Skocz do zawartości

sonique

Uczestnik
  • Zawartość

    1 120
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez sonique

  1. Lynne Arriale nie znałem ale to co zaproponowałeś brzmi świetnie. Dodałem panią do poczekalni i obsłucham wkrótce;) Z Jarrettem mam pewien problem (z DeJohnettem zresztą też pewien, tyle, że mniejszy, o czym później). Dawnymi czasy byłem bardzo lewopółkulowy. Zajmowało mnie wzystko co ścisłe i dające się zawrzeć w cyfrach. W pewnym momencie mojego życia mój pokładowy komputer przeniósł większość operacji do półkuli prawej. Odkryłem nieuświadomione wcześniej pokłady humanistycznych i emocjonalnych głębin. Dlaczego to piszę? Jarrett to moim zdaniem profesor matematyki, który swoje wzory i naukowe tezy przedstawia nie na tablicy a na klawiaturze. Kiedyś było mi do niego po drodze. Dzisiaj już niebardzo. Wciąż go lubię czasem posłuchać i szanuję go niezmiernie ale nie wpasowuje się dzisaj niemal w ogóle w moje potrzeby muzyczne. The Melody At Night, With You ominął los pozostałych płyt bo jest ona kompletnie inna - o czym pisałem powyżej. A teraz słowo o Jacku DeJohnett. Pewnie się wielu narażę (przecież to nazwisko-pomnik), ale im bardziej się w jazz zagłębiam tym mniej lubię jego obecny styl. Ofensywny, rockowy. Do jazzu mi już dzisiaj nijak nie pasujący.
  2. Mam kilka płyt, których słucham gdy dopada mnie swoisty blend egzystencjalnej zadumy i odpuszczenia spraw, które udają, że są pilne i dla mnie ważne. Stan zatrzymania. Podlany dystansem. Jedną z tych płyt jest poniższa. Keith napisał ją po długiej i destrukcyjnej chorobie, zresztą nigdy do końca nie zdiagnozowanej. Przyszła i poszła. Nie pozostawiając nawet kamienia na kamieniu. Był rok 1999 i byłem w podobnym momencie. Może dlatego tak łatwo zrozumiałem fakt dlaczego ta płyta jest tak inna od jego poprzednich nagrań. Oraz to, dlaczego właśnie taka. Kiedyś jedna z najmądrzejszych osób jakie znałem, muzyczka z wykształcenia, powiedziała mi (w czasach gdy muzycznego absolutu szukałem u takich jak King Crimson czy Yes), że najpiękniejsze i najbliższe naturze ludzkiej są proste melodie. Są one jednocześnie najtrudniejsze do skomponowania. Keith Jarrett - The Melody at Night. With you.
  3. Piszesz o czymś innym. Ale masz moim zdaniem dużo racji.
  4. Ten mój 24-letni „klocek” to odtwarzacz CD. Działa mechanicznie bez zarzutu (przyciski). Laser wymieniony - ale to inna sprawa bo to się po prostu zużywa jak klocki hamulcowe w zależności od przebiegu. Mam też wzmacniacz z 2014r zrobiony już na nową modłę. Dial knob już po naprawie. Jeden VU meter działa jak mu się chce. Pilot zaskakuje jak ma humor. Streamer z 2020r nieco lepiej. Ale jednak delikatny jak cholera i 24 lat mu nie wróżę. Mam nadzieję, że się mylę…
  5. O zboczeniach tu nie dyskutujemy, OK? Mam jeden „klocek” z 1998r i niestety te nowe ustępują mu na całej lini pod względem jakości wykonania. Niektóre nowe (i niestety drogie) mógłbym określić nawet jako tandetne.
  6. Ten myk to jakość wykonania. Cały czas pamiętam. A te zdjęcia, które od czasu do czasu wrzucasz sprawiają, że to nieuniknione. Sprawa rozwojowa i odezwę się w stosownym momencie;)
  7. Nie wiem jak działa ale wygląda tak jak lubię: solidnie i dostojnie, nadając naszemu hobby już nawet samym wyglądem wyjątkowości i elitarności. Przy nim większość obecnej elektroniki wygląda jakby projektowali ją ludzie na codzień nie mający z audiofilizmem nic wspólnego.
  8. Klękosiad ćwiczy mój kolega i sobie chwali. Niektórzy stawiają szkodliwość palenia niemal na równi ze szkodliwością kilkugodzinnego, codziennego siedzenia przy biurku: https://www.rp.pl/zdrowie/art9497941-siedzenie-szkodzi-tak-jak-palenie-liczby-nie-klamia Ja się zawziąłem i zacząłem pracować na stojąco we wrześniu 2020r. I od tego czasu w pracy nie siedziałem ani minuty (poza lunchem w kuchni). Na początku było ciężko: kręciłem się, ciało mnie szantażowało i atakowało a to bólem stopy, a to kolana ale szybko się poddało;) Po czasie człowiek już czuje, że stanie jest bardziej naturalne i pozytywnie wpływa na samopoczucie. Jest tylko jedno ale. Szybciej spala się kalorie i w moim przypadku częściej trzeba coś podgryźć.
