Skocz do zawartości

sonique

Uczestnik
  • Zawartość

    1 038
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez sonique

  1. Podchodziłem do tej płyty kilkukrotnie zanim się nią zauroczyłem. Płyta - o której można by napisać książkę... Zima. Godzina 23.30, piątek 24-go stycznia 1975r. Opera w Kolonii. 18-letnia studentka, Vera Brandes, organizuje najważniejszy koncert swojego życia. Nie tylko zresztą swojego. Ma to być jednocześnie pierwsze takie wydarzenie jazzowe w murach tejże Opery. Nieco wcześniej, niespełna 30-letni Keith Jarrett namawia Manfreda Eichera, 32-letniego wówczas szefa niedawno powstałej wytwórni ECM do szaleńczego i odważnego kroku: wydania jazzowego koncertu na fortepian solo. Trajektorie twórców i organizatorów mają przeciąć się tego wieczoru dając początek kilku muzycznym supernowym: "Keith Jarrett", "Manfred Eicher", "ECM", "The Köln Concert". Mało kto jednak wie, że pomyłka pracowników technicznych opery omal nie zniweczyła powstania dzieła będącego dzieckiem tego niezwykłego zbiegu okoliczności... Wówczas Keith Jarrett nie zostałby okrzyknięty "top pianist of his generation", Manferd Eicher nie wypłynąłby na szerokie wody jako jeden z najlepszych producentów jazzowych, ECM nie rozrosłaby się tak szybko i spektakularnie, a "The Köln Concert" nie sprzedałaby się w niemal 4 milionach egzemplarzy - jest to rekord, którego nie udało się jak dotąd pobić żadnemu jazzmanowi nagrywającemu solo... Pomyłka polegała na tym, że z magazynu Opery nie wydano zamówionego przez Jarretta koncertowego fortepianu Bösendorfer 290 Imperial a zamiast niego na scenę trafił znacznie mniejszy, nienadający się do przewidzianej roli Bösendorfer "baby grand piano". Błąd został odkryty za późno aby można go naprawić. Co gorsza, "baby grand piano" było w opłakanym stanie. Nawet pedały nie działały poprawnie! Jarrett ledwo dał się namówić na zagranie koncertu. Był zmęczony poprzednimi występami (był w trasie po Europie) i dodatkowo dokuczał mu ból pleców. Wszystko zaczęło zmieniać się w katastrofę... Te i inne ciekawostki znaleźć można chociażby tutaj, w arcyciekawym dokumencie przybliżającym nieco klimat tamtego wieczoru. Ale również w niezliczonych artykułach opowiadających o kulisach tamtych wydarzeń. Enjoy! https://www.bbc.co.uk/sounds/play/b0103z8j
  2. @Rafał S, dziękuję za wyczerpujący opis. Rozpaliłeś moją ciekawość. Jak ukończę adaptację pomieszczenia to jak wspominałem wcześniej porównam Rotela z Advance Acoustic. I zapewne też kilka innych elementów audio. Do tego czasu muszę uzbroić się w cierpliwość. Nie zapomniałem bowiem mojego zdziwienia jak kilka lat temu przepinając kolumny należące do „różnych światów” - wciąż słyszałem pewien identyczny sposób grania na pewnych częstotliwościach. To właśnie „grało” moje pomieszczenie. Zatem gdy nie ma przyzwoitej adaptacji to moim zdaniem szkoda czasu na testowanie czegokolwiek innego niż słuchawki czy dedykowane im wzmacniacze…
  3. Niezaspokojona ochota na oryginalną i nieco mniej znaną „alternatywę” lat 90-tych? Proszę bardzo: Elastica - Elastica. Ta druga od lewej na okładce to była dziewczyna Bretta Andesona (Suede). Płyta od jakiegoś czasu wreszcie dostępna w streamingu. Polecam.
