Skocz do zawartości

Kraft

Uczestnik
  • Zawartość

    12 288
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Kraft

  1. Zostaw wzmacniacz, a pieniądze wydaj na wyższej klasy kolumny. Najlepiej podstawkowe (+standy). Metrażu nie masz wielkiego, a za te same pieniądze kupisz o klasę lepsze podstawkowce niż kolumny wolnostojące. W tym budżecie to robi różnicę. Podłogowe do 6000 zł namacalnie jeszcze nie potrafią grać. Moje przykładowe propozycje do odsłuchu: Heco Revolution 3, KEF LS50 Meta, Bowers 707, Usher S-520. Koledzy chwalą też: ATC SMC7 i Jean Marie Reynaud Lucia. Jak do tego odsłuchasz jeszcze Dynaudio czy Triangle, to moim zdaniem nie ma sposobu, żebyś czegoś wpasowującego się w Twój gust nie wybrał. Niedrogie, a nieźle wykonane standy to np. produkty Norstone. No i akustyka. Tu jest potencjał.
  2. Historycznie sprawa nie jest taka prosta. Jakkolwiek dziwnie by to z dzisiejszej perspektywy brzmiało, to Tybetańczycy napadali na Chińczyków, a ci odpowiadali pacyfikacjami. Tybet został w końcu podporządkowany cesarstwu, ale nie przez Chińczyków, a mongolską dynastię Yuan (XIII-XIV w. - dynastia ta podbiła też Chiny). Tybetańczycy zajmowali zresztą w cesarstwie chińskim okresu Yuan uprzywilejowane miejsce - wyższe niż Chińczycy! Z punktu widzenia Chińczyków Tybet to od jakiś 700 lat część Chin. Po prostu, jak porównamy historię Chin z historią Imperium brytyjskiego, Francji, Niemiec, Portugalii czy Hiszpanii, to Chińczycy jawią się jako istne gołębie pokoju. Yin i Yang zobowiązuje. Dobra, proponuję zakończyć OT, bo dostaniemy po tyłkach od moderacji;)
  3. A kogo Chiny podbiły w swojej liczącej ponad 2000 lat historii? Czy państwo, które otacza się największym murem na świecie, ma w planach kogoś anektować?
  4. Chodzi o tych, którzy wykorzystują (sprzęt do słuchania muzyki), ale (go) nie kochają?
  5. To może być jeden z kluczowych aspektów. Wyśrubowane oczekiwania, jakie mamy kupując drogi sprzęt, potrafią sporo namieszać w głowie. Już sam dysonans podecyzyjny jest wtedy znacznie silniejszy. I tu może ujawnić się przewaga zakupu sprzętu używanego. Lepszy stosunek koszt/efekt = większa satysfakcja (nawet, jak nie gra wcale lepiej:). Ja zmieniłem kolumny droższe na tańsze i jestem happy. Mam tylko nadzieję, że nie wyłącznie z powodu różnicy w cenie, ale też z dzięki bardziej pasującemu mi (i mojemu salonowi) brzmieniu;).
  6. Tu zdaję się jest pies pogrzebany. Z jednej strony półśrodek - muzyka jest najważniejsza, z drugiej - na lepszym sprzęcie słuchanie daje więcej przyjemności. I tak rodzi się paradoks audiofila. Potrzeba matką wynalazku, czyli po audiofilsku - niezadowolenie z dźwięku motorem zmian. Czy niezadowolenie będzie ciągłe czy tylko okresowo nawracające, to już mniejsza. Ważne, że nie można się od niego uwolnić. Popycha nas do zmian, czasem na lepsze, czasem tylko pozornych, ale też, w mniejszym lub większym stopniu, psuje radość z obcowania z muzyką. No bo ciągle coś nie tak, mogłoby być lepiej, u kolegi ten bas... Sam tego doświadczyłem (jak pewnie wielu z nas). Przez ponad dwa lata starałem się wybrać dla siebie lepsze kolumny. Przetestowałem ich mnóstwo. Nie powiem, było z tym sporo zabawy. Doświadczenie też jak wiadomo bezcenne. Tylko, że coraz mniej chciało mi się słuchać muzyki. Gdzieś szczera radość się zagubiła. Ale czy mogło być inaczej? Wybór nowego sprzętu wymaga przecież odsłuchów krytycznych, a słowo krytyka nie kojarzy się raczej z przyjemnością. Nawet semantycznie audiofil ma pod górkę. I jak tu namierzyć ten upragniony stan równowagi. nasycenia? Zmieniać, żeby było lepiej, ale też zatrzymać się w odpowiednim momencie, żeby się w tych zmianach nie zatracić. Oto jest pytanie.
