-
Zawartość
4 324 -
Dołączył
Wszystko napisane przez Rafał S
-
Adam, to wcale nie jest głupi pomysł. Myślę, że SN3 to może być to, czego M1 Classic potrzebują. Pod względem tonalnym (i jakości prądu ) powinno być lepiej niż z moim Haiku czy Marantzem. Wszystko czego mi brakowało w brzmieniu M1, może wnieść Twój piec i pomieszczenie. Może się skusisz? 😀
-
Jak grają, to wiesz lepiej ode mnie. 😉Ja tylko zauważam, że warunki testu faworyzowały większe monitory z dużym basem. Skromny bas był głównym zarzutem pod kątem SCM7. Heco, które wygrały, to też budżetówka, choć wierzę, że są wyjątkowo udane i rozsądnie wycenione.
-
Chyba najlepsze podsumowanie. Dlatego właśnie zależnie od nastroju, albo słuchałem dalej, albo przełączałem się na własną płytę. Przy okazji: zgadzam się, że wokal Miry trochę trącił bigbitem, natomiast instrumentalnie Breakout się do niego nie zaliczał.
-
Latem oddałem w rozliczeniu mojego HAIKU SOL-a II SE. Gdyby ktoś był nim zainteresowany, to jest do kupienia w salonie Audioneo pod Pruszczem Gdańskim: Paweł Balewski: kontakt@audioneo.pl, tel. kom. 698 654 960 Rotmanka, ul. Kościelna 1, pon - pt: 11:00-18:00 Dla mnie sprawa jest już zamknięta, po przyjacielsku pomagam salonowi w sprzedaży. Wystawiony za 6500 zł. (do negocjacji, ale raczej symbolicznej, bo salon policzył mi go za niewiele mniej). Stan niemal idealny / gabinetowy. Na gwarancji do listopada 2023 r. Oczywiście pełen komplet w kartonie. Polecam jako piec do kameralnej muzyki akustycznej, soft rocka itd. Takie rzeczy gra zjawiskowo, ze świetną barwą, jak na tę cenę. Nie jest wyczynowy, zdecydowanie nie do metalu, choć przy dobrze zrealizowanej płycie i w odpowiednim torze jakoś da sobie radę i z cięższym graniem.
-
- 1
-
-
https://www.hifimaailma.fi/tuoteesittely/kamppailu-keskiluokassa-6.108.122673.1b5768f6fb Trzeba ustawić w przeglądarce tłumaczenie.
-
Ten test był w sporym pomieszczeniu - to nie były warunki dla scm7. Wygrały Heco z wooferem 16.5 cm, co mówi samo za siebie.
-
Cóż znaczą 4 milimetry, skoro kolumny grają tak dobrze, ze stoją u Adama od lat i wygrały pojedynki z wieloma innymi. 🙂
-
Dzięki za link i miłe słowa. A wracając do płyty: drugim bohaterem jest tu dla mnie Maciej Sikała. Słuchając w ciemno niektórych utworów mógłbym się pomylić i obstawiać, że to jego album.
-
Współczesność z tematu wątku to pojęcie względne. Jestem z rocznika 1976, więc liczę ją gdzieś od połowy lat 90-tych (mniej więcej wtedy zacząłem słuchać jazzu). Oczywiście każdemu wolno gdzie indziej wytyczyć granicę. Zacznę od płyty, która nie jest ani najświeższa, ani w 100% polska (udział kanadyjskiego perkusisty), ani nawet audiofilska (dźwięk taki sobie, lekka stylizacja na winyl). Maciek Grzywacz – Forces Within (2006 r.), z udziałem Macieja Sikały na tenorze, Piotra Lemańczyka na kontrabasie i Tylera Hornby na bębnach. Sekcja rytmiczna ta sama, co na promowanym przeze mnie na forum albumie Marcina Wądołowskiego „Standards”. Poza tym obydwa wydawnictwa firmują trójmiejscy gitarzyści jazzowi o klasycznym wykształceniu muzycznym obracający się w podobnych kręgach. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Raz, że u Grzywacza ta sekcja rytmiczna robi raczej za tło dla partii gitary i saksofonu. Dwa, że obaj gitarzyści, to dla mnie dwa bieguny. Wądołowski, mimo ciągot bluesowych i jazzrockowych (oddzielne formacje i projekty na boku) dużo bardziej pokazuje swój klasyczny rodowód. Jego solówki sprawiają wrażenie przygotowanych z wyprzedzeniem, wręcz wystudiowanych. Nawet jak gra bluesa, to ja słyszę u niego akademię. Grzywacz – odwrotnie, to dla mnie intuicjonista, improwizacje płyną naturalnie, a jednocześnie z logiką i konsekwencją. A przy tym, nawet jak pójdzie we free (np. na płycie „Black Wine”, też świetnej) to zawsze czuje się bluesowego ducha. W dużym uproszczeniu powiedziałbym, że Wądołowskiego uważam za lepszego gitarzystę, a Grzywacza za dużo większego jazzmana. Dość przynudzania. Czas na płytę. Ale płyty nie wkleję, bo nie mam dostępu do Tidala ani Spotify’a, a na YT jej brak. Czy ktoś z dostępem do odpowiednich platform pomoże i doda link?