  9. Spróbuj skleić - bo co Ci pozostało. Jak puści to… się przyzwyczaj. Te słuchawki i tak będą lepiej „siedziały” na głowie minimalnie uszkodzone od wielu nowych i sprawnych. Kiedyś się jednak wkurzysz i kupisz nowe, lepsze. Ciesz się, że masz pretekst na przyszłość i potężny oręż w walce z wyrzutami sumienia;) No i nie powtórz błędu. Bo jak pęknie z drugiej strony to będzie game over;)
  10. Audiofilska nadwaga. Nie przejmuj się. Te procenty można łatwo zbić odpowiednią dietą: wymieniając poszczególne elementy na droższe przy pozostawieniu obecnego okablowania. Do dzieła!;P
  11. Mi wyszło 3.07% gdy liczyć sprzęt w cenach sklepowych.
  12. Gitary jak to gitary… ale jego samochody… Znam człowieka, który się z nim przyjaźni. Podobno Per to bardzo fajny gość. I świetny muzyk.
  13. Ty tak poważnie? Potrafię rozróżnić dwa różne fortepiany ale w ślepym teście bym swojego Cambridge Audio CXN (Tidal HiFi) od Denona DCD1550ar (nośnik CD) raczej nie odróżnił. Zauważam jedynie marginalne niuanse. Albo może mi się nawet tylko wydaje. Platforma testowa: oba źródła spięte analogowo do wzmacniacza słuchawkowego, odsłuchy via słuchawki. Wzmacniacz ma dwa identyczne wejścia oraz przełącznik wajchowy 1/2 gdzie w ułamku sekundy można zmienić wybór źródła. Tor słuchawkowy w cenach sklepowych ok. 8tys. Podaję cenę świadomy, że ona nie gra ale po to aby pokazać, że testowane na sprzęcie nieco wyższej klasy niż budżetowy „entry level”. Co do CD - piękna zabawa. Nie mogę się wyleczyć z kupowania płyt. Piękna ale droga. Jeżeli autor wątku nie ma jeszcze kolekcji płyt CD to bym nie wchodził. A przynajmniej nie od razu. Rozumiem, że sprzedawca w sklepie audio może musieć czasem tłumaczyć początkującym w świecie audio klientom, że sprawy mają się tak jak opisane powyżej. Ale, że dyskutujemy o tym na forum ludzi osłuchanych z audio, to już lekko niepokojące…
  14. W czerwcu Pat Metheny da w Polsce aż trzy koncerty. W Sopocie i dwa w Warszawie. Bilety jeszcze dostępne. Są to te same koncerty, które nie doszły do skutku w roku 2020. A potem zostały anulowane również w 2021 - z wiadomych powodów. Zakupiłem bilety w 2020 do Opery Leśnej i czekam… i czekam… Wszystko wskazuje na to, że się wreszcie doczekam. Pat za Wielką Wodę już dzisiaj rzadko się wybiera, więc tym większa gratka dla fanów jego wizji muzyki mieszkających na prawo od Atlantyku. No i młodzieniaszkiem Pat też już nie jest… speszmy się słuchać wielkich muzyków…
  15. Gratuluję wyboru, kolego. To niezwykle przyjemny w obsłudze sprzęt. Też go posiadam i ciekaw jestem co u Ciebie zadecydowało o zakupie tegoż właśnie. Ja swój kupowałem dwa lata temu i pamiętam długo zastanawiałem się, co wybrać…
  16. W takim razie daj szansę DT770 Pro jeżeli ich bycie zamkniętymi Ci nie przeszkadza. Lub wspomniane wcześniej 99. Pojęcie „mało basu” dla każdego znaczy co innego. Musisz sam posłuchać. Zazwyczaj im więcej się słucha i muzycznie dojrzewa, tym bardziej podkręcony, mocny bas, staje się tym niepożądanym. Masz świetne słuchawki. Wygrzałeś je już chociaż? Może przyzwyczaiłeś ucho do „tańszego” dźwięku? Mało zróżnicowanego ale z basowym kopem? I dlatego teraz czegoś brakuje? Szukaj…
  17. DT770 Pro nie mają mało basu. Może po prostu Ty do pełni szczęścia potrzebujesz go więcej. I czegoś co nie gra tak liniowo. Ale zawsze jest coś za coś. Większy bas, a w szczególności mid-bas daje wrażenie ocieplenia brzmienia. Pogrubienia. To też fajne granie ale trzeba być tego świadomym. Wypożycz tanie i popularne Meze 99 Neo - jeżeli lubisz fajny bas to będziesz ukontentowany. Też zamknięte. I wygodne. Stosunek jakości do ceny wyjątkowo dobry.
