Skocz do zawartości

sonique

Uczestnik
  • Zawartość

    1 069
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez sonique

  1. Płyta, od której właściwie zaczęła się międzynarodowa kariera U2. Ponad 11 milionów sprzedanych egzemplarzy, 223 miejsce na liście Rolling Stone „500 najlepszych albumów wszechczasów”. Warto obejrzeć koncert „Live at Red Rocks: Under a Blood Red Sky”, który miał miejsce w czerwcu 1983r w Red Rocks Amphitheatre w stanie Colorado. Dobrze oddaje on klimat tamtych lat i obejmuje materiał z trzech pierwszych płyt zespołu plus kilka niepublikowanych utworów (11 O’clock Tick Tock, Party Girl). Po koncercie wydano również CD pod tytułem „Under a Blood Red Sky” - jedna z pierwszych płyt CD, które zakupiłem, a która wciąż dumnie pręży się na półce:
  2. W zasadzie Twoje preferencje muzyczne pasują do wielu wymienionych przez Ciebie słuchawek (szczególnie chyba Ultrasone i Meze) ale zastanowiłbym się nad sensem praktycznego wdrożenia takiego pomysłu w życie. Po pierwsze spacerowanie w ciepłe dni z dużymi słuchawkami zamkniętymi będzie raczej niewygodne. Nawet w domu przy umiarkowanej temperaturze i użytkowaniu stacjonarnym użytkownicy takowych skarżą się na dyskomfort związany z poceniem się uszu, szczególnie przy nieco dłuższych sesjach. Po drugie, przeszkadzający kabel, który w tego typu modelach niekoniecznie jest wygodny przy zastosowaniach mobilnych (grubszy, sztywniejszy, dłuższy). Po trzecie nie są to modele odporne na wilgoć i bezpośrednie działanie wody (Meze, Audio-Technika mają drewniane muszle, problemem mogą być również pady). Po czwarte - wygląd. No w takich Meze czy Audio-Technika wygląda się na łonie natury co najmniej jak poszukiwacz skarbów ukrytych w ziemi za pomocą wykrywacza metalu - kwestia do przemyślenia;) Po piąte wreszcie - nie sądzę aby w warunkach outdoorowych można było docenić subtelną przewagę w jakości dźwięku jaką dają słuchawki przewodowe vs. bezprzewodowe. Konkludując - ja bym kupił dobre słuchawki bezprzewodowe z odpowiednim certyfikatem wodoodporności i skutecznym systemem redukcji hałasu z zewnątrz. Podczas spaceru sądzę, że wybór wzmacniacza i źródła będzie miał znaczenie mocno drugorzędne. Nawet nie wiem jak się będziesz starał, część Twojego skupienia zostanie "zużyta" na obserwację świata a nie na słuchanie.
  3. O! Namówiłeś mnie…:) Edit: Widzę, że mam ten album polubiony… sprawdzę jutro!
  4. Bardzo ciekawa wytwórnia choć mniej mi znana. Larsa Møllera Kaleidoscope słuchałem na CD i pamiętam, że mi się bardzo podobał. Taki „słodki”, czarujący jazz. Pozostałych czas poznać. Dzięki!:)
  5. Czas leci… nigdy bym nie powiedział, że to już 10 lat. Bardzo dobra płyta…
  6. Dziękuję @Adi777, nie słyszałem, nie znam, ale posłucham i poznam… szczególnie, że Manfred tam dmie w trąbę…;)
  7. No to nic dziwnego, że Abba Ci się tak dobrze kojarzy;) Co do JMJ, uważam Équinoxe za jedną z lepszych. Nie miałem szans słuchać jej w roku 1978, czyli roku debiutu, bo wtedy raczej słuchałem pozytywki grające nad moim łóżkiem, ale wyobrażam sobie jak nowatorsko i futurystycznie ta muzyka wtedy brzmiała. Płyty JMJ są dla mnie ciekawe również z czysto technicznego punktu widzenia. Otóż świetnie słychać tutaj jaki ogromny technologiczny progres - z płyty na płytę (a więc w interwałach zaledwie 2-3 letnich) - dokonywał się w świecie syntezatorów. Wyraźnie słychać poszczególne granice, które kolejno przekraczała technologia zamknięta w tych elektronicznych skrzynkach.
  8. Z ciekawości zapytam, mierzysz DR samodzielnie? Bo https://dr.loudness-war.info podaje tak:
  9. Tu się muszę z Tobą zgodzić, Rafale. Dla mnie najważniejsze u The Beatles jest nie jak zaczęli, ale jak się rozwinęli i dokąd zdążyli dojść (zanim sprawy osobiste między nimi nie pogrzebały ich wysiłku zatapiając „Żółtą Łódź Podwodną” bezpowrotnie).
