-
Zawartość
2 362 -
Dołączył
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez nowy78
-
W końcu udało mi się zmontować kable z gotowej licy z Chin. Część nośna wygląda w nim tak samo jak w poprzednich konstrukcjach, więc nie będę jej opisywał, gdyż już to zrobiłem na początku tego wątku. Pewne różnice są natomiast w części przewodzącej. Tym razem zamiast luźnej licy 0.04 x 400, wykonanej własnoręcznie, użyłem gotowej 0.04 x 180 zakupionej na ali. Różnica jest taka, że oczywiście jest w niej mniej drucików, ale dodatkowo są one w ciasnym oplocie z jakiegoś sztucznego włókna. Aby przewód miękko spoczywał w teflonowej rurce dodałem od siebie luźny oplot z muliny (taka trochę grubsza bawełniana nitka, gdyby ktoś nie wiedział ;) ). Ten zabieg spowodował, że lica jest unieruchomiona w centrum rurki.
-
Bo nie płyną. Kiedyś chciałem sprawdzić, i pozostawiłem jedną stronę kabla niepodłączoną (komputer był włączony) i wcale nie musiałem odkurzać dywanu. Żadne cyferki się z kabla nie wysypały A tak poważniej to nadal jest to sygnał elektryczny i to bardziej wymagający niż ten analogowy (o paśmie akustycznym). 0 i 1 to sprawa umowna. Zresztą ktoś już o tym pisał. Nie jestem maniakiem kabli cyfrowych, ale zgadzam się z tym co napisał @wallace. Innym przykładem różnej jakości transmisji cyfrowej, który mogę podać z własnego doświadczenia jest wymiana okablowania podłączenia kablówki i netu w obrębie mieszkania. Na "bazarowych" koncentrykach podłączonych na szybko podczas remontu też działało. Wymiana na porządny kabel spowodowała jednak wzrost poziomu sygnału o 10dB. Wprawdzie użyłem do sprawdzenia miernika w dekoderze, niemniej jednak można przyjąć, że pokazał zmianę, jeżeli już ktoś bardzo będzie się upierał odnośnie słabej dokładności pomiaru. Miało to również wyraźne przełożenie na jakość obrazu. Nie jest więc tak, że przy transmisji cyfrowej mamy tylko dwie opcje, tj działa, lub nie.
-
No i mam jeszcze to :) Jak już wspomniałem, oryginalnie jest 6x10000uF tej samej marki (Nippon). Albo wymienię na poniższe - wzmacniacz ma już parę latek, albo zgodnie z późniejszym pomysłem dołożę, jeżeli będzie wystarczająca ilość miejsca. Na oko powinno się udać Elny RFS na podmiankę na płytkach układów końcówek. Tam może być trudniej je wcisnąć ze względu na spore rozmiary akurat tych kondensatorów.
-
Zaraz, zaraz, dalszy ciąg właśnie powstaje Wiem, nie wygląda zbyt solidnie, ale uwierzcie, kondensatory ani myślały opuścić swoje miejsca. Dodam może jeszcze, że dobrze jest je zamontować przed włączeniem wzmacniacza, gdyż dokładanie pod napięciem powoduje krótkotrwałe zwarcie nienaładowaną pojemnością, co skutkuje nieładnymi wżerami na pozłacanych śrubkach listew. Później można już wyjmować i wkładać z powrotem bez takiego efektu. Należy oczywiście (koniecznie) pamiętać w jaki sposób były uprzednio umieszczone Wzmacniacz zasilany jest napięciem symetrycznym +/- 61V - a więc całkiem sporo. Czy coś się wydarzyło w dźwięku po takiej "dostawce"? Na moje ucho tak. Tego nie lubię najbardziej, ale pogwałcę się i napiszę co mniej więcej usłyszałem W kilku słowach: szybciej, nieco przejrzyściej, mniej misiowatości. Myślę, że efekt podobny do tego, który zapamiętałem po wymianie spuchniętych elektrolitów w CA Azur 840Av2 na Mundorfy MLytic (4x15000uF). W każdym razie na tyle dużo, że pokusiłem się o wykonanie swego rodzaju stelaża z miedzianego drutu o przekroju 2,5 mm2, na którym zmieściło się jeszcze więcej kondensatorów Ponieważ do połączenia we wzmacniaczu wykorzystałem listwy zaciskowe, nie używałem lutownicy. W każdej chwili można więc usunąć dodatki, bez pozostawienia jakiejkolwiek blizny. Pojemności na zdjęciu to 4 x 22uF + 4 x 10 uF.
