stevie Ray Vaughana - niech tak jak ja czym prędzej naprawi swój błąd!
-
Iggi,myślę że w naszym pięknym kraju dla wielu osób Tadeusz Nalepa znaczy dużo dużo więcej niż "Kiedy byłem małym chłopcem hej!". Całe szczęście. Ostatnio słuchałem "Flamenco i Blues" by po raz kolejny stwierdzić,że to kawał świetnego grania. Jako iż można powiedzieć,że to "późny Nalepa",miałem wrażenie,że obcuję z w miarę nowym albumem. Dopiero po chwili zreflektowałem się,że pierwszy egzemplarz "Flamenco..." miałem na kasecie. Zatem płyta relatywnie nowa,ale ... nie aż tak
-
Przygoda z lampą - z Lebenem i Jolidą w tle
topic odpisał Miles na Belfer54 w Kluby - Sprzęt znanych marek
Nie no,jak wymieniać radzieckie to tylko na radzieckie,znaczy się NOS-y. Są dostępne takie z początku lat 70. Mój pierwszy rower był radziecki,wtedy to nauczyłem się,że w radzieckim sprzęcie to tylko radzieckie części pasują. Jedyna standardowa rzecz w owym składaku była taka,że koła zbudowane były na bazie okręgów... -
Przygoda z lampą - z Lebenem i Jolidą w tle
topic odpisał Miles na Belfer54 w Kluby - Sprzęt znanych marek
U mnie przygoda z lampą ma dość nietypowy przebieg. Na ogół lampa jest swojego rodzaju ukoronowaniem "kariery" audio-hobbysty. W moim przypadku wyszło trochę na odwrót. Zakupiwszy swój pierwszy tranzystor po Diorze,stary Harman Kardon z allegro ("w pełni sprawny"),szukałem sensownego serwisu żeby doprowadzić go do używalności. Trafiłem na elektronika,który choć posiada odpowiednie kierunkowe wykształcenie oraz ponad 30-letnie doświadczenie jest także szczerym entuzjastą audio. U niego w rozmowie wyszło na to,że od wielu lat oprócz serwisu A/V robi także dla "swoich" klientów wzmacniacze lampowe. O ile pamiętam mówił,iż zaczynał przed laty od kopii wzmacniacza Marshalla,bo w owym czasie grał w kapeli na basie...to chyba nie są niejawne informacje i zainteresowany nie obrazi się że to publikuję. Następnie miałem okazję posłuchać jednego egzemplarza i tak to wyszło,że będąc kompletnie nieosłuchanym miałem już lampę w domu,której ocenić/docenić nie potrafiłem. W sumie chyba ten stan trwa nadal Wzmacniacz to konstrukcja push-pull,wg konstruktora strategicznym założeniem było maksymalne skrócenie drogi sygnału poprzez wyeliminowanie wszystkich możliwych "przeszkód" na jego drodze. Tak więc integra ma jedno wejście liniowe i tyle. Żadnych selektorów. Takie elementy jak obudowa to 100% ręczna robota (gięcie,lakierowanie itp.) Lampy to radzieckie militarne Nos-y : 6n2p-ew oraz 6p3s-e. Pochodzenie oryginalnych lamp to jakieś ukraińskie partyzanckie kanały. 6n2p-ew w zeszłym roku zmieniłem na zakupione w sklep.lampyelektronowe.pl, natomiast 6p3s-e może wymienię w tym roku,bo zdaje się że już trochę dynamika siada. Plus tych poradzieckich lamp jest oczywisty: w porównaniu do legendarnych zachodnich Nos-ów są tanie jak barszcz. Więc zmienię je by mieć porównanie,jak zagrają nowe. A co,nie mogę? Aha,co do konstrukcji omawianego sprzętu to liczą się ogólne strategiczne założenia,natomiast taktyczne "gilgotki" w rodzaju: rodowanych gniazd,srebrnego okablowania wewnętrznego,pozłacanych podstawek itp.,itd.,etc. - NIE zostały zastosowane. Jest solidnie i schludnie ale bez kosmicznych stopów metali. Lata mijają a sprzęt gra i się broni. Zaznaczam jednak (jak zawsze),że w muzyce szukam magii i przyjemności które mogę wyciągnąć z całokształtu brzmienia i muzyki przez nie niesionej,a selektywność,rozdzielczość,detaliczność,scena,przestrzeń,kontrola i inne słówka z audiofilskiego słowniczka mogą u mnie występować,a owszem-nie mam nic przeciwko temu,o ile są środkami prowadzącymi do celu,a