-
Zawartość
1 140 -
Dołączył
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez sonique
-
Czasem receptą na dobry dźwięk jest korzystanie z dobrodziejstw najnowszych technologii oraz precyzyjne pomiary, a czasem… tradycja, naturalne materiały, i dobre ucho: manufaktura uznanych słuchawek i wkładek gramofonowych Grado Labs na Brooklynie:
-
Janda „Na Zakręcie” jest świetna. Na prostej też nie gorsza;)
-
Obiecuję poprawę, co nie będzie trudne;) Tę płytę Raz Dwa Trzy „męczyłem” zaraz po jej wydaniu chyba z rok w różnych czasowych interwałach. Czasem kilka razy w tygodniu. Jeżeli dobrze pamiętam rok, to widziałem zespół na żywo w nocy na plaży w Mielnie latem w 2004r…
-
Nie znałem. Właśnie gra cała płyta z TIDALa. Świetne. Dzięki Grzesiek!
-
Trzeba było ściszyć…:P A wtedy przyprawiłaby jedynie o zawroty:) Ketil Bjørnstad potrafi oczarować. Mi szczególnie przypadły do gustu te jego płyty, na których na gitarze gra Terje Rypdal.
-
Częściowo tak, weszliśmy. Czytałem kiedyś ciekawy artykuł poparty badaniami jak ludzie tworzący (udane) związki z biegiem lat upodabniają się do siebie. W sposobie mówienia, gestykulowania, ubierania, poglądów. Również muzyki. To ostatnie działa u mnie tak długo jak muzyka zalicza się do tzw. worka „muzyka normalna”. Jednak pewne „muzyczne zboczenia” nie znajdują aprobaty i gdy próbuję przemycić trochę tego typu sztuki na ogólnorodzinne łono to zawsze pada pytanie: „oni już grają czy wciąż się stroją?”;) Niestety, oberwało się też nowemu wydawnictwu Stańko, którą to muzykę muszę w ukryciu… jak młokos jakiś za garażami z pierwszym Marlboro w ustach… po kryjomu… eh… Ale nie żałuję tej za-garażowej banicji: płyta jest warta tej chwilowej deprywacji rodzinnego ciepła… Ba! Z każdym kolejnym przesłuchaniem genialniejszą się wydaje… czyżby Stańkowy namber łan? Czas pokaże choć już widzę, że jest blisko. PS. Historia z happy endingiem: Pierwsza paczka czerwonych Marlboro kosztowała mnie 18000zł przed denominacją i została (na raty) skonsumowana z kolegą w około-szkolnych zaułkach…;) Potem „zakochałem” się w Salemach ale, że niby mentolowe szkodliwe, to je wycofali. A jak je wycofali to ja tez się z branży wycofałem bo żadne inne nie smakowały już tek jak tamte a kompromisów nie uznaję…;)
-
@Wichrowski, może i trochę się spóźniłem bo pod choinkę już nie wpadnie, ale do Twoich słuchawek spróbowałbym czegoś dedykowanego: iFi Audio ZEN CAN Signature 6XX. Cena: ok. 1500zł. Słuchałem „zwykłego” ifi Zen Can (nie pod Sennheisery - mam inne słuchawki) i bardzo mi się podobał. A w tej cenie wykonanie wręcz fantastyczne. Polecam.