-
A miałem nadzieję, że ktoś zajrzy i coś napisze :) No trudno, skoro nikt nie chce, to znowu będę to ja :D Lekka zmiana tematu, ale nadal wokół R1.5. Tym razem kondensatorki :) Pojawiło się ostatnio na forum kilka tematów dotyczących tych właśnie elementów, to i ja nie chcąc pozostać w tyle, też sobie coś tam w tym zakresie przetestowałem. Wpadłem mianowicie na pomysł, albo może raczej sobie przypomniałem, że coś takiego widziałem, zbocznikowania głównych kondensatorów w zasilaczu końcówki (6 x 10000uF), względnie dużymi pojemnościami kondensatorów polipropylenowych. Akurat miałem takie na stanie, będące pozostałością po upgradzie zwrotnic w kolumnach. W ruch poszło więc 4 x 22uF. Usher jest rewelacyjnym wzmacniaczem dla osób lubiących pogrzebać w sprzęcie, więc i w tym przypadku nie było problemów. Wystarczyło odkręcić pleksi przykrywające płytkę z listwami zaciskowymi zasilacza, na której od spodu wmontowane są elektrolity i wpasować wyprowadzenia kondensatorów polipropylenowych w gniazda pod wkrętak łbów śrub w listwach. Wyglądało to mniej więcej tak:
-
Mariusz, przepraszam, że tak z doskoku, ale inaczej nie bardzo mogę w obecnym czasie. Dyskusja się przez to niestety nieco rozwleka. Słowem wstępu. Nie chodziło mi o to aby moje było na górze, a zwrócenie uwagi na pewne sprawy. Przyznaje się do słyszenia jakości zasilania (ujmując skrótowo) i próbuję jakoś wytłumaczyć tego przyczynę. Znaleźć sensowne wytłumaczenie, dlaczego np użycie filtrów sieciowych daje dla mnie słyszalną poprawę w dźwięku, skoro zasilacze w urządzeniach wprowadzają, wydawać by się mogło, wystarczającą filtrację napięcia. Dlaczego słyszę różnice po zmianie kabla zasilającego, co wydaje się wręcz niedorzeczne? Wyjaśnienie zjawiska proponowane przez Fafniaka, także nie do końca jest dla mnie zadowalające, bo próbowałem już wielu różnych rzeczy, które wg opisów w sieci dają poprawę (oczywiście nie testuję wszystkiego o czym przeczytam - są pewne granice zdrowego rozsądku ;) ) i jednak w wielu przypadkach nie udało mi się usłyszeć zmian. Zniekształcenia to rzeczywiście cecha sygnału przetwarzanego w jakimś urządzeniu. Mogą je wprowadzać np nieliniowości elementów z których to urządzenie jest zbudowane. Zakłócenia widzę natomiast jako takie niechciane śmieci pochodzenia zewnętrznego, które sumują się z sygnałem użytecznym. W naszych rozważaniach chodzi więc bardziej o zakłócenia właśnie. Sytuacja wg mnie wygląda następująco: mamy urządzenie przetwarzające sygnał, niech to będzie wzmacniacz. Masa układowa po stronie wtórnej transformatora zasilającego jest w nim często połączona bezpośrednio z przewodem PE, czasem poprzez rezystor o małej wartości i kondensator. Od strony sieci energetycznej, przewód PE jest połączony z przewodem N (połączenie takie może być w różnych miejscach, w zależności od typu sieci), który jest uziemiony. Mamy więc sytuację, w której do przewodów biorących udział w zasilaniu urządzenia, tj L i N podłączamy zasilacz dostosowujący parametry zasilania i jednocześnie blokujący zakłócenia z sieci, ale jednocześnie podłączamy przewód PE do masy układu. Biorąc pod uwagę niezerową impedancję uziomu, oraz rezystancję (właściwie impedancję) przewodów sieci, można chyba założyć, że jednak zakłócenia na przewodzie PE występują i mają dość łatwą drogę do wnętrza rozważanego wzmacniacza. Masa, czyli potencjał odniesienia to w sumie dość umowna sprawa. Przy zasilaniu poprzez transformator odseparowujący galwanicznie sieć energetyczną od naszego układu, oba końce uzwojenia wtórnego są właściwie "równoprawne". Ba, sytuacja się nie zmienia nawet po wyprostowaniu i filtracji. Nadal mamy dwa przewody, pomiędzy którymi występuje różnica potencjałów i równie dobrze masą może zostać ten o wyższym, a układ zasilany będzie wtedy napięciem ujemnym. Oczywiście musi mieć odpowiednią budowę, przystosowaną do takiego zasilania. No i właśnie, co się stanie, gdy podłączymy do masy przewód (PE), który da odniesienie względem potencjału ziemi, ale zgodnie z tym co napisałem wyżej, nie o stałej wartości ze względu na zakłócenia?
