-
Zawartość
1 120 -
Dołączył
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez sonique
-
Nie znam. Się obada;)
-
To dobrze bo gwiazdy i planety toleruję chyba tylko u wczesnego Davida Bowie. Nawet mając świadomość, że nas wszystkich zrobił w jajo… Początkowo przedstawił się bowiem jako Ziggy Stardust z Marsa a ćwierć wieku później się jednak łaskawie rozmyślił i zmienił swoje kosmiczne obywatelstwo wydając płytę „Ziemianin”. Notabene bardzo ją lubię i niniejszym polecam. David Bowie - Earthling
-
Co by nie pisać, z pewnością zarówno seria 7000 jak i 9000 mocno zaznaczy swoją obecność na rynku. Poważnie swego czasu rozważałem zakup 6000a ale braki w dostawach Audiolaba u polskiego dystrybutora na początku roku 2020 spowodowały, że zaimplementowałem plan „B”. A będąc wciąż bardzo zadowolonym z tamtego zakupu, temat wzmaka uważam za „odfajkowany” do odwołania.
-
Niesamowity muzyczny świr;) Też lubię takie rzeczy. I zauważyłem, że chyba to zagęszczenie wariatów we free jazzie tak bardzo mnie pociąga, haha… bo…, że tak tu zacytuję Salvadore Dali: „Jedyne co odróżnia mnie od wariata to fakt, że nim nie jestem”;)
-
Podoba. I wyróżnia z tłumu. W wersji czarnej wygląda moim zdaniem lepiej bo delikatniej.
-
@Adi777? Nie śpisz?;) Ranking nieco przewidywalny ale kolejność już zaskakująca. Peter ma złoty medal? No grubo… https://rateyourmusic.com/list/RIStout/the_20_best_free_jazz_albums_as_determined_by_a_polling_of_rym_members/ Niestety ta płyta dość droga. Mi się włącza hamulec gdy cena 100zł plus. A tu gruuubo ponad. Podobnie zresztą European Echoes - Schoof’a. Jak żyć… Będziesz kupował płyty czy poprzestaniesz na „nośnikach” wirtualnych?
-
Precyzyjna lutownica w 0:33s robi wrażenie…
-
Niewykluczone, że padłeś ofiarą „nieprawdopobnego postępu” jaki dokonał się w audio w 21 wieku względem wcześniejszych dziesięcioleci. Ja i tysiące innych melomanów również. Mój trzymiesięczny Cambridge Audio CXC na przykład, nie zamyka czasem szuflady. Trzeba przycisk „play” lub „eject” nacisnąć kilkukrotnie a czasem wręcz poprawić szufladę ręką aby się odblokowała. Boję się reklamować bo to zawsze dodatkowa podróż w nie zawsze delikatnych rękach kurierów i brak gwarancji poprawy. No i brak sprzętu w domu przez jakiś czas. Póki co jeszcze jestem cierpliwy. Eh… dobrze, że chociaż płyty czyta bezbłędnie… Oczami kupuję wszystkie te nowe Audiolaby na raz… Ciekawe, czy do 7000CD dodadzą „gapless”. Bo jak zostawią tak jak jest w 6000CD gdzie odtwarzacz wstawia przerwy między utworami tam gdzie artysta ich nie chciał to będzie podobnie bezużyteczny. Np. nowy Stańko brzmi na takim karykaturalnie…
-
-
A słyszałeś Arbour Zena (1975)? To jast właśnie ta „inna strona” Jarretta. Płyta dość niepodobna do innych w jego twórczości. Mamy tu Garbarka, Hadena, oraz Stuttgart Radio Symphony Orchestra. Nie jest to płyta popularna, i jak zakładam szczególnie lubiana, ale ja ją cenię. Ciekawa, oryginalna i jest niezłym rezerwuarem klimatu tamtych lat.
