-
Zawartość
1 111 -
Dołączył
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez sonique
-
Ja słyszę przede wszystkim artystę z niesamowitym warsztatem i możliwościami, którego Orient Express nie nadąża już za oczekiwaniami współczesnych słuchaczy. Został w tyle i zgubił się w czasie i przestrzeni. Bądź co bądź on ma już 75 lat, to i tak nieźle jak na dziadka. Choć jak spojrzy się na innych dziadków, Yello ze Szwaicarii - to mam wrażenie, że i dziadek potrafi czasem zawstydzić młokosa nowatorskim spojrzeniem na sztukę. A co do auto-kopiowania to Jarre wypada tu i tak całkiem znośnie. Osłuchany jestem nienajgorzej w innym elektronicznym wieszczu z epoki i moim zdaniem Vangelis, bo o nim mowa, zapożyczał pomysły u samego siebie znacznie częściej. Chociaż… czy są to auto-plagiaty? A może na tym polega mocny i unikalny styl muzyka, poza który raczej się nie wychyla? Sam nie wiem.
-
Cieszy mnie Twój post bo napisałeś wiele pozytywów o płycie, którą bardzo chciałbym usłyszeć Twoimi uszami i się nią po prostu cieszyć, a nie mogę. Jednak jak czytam, płyta może się podobać - i to jest pozytywne. Ja ją tak jednak słucham: The Watchers - podkład „zerżnięty” z First Randez Vous Flying Totems - słaba próba odtworzenia klimatu Oxygene/Equinoxe aczkolwiek doceniam Robots Don’t Cry - podkład i metrum zerżnięte z Oxygene Pt.4, potem klimat Magnetic Fields (te a la smyczki i ich ciekawa linia melodyczna). All That You Leave Behind - wszystko to co dzieje się w podkładzie zbyt podobne do Clinta Mansella ze ścieżki do filmu Moon. If The Wind Could Speak - mogło by go tu nie być, nikt by nie zauważył. Infinity - Dziwnówek latem, maksymalnie Mielno;) Machines Are Learning - jak wyżej tylko już nie deptak a wieczorne disco;) The Opening - wciąż balety w Mielnie;) Don’t Look Back - Jarre nie spojrzał w przeszłość i proszę, popełnił coś dużo świeższego. Podoba mi się. Equinox Infinity - ciekawe, trochę za dużo efektów. Płyta ma jednak tę zaletę, że słucha się jej całkiem przyjemnie. Co więcej, gdzieniegdzie przebija dawny Jarre - głównie za sprawą jego firmowej mieszanki: niebanalnych acz zrozumiałych harmonii. Czy jednak tylko o to chodziło? Nie wiem. Jeżeli tak, to plan „minimum” zrealizowany na piątkę. Ale tylko ten. Moim zdaniem dożo ciekawsze są kontynuacje sagi Oxygene, pomimo iż też wyórne.
-
Specjalnie dla Ciebie: Helga i liderka Tria;) Ale rozmowni to oni nie byli. Gdyby nie Adam to byłoby drętwo. Dowiedziałem się tylko, że mieszkają w Oslo i okolicach. Wydaje mi się (tego nie powiedzieli), że nagrywają w tym samym studio co muzycy związani z ECM: Rainbow Studios Oslo. Tylko, gwoli ścisłości, koncert odbył się parę lat temu. W roku wydania Bridges. Co jakiś czas wracam do tego nagrania bo bardzo je cenię.
-
Hmmm… tylko nie zmieniaj się za bardzo. Z kim będę się przekomarzał jak nagle polubisz oczo… coś tam „wycieraczki” w Advance Acoustic;)
-
Jest mnóstwo książek o NVC (Non-Violent Communication), szczególnie w kontekście wychowania dzieci. Z polskich autorów zdecydowanie warto spojrzeć na książki Agnieszki Stein. Koniec offtopa;)
-
W zmotoryzowanym świecie mieszkanie w mieście nie jest już takie atrakcyjne jak kiedyś bo i tak kina i teatry są ode mnie 30 minut jazdy. W dużym mieście tyle czasu zajmowało mi nierzadko samo znalezienie miejsca parkingowego…
-
Ziemniaki od pani Danusi a jajka od pani Stasi. Szymek mini koparką przyjedzie i nadliczbowe krzaki powyrywa. Marek dwie „chołupy” dalej mieszkający świeżą rybę po drodze podrzuci. Sąsiad „zza płota”, Krzysiek, kosiarkę chętnie naostrzy. A ja wyjdę z jego psem jak u niego nikogo w domu nie ma. Mamy też wspólną 4m drabinę i czasem paliwo do kosiarki. Chyba nikogo nie zdziwię, że mamy do siebie klucze na wypadek „W”…;) Inny świat. Ja, śmierdzący spalinami mieszczuch, wciąż uczę się tego życia. I delektuję jego naturalną prostotą.