-
Oczywiście, że forum jest dla każdej z tych grup. Tylko w praktyce działy traktujące o muzyce to mniejszość a jak spojrzysz dodatkowo na ruch w tych i tak nielicznych działach to ta mniejszość jeszcze mniejsza się okaże;)
-
Ależ przecież muzyka jest już tak podzielona. Mam wrażenie, że przepisałeś kawałek spisu treści podręcznika do przedmiotu Muzyka (żartuję, wiem, że nie), który obowiązywał w mojej szkole ponad 30 lat temu dla uczniów mojego profilu… przecież to nic nowego. Nie każdy jednak ten podział zna i nie każdego to interesuje. Stąd jeden uniwersalny i do większości amatorskich zastosowań bardzo praktyczny „worek”: muzyka klasyczna. PS. Ogólnie masz rację ale ta racja dla ogółu niepraktyczna. PPS. Na forum stworzonym stricte dla melomanów taki podział byłby obowiązkowy. Na niniejszym forum, jednak bardziej poświęconym technice audio, gdzie muzyka jest daleko za kolumnami, wzmacniaczami, a nawet kablami, lepiej sprawdzają się myślowe skróty;)
-
Salon to nie witryna czy półki. Salon to człowiek. W każdego rodzaju punkcie sprzedaży, czy „zależnym” czy „niezależnym” warto szukać sprzedawców etycznych. Co prawda nie spotkało mnie to w branży audio, ale zdarzyło mi się kilka razy „wędrować” za dobrym sprzedawcą od sklepu do sklepu bo wiedziałem, że ma wiedzę i doradza tak jakby miał kupić sobie samemu. Dwa razy też zdażyło mi się w większym sieciowym sklepie RTV, że zaraz po wejściu zawracałem do wyjścia gdy zobaczyłem, że „ten mój” sprzedawca pracuje w tym dniu na inną zmianę. Szukając kiedyś wzmacniacza natomiast, udało mi się „wynaleźć” w jednym ze sklepów sprzedawcę, zapalonego i szczerego audiofila, który bezinteresownie i przez telefon (sklep z drugiej części Polski) podarował mi wiele cennych rad „kogoś zza lady”, dzięki którym ja - dość kłopotliwy klient bardzo wtedy „zielony” w pewnych tematach audio - tak a nie inaczej pokierowałem swoimi muzycznymi wyborami, których do dzisiaj nie żałuję i za co jestem temu człowiekowi (którego nigdy nawet nie widziałem) bardzo wdzięczny. Dość powiedzieć, że ów pan niczego w końcu mi nie sprzedał bo nawet nie miał tego w ofercie… natomiast uczciwie przestrzegł przed kosztownymi mieliznami tej branży.
-
Sam incydent nie jest kwestią wiary lecz odnotowanym faktem, który można sprawdzić. Ale Twoja (nad)interpretacja jego przyczyn już dość śmiała przyznasz.
-
Słyszałem, że ów inżynier otrzymał konkretne pogróżki od konkurencji zaniepokojonej jego świetnymi rezultatami a właściciel Tandberga (zimny brodaty Wiking o małych chytrych oczach) odparł, że go to nic nie obchodzi i i tak nie zatrzyma produkcji bo ceny w Norwegii horrendalne a dzieci wyżywić trzeba… i dodatkowo jeszcze (aby tego było mało) zostawiła go partnerka bo ów inżynier pracując nad idealnym dźwiękiem do późna w nocy i to przez wiele miesięcy z rzędu kompletnie zaniedbał związek… Nie było wyjścia… skok z klifu wprost do lodowatej wody Oslofjord wydawał się jedynym wyjściem…
-
Edit: oczywiście miało być w szranki, a nie w "Szranki i Konkury" bo to z Kajko i Kokosza... i trochę nie na temat...:P
-
Tomasz Stańko - Wooden Music I @Adi777 - oraz ktokolwiek, kogo to interesuje... przesłuchałem w całości i bardzo uważnie nową płytę Stańko już trzy razy (oraz kilka razy we fragmentach) i potwierdzam większość z Twoich spostrzeżeń, jak również odczucia tzw. rynku muzycznego: "Wooden Music I" to płyta wielka. uważam, że absolutnie bez żadnego zawstydzenia mogąca stawać w szranki i konkury z najlepszymi płytami artysty nagranymi w tamtym okresie. Od siebie dodam, że nowe nagranie jest odrobinę bardziej spójne (na mały plus) i przez to odrobinę bardziej przewidywalne (na mały minus) od np. takiej "TWET" czy "Music for K". Ale to ten sam wysoki poziom muzycznego zadowolenia mierzonego szerokością "banana" na twarzy słuchacza...;) A co to za muzyka? Myślę, że najlepiej będzie jak zacytuję fragment recenzji niniejszej płyty zamieszczonej na łamach Jazz Forum: "Bronisław Suchanek, ostatni żyjący członek kwintetu wspomina: „Muzyka drewniana jest totalną improwizacją. Przyjeżdżaliśmy na koncert, zaczynaliśmy grać i nie wiedzieliśmy, dokąd pojedziemy. Jedyne co nas prowadziło to wspólna i psychiczna zgodność, zrozumienie, przyjaźń i respekt w tej podróży muzycznej. Muzyka była pierwszym i najważniejszym elementem, któremu należało się przyporządkować – to był free jazz najczystszej wody. Jeśli są tam momenty, które wydają się zaaranżowane, to wynikają z tego, że graliśmy razem przez kilka lat, wieczór po wieczorze, jeżdżąc z klubu do klubu. Znaliśmy się lepiej niż znali nas nasi rodzice, mieliśmy do siebie totalne zaufanie – dzięki temu ta muzyka zaistniała w taki sposób."" Aż strach pomyśleć jak niewiele brakowało aby to nagranie z 1972r nigdy nie ujrzało światła dziennego! Gdyby ktoś dociekliwy nie wyszperał materiału z czeluści archiwum Radia Bremen po po 50-ciu latach, nie byłoby obecnego święta! Ba! Święta z poprawinami, bowiem znalezionego materiału jest tak dużo, że nie zmieścił się na jednym krążku i w pierwszej połowie 2023r pojawi się na rynku "Wooden Music II". A więc radość dubeltowa...:) Moim zdaniem najciekawsza recenzja niniejszej płyty (autorstwa Filipa Kalinowskiego) znajduje się na tej niepozornej stronie: https://radiomeister.pl/recenzja-tomasz-stanko-quintet-2/
-
W salonie jak na drodze: zasada ograniczonego zaufania (tutaj do sprzedawcy). Sprzedawca musi zdać mój „test” abym zaczął go na poważnie słuchać. Na ogół niestety go nie zdaje. Bo traktuje mnie jak pewnie większość kupujących: jak żółtodzioba, który uwierzy w jego „story” i skieruje oczy na właściwą półkę. Trzeba też pamiętać o tym, że człowiek dąży do wygody a sprzedawca też człowiek. Stąd też te elementy toru, które nie sprawiają żadnych kłopotów z obsługą, są wygodne i funkcjonalne i wpisują się w większość potrzeb klientów z pewnej półki są najczęściej na stałe do odsłuchania. Gdy ja szukałem sprzętu, takim żelaznym zestawem był Marantz PM 8006 wraz z Cambridge Audio CXN. Dwa na trzy salony miały go zawsze w gotowości. Normalnym jest, że sprzedawca poleci wtedy któryś z tych „klocków” komuś kto zapyta „dobre stereo chcę kupić, co Pan poleci?”
-
Napiszę o poprzednim odtwarzaczu CD czyli Denon DCD 1550ar bo CA CXC mam dopiero drugi miesiąc i tutaj na kilkadziesiąt przesłuchanych płyt nie wczytał jednej (włożona ponownie i testowo kilka kolejnych razy poszła bez problemu) a na kolejnej jednej przeskoczył (wada płyty: głęboka rysa na ostatnim utworze). Na Denonie zaś (który pod koniec życia był kapryśny), zdarzyło mi się (i to wiele razy), że nowe płyty (mniej niż 20-to letnie) nie odtwarzały się poprawnie i przeskakiwały (czasami tak często, że kompletnie uniemożliwiało to jakikolwiek odsłuch) a stare (z lat 80-tych) chodziły bez większych problemów… A więc zaobserwowałem coś odwrotnego…:)
-
Pierwsze wydania CD „odziedziczyły” po płycie winylowej dwie dla mnie bardzo istotne cechy: długość nagrania oraz „winylowy” dźwięk. Kiedyś CD trwały 30-45 minut (w praktyce najczęściej 37-42 minuty) i miały dźwięk „analogowy” (oczywiście zapisany w formie cyfrowej (AAD)). Przykłady: Zbigniew Seifert - Man of The Light, Tomasz Stańko & Adam Makowicz -Unit itp. Płyta CD umożliwia prawie 75-minutowy zapis co bez względu na to jak bardzo muzyka nas zachwyca („attention span” większości słuchaczy to około 45-50 minut skupionego słuchania), to po przekroczeniu pewnego czasu najczęściej zaczynamy tracić skupienie, kręcić się, niecierpliwić i uciekać myślami. To miedzy innymi dlatego w filharmoniach robi się przerwy gdy „set” trwa dłużej niż 45-50 minut (są oczywiście nieczęste wyjątki, jak np. Requiem Verdiego, którego przerwać nie można). Płyty CD mają często jeszcze jedną wadę wynikającą paradoksalnie z ich „przewagi” nad LP: materiał jest wpychany na siłę aby wykorzystać stosunkowo dużą pojemność płyty i najczęściej kilka kawałków jest po prostu wyraźnie słabszych (podczas selekcji na 45-minutowy analog wylądowałyby w koszu jako odrzuty z sesji). Nie trzeba odtwarzać z winyli aby mieć dźwięk przyjemny dla ucha. A co do dynamiki, to akurat LP wypada od CD dużo gorzej (ograniczenia techniczne). Oczywiście gdy nagranie na CD nie zepsute nieudanym remasterem…;)
-
25 lat temu kupiłem gramofon bo… używane analogi były dużo tańsze od używanych CD. Na giełdach wyłapywałem perełki w dobrym stanie nawet poniżej 10zł. Potem wszystko się zaczęło zmieniać aż doszło do sytuacji, którą obserwujemy od jakiegoś czasu gdy winyle są średnio dwukrotnie droższe od płyty CD. Jakiś czas temu dałem Teściowi gramofon i wszystkie płyty bo utrzymywanie dwóch systemów, LP i CD, uznałem za ekonomicznie bezzasadne. Nigdy nie byłem też freakiem winylowego brzmienia więc przyszło mi to z pewną łatwością. Ale… wpisy takie jak powyżej kolegi @Highlander_now przypominają mi brutalną prawdę: gro wybitnych pozycji w dalszym ciągu dostępnych jest jedynie na winylach. Oczywiście jest też odwrotnie. Czyżby znowu bodziec do powrotu do płyt analogowych i dwóch systemów jednocześnie? Sam nie wiem…
-
Z jednej strony dzień jak codzień. Z drugiej jednak czas na nostalgiczne podsumowania. Zatopienie się w myślach. Zwolnienie. Pauzę. Voo Voo - 7
-
Prawie każdy meloman je ma: płyty rzadkie, trudno dostępne a przez to najczęściej drogie. Słowem - z punktu widzenia kolekcjonera - niezwykle wartościowe. Na dobry początek płyta, o której w innej rubryce już przy jakiejś okazji krótko wspominałem, a która dumnie zdobi moją półkę i do tematu idealnie pasuje: Barre Phillips - Three Day Moon Płyta CD rzadka (na tym nośniku wydana oficjalnie tylko raz). Na LP do kupienia bez problemu, choć też drogawa. W dniu dzisiejszym, za pośrednictwem globalnych kanałów sprzedaży, wydanie na CD oferuje na świecie tylko jeden sprzedawca za kwotę około £63 z transportem. A muzyka? To niezła dawka psychodelicznego jazzu, którego akcja dzieje się w przestrzeni o nieograniczonym horyzoncie zdarzeń. Uważny i skupiony na muzycznym przekazie słuchacz zaczyna lewitować w wykreowanym przez muzyków świecie czasem popadając w stan podobny do płytkiej hipnozy: po zakończeniu płyty dobrze jest powoli otworzyć oczy i przez chwilę pozostać na miejscu aby w tym czasie zorientować się w domowej przestrzeni i na nowo wejść w fizyczną relację z realnym ziemskim światem. Format: CD Label: ECM Records Data nagrania: Marzec, 1978r. Studio: Talent Studio, Oslo Wszystkie utwory skomponowane przez Barre Phillips Lista utworów: "A-i-a" - 9:41 "Ms. P." - 4:59 "La Folle" - 5:18 "Brd" - 8:38 "Ingul-Buz" - 3:58 "S. C. & W." - 9:27 Skład: Barre Phillips - bass Terje Rypdal - gitara, syntezator gitarowy, organy Dieter Feichtner - syntezator Trilok Gurtu - tabla, instrumenty perkusyjne