-
Pewnie. Must have. Jarrett jest niezwykle płodnym muzykiem. Nie sposób mieć wszystko. Ale moim zdaniem też nie sposób lubić każdą jego płytę bez wyjątku bo są czasem skrajnie różne (i nie mam na myśli jego nagrań z muzyką klasyczną na fortepianie czy klawesynie). Ale The Survivors’ Suite nie można nie mieć bo to jedna z perełek tamtego okresu.
-
W latach 70-tych Keith Jarrett nawiązał współpracę z muzykami skandynawskimi, Janem Garbarkiem, Palle Danielssonem, i Jonem Christensenem tworząc tzw. Europejski Keith Jarrett Quartet (w tym samym czasie prowadził kwartet z muzykami amerykańskimi z czego wynikały pewne komplikacje prawne względem ówczesnej amerykańskiej wytwórni). Nikt wtedy nie przypuszczał, że sława powstałego na Starym Kontynencie zespołu wykroczy poza lata 70-te i grupa po wieczne czasy trwale zapisze się w historii jako jeden najlepszych składów jazzowych kiedykolwiek. Quartet nagrał tylko dwie płyty studyjne, ale jakie! Belonging (1974) oraz My Song (1977), (druga znalazła się na liście 5-ciu najlepszych płyt jazzowych wg. Marcina Wasilewskiego). Jazz to muzyka żywa, domagająca się interakcji z publicznością a więc nie dziwi fakt, że Jarrett ze swoim europejskim zespołem licznie koncertował. I tu dochodzimy do cremè de la cremè, czyli albumów koncertowych, które moim zdaniem (i nie tylko) są najlepsze: Personal Mountains (wydana w 1989 a nagrana dekadę wcześniej), Nude Ants (1979) oraz Sleeper (wydana dopiero w 2012 a nagrana jak poprzednie w 1979). Wszystkie pięć płyt gorąco polecam każdemu fanowi jazzu. A szczególnie płyty koncertowe wśród których Nude Ants wydaje mi się najciekawsza.
-
E tam starożytne. Znam tę płytę co nieco i to tylko taka fasadowa otoczka. Bliżej tej muzyce do gwiazd niż do skarabeuszy…;) Nude Ants znasz?
-
Eh, Ty znowu między gwiazdami… zejdź na Ziemię i… zatańcz z mrówkami golasami…;) Chociaż podobno nie o nagie mrówki tu chodzi. Jest to jedynie słowna zabawa… Przedostatni kawałek na płycie nosi tytuł New Dance co w wymowie brzmi niemal jak Nude Ants i to bez względu na rodzaj akcentu (Am czy Br). Ot taka ciekawostka.
-
Świetnie! Gdy zaczyna boleć szyja to sygnał że na dzisiaj basta… Czasem trzeba sobie pomóc;) Znajomy Niemiec ma salon bez sofy. Twierdzi, że tak walczy ze swoim i rodziny lenistwem. Można? Można!;)
-
Haha… dlaczego czekałem kiedy napiszesz?:P Każdym zacytowanym powyżej zdaniem trafiłeś w dychę. I nawet mam podobne odczucia co do ECM: ten album nie za bardzo pasuje do tej wytwórni. Wtedy kiedy powstał takie rzeczy były jeszcze możliwe. To były lata kiedy ECM wydawał dość różnorodne nagrania - nawet jeżeli mające jakieś styczne. Dzisiaj aż takiego zróżnicowania już raczej nie uświadczysz. Większość wydawnictw brzmi „na jedno kopyto”. To wciąż świetna wytwórnia. O takiej spójności produkcji może pomarzyć wiele innych… Ale w tym wypadku co za dużo to nie zdrowo.
