-
Zawartość
1 120 -
Dołączył
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez sonique
-
Bardzo! Odgrzebałem jego starszą płytę, gdy nie był jeszcze „udomowionym” muzykiem ale dzikim i wierzgającym rumakiem free jazzu. 16(!) muzyków… tylko 30 minut materiału. Jest siła. Jest ekspresja. Czystej wody europejsku free… Wśród muzyków grających na powyższej płycie znaleźć można kilka ówczesnych sław a między nimi Petera Brötzmanna, który znany jest mi z bodaj najbardziej ostrego i agresywnego materiału jakiemu dane było wpaść w me uszy. Przy nim dokonania Napalm Death czy inne Burzum to pikuś;)
-
Dopóki nie ma banjo to nie obciach;) Ponoć duży wybór gorszy niż brak wyboru, ale do któregoś się wkrótce przymierzę:)
-
Louis Sclavis is his name… w ogóle ostatnio powalił mnie jazz o romańskich korzeniach. Ale o tym później. No i chociażby grający tak pięknie u Schoof’a Michel Pilz na basowym… Miodzio;) Pomimo tak mocnej klarnetowej obstawy, liczę, że mi Rafale polecisz jakiegoś zacnego grajka na dzisiejszy wieczór…;)
-
A widziałem to gdzieś. Może właśnie u niego. Dobre? A propos trąbki to dziękuję Ci z całego ucha za Manfreda Schoof’a. No nie mogę się od jego trylogii zawartej na Resonance uwolnić! Geniusz… Nowa jakość. To tak wciąż krążąc przy trąbkowych klimatach… Ale jest tam dla mnie jeszcze jeden potężny magnes. Na imię ma klarnet. Ostatnio mam na jego punkcie w jazzie obsesję…
-
Mi ostatnio przygrywa taka trąbka co to udaje klakson. A może to klakson, który udaje trąbkę…? Co by nie pisać, facet z pewnością wychowywał się przy ruchliwej ulicy… a może przeniósł się w czasie z przyszłości? Wikipedia podaje: „He was best known for developing the concept of "Fourth World" music, which describes a "unified primitive/futurist sound" combining elements of various world ethnic traditions with modern electronic techniques.” Dobra obsada. Muzyka, która wykuwa w mózgu nowe korytarze. Cóż chcieć więcej? Polecam. Jon Hassell - Power Spot
-
Też tak przez wiele lat miałem. Z wyboru. Po dziś dzień żadnej audycji telewizyjnej od początku do końca nie obejrzałem od czasu gdy miałem 16lat i przestałem przesiadywać z rodzicami w salonie. Obecnie tylko VOD. Kilka lat temu rodzice zapłakali na moim losem i podarowali mi swojego starego plazmowego panasonica, który wisi teraz w salonie za sprzętem audio… a nawet jest to niego podłączony;)
-
Myślę, że w tym przypadku akurat nie musi. Jeżeli zrobił adaptację pomieszczenia tudzież poprawnie zaimplementował DSP do swojego systemu - raz a dobrze - to potem sprawa jest dość łatwa i uzależniona tylko od budżetu. Wiele osób kupuje i słucha. I się nie zastanawia czy można inaczej jak jest dobrze. Mój znajomy kupił monitory aktywne Lipińskiego jako pierwszy strzał bez sprawdzania żadnych innych opcji. Z bananem na twarzy po prostu słucha muzyki… tacy ludzie istnieją:) Oczywiście aby wywołać banana nie trzeba sięgać do kieszeni aż tak głęboko.