-
Jednej rzeczy nie zmienimy nigdy. Chyba, że się wyprowadzimy. Dlatego warto się przyłożyć. Jak to zgrabnie ujął pewien człowiek z branży: „Najważniejsze przy zakupie/budowie nieruchomości są trzy rzeczy: miejsce, miejsce, i miejsce.” Mam to szczęście, że pomimo chęci zmiany innych „drobiazgów” to akurat z tych „trzech” rzeczy od lat jestem bardzo zadowolony;) Z półmilionowego miasta do stutysięcznego. Ze stutysięcznego do wsi ze 150-ma „dymami”;)
-
Na etapie budowy i aranżacji wnętrz każdy detal wydaje się bardzo ważny, wręcz kluczowy. Gdy jednak już mieszkamy - często żałujemy, że wpakowaliśmy w coś aż tyle energii i pieniędzy (a nie np. na coś innego) bo nie ma to już dla nas aż takiego znaczenia. I zaczyna się przerabianie, dokupowanie… jak w audio;) W gąszczu rozwiązań nie sposób z czymś nie spudłować. Szczególnie jak robi się to pierwszy raz (i często ostatni). Jak w tym powiedzeniu: Pierwszy dom buduje się dla wroga. Drugi dla znajomego. Dopiero trzeci dla siebie. Widzę to u siebie. Ile energii i zachodu kosztował mnie wybór rozwiązań, które z dzisiejszej perspektywy mogłyby być inne, często tańsze. A inne zaniedbałem - powinny być lepsze, droższe. Znałem kiedyś człowieka od którego wynajmowałem pokój. On postawił za komuny dokładnie trzy domy. I zawsze powtarzał powyższą anegdotę;)
-
Akcent polski. Współczesny. Warto śledzić tego muzyka bo reprezentuje fenomenalny poziom. Szczególnie na koncertach. Adam Bałdych & Helge Lien Trio - Bridges
-
A może jako zadanie domowe każdy przeczyta poniższą lub podobną książkę, z której dowie się np. tego, że jak ktoś ma odmienne zdanie czy doświadczenia to nie znaczy, że chce nas obrazić… Tworzenie klubów jest nastawione na złagodzenie objawów a nie uleczenie przyczyny. Szkoda czasu i energii.
-
@stach_s, jakie masz pomieszczenie? Wygląda na spore... I jak w nim dawały radę Dali? Byłbym wdzięczny gdybyś skrobnął o tym parę słów.
-
Albedo, czyli stosunek ilości promieniowania odbitego do padającego dla naszej planety jest zmienny w czasie i w 1976r wynosił 0,39. W tym samym roku świat po raz pierwszy usłyszał poniższą płytę.
-
@Adi777, niespecjalnie. Tak zwaną „muzykę elektroniczną” wyraźnie dzielę na dwa gatunki: el muzykę - czyli mniej więcej to co można było posłuchać u Jerzego Kordowicza w PR3, oraz muzykę graną na instrumentach elektronicznych i tylko dlatego zwaną elektroniczną (np. Chemical Brothers, etc). Ta druga mnie niezbyt interesuje. Brak jej pierwiastka romantycznego i tajemniczości związanej z rozważaniami o miejscu człowieka we wszechświecie i samego Uniwersum. Nowoczesna „elektronika” jest dla mnie bezrefleksyjna. Ot, zbieranina jakiś dźwięków i pulsów. Masz rację. Zawsze się tacy znajdą. Czy to słuchający Milesa, czy stojący pod obrazem Paula Klee… Świat jest pełen naśladowców. ”Martwe ryby zawsze płyną z prądem”.
