Skocz do zawartości

nowy78

Uczestnik
  • Zawartość

    2 307
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez nowy78

  1. Tylko czy o to chodzi? Czy najważniejsza jest walka o każdy Hz dolnej granicy przenoszenia kolumn? Jeżeli o mnie chodzi, zdecydowanie wolałbym zestawy o dobrze brzmiącym środku (i innych pozytywnych cechach - łatwych do w miarę obiektywnej oceny ), który jest przez nas najlepiej słyszany, kosztem niedostatków na skrajach. Cóż z tego, że będzie dobre zejście, jeżeli po dwóch utworach wyłączysz sprzęt w poczuciu zmęczenia dźwiękiem. Oczywiście nie twierdzę, że zaprezentowany zestaw taki właśnie jest. Zwracam jedynie uwagę na kryteria wyboru.
  2. Nadal nie bardzo potrafię sobie wyobrazić pojęcie "melodyczność", ale jeżeli mowa o kablach, już dawno odkryłem, w sumie w dość przypadkowy sposób, że także w przypadku połączeń w instrumentach warto się temu tematowi przyjrzeć z większą uwagą. Niemniej jednak w przypadku instrumentu typu gitara elektryczna - noszonego na sobie, a więc dość mobilnego - trzeba się kierować także pragmatyzmem. Odpowiadając więc na pytanie @Kubakk : , mogę polecić Sommer Spirit LLX. Może nietani (jak na standardy pro, bo w odniesieniu do kabli audio to groszowe sprawy ), ale wystarczy wziąć go w rękę, aby się przekonać, że to przyzwoity produkt. Jeżeli chodzi o wtyki, przypadł mi do gustu Neutrik (NP2X-BAG), w dużej mierze ze względu na konstrukcję i trzymanie kabla - są pod tym względem bardzo przemyślane. Oczywiście chromowane. Choć mam kable w których i to pokrycie uległo zdarciu z jacków. Do kabli gitarowych podchodzę nieco inaczej niż tych w audio. Oprócz "zjadliwego" brzmienia, muszą wytrzymać jak najdłużej bez "smażenia", "pykania", przerywania itp podczas grania. Ich obciążenie mechaniczne jest zdecydowanie większe niż w raz wpiętych i więcej nie dotykanych kablach audio (hmm... po zastanowieniu może jednak nie tak raz 😂). Odnośnie brzmienia, potrafią naprawdę wiele popsuć. Egzemplarz na którym odkryłem, że kable w gitarze też są ważne był naprawdę kiepski. Gdybym miał opisać, to sprawiał wrażenie, jakby wzmacniał niekorzystne cechy brzmieniowe tranzystora na którym wtedy grałem. Sprawiał, że dźwięk był jazgotliwy i męczący. Jakbym założył druty zamiast strun. I to o czym wspomniał @Fortepiano (jak również @Kubakk, tyko w trochę inny sposób), gdy poprawimy sobie brzmienie instrumentu (patrząc na całość), wydaje się, że od razu poprawiła się umiejętność gry. Wszystko jakby lepiej się układa i od razu można poczuć się jak przysłowiowa gwiazda rocka Tamten kabel robił zdecydowanie odwrotną robotę. Sommer jest wg mnie bardzo fajny także pod względem "brzmienia". Taki? (Bugera) Wprawdzie to head, ale rzeczywiście jako lampa mocy użyta jest w nim podwójna trioda 12BH7 często stosowana w przedwzmacniaczach. Jest to Push Pull w klasie A. Skoro wystarcza? Wzmacniacz ma 5W (przy 8 omach) mocy z ograniczeniem do 1W i 0,1W. Bardzo fajne rozwiązanie dla muzykantów domowych. Na 0,1W można go rozkręcić, dzięki czemu brzmi niczego sobie (i wcale nie jest cicho w połączeniu z głośnikiem mającym blisko 100dB efektywności), a nie narażamy się na utratę słuchu przy ćwiczeniach, no i złorzeczenia sąsiadów Mam od niedawna i już lubię ten piecyk.
  3. Przypuszczam, że na niniejszym forum, wiele osób prowadzących dyskusje o sprzęcie audio, służącemu odtwarzaniu muzyki, ma także inne hobby z nią, czyli muzyką związane. Mam na myśli stronę bardziej aktywną niż sam odsłuch - grę na instrumencie. Jako, że forum dotyka głównie problemów dotyczących dźwięku, chciałbym aby dyskusja tu prowadzona także traktowała właśnie o tym zjawisku. A więc rozmawiamy mniej o gustach muzycznych, technikach gry (choć to akurat ma bardzo duży wpływ na dźwięk ), wirtuozach instrumentów, a nawet samych instrumentach (chyba, że ktoś zna jakieś ciekawe triki poprawiające co nieco w ich brzmieniu). Za to jak najwięcej o wzmacniaczach, głośnikach/kolumnach, kablach, i w ogóle o wszystkim co pozwala uzyskać nasze wymarzone brzmienie. Na co zwracacie uwagę, na co mniej? Które elementy toru uważacie za ważne, które za mniej ważne? Itp itd... Zapewne nieco dyskryminowani mogą poczuć się tu "akustyczni" - cóż, akurat to forum jest bardzo mocno elektryczne, bez prądu ani rusz Zresztą wydaje mi się, że i tak mają łatwiej :) Temat sugeruje, że będzie to wątek głównie dla gitarzystów, jednak spostrzeżenia muzyków "obsługujących" również inne instrumenty, będą mile widziane. Mam także nadzieję, że nie odbiegłem nazbyt powyższym tematem od zamysłu twórców forum, jak również wybrałem odpowiedni dział na tego typu pogaduszki
  4. Tomek, myślę, że chyba nie muszę nic pisać . Wystarczy, że zaznaczę swoją obecność i już wiesz co bym polecił - jedyne słuszne rozwiązanie 😂
  5. No wreszcie... Witamy kolegę Krafta z powrotem Przypuszczam, że w przypadku perkusji mogą się nie sprawdzić ze względu na "szybki" charakter hałasu - uderzenia.
  6. Jak już pisałem (na PW), wymieniłem niedawno kondensatory w końcówce mocy z 2008 r. Oryginalne także nie były spuchnięte. Mimo to, wg mnie dość łatwo można było zauważyć poprawę, a wymieniłem na dokładnie takie same jak były, ale zwiększyłem pojemność z 6x10000uf do 6x15000uf. Trudno powiedzieć więc, czy zmiana wynika z tego, że są nowe, czy z tego, że zwiększyłem pojemność. Obstawiam jednak to pierwsze. A ze wzmacniaczy CA można całkiem sporo wycisnąć. Konstrukcje są wg mnie bardzo przyzwoite. Niestety widać tam także pewne oszczędności (jak to w sprzęcie produkowanym masowo), chociażby kondensatory, które można jednak dość małym kosztem poprawić. W każdym razie mój nieco "poprawiony" Azur 840Av2 brzmi wg mnie bardzo dobrze.
  7. Nie jest tak źle : https://www.tme.eu/pl/katalog/kondensatory-audio_113511/?s_field=1000012&s_order=asc&limit=20&currency=PLN&visible_params=2%2C115%2C10%2C118%2C39%2C129%2C42%2C120%2C32%2C124%2C31%2C2727%2C123%2C234%2C117%2C193%2C2650%2C43%2C45%2C757%2C2260%2C909&mapped_params=118%3A1438008%2C1438008%2C1438385%2C1438011%2C1438011%2C1497187%3B120%3A1606429%3B124%3A1596616%2C1591846%3B
  8. Już się nad tym zastanawiałem, ale to nie jest tylko kwestia podłączenia. Trzeba by było zmontować jakiś wzmacniacz różnicowy (zapewne na wzmacniaczu operacyjnym? A fe ;) ), desymetryzujący sygnał z XLR'ów. Doszedłem do wniosku, że zaburzy to moje poczucie "czystości" układu tej końcówki :) Pamiętajmy, że jest to wzmacniacz zbudowany w oparciu o projekt Nelsona Passa (zacząłem zrysowywać schemat, mam już stopień mocy i wejściowy stopień różnicowy - póki co toczka w toczkę Stasis 3 z minimalnymi różnicami w wartościach niektórych elementów), który jest raczej z tych, co to oszczędzają na podzespołach ;) Takie podejście do sprawy jest także bliskie mojej wizji świata :D Dlatego póki co korzystam z układu desymetryzującego zaaplikowanego w odtwarzaczu.
  9. No to powiem Ci @JohnDoe, że ja bym nie był takim optymistą. Chociaż... XLRy mogą pomóc, jak się zastanowić. Też mam brumiącą końcówkę mocy i to co ostatnio mi się przydarzyło... Do tej pory jestem zdumiony :). Opiszę, aby pokazać, jak trudnej natury może być to problem. Otóż wymieniałem w niej niedawno główne kondensatory w zasilaczu. Aby to zrobić wykręciłem całą płytkę z której rozchodzi się zasilanie. Są na niej listwy zaciskowe dla +, -, oraz masy (fotka). Gdy wszystko poskładałem wzmacniacz buczał co najmniej jak stara lodówka. Brumienie z głośników było słychać w całym pokoju. Długo myślałem o co chodzi, co źle zrobiłem. Zmieniałem to i tamto, aby pozbyć się paskudztwa. Pomysły były, wydawać by się mogło coraz bardziej kiepskie (jak to zwykle bywa w takich przypadkach :) ). W końcu jednak trafiłem. Okazało się, że zmieniłem kolejność przewodów przykręconych do listwy zaciskowej masy. Nie przywiązywałem do tego wagi podczas składania wzmacniacza, gdyż listwa ta wlutowana jest do jednego pola na płytce - wszystkie zaciski są ze sobą zwarte. Na szczęście miałem zdjęcia, dzięki którym udało mi się wrócić do stanu wyjściowego. Brumienie zniknęło, a właściwie zmniejszyło się do stanu początkowego. Niestety nadal je słychać, myślę, że na podobnym poziomie jak u Ciebie. Znika, gdy odłączę którykolwiek interkonekt, niekoniecznie od strony końcówki, także od pre. Wygląda więc na pętlę masy tworzoną przez interkonekty. Dlatego właśnie XLRy mogą pomóc. W ich przypadku przewód masowy nie bierze udziału w przewodzeniu sygnału. Niestety, u mnie te gniazda nie są podłączone :(
  10. O to, to... To właśnie filtry wyprodukowane przez tą samą firmę, co użyte przeze mnie. Chyba trochę starsze. Cewki z zielonymi rdzeniami były w filtrach, które kupiłem do testów w tamtym czasie. No właśnie, aż mnie refleksja naszła i się zastanowiłem dokładniej kiedy to było. Chyba troszkę przesadziłem - ale nie bardzo. Na pewno ponad 15 lat temu. Ile to już życia strawiło mi wsłuchiwanie się w sprzęt :| Straszne W każdym razie te widoczne na moich zdjęciach mają max 2 lata i nadal kosztowały mnie po 15 zł za sztukę u producenta, ale być może zdrożały w ostatnim czasie.
  11. A ja używam tych samych kabli do wszystkiego :P :) Poważniej, sięgając pamięcią wstecz do momentu, gdy kable przybrały mniej więcej formę tutaj opisywaną, sprzęt się zmieniał, a one trwają na swoich stanowiskach. Pożyczałem je także wielu już osobom, dysponującym najróżniejszym sprzętem, od bardzo budżetowego, po całkiem wypasiony i recenzje zazwyczaj były pozytywne. Piszę zazwyczaj, bo przypomniał mi się jeden tylko przypadek, gdy zupełnie się nie spodobały. Nie były to jednak moje kable, a wykonane przez tą osobę z gotowej licy. Myślę, że nie ma to jednak dużego znaczenia - moje też by nie podeszły - preferencje, może osłuchanie? No właśnie, mamy jeszcze te kwestie. Co, kto uważa za dźwięk dobry, lepszy, referencyjny? W jaki sposób odnosi to co słyszy z głośników do rzeczywistości? Które cechy dźwięku bierze pod uwagę przy ocenie? Przykład: Ostatnio kolega zakupił kolumny. Wprawdzie nic wyszukanego - Mission M34i, ale że dawno temu także się nad nimi zastanawiałem, poszedłem posłuchać jak grają. Byłem po prostu ciekawy jak odbiorę ten dźwięk po latach. Wziąłem kable. Posłuchaliśmy (w towarzystwie starego amplitunera Technicsa i CD Sony w podobnym wieku), po czym zmieniliśmy kable. Dla mnie zmiana na plus była widoczna od razu, a kolega stwierdził, że wszystko siadło i jest jakoś tak płasko. Ale.. po dłuższej chwili zaczął dostrzegać coraz to więcej pozytywów tej podmianki. Ja się nie odzywałem. Już nie siadło, a się uspokoiło, "brak basu" zastąpiła "lepsza kontrola" (oczywiście w innych słowach, nie jest takim maniakiem jak stali użytkownicy forum ) , "płaskość" za to została zastąpiona mniejszą natarczywością. Po powtórnej zmianie na jego kable, także nie miał już wątpliwości. Z tym, że pomimo, że nie jest audiofilem, jakieś pojęcie o dźwięku ma - z muzyką ma do czynienia od dawien dawna, także w sposób "aktywny". Nasuwa się pytanie, ile osób, oczywiście tych mniej zaznajomionych z dźwiękiem, pozostałaby przy pierwotnej ocenie? Daleko nie trzeba szukać - działy "Stereo" i "Kino domowe":) Wymiana Technicsa i Altusów na coś o bardziej humanitarnym dźwięku nie zawsze się przecież przyjmuje. Odczuwanie dźwięku jest bardzo subiektywne.
  12. Ten Schaffner 10A podlinkowany przez Tomka rzeczywiście raczej nie wejdzie, ale jeżeli listwa ma być używana tylko do audio to 6A w zupełności wystarczy dla większości z nas, a jest sporo mniejszy. Sam zresztą taki używam i miałem do niego podłączony (oczywiście oprócz pozostałych mniej prądożernych urządzeń) wzmacniacz CA Azur 840A, a obecnie końcówkę Usher R1.5. Inną opcją może być użycie dwóch mniejszych, i rozdzielenie zasilania wzmacniacza od innych urządzeń. Możliwości jest wiele. Wymienione filtry Schaffnera to oczywiście górna półka. Ten który znajduje się w listwie jest jednostopniowy, a więc tłumienie ma mniejsze. Źle jednak nie wygląda. Na pewno lepszy taki niż żaden lub pojedynczy kondensator jak w komputerowych. Cena wg mnie nie jest bardzo wygórowana, patrząc na wykonanie. Zapewne można taniej, choćby na ali, jeżeli ma to być produkt gotowy, lub samodzielne wykonać obudowę a filtr kupić - przy czym mam na myśli robótki ręczne, a nie zlecenie wykonania. Do rozważenia A skoro już temat wypłynął, to podam przykład listwy zdecydowanie mniej estetycznej z wyglądu, ale niezwykle taniej i działającej bardzo dobrze. W ostatnim czasie wróciłem do muzykowania w zaciszu domowym - dręczę domowników gitarą elektryczną. Niestety ze względu na rozrost materii służącej odtwarzaniu dźwięku musiałem użyć pierwszą z wykonanych listew, która do tej pory służyła do podłączenia pieca gitarowego, do polepszenia zasilania w sprzęcie audio. Pamiętając, że miała ona bardzo dobry wpływ także na gitarę, zastanawiałem się jak szybko załatwić sprawę filtracji napięcia zasilającego w tym miejscu. Przypomniało mi się, że jakieś już blisko 20 lat temu wykonałem pewien prototyp do testów w audio. Uzupełniłem w nim jedynie filtry, wymontowane w międzyczasie do innych zastosowań i oto jest i działa. I to jak... Pierwsze uderzenia w struny i już wiedziałem, że było warto poszperać w piwnicy. Co tu dużo mówić, głuchy by usłyszał różnicę ;). Dlatego też, zdecydowanie polecam te rzeczy także muzykom korzystającym z instrumentów elektrycznych/elektronicznych. Na pewno gitarzystom :) . Cena raczej śmieszna, patrząc na ceny listew sklepowych: 2 x 15 zł za filtry i tyle :) Reszta komponentów i materiałów znalazła się w domowej rupieciarni
  13. Pierwsze chwile z muzyką odtwarzaną przez nowe kable były obiecujące. Dźwięk wydawał się mniej "twardy" i bardziej wypełniony w zakresie wyższego basu/niższego środka. Taki niby cieplejszy i przyjemniejszy. Nie zauważyłem także zjawiska opisanego wcześniej, tj hałasu w głośnikach powodowanego uderzaniem w kabel podłączony tylko do końcówki mocy. Pozostawiłem więc kable w systemie i słuchałem na nich przez jakiś tydzień, po czym z powrotem przełączyłem na poprzednią wersję. Niestety... Wersja bardziej pracochłonna jest jednak lepsza (wg mnie ;) ). Ciśnie się na usta sformułowanie "zdjęcie koca", ale postaram się go nie użyć ;) W przypadku luźnej licy jest wg mnie po prostu bardziej naturalnie. Szybciej, zwiewniej, przejrzyściej. Zapewne niektórzy mogą mieć wątpliwości co do porównania licy o różnej ilości drutów. Uprzedzając, już kiedyś testowałem różne ilości drutów o tej samej średnicy i nie stwierdziłem różnic :). Myślę, że czynnikiem mającym wpływ jest jednak oplot unieruchamiający druty w wiązce. Bez niego biegną sobie w rurce bardzo luźno.
  14. W końcu udało mi się zmontować kable z gotowej licy z Chin. Część nośna wygląda w nim tak samo jak w poprzednich konstrukcjach, więc nie będę jej opisywał, gdyż już to zrobiłem na początku tego wątku. Pewne różnice są natomiast w części przewodzącej. Tym razem zamiast luźnej licy 0.04 x 400, wykonanej własnoręcznie, użyłem gotowej 0.04 x 180 zakupionej na ali. Różnica jest taka, że oczywiście jest w niej mniej drucików, ale dodatkowo są one w ciasnym oplocie z jakiegoś sztucznego włókna. Aby przewód miękko spoczywał w teflonowej rurce dodałem od siebie luźny oplot z muliny (taka trochę grubsza bawełniana nitka, gdyby ktoś nie wiedział ;) ). Ten zabieg spowodował, że lica jest unieruchomiona w centrum rurki.
  15. Bo nie płyną. Kiedyś chciałem sprawdzić, i pozostawiłem jedną stronę kabla niepodłączoną (komputer był włączony) i wcale nie musiałem odkurzać dywanu. Żadne cyferki się z kabla nie wysypały A tak poważniej to nadal jest to sygnał elektryczny i to bardziej wymagający niż ten analogowy (o paśmie akustycznym). 0 i 1 to sprawa umowna. Zresztą ktoś już o tym pisał. Nie jestem maniakiem kabli cyfrowych, ale zgadzam się z tym co napisał @wallace. Innym przykładem różnej jakości transmisji cyfrowej, który mogę podać z własnego doświadczenia jest wymiana okablowania podłączenia kablówki i netu w obrębie mieszkania. Na "bazarowych" koncentrykach podłączonych na szybko podczas remontu też działało. Wymiana na porządny kabel spowodowała jednak wzrost poziomu sygnału o 10dB. Wprawdzie użyłem do sprawdzenia miernika w dekoderze, niemniej jednak można przyjąć, że pokazał zmianę, jeżeli już ktoś bardzo będzie się upierał odnośnie słabej dokładności pomiaru. Miało to również wyraźne przełożenie na jakość obrazu. Nie jest więc tak, że przy transmisji cyfrowej mamy tylko dwie opcje, tj działa, lub nie.
  16. No i mam jeszcze to :) Jak już wspomniałem, oryginalnie jest 6x10000uF tej samej marki (Nippon). Albo wymienię na poniższe - wzmacniacz ma już parę latek, albo zgodnie z późniejszym pomysłem dołożę, jeżeli będzie wystarczająca ilość miejsca. Na oko powinno się udać Elny RFS na podmiankę na płytkach układów końcówek. Tam może być trudniej je wcisnąć ze względu na spore rozmiary akurat tych kondensatorów.
  17. Zaraz, zaraz, dalszy ciąg właśnie powstaje Wiem, nie wygląda zbyt solidnie, ale uwierzcie, kondensatory ani myślały opuścić swoje miejsca. Dodam może jeszcze, że dobrze jest je zamontować przed włączeniem wzmacniacza, gdyż dokładanie pod napięciem powoduje krótkotrwałe zwarcie nienaładowaną pojemnością, co skutkuje nieładnymi wżerami na pozłacanych śrubkach listew. Później można już wyjmować i wkładać z powrotem bez takiego efektu. Należy oczywiście (koniecznie) pamiętać w jaki sposób były uprzednio umieszczone Wzmacniacz zasilany jest napięciem symetrycznym +/- 61V - a więc całkiem sporo. Czy coś się wydarzyło w dźwięku po takiej "dostawce"? Na moje ucho tak. Tego nie lubię najbardziej, ale pogwałcę się i napiszę co mniej więcej usłyszałem W kilku słowach: szybciej, nieco przejrzyściej, mniej misiowatości. Myślę, że efekt podobny do tego, który zapamiętałem po wymianie spuchniętych elektrolitów w CA Azur 840Av2 na Mundorfy MLytic (4x15000uF). W każdym razie na tyle dużo, że pokusiłem się o wykonanie swego rodzaju stelaża z miedzianego drutu o przekroju 2,5 mm2, na którym zmieściło się jeszcze więcej kondensatorów Ponieważ do połączenia we wzmacniaczu wykorzystałem listwy zaciskowe, nie używałem lutownicy. W każdej chwili można więc usunąć dodatki, bez pozostawienia jakiejkolwiek blizny. Pojemności na zdjęciu to 4 x 22uF + 4 x 10 uF.
  18. A miałem nadzieję, że ktoś zajrzy i coś napisze :) No trudno, skoro nikt nie chce, to znowu będę to ja :D Lekka zmiana tematu, ale nadal wokół R1.5. Tym razem kondensatorki :) Pojawiło się ostatnio na forum kilka tematów dotyczących tych właśnie elementów, to i ja nie chcąc pozostać w tyle, też sobie coś tam w tym zakresie przetestowałem. Wpadłem mianowicie na pomysł, albo może raczej sobie przypomniałem, że coś takiego widziałem, zbocznikowania głównych kondensatorów w zasilaczu końcówki (6 x 10000uF), względnie dużymi pojemnościami kondensatorów polipropylenowych. Akurat miałem takie na stanie, będące pozostałością po upgradzie zwrotnic w kolumnach. W ruch poszło więc 4 x 22uF. Usher jest rewelacyjnym wzmacniaczem dla osób lubiących pogrzebać w sprzęcie, więc i w tym przypadku nie było problemów. Wystarczyło odkręcić pleksi przykrywające płytkę z listwami zaciskowymi zasilacza, na której od spodu wmontowane są elektrolity i wpasować wyprowadzenia kondensatorów polipropylenowych w gniazda pod wkrętak łbów śrub w listwach. Wyglądało to mniej więcej tak:
  19. Mariusz, przepraszam, że tak z doskoku, ale inaczej nie bardzo mogę w obecnym czasie. Dyskusja się przez to niestety nieco rozwleka. Słowem wstępu. Nie chodziło mi o to aby moje było na górze, a zwrócenie uwagi na pewne sprawy. Przyznaje się do słyszenia jakości zasilania (ujmując skrótowo) i próbuję jakoś wytłumaczyć tego przyczynę. Znaleźć sensowne wytłumaczenie, dlaczego np użycie filtrów sieciowych daje dla mnie słyszalną poprawę w dźwięku, skoro zasilacze w urządzeniach wprowadzają, wydawać by się mogło, wystarczającą filtrację napięcia. Dlaczego słyszę różnice po zmianie kabla zasilającego, co wydaje się wręcz niedorzeczne? Wyjaśnienie zjawiska proponowane przez Fafniaka, także nie do końca jest dla mnie zadowalające, bo próbowałem już wielu różnych rzeczy, które wg opisów w sieci dają poprawę (oczywiście nie testuję wszystkiego o czym przeczytam - są pewne granice zdrowego rozsądku ;) ) i jednak w wielu przypadkach nie udało mi się usłyszeć zmian. Zniekształcenia to rzeczywiście cecha sygnału przetwarzanego w jakimś urządzeniu. Mogą je wprowadzać np nieliniowości elementów z których to urządzenie jest zbudowane. Zakłócenia widzę natomiast jako takie niechciane śmieci pochodzenia zewnętrznego, które sumują się z sygnałem użytecznym. W naszych rozważaniach chodzi więc bardziej o zakłócenia właśnie. Sytuacja wg mnie wygląda następująco: mamy urządzenie przetwarzające sygnał, niech to będzie wzmacniacz. Masa układowa po stronie wtórnej transformatora zasilającego jest w nim często połączona bezpośrednio z przewodem PE, czasem poprzez rezystor o małej wartości i kondensator. Od strony sieci energetycznej, przewód PE jest połączony z przewodem N (połączenie takie może być w różnych miejscach, w zależności od typu sieci), który jest uziemiony. Mamy więc sytuację, w której do przewodów biorących udział w zasilaniu urządzenia, tj L i N podłączamy zasilacz dostosowujący parametry zasilania i jednocześnie blokujący zakłócenia z sieci, ale jednocześnie podłączamy przewód PE do masy układu. Biorąc pod uwagę niezerową impedancję uziomu, oraz rezystancję (właściwie impedancję) przewodów sieci, można chyba założyć, że jednak zakłócenia na przewodzie PE występują i mają dość łatwą drogę do wnętrza rozważanego wzmacniacza. Masa, czyli potencjał odniesienia to w sumie dość umowna sprawa. Przy zasilaniu poprzez transformator odseparowujący galwanicznie sieć energetyczną od naszego układu, oba końce uzwojenia wtórnego są właściwie "równoprawne". Ba, sytuacja się nie zmienia nawet po wyprostowaniu i filtracji. Nadal mamy dwa przewody, pomiędzy którymi występuje różnica potencjałów i równie dobrze masą może zostać ten o wyższym, a układ zasilany będzie wtedy napięciem ujemnym. Oczywiście musi mieć odpowiednią budowę, przystosowaną do takiego zasilania. No i właśnie, co się stanie, gdy podłączymy do masy przewód (PE), który da odniesienie względem potencjału ziemi, ale zgodnie z tym co napisałem wyżej, nie o stałej wartości ze względu na zakłócenia?
  20. Mariusz, weź też proszę pod uwagę to, że poprzez kable sieciowe, a dokładnie przewody PE, łączą się masy urządzeń i dodatkowo są nimi podłączone do sieci energetycznej (łącząc się gdzieś tam z przewodem N) bez jakiejkolwiek filtracji. Zakłócenia mają więc prostą drogę, aby przedostać się do środka naszych cennych sprzętów audio i to od razu do układu po stronie uzwojenia wtórnego transformatora zasilającego (także będącego filtrem). Sam także wspominałeś kiedyś, że wzmacniacz, to właściwie taki zasilacz o modulowanym sygnałem z wejścia napięciu wyjściowym. Pomiędzy gniazdkiem w ścianie a kolumną głośnikową jest tylko transformator, mostek diodowy, tranzystor (y) (lub lampy) mocy wraz z niewielkimi rezystancjami i właśnie kable sieciowe
  21. Tak. I dodam, że odpowiedziałem bez chwili zawahania Po pierwsze, każdy tranzystorowy wzmacniacz jest wystarczająco, że użyję tego ciągle powtarzanego słowa, "wydajny", aby wysterować praktycznie każde kolumny. Nie wiem kto wymyślił gł..., ekhm… że tak nie jest i na jakiej podstawie (chyba na ucho ), ale wniosek to błędny, a do tego bezkrytycznie powtarzany. Dlaczego w przynajmniej o rząd wielkości gorszych pod tym względem wzmacniaczach lampowych nikomu nie przeszkadza "brak wydajności"? Cuda jakieś Nie twierdzę przy tym, że wszystkie wzmacniacze brzmią tak samo, ale dajmy już spokój "wydajności". Nie tędy droga. Po drugie, odnośnie mniejszej głośności, ileż to już razy była przytaczana charakterystyka słuchu ludzkiego (np. w formie wykresu), na której wyraźnie widać, że po prostu inaczej słyszymy przy małych, a inaczej przy dużych poziomach głośności. Aby zniwelować te różnice został wymyślony np. filtr loudness, podbijający skraje pasma słyszalnego gdy słuchamy cicho. A tak na marginesie, to ja akurat uważam, że właśnie przy małych (bardzo względne) poziomach głośności dźwięk odtwarzany ze sprzętu audio jest zwykle lepszej jakości. Zauważyłem to już dawno temu i jeszcze nie słyszałem zestawu w którym byłoby inaczej. Ale to moja opinia .
  22. Ależ bzdury. Rzadko udzielam się w tego typu tematach, ale czasem trudno pozostać obojętnym. Jeżeli jest tak jak piszesz, to dlaczego nie używasz końcówki mocy typu PA, powiedzmy 2 x 2kW? Tanio i wydajnie. Kolejne pytanie: Co w takim razie ze słabeuszami na lampach? Ech..., w ogóle trudno komentować takie teorie.
  23. W sumie dobry i niezbyt skomplikowany pomysł (z przekaźnikiem) na przekonanie się, czy warto brnąć dalej w poprawianie dźwięku sprzętu audio. Choć z drugiej strony... Co jeśli okaże się, że podobnie jak Pan Romek nie usłyszę różnic? Czym się wtedy zająć? Można by nawet popaść w jakiś nałogi. Eeee.. Może jednak lepiej nie sprawdzać
  24. Hmm... No to bez zmian, czy jednak coś się zmieniło (dynamika)? A dlaczego testując jedne z najtańszych, wyrobiłeś sobie takie zdanie? Dodam, że mając na względzie drażliwość tematu, absolutnie nie staram się atakować, czy też "nawracać". Sam nie jestem jakoś bardzo przekonany, czy warto (zwykle jednak ciekawość wygrywa ). Chodzi mi jedynie o logikę wypowiedzi :)
  25. Wygląda na to, że kończę z zanudzaniem - będzie to ostatni odcinek z cyklu "prąd spoczynkowy w R1.5" :) Czując dyskomfort pozostawania w niewiedzy, co by było gdybym jeszcze "troszkę" podkręcił rzeczony parametr w końcówce R1.5, musiałem to oczywiście zrobić. Tym razem doszedłem do około 200mV na rezystorze 0,68Ω, powodując wzrost temperatury radiatorów do ponad 54C. Stały się naprawdę gorące. Po kilku sekundach mocno parzyły w rękę i nie sposób było ich dłużej dotykać. Wiadomo, że znikąd się to nie wzięło - pobór mocy ustalił się na 300VA. Dodam, że w pierwszych kilkunastu minutach po włączeniu, zanim temperatura ogarnęła cały radiator i nie działało jeszcze temperaturowe sprzężenie zwrotne miałem na amperomierzu nawet 1,65 A, co przekłada się na 380 VA. Zacząłem więc słuchać. W pierwszej chwili nie zauważyłem jakichś spektakularnych zmian. Trochę się zawiodłem, ale i ucieszyłem mniejszymi rachunkami za prąd. Bo skoro nie ma różnicy to nie ma sensu przepłacać i należało wrócić do stanu poprzedniego. Słuchając jednak dłużej i jeszcze kolejnego dnia, dźwięk wydał mi się mimo wszystko trochę zmieniony. Z tym, że raczej na niekorzyść. Stał się jakby wolniejszy, bardziej misiowaty. Stracił na monumentalności, może trochę na rzecz nienadwyrężania słuchacza. Słuchało się nawet przyjemnie, ale jakoś tak nie korespondowało to z recenzjami, no i samym wyglądem wzmacniacza ;) Postanowiłem jeszcze raz go rozkręcić. Tym razem, wiedząc już jak daleko mogę przekręcić Pr-ki, regulowałem w zakresie 100mV - 180mV, powiedzmy w przerwach pomiędzy utworami. Nic nie wyłączałem, szybki doskok z fotela, woltomierz, śrubokręt i dalej do słuchania. I rzeczywiście, dało się zauważyć, że swego rodzaju sweet spotem dla tej końcówki jest 120 - 130mV (temperatura 43 - 45C). Poniżej tej wartości (oczywiście nie piszę o pojedynczych mV ;) ) jest mniej precyzyjny. Słychać więcej chaosu i jazgotu. Wraz ze wzrostem prądu ponad tą wartość staje się natomiast spowolniony i bardziej zaokrąglony (lampowy?). Reasumując moje wcześniejsze wow było spowodowane zapewne w dużej mierze tym, że w drugiej próbie trafiłem akurat w optymalne miejsce, tj 120mV. Jak się okazało w takim ustawieniu wzmacniacz gra wg mnie najlepiej i takie właśnie pozostawię. Dźwięk jest przyjemny dla ucha, ale jednocześnie precyzyjny, szybki i energiczny. Słychać moc :) Tak mi się właśnie przypomniało, że w instrukcji ustawiania prądu spoczynkowego we wzmacniaczach Threshold, zaleca się takie jego ustawienie dla końcówki Stasis 3 (prawdopodobnie pierwowzoru Ushera R1.5), aby osiągnąć temperaturę 45C - przypadek? ;)
×
×
  • Utwórz nowe...