  18. Ale jak podczas odstresowującej muzykoterapii na kozetce u psychologa mimochodem spojrzysz, że puszcza muzykę z mini no-name wieży to się zablokujesz na dobre i stres rozwinie się w traumę audiofilską…
  19. Tak, wiem, że masz rację. I że czasem klasyfikacja jest ważna aby jakoś nad tym ogromem muzyki zapanować. Trochę się droczę. Realization sprawdzę. Dzięki.
  20. Dzięki za polecenie, sprawdzę. A granica między free jazz a fusion niekiedy wyjątkowo płynna. Czasem wyraźnie słychać co jest co a czasem nie. Ja bym np. Timeless do fusion nie zaliczył. Ale ja nie zaliczam, nie klasyfikuję. Ja słucham;) Do mojej listy dodałbym oczywiście wszystkie "wielkie" płyty tego okresu (Miles, Hancock, itp) ale przez ich mnogość i oczywistą przynależność do każdych zestawień top z tego okresu - pominę. Muzyka z tamtych lat ma niewątpliwie ogromy wdzięk i siłę. Czuć pot, pasję, odkrywanie nieznanego. Tego we współczesnym jazzie już (prawie) nie ma. Ale jest coś czego jest w niej więcej: liryzmu. I właśnie ten liryzm, tkliwość i delikatność w wielu współczesnych nagraniach jazzowych pociąga mnie tak bardzo, że stawiam je na równi - pomimo, że często mniej odkrywcze. To może teraz z tych "nowych jazzów" coś co lubię i polecam (zresztą wszystko tego artysty):
  21. Oj wielu. Niektóre po dwa, trzy razy. To i owo odkryłem na nowo. Bo ucho ewaluuje i za każdym razem „wchodzi się do innej rzeki”. Szczególnie mocno zafascynował mnie wspominany wcześniej John Abercrombie - Timeless, Zbigniew Seifert - Man of the Light, Stańko - Purple Sun, oraz dwie poniższe. (W ogóle Terje Rypdal pukał do moich drzwi od dawna tylko ja byłem oporny… zbyt oporny. Dobrze, że Terje to cierpliwy koleś i chciał czekać aż otworzę)…
  22. Obecnie już stosunkowo rzadko doświadczam jungowskiej synchroniczności. Dużo mniej wolnego czasu na zadumę, więcej niż onegdaj rozpraszaczy. Człowiek słabo obserwuje siebie i otoczenie. Ale oto i ona... Ostatnio zastanawiałem się gdzie się udać dla odmiany po kilkutygodniowym re-romansie z free jazem lat 70-tych i przypomniałem sobie o Anouarze. Poznałem go dawno temu, jeszcze na pożyczonej od kolegi melomana kopii oryginalnej płyty w czasach gdy o streamie nikt nie słyszał a płyty ECM były trudno dostępne. Zainteresował mnie na tyle, że trafił do poczekalni. Na lepsze czasy. A teraz jeszcze ta wiadomość od Ciebie. Anouar mnie osacza ze wszystkich stron. Nie będę się opierał... Synchronicity is back!
  23. Racja. Dlatego powinniśmy nie wymieniać sprzętu tak często tylko go szanować, cieszyć się nim, i naprawiać gdy niedomoże a nie od razu wyrzucać. Widzę tu dwie pieczenie na jednym ogniu: czystsza planeta i zerowy stres audiofilski. A nawet trzy: wreszcie jako takie nawiązanie do tematu wątku;)
  24. Dhafera poznałem w 2005r. Od razu od Digital Prophecy. Płyta, którą zabrałbym ze sobą na bezludną wyspę. Lub w kosmiczny lot w jedną stronę. Bliska. Intymna. Ludzka. Ze świetną obsadą (Nils Petter Molvær, Eivind Aarset…). Inna od wszystkiego co słyszałem przed nią. O niezrównanej rozpiętości emocjonalnej. Na przedostatniej stronie książeczki dołączonej do płyty widnieje deklaracja: „The last breath I will take will still be in Arabic”. Mnie wierność kulturze urzeka. I słychać ją w każdej nucie, która na płycie wybrzmiewa. W każdym artysty oddechu. Kultura słowiańska pełna melancholii, zadumy, tęsknoty, których to próżno szukać w wielu innych. Co ciekawe, bliskie jest nam również luzofońskie „saudade”. Ale sporym dla mnie zaskoczeniem było niegdyś odkrycie, że ten pierwiastek obecny jest też w kulturze arabskiej. Dhafer Youssef - Digital Prophecy. Niestety, raczej niedostępne w abonamencie. Trzeba posiadać nośnik. Może YT pomoże…
×
×
  • Utwórz nowe...