-
Magnetic Fields (1981) to taka wprawka do Zoolook (1984). W roli głównej protoplasta samplerów Fairlight CMI. Najambitniejszy okres w twórczości artysty. Warto nadmienić, że między obiema płytami, Jarre wydał bardzo dobry koncert w Chinach oraz hobbystyczną perłę, album Music For Supermarkets, wydany tylko w jednym egzemplarzu na płycie winylowej - wyraz sprzeciwu artysty wobec komercjalizacji muzyki. Taśma matka została celowo zniszczona a płyta za zgodą artysty została odtworzona tylko raz w Radio Luxembourg…
-
Jeżeli spojrzeć na same kompozycje, to nie trudno przyznać Ci rację Rafale. Sam często podchodzę do tego bardzo purystycznie i mam poczucie, że wszelkie dodatki w postaci efektów czy wyszukanego miksu mają na celu jedynie ukryć przeciętny materiał pod grubym make-upem dźwiękowych trików. Czasem jednak rozum jedno a serce drugie. Na tym chyba właśnie polega sztuka: aby poruszać. Efekt i miks też może stać się w umiejętnych rękach ważnym aktorem w tym teatrze emocji. Ja lubię Milesa zarówno wcześniejszego i elektrycznego. Nawet jeżeli mam świadomość, że to okres akustyczny sprawił, że jest legendą. Okres elektryczny zaś wyłącznie ugruntował jego pozycję jako wszechstronnego eksperymentatora i geniusza. A może nawet jazzowego świra;) A do Bitches Brew mam słabość. Przesłuchałem ją po raz pierwszy mknąc samochodem przez czerń nocy i gdyby nie pasy to spadłbym z fotela. Siła rażenia tego materiału jest duża. Nawet dzisiaj, po wielu przesłuchaniach tej płyty.
-
Łatwy, niełatwy, jazz, nie-jazz… Dla mnie niezwykłość tej płyty polega na tym, że nigdy się nie nudzi. Bo ma wiele twarzy. Odkrywamy nowe wraz z rozwojem naszej wrażliwości oraz możliwości przyswajania inności w muzyce. To trochę jak postmodernistyczne kino… Jeden powie: łał, fantastyczne… tyle różnych interpretacji! Drugi: słabe, obejrzałem dwa razy i wciąż nie wiem o co chodzi… Czy to łatwe? Trudne? Jazz? Nie-jazz? Nie! To po prostu Bitches Brew!;)
-
Zdecydowanie. I duży plus za teledysk do Don’t Stop The Dance
-
Szaleństwo i sztuka to dobrana para. Jedno nakręca drugie i na odwrót. Nierzadko oba te zjawiska odciskają swe piętno na wyglądzie i zachowaniu artystów. Dostało się też jednemu z moich ulubieńców. Każdy zna Dave Hollanda, Charlie Hadena... a kto zna Barre Phillipsa? Niewielu. Gdzieś przeczytałem o nim "najbardziej niedoceniony basista z wielkich". Chyba coś w tym jest. W 1979 Barre Phillips nagrywa Journal Violone II. Płytę z wokalizami niejakiej Ainy Kemanis (źródła na jej temat podają niewiele) oraz z towarzyszeniem saksofonu sławnego już wówczas Johna Surmana. Materiał dość awangardowy jak na Phillipsa z tamtych lat przystało. Obecnie na świecie w sprzedaży tylko sześć kopii.
-
Z deszczu pod rynnę. Jeden problem rozwiązany a już borykam się z kolejnym: potężną dziurą budżetową;) Mój sufit to 6.5 x 4.3m…
-
@Rega, cieszy specjalne miejsce na kuchenny system audio:) Prace wykończeniowe w zupełnie nowym lokum to jeszcze nic takiego ale przeróbki, szczególnie te związane z powstaniem brudu a co gorsza pyłu, w zamieszkanym już miejscu to już inna liga. Dlatego Was @Rega i @tomek4446 podziwiam. Sam muszę u siebie zmienić położenie trzech lamp sufitowych w salonie i zabieram się do tego jak pies do jeża. Kucie w betonowym stropie, brud, pył... prawdopodobnie wynoszenie wszystkiego z salonu, przykrywanie ścian... nie mogę nawet o tym myśleć! To dlatego uciekam w muzykę...;)
-
Nie filozuj tylko zabieraj się do lektury. Poszukiwałeś ostatnio czegoś w ten deseń. A deseń ten o wyjątkowo ciekawym usłojeniu...;)
-
O tym tytule tylko jedna...;)