-
Mariusz, weź też proszę pod uwagę to, że poprzez kable sieciowe, a dokładnie przewody PE, łączą się masy urządzeń i dodatkowo są nimi podłączone do sieci energetycznej (łącząc się gdzieś tam z przewodem N) bez jakiejkolwiek filtracji. Zakłócenia mają więc prostą drogę, aby przedostać się do środka naszych cennych sprzętów audio i to od razu do układu po stronie uzwojenia wtórnego transformatora zasilającego (także będącego filtrem). Sam także wspominałeś kiedyś, że wzmacniacz, to właściwie taki zasilacz o modulowanym sygnałem z wejścia napięciu wyjściowym. Pomiędzy gniazdkiem w ścianie a kolumną głośnikową jest tylko transformator, mostek diodowy, tranzystor (y) (lub lampy) mocy wraz z niewielkimi rezystancjami i właśnie kable sieciowe
-
Tak. I dodam, że odpowiedziałem bez chwili zawahania Po pierwsze, każdy tranzystorowy wzmacniacz jest wystarczająco, że użyję tego ciągle powtarzanego słowa, "wydajny", aby wysterować praktycznie każde kolumny. Nie wiem kto wymyślił gł..., ekhm… że tak nie jest i na jakiej podstawie (chyba na ucho ), ale wniosek to błędny, a do tego bezkrytycznie powtarzany. Dlaczego w przynajmniej o rząd wielkości gorszych pod tym względem wzmacniaczach lampowych nikomu nie przeszkadza "brak wydajności"? Cuda jakieś Nie twierdzę przy tym, że wszystkie wzmacniacze brzmią tak samo, ale dajmy już spokój "wydajności". Nie tędy droga. Po drugie, odnośnie mniejszej głośności, ileż to już razy była przytaczana charakterystyka słuchu ludzkiego (np. w formie wykresu), na której wyraźnie widać, że po prostu inaczej słyszymy przy małych, a inaczej przy dużych poziomach głośności. Aby zniwelować te różnice został wymyślony np. filtr loudness, podbijający skraje pasma słyszalnego gdy słuchamy cicho. A tak na marginesie, to ja akurat uważam, że właśnie przy małych (bardzo względne) poziomach głośności dźwięk odtwarzany ze sprzętu audio jest zwykle lepszej jakości. Zauważyłem to już dawno temu i jeszcze nie słyszałem zestawu w którym byłoby inaczej. Ale to moja opinia .
-
Ależ bzdury. Rzadko udzielam się w tego typu tematach, ale czasem trudno pozostać obojętnym. Jeżeli jest tak jak piszesz, to dlaczego nie używasz końcówki mocy typu PA, powiedzmy 2 x 2kW? Tanio i wydajnie. Kolejne pytanie: Co w takim razie ze słabeuszami na lampach? Ech..., w ogóle trudno komentować takie teorie.
