Skocz do zawartości

sonique

Uczestnik
  • Zawartość

    1 054
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez sonique

  1. @Grzesiek202, wieści dobre i złe zarazem. Da się to przesłuchać ale tylko na youtube. Natomiast ta muzyka to zasadniczo okres „Wooden Music”. Czyli szalony „niemiecki” okres działalności Quintetu. Co prawda Jazzmessage… jest delikatniejsza, znacznie bardziej stonowana i refleksyjna niż Wooden Music I ale to wciąż ten sam rodzaj muzyki, ten sam skład, ten sam żar… Jazzmessage bliżej do Wooden Music II - one, w przeciwieństwie do „jedynki” są nawet na swój sposób „melodyjne”…;)
  2. Czy ktoś ma ochotę na klimaty mroczne niczym te z serialu Twin Peaks? We wtorek widziałem na żywo Bohren & Der Club Of Gore. Wcześniej znałem ich pobieżnie ale wygląda na to, że zanurzę się w ich muzykę głębiej… Polecam. Bohren & Der Club Of Gore - Patchouli Blue (2020r.).
  3. Na CD wydana tylko raz. Długo na nią czekałem. Dwa razy uciekła mi sprzed nosa bo zalicytowałem za mało. I były to jedyne dwa razy w ciągu trzech lat gdy widziałem tę płytę „na rynku”. Do trzech razy sztuka mawiają... Ten egzemplarz przyleciał z Palm City. Płyty nie będę przedstawiał bo takim ocenianym 10/10 pomagać nie trzeba. Jedyne co trzeba zrobić to położyć na tacce odtwarzacza, nacisnąć play i rozsiąść się wygodnie w fotelu… Tomasz Stańko Quintet - Jazzmessage from Poland (1972r.).
  4. Podzielam twoją fascynację tą płytą. Pokazuje jak wszechstronnym wykonawcą jest Jarrett. Jedynie czego z jego klasycznej kolekcji zdzierżyć nie mogę, to jego interpretacji na klawesyn. Ale to już mój problem. Znam go, jest ze mną od dziecka i nawet nie próbuję z nim walczyć. Ja po prostu nie znoszę klawesynu. Nawet bardziej niż banjo…;) Gdy mieszkałem w mieście (czasem za tym tęsknię) to faktycznie pory roku były cztery. A gdy zima gwałtownie przechodziła w lato, to nawet trzy. Od kiedy mieszkam z dala od miasta to wyraźnych „pór roku” - zmian w otaczającej przyrodzie - jest przynajmniej sześć… muszę jeszcze raz przesłuchać to dzieło… może są tam jakieś „hidden tracks”…;)
  5. Bębniarz ma u mnie plusa. Nie nudziłem się…
  6. Jedna z tych piosenek, która ze mną została od pierwszego usłyszenia, a było to w ok. 2000 roku. Wtedy często można ją było usłyszeć w Trójce. Tekściarz zacny bo to Jan Twardowski. Głos też jeden z lepszych w polskim show biznesie, ale dość słabo moim zdaniem „wykorzystany”:
  7. Bardzo dobra i ciekawa płyta! Tu nic nie jest oczywiste. Słyszę tu sporo „psychiatryka” co sprawia, że muzycznie czuję się „w domu” a odsłuch pogłębia uśmiech na mej twarzy… PS. Co to za styl? Bo gdy nie mam pomysłu to wrzucam wszystko do wora „alternatywa”…;)
  8. Myślę, że to dwa niezależne problemy. Twój kierunek zmian prawidłowy i na pewno usłyszysz różnicę ale pewnie można lepiej. Ruchomy absorber ustawiany na czas odsłuchu po prawej eliminujący wpływ szyby pozytywnie wpłynąłby na tę aranżację. W sprawie poprawy basu to dobrym kierunkiem będzie DSP z DiracLive.
  9. Czy problemem jest tylko pogłos i słaba czytelność tonów wysokich? Moim zdaniem prawdopodobnie masz też znacznie podbity bas w kolumnie prawej. Jest tak?
  10. Szczególnie pewnie podczas „Pearls”… Szkoda, że utwór jeszcze nie istniał 13 lipca 1985 gdy Bob Geldof zorganizował słynny koncert Life Aid aby zwrócić uwagę świata na problemy Afryki. „Pearls” idealnie by tam pasował. Sade oczywiście wystąpiła i zaśpiewała swój set 3 regulaminowych piosenek jak zwykle zjawiskowo, ale był to wybór wyłącznie z jej dwóch pierwszych płyt - jako że koncert zastał ją na początku kariery. I takie nieco filozoficzne przemyślenie o tym, że ludzkość się niewiele rozwija, a nawet czasem cofa. Z Live Aid łączy się pewien światowy rekord. Koncert odbywał się bowiem na dwóch scenach: na Wembley, UK oraz w Filadelfii, US - o tej samej godzinie czasu lokalnego ale rzeczywiście z różnicą 4h. Phil Collins zagrał wtedy na obu scenach. Międzykontynentalnie pomógł Concorde a lokalnie helikopter. Niemal 40 lat po tym wydarzeniu ludzkość nie jest zdolna do powtórzenia tego wyczynu używając transportu cywilnego… czy z techniką audio nie jest podobnie?;)
  11. Stąd rzut beretem do Primare. Wpadnij tam i powiedz, że AudioPro jest Twoim klientem… może też coś kupią…;)
  12. Mimo faktu, że wciąż kupuję płyty CD, świadom jestem ogromnych zalet muzyki na plikach i pewnie taka jest przyszłość. Głównym powodem, dla którego jednak wciąż pozostaję przy nośniku to jego fizyczność. Pociąga ona za sobą szereg zalet, z których nie chcę i nie potrafię zrezygnować: - możliwość wymieniania się płytami ze znajomymi (wciąż to uskuteczniam) - rytuał związany ze szperaniem między płytami na półce aby wybrać tę do odsłuchu (dla mnie bezcenne) - świadomość obcowania z przedmiotem „z historią”. Kiedy mogę, celuję w używane pierwsze wydania. Niektóre z nich pojawiły się już na sklepowych półkach gdy byłem w drugiej czy trzeciej klasie szkoły podstawowej - wartość sentymentalna - poligrafia pełniąca rolę informacyjną ale też dopełniająca klimat kreowany przez muzykę - bardzo często plastycznie osadzona w czasach, w której powstała - zawsze można taką kolekcję spieniężyć, nawet jeżeli obecnie z pewną stratą - łatwiej udowodnić oryginalność i rok wydania lub wersję niż w przypadku pliku - płyty dają mi większe poczucie bezpieczeństwa w kontekście ewentualnej ich utraty. Łatwiej niezamierzenie stracić plik niż muzykę na płycie Paradoksalnie, z tej fizyczności wynika też większość wad płyty CD…;) Oczywiście z powyższym można polemizować. A nawet trzeba. Co człowiek to opinia. Co człowiek to potrzeby. Itd…
  13. Ciekaw jestem jak podejdą Ci poszczególne tytuły. Ja w połowie lat 90-tych kupiłem 6 płyt na raz co stanowiło wówczas moją całą pensję sprzedawcy w sklepie z instrumentami (ok. 300-350zł). Dorabiałem i uczyłem się. Inaczej nie mogłem posłuchać Gabriela bo nikt ze znajomych nie miał tych płyt. Wszyscy mieli tylko „So”… i nic poza tym… Te płyty są wciąż ze mną…;)
  14. Wielka nieobecna to przede wszystkim „So”. Tyle się jej nasłuchałem na MTV i w radio, że mi wówczas zbrzydła do potęgi „n-tej”. Chyba nawet miałem ją na CC. Doceniłem ją na nowo dopiero po wielu latach. Ale wtedy było już dla niej za późno abym chciał ją mieć na CD, bo przestałem kupować pop, nawet gdy z najwyższej półki. Dzisiaj uważam ją jednak za największe dokonanie PG, obok „Last Temptation…”. Choć wciąż najbardziej ulubioną pozostaje dla mnie „Us”, i tę mam - a nawet kupiłem ją w życiu 4 razy: dwa na kasecie (pierwsza piracka była słabo nagrana) i dwa na CD (pierwszą komuś pożyczyłem i przepadła - a nie mogłem jej nie mieć). Nie nam „Ovo” - nigdy mi się nie spodobała. Nie mam „Long Walk Home” bo sporo tego klimatu na „Up”, która jest po prostu do słuchania znacznie lepsza. Ostatnią, którą kupiłem jest podwójny album „Scratch My Back” + „I’ll Scratch Yours” - ale tutaj polecam wyłącznie tę pierwszą. Potem Gabriel zniknął z firmamentu moich muzycznych zainteresowań i nowszych nagrań nie znam i mnie do nich nie ciągnie…;)