-
Grzesiek, w "Manniaku po ciemku" było dużo współczesnego bluesa i bluesrocka - przegląd tego, co się pokazywało na rynku, nie tylko starocie. Ja, wbrew pozorom, mam więcej płyt współczesnych wykonawców wzorujących się na klasyce, niż klasyków. 😉 Pełna zgoda, co do tego drugiego fragmentu. Jak już czasem trafi się u nas trochę ciekawsze granie, to wokale i teksty zwykle kładą sprawę. Kiedyś sporo pisali prawdziwi tekściarze, czyli zawodowcy. Dziś wokaliści i instrumentaliści - amatorzy. Zresztą nawet dzisiejsi autorzy zawodowi mają się nijak do tych sprzed lat, to se ne vrati.🙂
-
Nie tylko Twoja. 🙂 Jeśli chodzi o rocka i muzykę popularną, to lat 60-tych i 70-tych nic nie przebije, ani u nas, ani w UK czy USA. Z mojego punktu widzenia, najlepsi ze współczesnych wykonawców to Ci, którzy nawiązują do tamtej estetyki. (Oczywiście nie mówię o tych, którzy mordują klasyki z epoki w przeróżnych talent show.) Jazz i blues trzymają się lepiej (ten drugi raczej poza Polską) i w ramach nich zawsze będzie w czym wybierać. Ale te gatunki opierają się na innych zasadach - tutaj trzeba naprawdę mieć umiejętności (czasem poparte formalnym wykształceniem muzycznym) i coś do powiedzenia za pomocą instrumentów. No i popularności nie zdobywa się w jeden sezon. Często nie zdobywa się jej nigdy, a mimo to gra się dalej, z biegiem lat rozwijając swój własny język i styl.
-
Nie wiem czy akurat dla Ciebie to nie będzie zbyt tradycyjne. Tu jest jednak sporo klimatu Blue Note z przełomu lat 50-tych i 60-tych. Oczywiście odświeżonego Blue Note, ale jednak. Nie ma fusion, nie ma ECM ani żadnych wpływów muzyki world czy new age. Tylko stary poczciwy jazz. 🙂
-
@Grzesiek202 - podpisuję się pod słowami Marcina. 😀 Ostatnio pracuję przy dźwiękach koncertu Macieja Sikały. W składzie septetu między innymi Robert Majewski na trąbce, Grzegorz Nagórski na puzonie i Piotr Wyleżoł na fortepianie. Ogółem duża klasa i jedna z moich ulubionych płyt Sikały. Chociaż, gdybym miał wskazać tę "naj" z jego udziałem, to chyba jednak wybrałbym inny album, w dodatku firmowany przez innego muzyka. Ale to historia na kiedy indziej. 😉
-
Ciężkie kino, ale bardzo dobre. "Bracie, gdzie jesteś?" - świetny. Ten też próbowaliśmy oglądać ponownie z córką, ale chyba była za młoda (dwa lata temu miała 14 lat), bo w ogóle nie łapała klimatu. Przerwaliśmy, ale spróbuję ponownie za jakiś czas. Choćby dla muzyki. 🙂
-
Prawda, ale trzeba uważać, żeby nie przesadzić w drugą stronę. System "wyczynowy" ustawiony pod metal i symfonikę może traktować plumkanie i ogólnie kameralistykę zbyt sucho i beznamiętnie.
-
"Burton Fink" - tak, uwielbiam. Natomiast "To Nie Jest Kraj Dla Starych Ludzi" doceniam, ale odbieram jako przykry i przygnębiający. Zbyt dużo zła. Nie wracam do niego.
-
DAC na pewno. Ale jeśli chodzi o transport, to u mnie różnice były już marginalne. Kable potrafiły czasem więcej wnieść (szczególnie z poprzednim wzmacniaczem). Choć nie wykluczam, że gdybym miał lepszego DACa wtedy kiedy słuchałem transportów CD, to usłyszałbym większe różnice między nimi. Niestety nie miałem i nie mam możliwości szybkiego przełączania się między transportami (tylko jedno wejście koaksjalne w DACu), więc nie były to testy w rozumieniu Jarka.
-
Asia, jak to u Ciebie jest - masz dwa systemy w dwu pomieszczeniach? Sądziłem, że Arioso wyparł Brighta, a Electro Voice Gamma zastąpiły Arie.
-
A u mnie nie tak dawno podobny album, też z Beirachem, ale firmowany przez Mraza i z Billy Hartem na bębnach zamiast Jacka DeJohnette'a.
-
Widziałem pierwsze 3 sezony. Każdy to praktycznie oddzielna historia rozgrywająca się w innych czasach (choć są wzajemne odniesienia, zwłaszcza między pierwszym i drugim sezonem). Żaden nie powtarza fabuły filmu, nie pamiętam nawet czy są jakiekolwiek łączniki poza lokalizacją akcji. Chyba pierwszy najlepszy (polecam). Na pewno stylistycznie najbliższy filmowi. Drugi też udany (świetny wątek bohaterki granej przez Kirsten Dunst). Trzeci już słabszy, nierówny, choć ma swoje momenty. Czwarty odpuściłem ze względu na najsłabsze recenzje i niewielki związek tematyczny z resztą.
-
Czepiasz się. Chodziło mi o to, ze Mariusz ma racje co do zasady: nie ma sensu drążyć tematu, brak wykrytych różnic w konkretnym teście nie znaczy jeszcze, że ich w ogólności nie ma. Jestem ostatnia osobą, która podważałaby którykolwiek z powyższych testów. Nawiasem mówiąc, istotny jest jeszcze materiał muzyczny i jego jakość dźwiękowa. Ja niektóre zmiany w swoim torze słyszę tylko na wybranych płytach.
-
Na ten brak podbicia górnego basu pewnie ciężko coś poradzić, Ale, jeśli chodzi o to wyeksponowane przejście średnicy w soprany (częsta sprawa), to tutaj problem mógłby rozwiązać dobry DAC na drabince rezystorowej, np. Denafrips Pontus II, który zachowałby otwartość systemu, a jednocześnie utemperował ten irytujący podzakres. Mówię czysto hipotetycznie - nie namawiam Cię na rewolucję w torze i powrót do Shanlinga.