-
Jak lubisz dynamiczne jazzowe granie a przy okazji chcesz porównać jak bębni DeJohnette, to koniecznie sprawdź poniższą: Jest to dość nietypowa w brzmieniu płyta jak na to do czego przyzwyczaił nas Pat Metheny. Fajne, dynamiczne, męskie jazzowe granie. Wyrazista perkusja, świetny bas (Dave Holland na kontrabasie), oraz mocne saksofony - oba tenorowe i zazwyczaj nie razem w jednym utworze ale czasem się jednak spotykają. Polecam: Pat Metheny - 80/81
-
Muzyka zjawiskowej urody. Jednak warto zaznaczyć, iż jest to kompilacja utworów z płyt: Neighbourhood (2005) Playground (2007) Third Round (2010) Manu Katche (2012) Tę ostatnią posiadam i bardzo lubię. Manu Katche ma specyficzny a przez to ciekawy sposób grania. Jeżeli chodzi o operowanie dynamiką to przypomina mi trochę Jacka DeJohnette’a: potrafi i lubi przyłożyć przez co jego gra jest mocno wyrazista i rzadko jedynie w tle.
-
Dzięki… właśnie mi uświadomiłeś, że te Audiovectory, które słuchałem z KEF-ami noszą oznaczenie QR1 (podstawkowe) a nie jak napisałem QR3. QR3-ki słuchałem podczas porównań z PA Diamond 28 dawno temu w tej samej salce (kontrast wrażeń podobny).
-
Też tak odebrałem R3. Wziąłem je na sparing z Audiovector QR3 (te drugie za sugestią salonu - zamiast Monitor Audio Silver 100 6G). Mając w domu jaśniejsze i żywe kolumny (Silver 500), odebrałem R3 jako gęste, ciepłe, spokojne, relaksujące: „zadymiony nocny pub”. Jakbym miał sprowadzić tę prezentację do jakiegoś kształtu to byłby to kształt gruszki: dużo od pasa w dół a mniej i delikatniej powyżej. Myślę, że jeżeli ktoś lubi popularne Pylony serii Diamond, to polubi też R3. Raczej nie jest to moja prezentacja choć może się podobać (póki co - może do niej dojrzeję) ponieważ cenię sobie żywiołowość, dźwięczność, lekkość, z domieszką neurotyczności;) Z tamtych dwóch wybrałbym QR3 choć były tak pieruńsko rozdzielcze i szybkie, że nie wiem czy przy dłuższych odsłuchach nie męczące. Słuchałem 20 minut w dobrze zaaranżowanym pomieszczeniu 16-18m2.
-
@Adi777, Alva Noto pewnie znasz… Niektóre płyty świetne. Alva Noto wraz z Blixa Bargeld-em (Einstürzende Neubauten, The Bad Seeds) popełnili ciekawą awangardową płytę: anbb - Mimikry
-
Erica Dolphy „Out of Lunch” gdzieś mi się przewinęła, pewnie ktoś rekomendował. Ale czy słuchałem uważnie to nie pamiętam. Sprawdzę. Jona Hopkinsa znam od Eno. Tej płyty nie słyszałem. Sprawdzę również. Na „Machine Gun” trzeba mieć nastrój. I co tu owijać w bawełnę, wino pod ręką. Póki co jedynie tę płytę próbowałem we fragmentach. Z pewnością ważna i jasna gwiazda na firmamencie europejskiego free jazzu ale po spotkaniu z jej dźwiękami ulegam pewnemu zakłopotaniu bo chyba w ogóle nie można rozpatrywać jej w kontekście urody a jedynie wirtuozerii czy „fajności”. Podobnie jak niektóre inne dzieła, np. Piano Phase - Reicha. Tu w wykonaniu Możdżera (jednego z dosłownie kilku pianistów na świecie potrafiącego zagrać ten rozpisany na dwóch muzyków utwór - solo). Na TIDALu nie widzę…:|
-
Ty, faktycznie. On mi się tylko z saxem kojarzył a tu patrzę, że w klarnet też czasem dmuchnie. Mam takie jego płyty a Twoje propozycje sprawdzę: