Skocz do zawartości

Adi777

Uczestnik
  • Zawartość

    4 997
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Adi777

  1. Polecić Ci coś? 😉 Tak. Ja mam sentyment do tego utworu, wtedy jeszcze słuchałem white metalu.
  2. A nie, myślałem, że to jakieś szatany będą. Genres: Avant-Garde Metal Brutal Prog, może być ciekawe.
  3. Nie rozumiem, co w tej wypowiedzi jest nie tak. No i spoko. "Trochę" głupio słuchać czegoś w stylu Poison, czy innego Mister Biga, i jednocześnie pisać, że na przykład muzyka Bacha czy Chopina jest do dupy. Co to za szatany??? 😱 😁
  4. Oczywiście, że nie Ale mimo wszystko, free jazz to jakiś określony sposób grania.
  5. Kwestia przyzwyczajenia do nowych dźwięków. U mnie to szło mniej więcej tak - rock w stylu Scorpions, Guns N’ Roses, Dire Straits, sporo ballad rockowych - dziś bym nie dał rady, nie ma opcji, później hard rock, czyli Deep Purple, Led Zeppelin, Black Sabbath, następnie trochę metalu, głównie w wersji white, czyli "chrześcijański", w tym także death metal, później rock progresywny, następnie jazz rock, jazz-fusion, i w konsekwencji jazz, zarówno akustyczny, jak i elektryczny. Dużo ostatnio nie jazzowych rzeczy słucham.
  6. Dlatego, że fajnie by było, gdyby ktoś wyciągnął coś dla siebie z tych moich linków. Znasz fińskie Oranssi Pazuzu?
  7. Tak, podoba. Co mi się podoba w tym albumie? Kontrabas Hollanda, jego gra i jego brzmienie, piękny utwór tytułowy, melodyjny motyw w "Four Winds", "Interception", i bardzo lubię flet w jazzie, klimat i nastrój w "Now Here (Nowhere)". @sonique W tym Vangelisie nie ma ani grama free jazzu. Za co kocham jazz? Za improwizacje, za niewiadomą, która może się czaić za zakrętem, za gęstość, za rytmiczność, za nawiązywanie do różnych kultur, za spirytualny klimat, za instrumenty, za wszystko. Tak po prostu. Nie ma co się bać jazzu, jazz nie gryzie. Oczywiście nie ma co zaczynać od free jazzu, bo to raczej głupota. Kind of Blue, Kolos saksofonu Rollinsa - chyba @Asia ma na CD, i wiele, wiele innych stosunkowo łatwych w odbiorze płyt. U mnie przyswajanie tych nieco trudniejszych albumów jazzowych nie było specjalnie ciężkie, bo wcześniej byłem zaznajomiony z jazz-rockiem, jazz-fusion, rockiem progresywnym - także tym trudniejszym, także poszło w miarę gładko.
  8. Powiem tak, nie znam zbytnio współczesnego jazzu. Nie chcę strzelać, ale poznałem może 30 albumów jazzowych z ostatnich kilku lat, i na pewno było warto je przesłuchać, natomiast absolutnie nie zgodzę się z tym, co napisałeś. Jakie ograniczenia? Aż żałuję teraz, że nie mam takiej wiedzy jak Mahavishnuu, bo bym Cię wypunktował jak Dzik kablarzy 🤣 Jeśli pozwolisz, to spytam się paru bardziej obeznanych ode mnie osób, co sądzą o Twoim wpisie. Zakładam, że to nie jest dla Ciebie problem? Ja nie mam wiedzy zbytnio.
  9. Jakie ograniczenia? Akurat rock ma się całkiem dobrze. Nie, nie mam na myśli Srety van Flety, przecież jest sporo dobrych rockowych płyt. Czy chodzi o to, że Led Zeppelin już nie gra, Deep Purple nie tworzy płyt w stylu In Rock, a Black Sabbath kolejnego Paranoid?
  10. Nie znasz się Dziku na jazzie. Nie znasz się, bo nie rozumiesz tej muzyki, nie pojmujesz jej, nie dostrzegasz jej piękna. Twe serce czarne jak smoła od black metalu jest, być może dlatego jazz nie może się dostać do Twego serduszka 😔
  11. Oraz oczywiście nasz genialny jazzman:
  12. Zobacz, jeśli chcesz, na AS i temat Fascynacje jazzowe. Zdziwisz się, ile osób jest zajaranych jazzem. Pozwolę sobie zacytować opis wspomnianej tutaj płyty Dave'a Hollanda, przez użytkownika Mahavishnuu, którego bardzo dobrze znam w internetowych czeluściach, bardzo lubię i cenię za ogromną wiedzę muzyczną, i za wszystkie polecone mi albumy, nie tylko jazzowe. Raczej by się nie obraził, ze go cytuję "Dave Holland Quartet - Conference Of The Birds (1973) Przeciętnemu jazzfanowi Holland bodaj najbardziej kojarzy się ze współpracą z Milesem Davisem. Miał to szczęście, że trafił na niezwykle frapujący okres, gdy trębacz wchodził na elektryczną ścieżkę. Zagrał na fundamentalnych płytach dla fusion (In A Silent Way, Bitches Brew). W 1970 roku poszedł swoją drogą. Związał się z awangardowym kwartetem Circle, a po jego rozpadzie rozpoczął wydawać płyty solowe. Mimo gry z Davisem i popularności fusion postanowił pójść pod prąd i grać to, co interesowało go najbardziej. Tytuł debiutanckiego albumu kontrabasisty został zaczerpnięty z twórczości perskiego poety Farīda ud-Dīn Aṭṭāra. Conference Of The Birds zdecydowanie bliżej do dokonań Circle niż twórczości Milesa Davisa z okresu Bitches Brew. Holland nastawił się na „akustyczne” granie, w dalszym ciągu zamierzał penetrować obszary free jazzowe. Udało mu się zebrać znakomity skład muzyków: Anthony Braxton (przeróżne instrumenty dęte), Sam Rivers (saksofony, flet), Barry Altschul (perkusja, instrumenty perkusyjne). Pomimo faktu, że na albumie zagrało 3/4 składu Circle jest to nieco inna muzyka. Przede wszystkim nie ma tu mowy o jakiejś szerokiej fuzji jazzu nowoczesnego i muzyki współczesnej. Holland zdecydowanie skłania się do tego, aby obracać się w obrębie idiomu jazzowego. Na płycie znalazło się sześć utworów. Trudno którykolwiek wyróżnić, ponieważ cały album prezentuje bardzo wysoki poziom. Nie brakuje na nim niezwykle dynamicznych kompozycji, czasami zagranych w zawrotnym tempie (Interception, See-Saw). To właśnie takie ekspresyjne tematy dominują na wydawnictwie, choć nie brakuje także spokojniejszych, by wymienić tylko prześliczny utwór tytułowy. Kwartet jest doskonale zgrany. Na pewno pomógł w tym fakt, że Holland, Braxton i Altschul intensywnie koncertowali i nagrywali razem w latach 1970-1971 (vide Circle i inne kolaboracje). Sam Rivers doskonale uzupełnia ten jazzowy organizm. Opener Four Winds jest świadectwem tego, że kontrabasista ma nieortodoksyjne podejście do free jazzu. Podobnie jest zresztą w innych utworach. Z jednej strony mamy tu szalone improwizacje, bogactwo środków artykulacyjnych, ostrą dysonansowość faktury (głównie za sprawą dość radykalnych partii Braxtona i Riversa), natomiast z drugiej nierzadko pojawiają się urokliwe melodie. Muzyka jest wprawdzie mocno improwizowana, jednak słychać, że jednocześnie jest tu jakaś wyrazista myśl architektoniczna, dzięki czemu forma nie staje się amorficzna. Choćby z tego względu Conference Of The Birds może zainteresować nie tylko fanów jazzowej awangardy, ale także zwolenników mainstreamu otwartych na eksperymenty." Nie no, oczywista oczywistość. Polski jazz to klasa.
  13. Hmm, zobacz może te dwa albumy, o których pisałem wczoraj, czyli "Terje Rypdal" (1971) i "Whenever I Seem to Be Far Away" (1974). Dość łagodne, ale nie senne granie. Też czasami słucham, i ja akurat rozumiem, że można z tej muzyki czerpać przyjemność, podobnie jak z jazzu, a jazz niejedno ma oblicze, ale to chyba każdy wie. Żartowałem przecież 😁 O tym już pisał kiedyś Rafał, racja, no i czasem niełatwo odróżnić takich "szarlatanów" 😁 od artystów, którzy rzeczywiście wiedzieli co grali, co chcą grać, i jak grać. Na pewno nie dotyczy to Dave'a Hollanda i jego Konferencji Ptaków. Zresztą, to nie free jazz. To taki bardziej pomost pomiędzy post-bopem a free.
  14. Do Gans end Rołses na pewno nie zamierzam wracać. Do czego wracam i będę wracał? Z wielką przyjemnością do King Crimson, Gentle Giant, Van der Graaf Generator, Yes - głównie "Close to the Edge", Led Zeppelin I i Led Zeppelin II - głównie do tych, ale nie tylko, Black Sabbath, Popol Vuh, Deep Purple - tu już trochę inaczej, bo głównie do "Made in Japan", poza tym, raczej zrobiłbym sobie składankę "The Best Deep Purple", a w niej plus minus 15 utworów Purpli z różnych albumów z lat 60 i 70, raczej nic nowszego.
  15. Twoja żona/dziewczyna ma dostęp do Twojego telefonu/laptopa/peceta? Oby nie 😆 Bo często duży natłok, ściana dźwięku, tudzież chaos.
  16. Tak, jak wiele osób niedowierza, że z black metalu można czerpać przyjemność. Już Ci tłumaczę. Zakupy robię raz na tydzień, głównie w niedzielę, spać idę około 22 - 23, i jestem kawalerem 😁 Trylogię Mwandishi lubisz? Dla mnie geniusz.
  17. Spoko, rozumiem. Utwór tytułowy też Ci nie podszedł? Piękne granie, z wyraźnie zaznaczoną melodią, nie tylko moim zdaniem, a ten riff na kontrabasie Wam czegoś nie przypomina? 😉 Reszta albumu faktycznie trudniejsza w odbiorze, ale też mająca bardziej "chwytliwe momenty". Ciekawy jestem, czy podszedłby Ci któryś z albumów, o których pisałem tutaj wczoraj, na przykład Terje Rypdal. Wyraźnie inne granie.
  18. W przypadku tego albumu, czyli Konferencji Ptaków mylisz się, i to grubo, zresztą, nie tylko w tym przypadku. Na pewno nie odhaczam albumów, i lecę po kolejne, ale może tak to wygląda, nie wiem. Wiem natomiast, że tak nie jest.
  19. Która ma udowodnić, że się da? Że się da co? Jak mocno znasz jazz? Jak długo w nim siedzisz? Ta płyta jest przez zdecydowaną większość jazzowych krytyków i znawców uznawana za wybitną, a pewnie i przez wszystkich, i nie ma co się temu dziwić.
  20. Wiadomo, ja po prostu bym nie dał rady przesłuchać niektórych zespołów, tych, od których zaczynałem, no i poza tym byłaby to strata czasu. Hmm, a więc tak. Oczywiście, że wracam do jazzowych albumów, acz oczywiście nie tylko. Mimo wszystko jednak staram się częściej słuchać nowych albumów, czyli poznawać zupełnie mi nieznane płyty, tym bardziej, że teraz słucham znacznie większej ilości gatunków muzycznych niż jeszcze kilka lat temu.
  21. W sensie dużo, czy mało? Taki zespół na początek. Teraz chyba bym ich nie wysłuchał.
  22. O kurde, to ja X4400H sprzedałem za 3500 zł, używany kilkanaście godzin. Oby dobrze służył właścicielowi.
×
×
  • Utwórz nowe...