-
W sumie dobry i niezbyt skomplikowany pomysł (z przekaźnikiem) na przekonanie się, czy warto brnąć dalej w poprawianie dźwięku sprzętu audio. Choć z drugiej strony... Co jeśli okaże się, że podobnie jak Pan Romek nie usłyszę różnic? Czym się wtedy zająć? Można by nawet popaść w jakiś nałogi. Eeee.. Może jednak lepiej nie sprawdzać
-
Hmm... No to bez zmian, czy jednak coś się zmieniło (dynamika)? A dlaczego testując jedne z najtańszych, wyrobiłeś sobie takie zdanie? Dodam, że mając na względzie drażliwość tematu, absolutnie nie staram się atakować, czy też "nawracać". Sam nie jestem jakoś bardzo przekonany, czy warto (zwykle jednak ciekawość wygrywa ). Chodzi mi jedynie o logikę wypowiedzi :)
-
Wygląda na to, że kończę z zanudzaniem - będzie to ostatni odcinek z cyklu "prąd spoczynkowy w R1.5" :) Czując dyskomfort pozostawania w niewiedzy, co by było gdybym jeszcze "troszkę" podkręcił rzeczony parametr w końcówce R1.5, musiałem to oczywiście zrobić. Tym razem doszedłem do około 200mV na rezystorze 0,68Ω, powodując wzrost temperatury radiatorów do ponad 54C. Stały się naprawdę gorące. Po kilku sekundach mocno parzyły w rękę i nie sposób było ich dłużej dotykać. Wiadomo, że znikąd się to nie wzięło - pobór mocy ustalił się na 300VA. Dodam, że w pierwszych kilkunastu minutach po włączeniu, zanim temperatura ogarnęła cały radiator i nie działało jeszcze temperaturowe sprzężenie zwrotne miałem na amperomierzu nawet 1,65 A, co przekłada się na 380 VA. Zacząłem więc słuchać. W pierwszej chwili nie zauważyłem jakichś spektakularnych zmian. Trochę się zawiodłem, ale i ucieszyłem mniejszymi rachunkami za prąd. Bo skoro nie ma różnicy to nie ma sensu przepłacać i należało wrócić do stanu poprzedniego. Słuchając jednak dłużej i jeszcze kolejnego dnia, dźwięk wydał mi się mimo wszystko trochę zmieniony. Z tym, że raczej na niekorzyść. Stał się jakby wolniejszy, bardziej misiowaty. Stracił na monumentalności, może trochę na rzecz nienadwyrężania słuchacza. Słuchało się nawet przyjemnie, ale jakoś tak nie korespondowało to z recenzjami, no i samym wyglądem wzmacniacza ;) Postanowiłem jeszcze raz go rozkręcić. Tym razem, wiedząc już jak daleko mogę przekręcić Pr-ki, regulowałem w zakresie 100mV - 180mV, powiedzmy w przerwach pomiędzy utworami. Nic nie wyłączałem, szybki doskok z fotela, woltomierz, śrubokręt i dalej do słuchania. I rzeczywiście, dało się zauważyć, że swego rodzaju sweet spotem dla tej końcówki jest 120 - 130mV (temperatura 43 - 45C). Poniżej tej wartości (oczywiście nie piszę o pojedynczych mV ;) ) jest mniej precyzyjny. Słychać więcej chaosu i jazgotu. Wraz ze wzrostem prądu ponad tą wartość staje się natomiast spowolniony i bardziej zaokrąglony (lampowy?). Reasumując moje wcześniejsze wow było spowodowane zapewne w dużej mierze tym, że w drugiej próbie trafiłem akurat w optymalne miejsce, tj 120mV. Jak się okazało w takim ustawieniu wzmacniacz gra wg mnie najlepiej i takie właśnie pozostawię. Dźwięk jest przyjemny dla ucha, ale jednocześnie precyzyjny, szybki i energiczny. Słychać moc :) Tak mi się właśnie przypomniało, że w instrukcji ustawiania prądu spoczynkowego we wzmacniaczach Threshold, zaleca się takie jego ustawienie dla końcówki Stasis 3 (prawdopodobnie pierwowzoru Ushera R1.5), aby osiągnąć temperaturę 45C - przypadek? ;)
-
Swego czasu zauważyłem to samo w posiadanym CA Azur 840 (na fotce - po wymontowaniu). Postanowiłem więc wymienić. Zaszalałem i wstawiłem Mundorfy. Uważam, a przynajmniej wtedy miałem takie wrażenie, że jakość dźwięku się poprawiła. Trzeba jednak także wziąć pod uwagę dość długi czas potrzebny na tego typu podmiankę, nie sprzyja porównaniom ze względu na krótką pamięć słuchową. Nie porównywałem różnych kondensatorów, więc nie wypowiem się, czy różnice pomiędzy różnymi markami są tak samo słyszalne jak pomiędzy starymi a nowymi. Później wymieniłem także pozostałe elektrolity i to też uważam miało pozytywny wpływ.