  4. Ale jak Rafale zmiany te mają się co do swojej intensywności do tych dotyczących zmiany kolumn?
  5. Choć gra Gary Burtona może się podobać, to jednak nie należy do moich najulubieńszych muzyków jazzowych. Jak to więc się stało, że na półce znalazłem aż pięć jego autorskich płyt a wśród nich nawet "perłę"? Nie zliczając tu posiadanych przeze mnie jego kolaboracji z Chickiem Corea. Odpowiedź na to pytanie jest banalnie łatwa. W zasadzie odpowiedzi są dwie. Do gry Burtona pomimo, że mnie nie zachwyca, trudno się przyczepić i słucha się tego jego wibrafonowego "plumkania' bardzo przyjemnie. Jest ono w świecie jazzu wręcz komercyjne - dobre dla nieosłuchanych adeptów stylu bo trudno się nim zrazić. Druga odpowiedź to ta, że Gary otacza się tak znamienitymi muzykami, że niektórych płyt po prostu nie można nie mieć. Co więcej, towarzyszący muzycy mają u Burtona dużo miejsca na solowe popisy... A kto się tutaj pojawia? Spójrzmy: Jest Pat Metheny (guitar), Eberhard Weber (bass), Steve Swallow (bass), Dave Holland (bass), czy też ostatnio bardzo przeze mnie lubiany Roy Haynes (drums). A gdzie ta "perła"? Ano tutaj: Gary Burton - Times Square. Obecnie na Discogs nie ma żadnego egzemplarza na sprzedaż. Na EBAY podobnie... Jest to moim zdaniem jedna z lepszych płyt artysty, choć z tego co widzę raczej nie tak popularna. Świetny skład. Polecam.
  6. Mam to samo doświadczenie. Co prawda testowałem dawno temu (byłem dużo mniej osłuchany) i w gorszej akustyce. Nie mogę się doczekać dokończenia mojego projektu adaptacji akustycznej bo wtedy testy powtórzę. Sam mam rzekomo przyzwoity wzmacniacz a na wyciągnięcie ręki kolegi Rotel RA-1572 Mk I. Ponoć Advance Acoustic i rzeczony Rotel to dwie nieco inne szkoły grania. Się posłucha i oceni. Kiedyś testowałem też wzmacniacze słuchawkowe. Różnice słyszałem tylko gdy na nie patrzyłem. Tak często je przepinałem, że w pewnym momencie „zgubiłem się”. Słuchając z zamkniętymi oczami (tak zwykłem słuchać) nie byłem za nic w stanie stwierdzić, który aktualnie gra. To mi mocno dało do myślenia. Jeden kosztował 690zł a drugi 3900zł… Niestety ten droższy był mój… To mi się w nich właśnie spodobało bo dźwięk nie był już tak „mały”…
  7. @Adi777 przypomniał niedawno płytę Eberharda Webera „Fluid Rustle”. Śpiewają tam Bonnie Herman i Norma Winstone. Przybliżę tę drugą. Otóż Norma wraz z mężem Johnem Taylorem (fortepian) założyła w połowie lat 70-tych zespół Azimuth. Na wskutek sugestii szefa wytwórni ECM, do zespołu dołączył też trębacz Kenny Wheeler - i tak uformował się stały skład tej ciekawej i nowatorskiej grupy. Azimuth wydał pięć płyt. Najbardziej cenione są pierwsze trzy, które na CD zostały wydane dopiero w 1994r jedynie w formie trzy-płytowej kompilacji zawierającej komplet oryginalnych utworów - natomiast nigdy jako oddzielne płyty jak to miało miejsce w przypadku wydań winylowych. Pozycja obowiązkowa dla entuzjastów jazzu lat 70-tych spod znaku ECM. Dodam jeszcze, że na trzeciej płycie występuje również słynny Ralph Towner. Zestaw niestety rzadki i przez to drogi. Domyślam się, że i sama muzyka niespecjalnie popularna czy znana. Szczególnie dzisiaj po prawie pięćdziesięciu latach od wydania materiału z pierwszej z niniejszych płyt. Polecam: Azimuth - „Azimuth/The Touchstone/Départ”
  8. Jak będę miał taką możliwość to z pewnością sprawdzę bo zawsze ciekawiły mnie takie wzmacniacze. Ale one, na chłopski rozum, podobnie jak „lampowce” - powinny brzmieć nieco odmiennie. I jeszcze jedno: to co słyszałem w sklepie to na pewno nie był dźwięk sterylny. Bas był co prawda dość krótki i punktowy, ale zarówno on jak i wysokie tony brzmiały… nawet ciepławo. Ale to może ja po słuchaniu moich Monitor Audio mam już wrażenie, że wszystko brzmi stonowanie i ciepło…;) Nie chcę też powiedzieć, że wzmacniacz nie ma znaczenia. Też nie tak zrozumiałem sprzedawcę. Przekaz był raczej „skup się na kolumnach a wzmacniacz, jako ten w dużo mniejszym stopniu wpływający na dźwięk, wybierzesz sobie później, może być tańszy”. Nawet na naszym forum często niestety niektórzy doradzają wymianę wzmacniacza jako antidotum np. na brak basu. Nie uważam aby było to uczciwe bo to jest często najdroższe rozwiązanie i o najmniejszym prawdopodobieństwie powodzenia. Gdzie akustyka? Gdzie inne kolumny? DSP? Prawidłowo dobrane miejsce odsłuchowe? Ustawienie kolumn? To chyba jest ważniejsze… i często tańsze od wzmacniacza.
  9. Odpowiedź idealnie zbieżna z moim dotychczasowym doświadczeniem ale usłyszana w sklepie audio po raz pierwszy. Edit: nigdy nie sprawdzałem wzmacniaczy lampowych ale pozostałe i owszem.
  10. Np. ze współczesnych bandów te powinny Ci podejść: Marcin Wasilewski Trio (wcześniej Simple Acoustic Trio) czy Esbjörn Svensson Trio (E.S.T.). Jest tego sporo…
  11. Fantastycznie brzmiały mi te B&W 704. Nie mogłem powstrzymać się też przed podejściem do modelu oczko wyżej z tweeterem na obudowie. Bajka. No namieszały mi w głowie te paczki. A już myślałem, że spróbuję czegoś innego dla odmiany, delikatnego i spokojnego. Eh, chyba jeszcze za wcześnie na to…;) Swoje pierwsze B&W kupiłem w 1999r - rozdałem w rodzinie, grają świetnie do dzisiaj. Mam sentyment do tej marki więc kto wie?;) HiFi Klubben to taka niemal pan-skandynawska sieć. Spotkasz ją wszędzie poza Finlandią.
  12. Na podstawie moich dotychczasowych doświadczeń byłem święcie przekonany, że sprzedawcy audio nie są dobrymi kompanami do szukania odpowiedzi na pytanie "co zrobić aby wyjść z dobrym dźwiękiem i zapłacić jak najmniej". I że jednak to my, finalni użytkownicy powinniśmy wyposażyć się w przysłowiowe "szkiełko i ucho" aby być w stanie zweryfikować jakże często powtarzane w tych miejscach audio-mity. A tu proszę. Jaka miła i niespodzianka... Wdepnąłem dzisiaj do HiFi Klubben - generalnie nie odwiedzam salonów ale ten był bezpośrednio przy sklepie z używanymi płytami więc się skusiłem. Sklep średnich rozmiarów, nie za szeroki wybór, sieciówka, można porównać do polskiego Top HiFi. Ze "zwykłych" kolumn głównie B&W i Dali oraz (tu zaskoczenie) mnóstwo aktywnych (przynajmniej 30% oferty sklepu). W związku z tym, że (bez pośpiechu) rozglądam się za nowymi paczkami, zdecydowałem wdać się w rozmowę z sympatycznym i uczynnym sprzedawcą. Spytałem się o B&W 704 (wizualnie mnie oczarowały) i z czym powinienem je sparować (ot, taki mały teścik na początek - czemu nie). Ku mojemu zdziwieniu, sprzedawca powiedział, że nie ma to znaczenia bo każdy wzmacniacz z tych sprzedawanych tutaj dam mi pełnię satysfakcji, po czym zaproponował wzmacniacz Denona. Początkowo myślałem, że to model 1700 (z tego co się orientuję według wielu w miarę odpowiedni partner do kolumn z tej półki) ale gdy podszedłem zobaczyłem, że to 900-ka. Zadałem podobne pytanie raz jeszcze bo zawsze można coś źle zrozumieć. Sprzedawca nie tylko powtórzył ale i rozwinął myśl: "Nie widzę sensu w kupowaniu droższego wzmacniacza bo ten świetnie się tutaj nada. Może Pan oczywiście kupić coś droższego i bardziej funkcjonalnego ale nie wpłynie to zasadniczo na Pana odbiór tych kolumn - wzmacniaczem bym się nie przejmował". Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu... sprzedawca pewnie uznał, że podoba mi się dźwięk z B&W... ale jego słowa były dla mnie najpiękniejszą melodią jaką usłyszałem tego dnia. Pełną nadziei i optymizmu, że można inaczej. No dla mnie "WOW";) A na marginesie, chyba B&W rozkochały mnie w sobie na dobre... cudownie wykonane paczki! Prawdopodobnie również świetnie brzmiące (tam mieli fantastyczną wprost akustykę więc musiałbym jednak zweryfikować u siebie).