  10. Zdecydowaną większość dyskografii the Beatles również odrzucam w przedbiegach. Można potupać nogą przy kilku wczesnych kawałkach - niektóre z nich są niezłe, ale generalnie boysbandom mówię stop;) Ale… taka Abbey Road… Revolver… White Album… Posiadam stare (i ciężkie) wydanie Abbey Road na analogu w stanie bardzo dobrym (poza okładką), należące wcześniej do znanego szczecińskiego dziennikarza muzycznego Bogdana Bogiela (o czym świadczy podpis na obwolucie). Płyta od dawna u mojego Teścia wraz z moim gramofonem więc już jakiś czas jej nie słuchałem ale tę pozycję szczególnie sobie upatrzyłem. Zarówno brzmieniowo (plastyczność i klimat) jak i repertuarowo: to są po prostu świetne songi. Oczywiście głównie te, które wyszły spod palców Johna - bo jego wkład w muzykę zespołu odpowiadał mi najbardziej.
  11. Niektóre używane płyty przynoszą ze sobą jakąś historię. Najczęściej jedyne zgadujemy jaką. Kto je posiadał. W ilu i jakich były rękach. Ja tę tajemnicę bardzo lubię. Jedna z moich płyt jest podpisana „maczkiem” na obwolucie imieniem i nazwiskiem. Jest ono na tyle oryginalne i niepowtarzalne, że pokusiłem się ów subiekta poszukać w Internecie. Okazało się, że płyta należała do nieżyjącego już audiofila z USA, który był dość aktywny w przestrzeni wirtualnej. Wiem jak wyglądał. Gdzie mieszkał. A teraz słucham „jego” płyty. Dziwny jest ten świat... Co do wartości sentymentalnej, to Cię rozumiem. Sam od czasu do czasu wpadam w jej sidła. Akurat ABBA też się w mojej historii bycia melomanem pojawia bo jako kilkuletnie raptem dziecko dostałem gramofon marki Telefunken z głośnikiem w klapie (nie w prezencie lecz spontanicznie na zasadzie przesunięcia starego sprzętu do innego pokoju aby zrobił miejsce nowemu w salonie). Dostałem też garść płyt, głównie singlowych nowości tamtego okresu. ABBA spodobała mi się najbardziej więc „piłowałem” tego singla do upadłego. Może sobie go kiedyś kupię…;)
  12. Vangelis spotkał się w studio z Irene Papas dwukrotnie (nie licząc jej gościnnego udziału w projekcie 666 zespołu Aphrodite’s Child jeszcze zanim słynny Grek rozpoczął karierę solową). Powstały z tej kolaboracji dwie udane płyty: Odes (1979) oraz Rapsodies (1986). Obie nagrane w owianym legendą i należącym do Vangelisa Nemo Studios w Londynie. Wielu uważa, w tym i ja, że znajomość twórczości artysty, z dosłownie kilkoma wyjątkami, można ograniczyć do okresu, w którym działało owe studio, czyli do lat 1975-1987. Potem Grek przeniósł się do Paryża (następnie do Aten), zmienił instrumentarium porzucając Yamahę CS-80 na rzecz nowszych konstrukcji - głównie ze stajni marki Korg - co w połączeniu z banalnością kompozycji (Voices, Conquest of Paradise, Oceanic) spowodowało tęsknotę za „starym” Vangelisem. Pierwsze wydania Odes i Rapsodies nie są (jeszcze) „białymi krukami” ale już dzisiaj są dość rzadkie - a co za tym idzie - drogie.
  13. Marilyn Mazur, urodzona w Nowym Jorku Dunka z polskimi korzeniami, siedziała w mojej poczekalni oczekując na swój moment. Słyszałem wcześniej jej dokonania a to przypadkiem na YouTube czy na płytach muzyków regularnie u mnie goszczących (np. jest częstym gościem na sesjach Jana Garbarka). Natomiast jej własnych autorskich dokonań wcześniej nie miałem okazji zgłębić. Właściwy czas nadszedł kilka dni temu. Włączyłem „na spróbowanie”. I wpadłem. Słucham już kolejny dzień. W kółko. I tylko tego. Dawno nie spotkałem się z muzyką zrodzoną w tak otwartym i szalonym umyśle. Tak wielowymiarową, kolorową, zaskakującą, urzekającą, tajemniczą, wielokulturową… to musiało powstać w głowie kobiety. W tej muzyce jest wszystko. Można zacząć od poniższych dwóch płyt. Ale reszta dyskografi równie pyszna! Polecam. Marilyn Mazur - Shamania Marilyn Mazur - Flamingo Sky
  14. Pewnie, że lubię ale dzisiaj słucham już bardzo rzadko. Nie mam czasu na wszystko więc muszę wybierać. Co kilka lat jednak, jak chyba każdy, mam ochotę na zmianę. Więc do tego gatunku z pewnością powrócę. Jutro spędzę kilka godzin w samochodzie to się nasłucham. Trilogy też. Dzięki.