-
Są jeszcze fajniejsze "lampki" :) . I to grające, a nie tylko mrygające w takt muzyki. Nawet mam coś takiego (moc 1kVA). Niestety w wykonaniu klasycznym i nie można jej zmusić do grania. Mariusz, ja też przepraszam za OT :D
- 1 753 odpowiedzi
-
- wzmacniacz lampowy pp
- diy
-
(i %d więcej)
Tagi:
-
Tak jest. Jeżeli rozpatrujemy tylko polaryzację siatki, to rzeczywiście nie powinno być problemu. Patrząc dla ułatwienia tylko na jeden kanał, mamy tam jednak jeszcze R42 (opcjonalnie także R44, R46), które wraz z R36 i R38 tworzą dzielnik napięcia, będący globalnym sprzężeniem zwrotnym obejmującym oba stopnie wzmacniacza. Na moje oko, zmiana R36 zmieni parametry tego sprzężenia i sygnał wyjściowy z wtórnika katodowego podawany na wejście poprzez R42 będzie miał inną wartość. Akurat w tym wypadku większą, a więc pogłębi się w ten sposób sprzężenie zwrotne. Nasuwa mi się także pytanie, co ma właściwie na celu zmiana wartości R36?
-
To może jeszcze raz na spokojnie Rezystory R35 - R38 zapewniają automatyczną polaryzację siatek lamp stopnia wejściowego, ale jednocześnie są częścią globalnego sprzężenia zwrotnego (poprzez rezystory R41 - R46). Zmiana ich wartości nie jest konieczna, patrząc od strony wejścia, tj zwiększenia rezystancji potencjometru, może natomiast być zbyt dużą ingerencją w pracę samego wzmacniacza (tu musiałby się wypowiedzieć ktoś z dużym doświadczeniem w technice lampowej). Reasumując, wstaw potencjometr 100k nie zmieniając wartości rezystorów.
-
Coś tu Panowie kombinują zanadto. Nie widzę całego schematu, ale z dużym prawdopodobieństwem rezystory R35 - R38 ustalają punkt pracy lampy, dbając o odpowiednie napięcie stałe na siatkach. Nie należy ich zmieniać. Brakuje mi jednak pomiędzy R37 (także R38) a potencjometrem pojemności eliminujących składową stałą z wejść. Czy gdzieś się przypadkiem nie zapodziały?
-
Dobre pytanie. Niemniej jednak chyba znalazłem, wydaje mi się, całkiem niezłe wytłumaczenie w kolejnym tekście pana Pass'a, także traktującym o sposobach pozbywania się zniekształceń generowanych przez wzmacniacze. Dostępny jest tutaj. W wielkim skrócie: Powszechnie stosowanym sposobem pozbywania się zniekształceń w układach wzmacniaczy jest stosowanie wielu stopni o bardzo dużym sumarycznym wzmocnieniu (w otwartej pętli sprzężenia zwrotnego) i objęcie ich mocnym sprzężeniem zwrotnym eliminującym błędy powstałe podczas wzmacniania sygnału. To generuje jednak nieprzyjemne w odbiorze zniekształcenia TIM. Chcąc je zminimalizować, musimy maksymalnie uprościć układ, zrezygnować z dużych wzmocnień, a co za tym idzie, także zmniejszyć sprzężenie zwrotne, aby móc uzyskać odpowiednie wzmocnienie całego układu. To z kolei prowadzi do zwiększenia zniekształceń harmonicznych i intermodulacyjnych, które jednak są mniej dokuczliwe. Mimo to konstruktorzy urządzeń audio z najwyższej półki starają się ich pozbyć na różne sposoby. Jednym z nich jest choćby przesunięcie punktu pracy elementów aktywnych w takie miejsce charakterystyki, aby wykorzystać jej najbardziej liniową część. To wiąże się właśnie ze zwiększeniem prądu spoczynkowego, często do momentu pracy w pełnej klasie A. Nelson Pass dla odmiany zastosował w swoich wzmacniaczach bardzo ciekawe rozwiązanie (które opatentował), polegające na wykorzystaniu w stopniu wyjściowym (mocy) układu zwanego kaskodą. Chodzi o to aby tranzystor pracujący jako element "wzmacniający" prąd, a więc zazwyczaj pracujący w układzie OE, rzadziej OC, miał zapewnioną pracę przy jak najbardziej stałym napięciu CE (cały czas mowa o tranzystorach bipolarnych). To minimalizuje zniekształcenia wynikające z nieliniowości elementu, tj. zmiany jego wzmocnienia na skutek zmian napięcia CE - dobrze zilustrowane na charakterystykach w tekście. Aby taka praca była możliwa stosowany jest dodatkowy tranzystor w układzie OB włączony w w obwód kolektora tranzystora pracującego w układzie OE. Nie wnikając w szczegóły, oprócz znacznego zmniejszenia zniekształceń układ taki ma jeszcze inne zalety, jak choćby gigantyczne pasmo przenoszenia. Wracając do Ushera. Skoro końcówka R1.5 jest (z dużą dozą prawdopodobieństwa) zbudowana na bazie wzmacniacza Stasis 3 i wykorzystuje topologię opisaną wyżej, teoretycznie nie ma potrzeby stosowania w niej wysokiego prądu spoczynkowego, gdyż minimalizacja zniekształceń odbywa się tam ze względu na odpowiednie rozwiązania układowe. W tej sytuacji rodzi się inne pytanie. Dlaczego zatem Pass zaleca ustawianie względnie dużych wartości prądów spoczynkowych w swoich wzmacniaczach (jak również w Usher'ze)? Moje odczucia także jednoznacznie wskazują na stosowanie wyższego prądu spoczynkowego dla zapewnienia lepszego dźwięku uzyskiwanego ze wzmacniacza Usher R1.5. Swoją drogą im bardziej wnikam w jego budowę, tym bardziej mi się podoba :) Że nie wspomnę o dźwięku
-
To ja myślę jednak inaczej. Zniekształcenia zawsze są niepożądane i im ich mniej tym lepiej. Ale rzeczywiście niektóre z nich są przez ludzi lepiej tolerowane niż inne. "Wolimy" np. zniekształcenia harmoniczne niższych rzędów, a najlepiej o parzystych indeksach generowane przez wzmacniacze lampowe, niż te powstające we wzmacniaczach tranzystorowych. Również już niska zawartość zniekształceń intermodulacyjnych typu TIM jest dla nas odczuwalna w nieprzyjemny sposób. Niemniej jednak w tym wypadku, bez zbytniego wnikania w uzasadnienie korzyści wynikających z większego prądu spoczynkowego, byłem po prostu ciekawy co będzie. Z drugiej strony nie robiłem tego tak zupełnie bez jakichkolwiek przesłanek do uzyskania poprawy. Do podjęcia prób skłoniły mnie recenzje R1.5 (tych gorących, co oznaczało, że występowały w takich ustawieniach) i wypowiedzi na forach samego mistrza, na podstawie projektu którego powstała końcówka R1.5 (ponoć, ale póki co wszystko na to wskazuje ;) ). Oczywiście chodzi o Nelsona Pass'a. Gdy jednak okazało się, że coś jest na rzeczy i wzmacniacz mocniej popchnięty w kierunku klasy A gra o wiele lepiej (biorąc pod uwagę aspekty dźwięku możliwe do bardziej obiektywnej oceny) zacząłem drążyć temat. Natknąłem się m. in. na dość ciekawy tekst autorstwa właśnie Pass'a, dostępny tutaj. Uwaga, zawiera wyniki pomiarów i wykresy ;)
-
Zgodnie z zapowiedzią coś o prądzie spoczynkowym. Ponieważ układ stopnia wyjściowego oparty na kaskodach nie jest dla mnie tak jasny i przejrzysty jak klasyczne rozwiązanie, nie będę pisał jaki sumaryczny prąd przepływa teraz przez tranzystory mocy. Napiszę jedynie do jakiego napięcia na rezystorach 0,68Ω zwiększałem jego wartość. Głównie chodzi o jednakowe ustawienie obu kanałów, przy jak największym możliwym do uzyskania ze względu na temperaturę prądzie spoczynkowym. Ja uzyskałem ostatecznie temperaturę radiatorów ok 49C w punkcie centralnym i 45C w miejscu pomiaru określonym w procedurze ustawiania biasu we wzmacniaczach Threshold (którą załączam), przy