-
Bardzo dawno temu kupiłem automat perkusyjny przyzwoitej klasy. Sprzedający poinformował mnie wówczas, że ów maszyna co jakiś czas niezauważalnie przyspiesza lub zwalnia tempo. Różnica nie do usłyszenia. Wystarczająca jednak aby oszukać mózg aby nie słyszał rytmu tylko jako bezduszne bębnienie nieomylnego programu ale jako ścieżkę podobną do tej granej przez człowieka. Prawie trzydzieści lat temu zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Dźwięk w jakimś aspekcie niedoskonały jest dla nas bardziej naturalny. Pewnie dlatego wszystko to co analogowe przechodzi kontrolę naszego mózgu bezbłędnie a to co cyfrowe niekoniecznie.
-
Melomana do sprzętu audio i muzyki ciągnie potrzeba obcowania ze sztuką. Audiofila zaś - z techniką i gadżetami. Pierwszy jest artystą, nawet jeżeli jedynie „z duszy”: szuka emocji i wzruszeń, których źródłem jest sama myzyka, harmonie, dobre wykonania. Sprzęt jest jedynie środkiem pomagającym osiągnąć cel. Drugi zaś jest technikiem, nawet jeżeli tylko amatorem: uwielbia sprzęt i gadżety. Lubi o nich czytać i się nimi otaczać. To właśnie one sprawiają, że audio jest dla niego takie atrakcyjne. Często muzyka jest dla niego jedynie narzędziem pomagającym mu oszacować co jeszcze musi poprawić w swoim systemie. A że świat nie jest czarno-biały, to jest też oczywiście cała masa tych pomiędzy;)
-
Na tyle mało, że wciąż kilka razy w tygodniu znajduję coś czego nie mam a pożądam, i na tyle dużo zarazem, że aby nie zwariować muszę uciekać się do psychologicznych trików obniżających poczucie winy;)
-
Aktualizacja: Było: 1. Pat Metheny - 14 2. Jan Garbarek - 13 3. Tomasz Stańko - 12 4. Eberhard Weber - 11 5. Vangelis - 11 Jest: 1. Tomasz Stańko - 18 2. Pat Metheny - 14 3. Jan Garbarek - 13 4. Terje Rypdal - 12 5. Eberhard Weber - 11 6. Vangelis - 11 7. Keith Jarrett - 10 PS. Dwupłytowe policzone x1 PPS. Trzypłytowe policzone x1 PPPS. Liczę tylko wykonawców z kolekcją od 10-ciu płyt w górę — Poczyniłem jednak mocne postanowienie na 2023 aby wyhamować z zakupami płyt bo chcę sfinalizować pewne pomysły w sferze audio a budżet nie jest z gumy. Dlatego w tym roku kupiłem dopiero dwa CD…:P
-
W cuda nie wierzę ale w patriotyzm już tak;) A serio, to przypomniałeś mi o niej. Mam z nią dość miłe skojarzenia więc przesłucham po latach jeszcze raz. Kto wie. Dzięki.
-
Rozumiem obawy związane z elektrykami i hybrydami. Podobnie jak z samochodami zasilanymi LPG. Ale Twój wpis mocno mnie rozbawił głównie z tego powodu, że obecnie wszystkie promy pasażerskie w Oslo obsługiwane przez komunikację miejską wypływające z (i wpływające do) przystani przy Aker Brygge są napędzane… elektrycznie. Przezbrojenie jednostek z napędu spalinowego na elektryczny kosztowało podatnika majątek. Promy mkną przez Oslofjord aż do Fredrikstad i z powrotem. I jakoś podróżowanie na takiej bombie uznano za bezpieczne. Świat stanął na głowie. Zatęsknimy jeszcze za silnikami Diesel’a…;)
-
Nie lepiej podłączyć do wzmacniacza odtwarzacz CD cyfrowo i potraktować go tylko jako transport? Wykorzystasz niezły DAC we wzmacniaczu, zaoszczędzisz kilka tysięcy, i będziesz miał wciąż wszystko wizualnie spójne. Jeżeli odtwarzacz nie zacina, nie przeskakuje, szuflada hula - to bym się nawet nie zastanawiał.