  15. Podobnie jak Twój kolega fortepian, ja chciałem wstawić do salonu pianino. Ale zrezygnowałem bo bałem się o mimowolne rezonowanie instrumentu podczas słuchania muzyki. A tu proszę… skoro stoi to pewnie nie ma z nim tego problemu…
  16. sonique

    Tidal vs CD

    Aby jakoś porównać streaming i CD to dwa urządzenia (streamer i CD player) powinny być podłączone pod tego samego DAC-a cyfrowo aby wyeliminować inne zmienne. Ja robiłem taki test (ślepy zresztą) używając na wyjściu toru przyzwoitych słuchawek. Słuchałem co prawda tylko dobrze zrealizowanego jazzu, ale różnic mimo wielkich chęci nie stwierdziłem. Natomiast różnice pojawiają się w muzyce tzw. popularnej. Zależy, które wydanie zostało dodane do biblioteki platformy streamingowej. Czasem pojawia się ich kilka i można samemu posłuchać. Poniżej jedno nagranie brzmi gorzej i stosunkowo łatwo je wyłapać w ślepym teście (na dobrych słuchawkach): https://tidal.com/track/309867 https://tidal.com/track/186235158 Uwaga na wyrównanie poziomu głośności.
  17. Ja widzę trzy obszary, z czego trzeci najbardziej obiecujący: 1. Kolumny (spodziewane małe zmiany) 2. Cyfrowa poprawa akustyki jeszcze doskonalsza (średni potencjał na poprawę) 3. Rozwój medycyny / technologii umożliwiającym poprawę / przywrócenie słuchu u człowieka (duży potencjał)
  18. Rafale, nie gniewaj się ale nie jestem pewien czy w całości wyłapałeś clou wypowiedzi kolegi. Nie wiem też czy zaprzęgając do boju całą naukową machinę z jej zaawansowanym i złożonym proceduralnie aparatem nie strzelasz z armaty do muchy - rozmawiamy wszak o domowym audio. Audio było już doskonałe kilkadziesiąt lat temu. A to co nowe, nawet gdy skonstruowane z pomocą komputerów i ultranowoczesnych materiałów, perfekcyjnie zoptymalizowane - gra często tak samo jak to kiedyś. A to i tak optymistyczny wariant, bo często gra nawet gorzej. A w ciemno można obstawiać, że jest gorzej wykonane. Myślę, że brak możliwości ewidentnego poprawienia dźwięku wynika z ograniczeń naszego słuchu (stare audio już w niemal pełni wyczerpało jego możliwości niewiele miejsca zostawiając naukowcom do poprawy). Pamiętajmy też o kwestii głuchnięcia społeczeństw. Kiedyś 50-latek, ba nawet 25-latek, statystycznie słyszał więcej. Myślę, że wobec niemal braku możliwości poprawy dźwięku w samym audio, branża tak mocno poszła w „audio voodoo” (czego kiedyś praktycznie nie było).
  19. Oczywiście, że pożyczanie sprzętu i jego słuchanie zawsze prowadzi do jakiś wniosków, pytanie tylko czy słusznych. Mało kto pisze jak testował. Każdy jednak odnotowuje co „słyszał”. Jak wiemy słyszenie słyszeniu nie równe. Nie mówiąc już, że mało kto opisuje pomieszczenie i jego adaptację lub brak oraz podstawowe parametry jak równa lub nie odległość od ścian bocznych, podbicia lub osłabienia pasma, pogłos, itp. Nic nie wiemy też o słuchu testującego. 25-latek może nie wytrzyma z Bowersami albo Monitor Audio ani chwili a 50-latek będzie się zachwycał ich wspaniałą, strzelistą górą pasma. Sprawa niejednoznaczna jak przyznasz. Jak i nasze wnioski.