napięciu ok 160 mV. Ponieważ regulacji dokonywałem, można powiedzieć "po omacku" (dopiero później znalazłem pomocne materiały), prąd zwiększałem bardzo powoli, zwiększając napięcie na rezystorze o 10 - 20 mV jednorazowo, po czym czekałem, aż wzmacniacz się ustabilizuje (15 - 20 min). Tu przestrzegam przed zbyt gwałtownym kręceniem rezystorami nastawnymi. Niewielki obrót powoduje względnie dużą zmianę prądu. Jak już pisałem, regulacji dokonywałem w trzech krokach, po których sprawdzałem efekt poprzez odsłuch. Najpierw zwiększyłem prąd dwukrotnie (napięcie z wyjściowych 34 mV do 70 mV). Niespecjalnie zauważyłem jakieś zmiany w dźwięku. W kolejnym kroku dodałem jeszcze 50 mV i tu już twarz mi pojaśniała Zachęcony progresem ostatecznie ustawiłem 160mV. Teoretycznie można by było jeszcze kapkę zwiększyć prąd, ale w gorące lato mógłby być problem, dlatego póki co zostawiam jak jest. Jeżeli chodzi o dźwięk, cóż mogę powiedzieć - zmiana jest mega pozytywna i ewidentna. Nie trzeba się nawet wsłuchiwać. Jak się okazuje zdecydowana większość rodaków (czyli wszyscy ), która kupiła końcówkę w Polsce nie ma pojęcia jaki potencjał w niej drzemie. A szkoda. Zapewne dało się zauważyć, że nie pałałem jakimś wielkim entuzjazmem, gdy porównywałem wzmacniacz zaraz po zakupie z modyfikowanym przeze mnie CA 840Av2. Różnice były i owszem, ale przyznam szczerze, że spodziewałem się większych. Teraz, po zmianach jeszcze wprawdzie nie porównywałem, ale przyznam, że nawet nie bardzo mi się chce. Od tygodnia słucham muzyki z wielką radością Gdybym dostał w swoje ręce drugi taki wzmacniacz, z wiedza jaką mam dziś, nie zastanawiałbym się ani chwili, czy przeprowadzić wyżej opisaną regulację. Wg mnie naprawdę warto. Zastanawiam się tylko, dlaczego Usher zrezygnował z wyższego prądu spoczynkowego... Ponieważ już jest dość późno, przerwę tutaj moje zachwyty. Mam jednak w zanadrzu jeszcze parę argumentów przemawiających za dokonaniem powyższej regulacji i nie tylko. thresholdadjust.pdf
-
Gdy kupiłem była bardzo zakurzona, więc jak już rozkręciłem to trochę odkurzyłem. Trochę pędzelkiem, odkurzaczem, trochę szmatką (może być nawet wilgotna, ale trzeba chwilę odczekać aż wyschnie przed włączeniem), dmuchaniem. Ogólnie czym się dało. I bez obaw, nie tak łatwo coś tam zepsuć. Jak się jakiś element przegnie, wystarczy wyprostować
-
Moi znajomi myślą, że to jakaś estradowa końcówka :) Myślę, że przeceniasz moje możliwości. Do fachowca mi daleko. Grzebię w sprzęcie czysto amatorsko :) Poza tym ze zdjęcia trudno ocenić. Jeżeli jednak coś było lutowane zapewne rozpoznałbyś od razu po rozlanym, przypalonym topniku dookoła miejsca lutowania. Fabryczne luty są zwykle "czyste".
-
Ło! Ogólnie jakoś dużo tam tego wszystkiego naładowali. No i te układy scalone... ;) U mniej jest zdecydowanie bardziej purystycznie.
-
W kolejnym odcinku napiszę jeszcze jak mam w tej chwili ustawiony prąd spoczynkowy, dlaczego właśnie taki i jak to wpłynęło na dźwięk. Do lektury zapraszam szczególnie posiadaczy chłodnych R1.5, a więc wszystkich, którzy posiadają wzmacniacze pochodzące od polskiego dystrybutora, tj Audiofast. Nie żeby coś było nie tak. Po prostu z tego co się niedawno dowiedziałem w rozmowie z przedstawicielem Audiofast, końcówki sprzedawane w Polsce, od początku miały ustawiany niewielki prąd spoczynkowy. Przy czym nie chodzi tu o takie ustawienie ze względu na kraj a o lata w których były w sprzedaży.