Skocz do zawartości

sonique

Uczestnik
  • Zawartość

    1 140
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez sonique

  1. Zgadzam się z Tobą poza wrażeniami dotyczącymi basu. A ta podbita nieco góra była w dobrze zaaranżowanym pomieszczeniu momentami nawet rewelacyjna. QR1 też bym nie kupił (nie spodobały mi się aż tak) ale z tych dwóch jednak je bym obecnie wybrał. Pomimo, iż czułem, że R3 są bardziej wysublimowane. Możesz mieć rację bo słuchałem gitar jedynie akustycznych i pojęcia nie mam, ani też specjalnie ciekaw nie jestem, jak te kolumny zagrałyby z ostrzejszym i szybszym repertuarem. Choć z drugiej strony myślę, że i tak przy moim repertuarze (jazz) większość wybrałaby R3. Ja cenię spokojne granie. Niestety szybko mnie nudzi. Nie zasypiam również w fotelu po obiedzie więc ich główna zaleta (ukoić, zrelaksować, odprężyć, wyciszyć) jest dla mnie niepożądana. Dlatego to granie jest średnio dla mnie.
  2. Ja R3 słuchałem bezpośrednio po QR1 (Audiovector) a więc kolumnach niezwykle szybkich, dokładnych, i porywających. Taka sekwencja słuchania w połączeniu z moimi preferencjami mogły działać na niekorzyść R3, z czego zdaję sobie sprawę. Słuchając R3 po QR1 poczułem się jakbym po orzeźwiającym super-miętusie wziął do ust krówkę-ciągutkę. Z tych dwóch opcji, i bazując na tamtym pomieszczeniu, brałbym QR1. Dlatego w pełni rozumiem co słyszysz, @Grzesiek202
  3. I tak i nie. Odebrałem je jako gęste, spokojne, z mocym jak na monitor dołem i pełną średnicą. Bez ekscesów na górze. Brzmiały bardzo dojrzale i „luksusowo”. To może się podobać. Rzecz w tym, że obecnie wolę inne brzmienie. Bardziej rozrywkowe i porywające. Tych cech w R3 nie znalazłem.
  4. Widziałem, słuchałem, też mam takie odczucia. Imponująco wyglądają również obecne R-ki podłogowe. Wiele zależy też od pomieszczenia. Jak ktoś ma wystrój w beżach i brązach (a nawet z mocnymi akcentami czerni) to te kolumny pasują jak ulał.
  5. Gdy w tym kolorze (orzech), R3 to chyba najładniejsze monitory w tym przedziale cenowym. Trochę się już opatrzyły ale próbę czasu znoszą dzielnie.
  6. Wywołują w Internecie skrajne emocje: od „hate” po „love”. Zauważyłem, że spotykając produkty audio o tak spolaryzowanych opiniach, zazwyczaj lokuję się po stronie „love”. Nie mam i nie miałem zbyt dużo do czynienia z tzw. „brzmieniem amerykańskim” w kontekście kolumn. Jednak w świecie słuchawek ta prezentacja dźwięku to dla mnie ta właściwa, którą najbardziej lubię (i mam).
  7. Nawet jeżeli już nie tak bardzo jak kiedyś (gusta ewaluują) - to wciąż mi się podobają. Surowy design z Salt Lake CIty, Utah korespondujący z otaczającą miasto naturą: lasami, górami, i oczywiście Wielkim Jeziorem Słonym. Posłuchać w Polsce chyba nie sposób. Ponoć brzmią jak się nazywają… Zu Audio - Dirty Weekend. To model najtańszy z gamy: $1599/szt. Milutcy pracownicy…
  8. Gratuluję. Bardzo dobre słuchawki. Stosunek jakości dźwięku do ceny - wzorowy. Meze 99 nie potrzebują niczego specjalnego aby dać z siebie dużo.
  9. A ja bym ich nie zostawiał nawet na chwilunię. Bo potem nie pozwolili by Ci umieścić nazwiska na okładce i pewnikiem zgarnęli całą kasę… a ja tam za darmo w trójkąt uderzać bym nie chciał…;)
  10. Tak, to prawda. Pod warunkiem, że siedzielibyśmy w studio w kącie i co najwyżej uderzali od czasu do czasu w trójkąt;) Trójkąt, tamburyn, marakasy…itp… wszystkie je kocham bo zawsze stroją w punkt;)
  11. Ja też od nich nie stronię a niektóre takie płyty są naprawdę niezłe. Pewnie znasz: Collin Walcott - Cloud Dance
  12. Zawsze lubiłem tego pana za to:
  13. Świeżo;) Ale U2, o którym rozprawiamy nie było już wtedy młodą grupą. Bo Lanois/Eno za sterami to dopiero na The Unforgettable Fire… I paradoksalnie tylko ta płyta z pierwszego okresu działalności grupy (do Achtung Baby wyłącznie) nieco się moim zdaniem zestarzała… pozostałe lepiej zniosły próbę czasu.
  14. Tandem Daniel Lanois / Brian Eno wniósł do U2 przede wszystkim wartość artystyczną. Momentalnie słychać kiedy zespół zaczął komponować pod wpływem ich silnych osobowości. Tandem ten nie miał jak się wydaje wielkich ambicji aby stworzyć coś co dobrze brzmi na audiofilskim sprzęcie. Byli zajęci raczej samym tworzeniem i poszukiwaniami nowych rozwiązań i nowego brzmienia. U2 nie brzmi również tragicznie. Ale do Dire Straits, Sade, czy innego Stinga to im daleko;)