nie celem samym w sobie. Chcę zatracać się w muzyce,a nie analizować brzmienie. Toteż aplikacja jest nietypowa,wręcz wg ogólnych kryteriów "mulasta". Wzmak gra z kolumnami Castle Severn 2 - tak,tak. Na początku poinstruowano,mnie,że kolumny mają być maksymalnie efektywne i najlepiej dwudrożne,a to nie jest rzecz łatwa do kupienia (w ograniczonym budżecie). Były efektywne Paradigmy (ale bez duszy...),starsze Canton Karat,mile je wspominam,był klimat choć brakowało mi dynamiki i niskich tonów,ale dopiero Castle pokazały magię. Te kolumny są stworzone do odtwarzania brzmienia drewnianych instrumentów,aż czuć zapach drewna. Do tego ten basior z tak małego głośniczka...ale z długiej skrzyni! No a magia wzmacniacza? Myślę że ma ona źródło w barwie lamp,czy jak kto woli w przyjemnym zniekształcaniu przekazu,oraz w ilości detali którą przekazuje ten sprzęt - planktonu jest znacznie więcej niż z tranzystora,choć Castle z ich miękką kopułką raczej jakoś specjalnie detaliczne to nie są... Małe składy jazzowe a'la ECM brzmią dla mnie wybornie,bo można się delektować smaczkami dźwięków które krążą po pokoju niczym bańki mydlane... Kameralistyka na lampie przenosi mnie wprost do odległych czasów,bo barokowe wiolonczele i tym podobne zyskują barwę rodem z epoki. Co do rocka - cóż,długo nie słuchałem takiej muzyki na lampie,bo na początku próbowałem na jakichś marnych realizacjach,a takowe zabrzmiały tragicznie. Dopiero niedawno doszedłem do wniosku,że jak realizacja dobra,to i rock zagra aż miło! Muszę się przyznać,że kocham rocka w wydaniu progresywnym, artrockowym,takie granie spod znaku Nocy Muzycznych Pejzaży. Przede wszystkim zaś uwielbiam Marzycieli Gitary,takich jak Andrew Latimer. Na czym zaś gitarowe pejzaże Latimera zabrzmią lepiej niż na lampie? Czasem jednak pod wpływem Waszych rzeczowych wpisów staram się zdyscyplinować. Tak więc oprócz wymiany lamp,w najbliższym czasie chcę zakupić jakieś srebrne łączówki,a może nawet jakieś wysoko-efektywne kolumny,a Castle pójdą do słuchania nocnego radia? Kto wie... Może zrobię z tego audiofilski zestaw. Może jednak znów ucieknę w świat muzycznych marzycieli - wszak już zakupiłem stary gramofon Thorensa z myślą o stworzeniu systemu w pełni analogowego Thorens-pre lampowe-lampa-Castle? Może to już by była lekka przesada,ale...delikatnie zasiałem już grunt pod budowę pre lampowego. Zrobi się... -
Przygoda z lampą - z Lebenem i Jolidą w tle
topic odpisał Miles na Belfer54 w Kluby - Sprzęt znanych marek
Żeby nie było że na Forum taka bida z lampami dołączam fotki mojego maleństwa. -
Od kołyski jestem fanem twórczości Tadeusza Nalepy. Pierwsze winyle które w wieku 8-10 lat odsłuchiwałem na gramofonie ojca to były m.in.nagrania Breakoutu. Po latach szacunek jakim darzę twórczość tego muzyka jeszcze wzrósł - mając znacznie większe osłuchanie tak w bluesie jak i w innych gatunkach stwierdzam, że płyty Tadeusza Nalepy nie odbiegają od tego co robiła reszta świata. Znakomita muzyka i tyle. Nic się nie starzeje. Oszczędna gitara i stonowany wokal Nalepy potrafią wzbudzić wielkie emocje. Kilka tygodni temu w radiu w ciągu jednego dnia usłyszałem kilkukrotnie "Modlitwę",jednakże w wykonaniu Grzegorza Markowskiego. To chyba była po prostu piosenka dnia. Ciekawe że po tym dniu utwór nie pojawia się na antenie,przynajmniej nie trafił na mnie. Cóż,bardzo cenię Grzegorza Markowskiego,jego wersja omawianego utworu była bardzo dopracowana,ale...gdy słucham jak "Modlitwę" lub "Hołd" śpiewa Nalepa,to ciarki przechodzą mi po plecach. A tu nic. Wszystko pięknie,ale emocji brak. Może jestem zbyt przywiązany do oryginału...
-
A czy płyty MFSL - Mobile Fidelity Sound Lab z ich oryginalnymi masterami i zgrywaniem z taśm matek aspirują do najlepszych? Miałem ochotę wylicytować ostatnio w takiej wersji The Moody Blues - Days of Future Passed ale ostatecznie odpuściłem ten wydatek nie będąc pewnym,czy to aby nie jest tylko moja fanaberia. Oczywiście żałuję
-
Przygoda z lampą - z Lebenem i Jolidą w tle
topic odpisał Miles na Belfer54 w Kluby - Sprzęt znanych marek
Potwierdzam. Też myślałem,że podstawkowce zawsze będą mi grały nie dość dużym dźwiękiem,z niedostatkiem niskich tonów (bo to takie "audiofilskie"), aż dzięki kolegom z Forum kupiłem Delphinusy i odszczekuję to co linijkę wyżej. Szczek szczek. -
Rok temu nabyłem ten odtwarzacz i faktycznie jest to dla mnie koniec poszukiwań. Dźwięk wg moich melomańskich kryteriów taki jak trzeba,czyli włoska szkoła grania: zarówno firma Audio Analogue (mój cedek),jak i firma Chario (moje kolumny) w swojej filozofii mają słowo "pleasure". No i przepiękne wykonanie. Warto nadmienić że AA Paganini występuje w trzech wersjach: z szufladą po lewej (jak ten omawiany)ma napęd Sony,z szufladą po środku napęd Phillipsa,a z szufladą po lewej lecz ze zmienionym układem przycisków to już napęd CD-ROM - wymieniłem od najstarszego do najnowszego. Co do ceny cóż - mój o ile pamiętam zmieścił się w 1000 pln, Najpierw kosztował kilka stów więcej,ale sprzedający schodził po sto złotych z ceny aż nie wytrzymałem Notabene był w owym czasie egzemplarz w którym wg sprzedawcy zacinał się laser i cena jego wynosiła coś koło 800-900 pln,nie pamiętam dokładnie. O ile na pewno chodziło o laser to można się zdecydować,siedzi w nim stary Sony KSS-210A jak się nie mylę.Tak czy siak 2400 pln to już przesada... Skoro to wątek o aukcjach to nadmienię jeszcze,iż mój egzemplarz był opisywany jako ideał,a miał bardzo poważne problemy z czytaniem płyt. Sprzedawca stwierdził,że oferował egzemplarz kolegi pomagając mu w sprzedaży,więc wobec wykrytych wad prosi o zwrot. Rozumiem takie podejście - wśród kupujących też są naciągacze. Jednakże mi zależało bardzo na tym rzadkim odtwarzaczu,więc zaoferowałem,że skoro wysyłka w dwie strony też kosztuje,to na moje ryzyko oddam sprzęt do serwisu w celu czyszczenia optyki / napędu. Właściciel sprzętu zgodził się,zwrócił mi 60 pln za serwis, a ja cieszę się tym sympatycznym odtwarzaczem. Uff,może przynudzam,ale doświadczenia z kupowaniem przez portale są moim zdaniem warte tego by się nimi dzielić i dyskutować na ich temat.
-
Zdaje się,że można kupić na zapas elementy zawieszenia TD 3xx. Jak ktoś jest w potrzebie to cena chyba do przełknięcia. Wziął bym ale na tym etapie nie chcę denerwować małżonki, zwłaszcza że obecnie w głowie mi półka gramofonowa do powieszenia na ścianie,wkładka itp. Może jednak komuś link się przyda. http://www.ebay.de/itm/THORENS-PLATTENSPIE...NEAAOSwzchXRKFG Chyba muszę rozebrać mojego bo nie do końca wiem jak to jest wszystko rozwiązane. Przez szparę oprócz tych blaszek widziałem jakąś sprężynkę, Belfer wspominał o linkach,teraz odczuwam szczeniacką ciekawość Rozłożę gramofon tylko na chwilkę,a zaraz potem złożę wszystko z powrotem. Może też po tej operacji zostaną mi jakieś części to zarobię parę groszy...
-
Muddy,jak to możliwe? P.S. Gratuluję fajnego gramofonu,też jestem ciekaw Twoich wrażeń.
-
Z kilkunastomiesięcznym opóźnieniem odniosę się do powyższej wypowiedzi. Po prostu w czasie gdy była zamieszczona nie zauważyłem jej. Otóż choć nie jestem jakimś super koncertowym wyjadaczem, to byłem w życiu na paru rockowych koncertach - od Big Cyca grającego w jakiejś suterenie po Davida Gilmoura grającego dla tysięcy ludzi w otwartej przestrzeni. Jakość nigdy nie była audiofilska. Zawsze było głośno. Zawsze trzeszczało i pierdziało. Co do Camel - szkoda że Kostku pisze,iż nic do niego z tej pięknej muzyki nie dotarło. Być może tak łapczywie chłonąłem dźwięki gitary Andrew Latimera, że dla innych nic nie zostało...dla mnie pewne mankamenty techniczne nie są przeszkodą w obcowaniu z taką muzyką. Ba,jadąc na koncert liczę się z brzmieniowymi niedoskonałościami i tyle. Koncertów wszędzie masa,co tydzień jakieś ważne wydarzenie,ale wszystko blednie gdy uświadamiam sobie,że jak wszystko pójdzie dobrze to za trzy tygodnie z okładem do Polski przyjedzie King Crimson. Choć Wrocław mam pod nosem jadę na koncert do Zabrza,na koncert sobotni,gdyż tylko mając w perspektywie wolną niedzielę będę mógł w pełni się odprężyć. Zobaczyć Roberta Frippa na żywo - dla mnie niesamowite. Ta perspektywa jest dla mnie po stokroć bardziej elektryzująca niż gdybym miał jechać na koncert np.Stonesów bądź McCartney'a.
-
Z serii wydawniczej Muzy - Polskich Nagrań "Kultowe winyle na CD" nabyłem album Andrzeja Zauchy "2 CD z 4-ch kultowych winyli". https://www.discogs.com/Andrzej-Zaucha-2Cd-...release/5231872 Będąc na etapie zapoznawania się z tą świetną jazzową (i nie tylko) muzyką doszedłem do pewnych refleksji. Po pierwsze w latach 70. ubiegłego wieku jazz był muzyką popularną,rozrywkową. Poprawcie mnie,młodego szczyla,jeśli się mylę. Po drugie,czy to Andrzej Zaucha śpiewał jazz czy rocka,"chciało się" muzykom pisać bogate instrumentalne aranże,no i oczywiście potem trzeba było jeszcze to grać. Czy gaże muzyków były wtedy duże? Nie sądzę... Dziś najpopularniejsze gwiazdy nurtów popularnych otrzymują wielkie honoraria za występy (zwłaszcza typu szoł sylwestrowy itp.),do tego kontrakty reklamowe (występ w reklamówce popularnej sieci telefonii komórkowej to wszak standard),ale na aranże z prawdziwego zdarzenia brak chęci i czasu. Rytm wybija beat,do tego sample,zaprogramowane na klawiszach podkłady i inne badziewie. A Zauchy z przed czterdziestu lat (jak i oczywiście innych gwiazd z "epoki") słucha się świetnie. Co znaczy solidna robota,która przetrwa wieki
-
W materii tunerów polecam świetną stronę fmtunerinfo.com - tunery są tam oceniane pod względem brzmienia,budowy,czułości,selektywności,możliwości ulepszenia. Nie jest to strona gdzie oceny są wynikiem ilości gotówki wyłożonej przez producenta-sponsora. Widać pasjonackie podejście. Poza tym oceniane są tunery produkowane niegdyś. No i podoba mi się,że kto inny ocenia budowę a kto inny brzmienie - nie każdy inżynier jest audiofilem. Tu link z którego dowiecie się wiele o tunerach Sansui: http://www.fmtunerinfo.com/sansui.html Polecam.
-
Tak właśnie do tego teraz podchodzę - to ma być początek wieloletniej przygody,więc nigdzie się nie śpieszę: chcę zbudować solidne fundamenty pod mój związek z winylem. W przeszłości próbowałem wrócić do winylu na łapu capu i tylko się zniechęciłem. Zwichrowany gramofon,porysowane płyty itp. Takich nabyłem doświadczeń. Teraz ma być wszystko jak należy. Zatem szykuje się prawdziwa epopeja - czuję się jakbym otwierał przewód doktorski,bo zagadnień przede mną do opanowania masa. Stopniowo będę przelewał ten gramofonowy epos na strony Forum. Zagadnienia które chcę poruszyć to zakup i transport (wysyłka), posadowienie gramofonu w pomieszczeniu odsłuchowo-mieszkalnym (stare tańczące podłogi itp.),dobór wkładki (brzmieniowo,wagowo,podatnościowo tzw.compilance?) kalibracja wkładki oraz gramofonu (no tutaj przede mną dużo czytania),zakup przedwzmacniacza lampowego (moje marzenie - tor gramofonowo - lampowy),kwestie impedancji w pre (czarna magia) oraz zagadnienia związane z zakupem winyli (głównie kiedy winyl jest w pełni analogowy a kiedy to po prostu wydruk cyfrowych nagrań) a także pielęgnacja płyt. Uff. Oczywiście postaram się podzielić zagadnienia tematycznie i omawiać je w należytych wątkach.