  7. W numerze 4/2022 Audio-Video ukazał się ciekawy "wstępniak" autorstwa redaktora Filipa Kulpy zatytułowany "Audiofil". Bardzo cieszę się na ten odważny głos prominentnego przedstawiciela środowiska, gdyż jest on zbieżny z moimi przemyśleniami (szczególnie jego konkluzja). W kupie raźniej;). A że sam bym tego lepiej nie ujął, więc pozwolę sobie zacytować go w całości. Ku refleksji. "Co bardziej złośliwi, nie wyłączając samych zainteresowanych, uważają, że audiofilia to „nieuleczalna” choroba. Ja podchodzę do tej kwestii mniej kategorycznie, uważając ją za stan umysłu, który ma swój początek, ale może też mieć (szczęśliwy) koniec. Jest więc stanem przejściowym lub permanentnym. Od nas samych zależy, w którym aktualnie się znajdujemy. Ale czym tak naprawdę jest audiofilia? Należałoby wyróżnić minimum trzy etapy tej pasji, albowiem w tych kategoriach należy to zjawisko postrzegać. Pierwszy jest „niegroźny”, rozwojowy, a więc pożądany. Zaczynamy zwracać coraz większą uwagę na jakość odtwarzanego dźwięku. W bardziej optymistycznym wariancie — bo już na tym etapie drogi bywają różne — szukamy lepiej nagranych płyt, porównujemy różne wydania tych samych albumów, dotychczasowy sprzęt okazuje się za słaby, szukamy więc lepszych kolumn, wzmacniacza, a nawet kabli. Dokładniej ustawiamy głośniki, zaciągamy kotary podczas odsłuchu, gasimy światło itd. Kolejne decyzje zakupowe podejmujemy (jeszcze) z dużą dozą racjonalności i samokontroli, często w konsultacji z partnerem lub partnerką. Mamy określony budżet i staramy się go nie przekraczać. Sukcesywnie ulepszamy swój sprzęt, ale bez „szaleństw”. Wychodzi na jaw małe doświadczenie, skutkiem czego nie każdy wybór jest dobry, niektóre okazują się nietrafione, ponieważ „chciałem lepsze kolumny, ale kompletnie nie wiedziałem, jakie”. Ten etap można nazwać błądzeniem. Doradcami są zwykle społeczności internetowe (dawniej była to prasa), które udzielają sto różnych odpowiedzi na jedno zadane pytanie. Taki audiofil ma poważną trudność z określeniem własnych priorytetów i preferencji. Przed nim jeszcze długa droga... Drugi etap oznacza zaostrzenie, ale też wykrystalizowanie pasji. Pewne doświadczenia audiofil ma już za sobą, wydaje mu się, że jest osłuchany i stara się mniej słuchać innych. Tyle że wciąż to robi, ale przeważnie nieświadomie. Nierzadko bierze czynny udział w dyskusjach społecznościowych. Pojawiają się, wcześniej nieznane, dylematy w rodzaju: które (jeszcze) kable kupić, czy może zmienić wtyki, a może wykonać nową instalację elektryczną itd. Część audiofilów, na tym etapie swojej przygody — szczególnie tych starszej daty — inwestuje pokaźne kwoty w płyty (szczególnie winylowe), z kolei druga podgrupa opiera się na streamingu. Nie wszyscy są melomanami i wciąż pokutuje, nierzadko przeniesione z etapu pierwszego, słuchanie dobrze nagranej muzyki, wybranych utworów, a nawet ich fragmentów. Ale są też melomani, którzy audiofilską pasję przekuwają na poznawanie nowej muzyki. Jakkolwiek etap drugi, w tak zdefiniowanej formie, wydaje się wciąż jeszcze normalny i „zdrowy”, to coraz częściej pojawiają się problemy z kontrolowaniem wydatków (na sprzęt). Założony budżet bywa więc przekraczany, często bez wiedzy tej drugiej, ważnej w naszym życiu osoby. Nowe zakupy są nie do końca przemyślane, jak choćby 400-watowy wzmacniacz do „trudnych” monitorów w 16-metrowym pokoju. Na tym etapie audiofil ma już jednak niezłą orientację, co lubi, a czego nie i potrafi w miarę precyzyjnie określić własne potrzeby, preferencje. Konfrontuje swoje wrażenia z recenzjami czy innymi opiniami, wciąż jednak pozostaje lekko nieufny wobec własnych odczuć. Nadal błądzi, ale już nie tak, jak na początku. Przydałby się jakiś autorytet, ale gdzie go szukać? Trzecie stadium jest najtrudniejsze do zdefiniowania, ponieważ w grę wchodzą bardzo różne, indywidualne zachowania i reakcje oraz kwestie natury psychologicznej. Najbardziej charakterystyczną cechą tego stanu jest nieracjonalność podejmowanych decyzji zakupowych (w dziedzinie audio), co paradoksalnie wchodzi w konflikt z dużym lub bardzo dużym doświadczeniem odsłuchowym. Tacy audiofile mają przeważnie wysokie mniemanie o sobie, ściśle sprecyzowane gusta i oczekiwania. Z góry, bez słuchania, potrafią ocenić co „zagra”, a co „nie ma prawa”. Na podstawie dwuminutowego odsłuchu na wystawie, często w przypadkowych warunkach, wydają osąd na temat danego urządzenia. W tej grupie dość często spotyka się osoby inwestujące niebotyczne kwoty w kable, akcesoria i urządzenia, których realna wartość w kontekście możliwego wpływu brzmienie czy włożonej wiedzy inżynierskiej jest żenująco niska. Typowym uzasadnieniem takiej postawy jest: „słyszę różnicę, więc kupuję”. Z drugiej strony, te same osoby nie doceniają znaczenia podstawowych czynników determinujących jakość dźwięku, takich jak chociażby akustyka pokoju czy ograniczenia stereofonii. Tymczasem kwoty, które wydali na sprzęt pozwoliłyby przeprowadzić się z niewielkiego mieszkania do małego domu. To dobitny przejaw braku racjonalności myślenia i zupełnego zatarcia się granicy pomiędzy tym, co dany sprzęt faktycznie potrafi a tym, co w danych warunkach jest możliwe do uzyskania. Typowe jest tu również bezkrytyczne zaufanie wobec nieweryfikowalnych obietnic producentów różnej maści „wynalazków”, którzy często żerują właśnie na tej grupie odbiorców. Spotyka się tu zarówno osoby bardzo zamożne (i chyba głównie je), jak również takie, które dysponują systemami relatywnie niedrogimi, ale „przeszli swoje” i „wiedzę” nabyli (drugi cudzysłów stawiam nieprzypadkowi). Charakterystyczną cechą tego stanu umysłu jest całkowite negowanie rozwiązań znacząco lub drastycznie różnych od tych, które te osoby uważają za jedyne słuszne. Wykazują ponadto niewielkie zrozumienie dla innych, inaczej myślących, zwłaszcza początkujących audiofanów. Czasem nawet ich wyśmiewają lub odnoszą się do nich z pogardą. Przykre. Czy są inne grupy i stany? Zapewne tak. Ze swojego, około 30-letniego doświadczenia wiem o istnieniu czwartego. Nazwałbym go stadium spokoju i dystansu. Sprzęt audio to tylko (pół)środek do tego, by czerpać radość ze słuchania muzyki. Sprzęt nie musi być najlepszy, ani tym bardziej najdroższy. Ma dawać przyjemność i pozostawiać przestrzeń życiową dla innych, nierzadko większych przyjemności. Nie zapominajmy o tym, zwłaszcza dziś." Zapraszam do dyskusji (byle spokojnej).
  8. Już się na ten temat produkowałem, więc teraz wersja skrócona. Dadzą.
  9. Pytanie jest tendencyjne:) "Większość kawałków"? Możemy słuchać przecież różnych gatunków muzyki i wtedy ta realizacyjna większość też będzie różna. Powiedzmy, że tak, jak u Ciebie. ok. 1m za kolumnami.
  10. Niekoniecznie. W grę wchodzi również modyfikacja impulsu i fazy. Stosowany przez niego NEAR FIELD SCANNER SYSTEM (NFS) nie wymaga komory bezechowej. Zależy od nagrania. Realizator też ma coś do powiedzenia w tej kwestii. Najczęściej ok. 85 cm (licząc do przedniej ścianki).
  11. Jeszcze informacja dla osób mniej zorientowanych w temacie. Rezonanse (także obudowy) da się zarejestrować mikrofonem i są one widoczne na charakterystyce częstotliwościowej.
  12. OK. To inaczej. Myślę, że użytkownicy Dirac Live potwierdzą, że po korekcji tym systemem źródła pozorne się zmniejszają. Jakie parametry program modyfikuje żeby to osiągnąć nie wiem, ale na pewno wiedzą to twórcy jego algorytmu. Pomiar mikrofonem, analiza, korekcja i voilà. Da się? Da się.
  13. Naprawdę sądzicie, że konstruktorzy kolumn nie mają pojęcia od czego zależy jakość stereofonii? Że nie wiedzą, jakie mierzalne parametry są za nią odpowiedzialne? Że kształtują ją wyłącznie na czuja? Tak nie jest. Drobny przykład. Artykuł znanego konstruktora kolumn opisujący wpływ rezonansów obudowy na szerokość i głębokość sceny. https://www.fink-audio.net/?p=548 Na wykresie rezonanse dwóch kolumn podstawkowych o odmiennej konstrukcji obudowy. Autor opisuje ich mierzalne parametry tak: "As a result we see two complete different philosophies: The blue speaker is very well damped between 200Hz and 500Hz. Above 800Hz, the level goes up stays high up to 2.5kHz. The red speaker got the maximum output at 300 and 400Hz, drops after 500Hz (the peak on both speakers at 700Hz is the stand) and stays very low up to 2 kHz." Jak to się przekłada na odczucia słuchowe? Niebieska kolumna (prawdopodobnie KEF LS50) daje następujące obrazowanie: "The blue one is very tight, just a bit lean on lower midband and a shows a forward imaging with flat, but wide sound stage." Czerwona (prawdopodobnie Q Acoustics Concept 20) takie: "The red speaker got definitely more warmth with a very open, natural midband character. The image is completely different. It is not as wide as the blue speaker, but with much deeper soundstage and realistic rendering.". Da się? Da się. To naprawdę nie jest czarna magia. Zaspokoiłem Twoją ciekawość?
  14. Nawet bardzo wyraźne, pisane grubą kredką. No bo tydzień?! Za obrażanie miało być 10 punktów, a te miały skutkować jednodniowym banem. No chyba, że dla pierwszego klienta przewidzieliście bonus powitalny, +30 punktów w gratisie. Może nie doczytałem małym druczkiem. A poważnie, to niestety niezbyt fortunna ta inauguracja systemu:(
  15. Jak już bawimy się w aptekę, to co począć z wypowiedziami tego typu? Nie żebym miał coś do wywołanych kolegów, ale nie rozumiem dlaczego bana dostał akurat Tomek(N). Jakoś słabo to wyszło. Proponuję cofnąć wykluczenie.
  16. Można też pomyśleć nad zmianą kolumn. U mnie większość kolumn też dość mocno dudni. Ale są wyjątki. Do niektórych nawet mi się miniDSP nie chce podłączać (choć mam). Może u Ciebie byłoby podobnie. All-in-one z korekcją do Twoich aktualnych kolumn to byłby jednak przerost formy. Jakie duże masz pomieszczenie?
  17. Chyba go jednak nie przekonałeś, bo we wstępniaku do wspomnianego numeru 4/2022, pisząc o etapach rozwoju audiofilii, pisze o drugim stadium tak: "Nowe zakupy są nie do końca przemyślane, jak choćby 400-watowy wzmacniacz do „trudnych” monitorów w 16-metrowym pokoju."
  18. W praktyce może być inaczej. Duża konkurencja i odpowiednia skala produkcji sprawiają, że ceny amplitunerów są inaczej kalkulowane niż mało popularnych wzmacniaczy. Nadwyżka pieniędzy we wzmacniaczu niekoniecznie idzie w lepsze podzespoły. Często w wyższą marżę.
  19. Właściwie to nie ma w tym artykule takiej konkluzji. Jest coś w rodzaju, że tak uważają właściciele wzmacniaczy dużej mocy:)
  20. Już o tym parę razy pisałem, ale w tym temacie tym bardziej wypada wspomnieć, że dwie kolumny tej samej pary potrafią różnić się przebiegiem pasma przenoszenia nawet o kilka dB. Przykłady pierwsze z brzegu. Czarny kolor kolumna prawa, czerwony - lewa.
  21. Jakby ktoś nie wiedział, to komisja smoleńska działa nadal. I nadal wydaje naszą kasę. Od 11 kwietnia (dzień ogłoszenia raportu końcowego) do 5 maja z budżetu poszło na ten cel 108 tys. zł. A od początku roku do maja MON przeznaczył na działalność "ekspertów" Antoniego Macierewicza 613 tys. zł (przypominam, że raport przyjęto w sierpniu 2021!). Ja się jednak nie denerwuję tym marnotrawstwem. Ludzie sobie o nim poczytają, pomyślą, najdzie ich refleksja i potem stosownie zagłosują. 613 tyć. zł? Tanio kupione głosy dla opozycji.
  22. Można prosić o wykres na podstawie którego wysnułeś ten wniosek? Dyskutowaliśmy już o tym. Skoro artykuł w AUDIO VIDEO 01/2022 (który sam mi zresztą poleciłeś!) nie był w stanie naprostować Twoich poglądów, to nie warto mi nawet próbować. Uznajmy, że mamy zupełnie odmienne rozumienie zagadnienia i zostawmy sprawę.
×
×
  • Utwórz nowe...