  15. Celowo jej jednak nie poleciłem bo jest niesamowicie nierówną płytą. Obok naprawdę świetnych kawałków (Bad, Pride, Indian Summer Sky, The Unforgettable Fire, Wire) pojawiają się takie średniaki - jakby niedokończone utwory demo - jak Promenade, Elvis Presley and America, czy MLK. Jest jeszcze 4th of July ale to właściwie nie U2 a Brian Eno - co słychać wyraźnie;)
  16. Jest tak sobie czyli raczej słabo. Moim zdaniem lepiej brzmi to co wyszło spod ręki Steve Lillywhite’a.
  17. Nie jest to muzyka Twojej młodości. Nie masz związanych z nią wspomnień. Nie czekałeś z wypiekami na twarzy na kolejną ich płytę. Nie tłumaczyłeś tekstów U2 łamanym angielskim nastolatka aby zrozumieć o czym śpiewają. Nie miałeś koleżanek po uszy zakochanych w Adamie Clayton’ie i nie zastanawiałeś się dlaczego on a nie ja…;) Itd… A więc nie sądzę, że dla tak osłuchanej osoby jak Ty, muzyka U2 wyrwana z kontekstu osobistego będzie przedstawiała jakąkolwiek wartość. Choć może się mylę;) Jeżeli się zdecydujesz to w zasadzie sprawdź Boy, October, The Joshua Tree, oraz Rattle and Hum. Ewentualnie właśnie War. Resztę bym sobie podarował…;)
  18. Płyta, od której właściwie zaczęła się międzynarodowa kariera U2. Ponad 11 milionów sprzedanych egzemplarzy, 223 miejsce na liście Rolling Stone „500 najlepszych albumów wszechczasów”. Warto obejrzeć koncert „Live at Red Rocks: Under a Blood Red Sky”, który miał miejsce w czerwcu 1983r w Red Rocks Amphitheatre w stanie Colorado. Dobrze oddaje on klimat tamtych lat i obejmuje materiał z trzech pierwszych płyt zespołu plus kilka niepublikowanych utworów (11 O’clock Tick Tock, Party Girl). Po koncercie wydano również CD pod tytułem „Under a Blood Red Sky” - jedna z pierwszych płyt CD, które zakupiłem, a która wciąż dumnie pręży się na półce:
  19. W zasadzie Twoje preferencje muzyczne pasują do wielu wymienionych przez Ciebie słuchawek (szczególnie chyba Ultrasone i Meze) ale zastanowiłbym się nad sensem praktycznego wdrożenia takiego pomysłu w życie. Po pierwsze spacerowanie w ciepłe dni z dużymi słuchawkami zamkniętymi będzie raczej niewygodne. Nawet w domu przy umiarkowanej temperaturze i użytkowaniu stacjonarnym użytkownicy takowych skarżą się na dyskomfort związany z poceniem się uszu, szczególnie przy nieco dłuższych sesjach. Po drugie, przeszkadzający kabel, który w tego typu modelach niekoniecznie jest wygodny przy zastosowaniach mobilnych (grubszy, sztywniejszy, dłuższy). Po trzecie nie są to modele odporne na wilgoć i bezpośrednie działanie wody (Meze, Audio-Technika mają drewniane muszle, problemem mogą być również pady). Po czwarte - wygląd. No w takich Meze czy Audio-Technika wygląda się na łonie natury co najmniej jak poszukiwacz skarbów ukrytych w ziemi za pomocą wykrywacza metalu - kwestia do przemyślenia;) Po piąte wreszcie - nie sądzę aby w warunkach outdoorowych można było docenić subtelną przewagę w jakości dźwięku jaką dają słuchawki przewodowe vs. bezprzewodowe. Konkludując - ja bym kupił dobre słuchawki bezprzewodowe z odpowiednim certyfikatem wodoodporności i skutecznym systemem redukcji hałasu z zewnątrz. Podczas spaceru sądzę, że wybór wzmacniacza i źródła będzie miał znaczenie mocno drugorzędne. Nawet nie wiem jak się będziesz starał, część Twojego skupienia zostanie "zużyta" na obserwację świata a nie na słuchanie.
  20. O! Namówiłeś mnie…:) Edit: Widzę, że mam ten album polubiony… sprawdzę jutro!
  21. Bardzo ciekawa wytwórnia choć mniej mi znana. Larsa Møllera Kaleidoscope słuchałem na CD i pamiętam, że mi się bardzo podobał. Taki „słodki”, czarujący jazz. Pozostałych czas poznać. Dzięki!:)
  22. Czas leci… nigdy bym nie powiedział, że to już 10 lat. Bardzo dobra płyta…
  23. Dziękuję @Adi777, nie słyszałem, nie znam, ale posłucham i poznam… szczególnie, że Manfred tam dmie w trąbę…;)
  24. No to nic dziwnego, że Abba Ci się tak dobrze kojarzy;) Co do JMJ, uważam Équinoxe za jedną z lepszych. Nie miałem szans słuchać jej w roku 1978, czyli roku debiutu, bo wtedy raczej słuchałem pozytywki grające nad moim łóżkiem, ale wyobrażam sobie jak nowatorsko i futurystycznie ta muzyka wtedy brzmiała. Płyty JMJ są dla mnie ciekawe również z czysto technicznego punktu widzenia. Otóż świetnie słychać tutaj jaki ogromny technologiczny progres - z płyty na płytę (a więc w interwałach zaledwie 2-3 letnich) - dokonywał się w świecie syntezatorów. Wyraźnie słychać poszczególne granice, które kolejno przekraczała technologia zamknięta w tych elektronicznych skrzynkach.
  25. Z ciekawości zapytam, mierzysz DR samodzielnie? Bo https://dr.loudness-war.info podaje tak:
×
×
  • Utwórz nowe...