  15. @Rafał S - odwdzięczam Ci się już w tym wątku, też saksofonem, tym razem niepolskim bo należącym do wrogiej, imperialistycznej kultury… Tak by tę płytę z pewnością opisano w naszym kraju w czasie, w którym została wydana… wtedy to po warszawskich ulicach, w jaskrawych skarpetkach i przykrótkich spodniach biegał pewien „bikiniarz”, niejaki Leopold T., siejąc zgorszenie i propagując obce naszej kulturze trendy… Piszę o tym aby łatwiej było uzmysłowić sobie jak to było dawno… no ja urodziłem się dwie dekady później, „circa about”. Jak nie znasz (w co wątpię) to poznasz. Jak znasz - przypomnisz. Mi się podoba. Może ktoś jeszcze rzuci uchem? Warto. Hank Mobley - Messages @Adi777, jazda bez trzymanki. Tak myślałem. 100% wariat. Już go lubię. Dzięki…:) (Coś ostatnio wszędzie te saksofony…)
  16. To ważny moment w życiu człowieka. Cieszę się Twoim szczęściem. I widzę, że masz dużą niesforną szklaną powierzchnię na jednej ze ścian zaraz koło audio - zupełnie jak ja;)
  17. @Rafał S, przesłuchane (więcej niż raz) i zdecydowałem, że warto Cię poinformować, że płyta bardzo mi się podoba. Zadomowi się u mnie na stałe. Bardzo dobre wykonanie ale też niezłe nagranie. Świetny materiał. Dobrze, że o niej wspomniałeś w tym wątku. Nie miałem świadomości o jej istnieniu nawet jeżeli kiedyś ją (może) gdzieś bezwiednie uchem musnąłem. Dzięki!
  18. Nauczyłem się, że rozmowy o graniu np. takich R3 czy innych (poza samą przyjemnością wynikającą z bycia na forum i swobodnej wymiany myśli) są przydatne jedynie minimalnie. To co każdy z nas słyszy w domu to przecież „instrument” tylko w jednej części składający się z kolumn a w drugiej z pomieszczenia. Nie mówiąc o innych zmiennych wpływających na ocenę a będących nie do powtórzenia w tym natężeniu czy konfiguracji w innej przestrzeni odsłuchowej. Niby oczywiste ale często zapominane. Myślę, że spotkania naszej audiofilskiej braci i słuchanie kolumn w różnych salonach audio mają zdecydowanie większy sens. Bo wtedy, pomimo tego, że każdy siedzi w innym nieco miejscu - warunki odsłuchowe dla każdej pary uszu można uznać za te same. Ja po pewnej rekomendacji powinienem był kupić Dali Rubicon 6 lub 8 w ciemno. Znajomemu, pracownikowi salonu audio „zamiotły” całą resztę, również tę droższą. Mają jednak tak podbity dół, że u mnie w domu by nie przeszły. Dzisiaj już to wiem. To tak na temat „obiektywnych opinii” i „zamiatania”;)
  19. W podobnym klimacie do „The Amazing Adventures of Simon Simon”. W sumie „Private City” i „Road to Saint Ives” też jakby z stylistycznie podobne.
  20. Się posłucha. Wiesz, że kolekcjonuję wariatów... Ostatnio słuchałem, się zauroczyłem, i kupić musiałem. Szczęśliwie jeden egzemplarz wisiał wirtualnie na jednym z portali tom gom pochwycił i już od dzisiaj dumnie rozpycha się na półce. John Surman - Withholding Pattern
  21. Niczym ożywczy powiew wiosny, którą dzisiaj poczułem za oknem, po latach prawie 30-tu, w me ucho dzisiaj wpadła, ciałem wzdrygnęła, wspomnieniem hojnie obdarzyła… Helmet - Betty
  22. Patrząc jak spadła sprzedaż nośników od czasu ukazania się „Bogurodzicy” to trochę wątpię. Niby płyta roku ale i tak nisza. Zazdroszczę Ci słuchania Piotra Barona na żywo. Mi się to nigdy nie udało. A „Bogurodzicę” lubię bo jest inna. Pamiętam jak w 2000r Paweł Brodowski, naczelny JazzForum, często do niej wracał w prowadzonej przez siebie audycji „Trzy Kwadranse Jazzu” w „Trójce”. Tam ją usłyszałem po raz pierwszy.
  23. Z czym gra Marantz? Dlaczego się na niego zdecydowałeś? W tym przedziale cenowym jest już niezły wybór… Jesteś zadowolony? Kiedyś trochę o nim myślałem bo całkiem mi się podobał. Finalnie jednak wybór padł na inne rozwiązanie.
×
×
  • Utwórz nowe...