  13. @MarcKrawczyk, wydajesz się jednym z większych fanów DM na forum. Takie słowa napisane przez Ciebie napawają smutkiem. Ja nigdy nie byłem fanem ale karierę ich śledzę z ciekawości i mocno „z doskoku”. Płytę przesłuchałem. Miejscami mocno infantylna choć coś tam by się na niej znalazło ciekawego. Jednak niewiele dobrych momentów…Zdecydowanie poniżej mojej ich ulubionej „Ultra”…
  14. @MarcKrawczyk, a „Memento Mori” się podoba?
  15. Myślę, że z punka dość wcześnie się wyrasta ale ogólnie fajnie mieć go w swoim muzycznym résumé bo potem na starsze lata miło się przy jego kakofonicznym akompaniamencie wspomina to co minione.
  16. Carpe diem, kolego. Tylko nie wyrzucaj OBI…;)
  17. Oj ciężko kupić tę płytę w przyzwoitych pieniądzach. Bo wyskoczyć ze €130-€150 wraz z kosztami wysyłki to nie sztuka - a takie zazwyczaj ceny na Discogs. Twoje wydanie to rok 1984 czyli czas gdy wielu ludzi wciąż nawet jeszcze nie słyszało o nośniku CD… Gratuluję!
  18. Lubię klimat starych analogów. Nie da się go zastąpić klimatem CD. A dzisiaj pchle targi coraz rzadsze bo świat przyspieszył z largo do allegro…
  19. Moim zdaniem jest to przede wszystkim wyraz pogardy do sztuki i twórców. Klient zawsze ma wybór i może bubla nie kupić… Podobnym brakiem szacunku do artystów jest moim zdaniem ucinanie utworów w radio lub przedwczesne ich wyciszanie. Jeszcze „pal sześć’ jak wchodzą wiadomości i realizator się takim zabiegiem ratuje, ale często niestety w końcówce utworu jakiś pseudo-prezenter wrzuca jakiś „inteligentny” żart swoim cyfrowo obniżonym „radiowym” głosem bo uważa, że jest to ważniejsze od tego aby dzieło artysty wybrzmiało do końca… brrrr… Wiele utworów jest w ten sposób pozbawiana momentu, w którym nagromadzenie emocji jest największe, po którym - niemal jak w Teatrze Greckim - następuje wyczekiwane katharsis… Jak bym był artystą i miał na to wpływ to szmatławe rozgłośnie typu RMF czy inne AntyRadia banowałbym aż by iskry leciały.
  20. Jak obiektem zainteresowania melomana są lata siedemdziesiąte, tak jak obecnie moje, to faktycznie wiele najlepszych nagrań pod względem DR dostanie ten kto kupi winyl a nie CD. Można przestudiować Milesa Davisa, Herbiego Hancocka, aby wziąć kogoś z brzegu - poszczególne płyty w wydaniach winylowych najczęściej punktują z DR najwyżej. Ale jest tak jak napisał powyżej @Rafał S: to nie zasługa nośnika czy technologii ale pseudo specjalistów od masteringu, którzy klasycznie skopali późniejsze edycje. Przecież płyta CD to dopiero rok 1983/1984. Aż się nóż w kieszeni otwiera jak się spojrzy na wydania niektórych arcydzieł. Jako przykład podam wyświechtany już przypadek „Bitches Brew”… jak można wydawać takie arcydzieło na kopiach CD ze średnim DR równym 8(!) - wydania z 1999, 2004, 2010r - jak istnieją takie ze średnim DR o kilka punktów wyższym?
×
×
  • Utwórz nowe...