-
Zarówno JMJ jak i TD zdarzyły się dobre płyty. Ale chodziło mi o całokształt. Ja z Jarre’a lubię właśnie Equinox, Zoolook, oraz Revolution. Pierwszą za ciekawy klimat, drugą za nowatorskie zastosowanie samplerów, a trzecią za niedoścignione i oryginalne barwy typu „lead” (tworzenie barw to też komponowanie). A Tangerine Dream ciekawie brzmi w zasadzie do roku 1975. Wydaje mi się, że o wiele więcej maestrii w komponowaniu na instrumenty akustyczne (czy elektryczne) niż w kręceniu gałkami Mooga. O wiele trudniejsze moim zdaniem jest tworzenie złożonych harmonii niż zabawa arpegiatorami, sequencerami, automatami perkusyjnymi czy generatorami efektów. W drugim przypadku każdy niemal utwór to ścieżka dźwiękowa do międzygwiezdnego lotu odbywanego w wyobraźni - zawsze jakaś oklepana część wspólna. Bawiłem się już tak kiedyś i zazwyczaj nie widzę w tym wielkiej sztuki. Są jednak tacy, których nie da się doścignąć w żaden sposób bo mają jedyne w swoim rodzaju harmonie w głowie, np. Isao Tomita, Vangelis, itd. I tu widzę sztukę. Tu słyszę maestrię.
-
Jest to przyjemne. I atrakcyjne. Nie przeczę. Ale każda płyta TD (czy podobnych) to jakby powtarzanie jednego pomysłu w nieskończoność. Tomasz Stańko powiedział kiedyś, że ma wrażenie, że gra tę samą melodię przez całe życie (piszę z pamięci). Chyba nie słuchał Tangerine Dream;)
-
Gdy ówczesna mgła tajemniczości związana z podbojem kosmosu, życiem pozaziemskim i szybkim rozwojem analogowych instrumentów elektronicznych z ich nowymi dla ludzkich uszu „nieziemskimi” brzmieniami wreszcie opadła, okazało się, że poza wstępnie ciekawą innością sporej części „el muzyki” - to co zostało po czasie mocno ociera się o kicz. I mam tu na myśli zarówno JMJ jak i TD. Lubię klimat tamtej muzyki ale czas pokazał, że pod względem artystycznym jest tam niewiele. Moim zdaniem;)
-
Zazdroszczę. Ja dzisiaj przecieram szlaki tutaj (świetna płyta):
-
Ok grubo w cenie…
-
Starych nagrań czasem nie wydają na „kompakcie”. W tym przypadku nie masz co prawda oryginalnego wydania takiego jakie jest na LP ale w zamian dają przynajmniej kompilację trzech płyt jak wyżej. Można ją kupić za stówę, nową, więc nie narzekam;)
-
Czy polecałeś - nie pamiętam. Jest to możliwe bo płytę mam polubioną na TIDALu - więc coś się w okół niej działo. Ale raczej wcześniej nie słuchałem bo nie pamiętam. CD nie mam bo… nigdy się nie ukazało (jest tylko LP). Manfred Schoof nagrał w latach siedemdziesiątych trzy płyty dla filli ECM: "Scales", "Light Lines" i "Horizons". Wszystkie trzy trafiły na wydany w 2009r album wspomnieniowy „Resonance” a zawierający dwie płyty CD. Wygląda tak jak poniżej i właśnie go słucham. Jest dobrze. Ciekawy. Dość spokojny, poukładany i nawet melodyjny. Podobno Manfred free jazzowe szaleństwa miał już wtedy za sobą. Dzięki za przypomnienie!
-
No coś Ty? Nigdy bym się nie domyślił:P
-
Dzisiaj znalezione i przyswojone. Lekkie, rozrywkowe, relaksujące granie. Dobre wykonanie. Tony Levin z bratem & Co.
-
No tak. Takie fajne granie, że człowiek słucha i się zastanawia dlaczego tak późno poznał. Thanx man!:)