  20. Wróciłem niedawno z giełdy płytowej. Miło popatrzeć jakie tłumy wciąż interesują się muzyką na nośnikach. Dobrze też wiedzieć, że nie tylko mnie dotknął ten nałóg. Przeważały winyle. Ale były też płyty CD. Niektóre piękne. Idealnie pode mnie. Za poniższe tytuły zapłaciłem łącznie tylko 130zł. Cieszę się jak dziecko. Zacząłem od Stana Getza… jest pięknie:)
  21. Nie zauważyłem takiej grupy. Zauważyłem natomiast pojedynczych audiofilów, którzy niezależnie doszli do swoich wniosków i mają potrzebę podyskutować. Jedyny raz spotkałem się tu z zachowaniem (tamten Tomek), gdzie użytkownik „męczył bułę” jak zacięta płyta, powtarzając w jednym wątku jedno i to samo, w nieskończoność, jakby obawiał się, że ktoś to przeoczy. To akurat w tamtej konkretnej sytuacji było spamowanie co też użytkownikowi wytknąłem, pomimo iż nie pisał głupio. Często nie odróżniamy chęci dyskusji od chęci popsucia wątku choć przyznaję oddziela je dość cienka linia. To forum i tak jest już przetrzebione do swoich granic. Jak kilku forumowiczów odejdzie to już nie będzie po co tu zaglądać. Szanujmy się zatem i pamiętajmy, że mamy różne doświadczenia ale też różny słuch. A jak jest między nami ktoś słyszący tak genialnie jak Andrzej Lipiński? Nie jest to przecież niemożliwe… Jednak forumowa średnia czułości słuchu leży z pewnością znacznie niżej. I urządzenia pomiarowe swoje a nasze uszy swoje… w sensie częściej się nam wydaje niż faktycznie słyszymy… szczególnie w naszej domowej akustyce…;)
  22. Jeżeli tak zrobią, to faktycznie są to wyznawcy a nie wierzący w boga, w dodatku w tym wyznawaniu słabi bo agresja (postraszenie) wynika ze słabości i strachu. Najwidoczniej ci wyznawcy potrzebują tej ideologii i poczucia wspólnoty aby zaspokoić jakieś tam swoje potrzeby niższego rzędu (bezpieczeństwo, akceptacja grupy). Prowadzi to do tego, że jest im w tym „sosie” wygodnie i przestają poszukiwać, kwestionować, myśleć krytycznie. A to jest już niebezpieczny stan…;)
  23. Vocal cords wspomagane przez larynx i glottis a modulowane za pomocą lips oraz tongue… Słowem, Dominique jest multi-organowa…;)
  24. Wiem, że było. I co z tego… gdy ja tak lubię do niej wracać. Dominique Fils-Aimé wydała pięć płyt. Ale aż siedem utworów z prezentowanego poniżej 8-songowego debiutu zajmuje ciągiem czołowe miejsca na TIDAL-owej liście najchętniej odtwarzanych utworów artystki. Dominique Fils-Aimé - Nameless Zwracają uwagę spójne i ciekawe projekty plastyczne większości płyt i singli wydawanych na przestrzeni 6 lat: Ale to co szczególnie zadziwiające, to długość poszczególnych płyt. Tak jakby artystka miała do przekazania pewną esencję. I ani kropli więcej. W myśl zasady lepiej mniej a dobrze… jakby na przekór trendom obecnego rynku muzycznego… Nameless 25:54 The Red 21:10 Stay Tuned! 39:02 Three Little Words 38:11 Our Roots Run Deep 36:36
  25. Coroczna akcja-inwentaryzacja płyt CD. Liczę artystów powyżej 10 tytułów: Artysta - tytuły, w tym krążki: 1. Keith Jarrett - 22/28 2. Tomasz Stańko - 20/21 3. Jan Garbarek - 17/19 4. John Abercrombie 17/17 5. Pat Metheny - 15/15 6. Vangelis - 14/16 7. Terje Rypdal - 14/14 8. Eberhard Weber - 11/11 Było blisko ale zabrakło aby dostać się do elity (jeden z nich prawdopodobnie nigdy się już nie dostanie): 9. Peter Gabriel 9/10 10. Simple Acoustic Trio/Marcin Wasilewski Trio - 9/9 I się cieszę… i brzuch mnie boli zarazem, gdy na to patrzę…;)
×
×
  • Utwórz nowe...