Skocz do zawartości

Rafał S

Uczestnik
  • Zawartość

    3 073
  • Dołączył

Wszystko napisane przez Rafał S

  1. Dzięki za odpowiedzi. Nie biorę pod uwagę dzielenia na preamp i końcówkę mocy. Tylko integra. Do wydania maks. tyle ile na Sol II SE, czyli około 8500 zł - to już i tak szaleństwo, bo dochodzi DAC i interkonekt analogowy, czyli, powiedzmy, dalsze 3 tys. Jeśli Atoll In200 Siganture (pewnie do kupienia za jakieś 6500 zł) dałby dźwięk równie dobry, co Sol II SE, to oczywiście wolałbym nie przepłacać, ewentualnie dołożyć część tej różnicy do lepszego DAC-a. Muszę go chyba posłuchać i tyle.
  2. Wracając do mojego pytania - który z nich (Sol II SE czy Atoll In200 Signature): - lepiej się zgrywa z MA, - lepiej brzmi przy cichym słuchaniu? Tzn. wiem, jak Sol II, bo właśnie słucham, ale co z Atollem? Bo jeśli napiszecie, że trzeba mu podkręcić gałkę czy odsunąć standy na 1m, to raczej skreślę go bez słuchania.
  3. Dzięki za miłe słowa. Muszę tu podkreślić, że jednak słucham ciszej niż większość, więc moje odczucia mogą nie być miarodajne. Teraz z innej beczki. Rozmawiałem ze znajomym sprzedawcą (salon AudioNeo w Tczewie, któremu zresztą serdecznie dziękuję za dotychczasową obsługę). Zastanawiałem się, czy przy rosnących cenach elektroniki za parę lat będzie mnie stać na wzmacniacz wyższej klasy. I jak taki wzmacniacz brzmi. Od słowa do słowa - tak jakoś wyszło, że pożyczyłem Haiku Audio Sol II SE i słucham go z moimi Silverami. Bardzo mi się to połączenie podoba i to już przy moich obecnych kablach i z tanim DAC-iem. Mój CXA81 też gra przyjemnie i niczego mu nie brakuje, ale Sol II SE - jednak inna liga. Tutaj już jest barwa, przestrzeń i szczegółowość jednocześnie - bez kompromisów, o których pisałem wcześniej. Kusi mnie ten Sol II. Jest to trochę szalone - w końcu CXA81 kupiłem raptem parę miesięcy temu i dopiero niedawno dopracowałem jego brzmienie z Silverami. Jestem świadom, że dałem się oczarować wzmacniaczowi z wyższej półki, który praktycznie musiał zagrać lepiej od mojego obecnego. Nie chcę się na niego decydować bez choćby pobieżnego odsłuchu jego konkurentów. I tu pytanie: co jeszcze warto sprawdzić? Mój pierwszy typ - Atoll In200 Signature. Podpowiecie coś jeszcze? Z tego, co pisaliście (szczególnie Dedal75 i Piotr - S4Home), Atoll jest bardziej dynamiczny. Na papierze ma ponad 2 razy większą moc, równie solidną konstrukcję co Sol II i jest ze 2 tys. tańszy. A jednak Kolega Dedal wybrał Sola II. Bardzo prosiłbym o jakieś rozwinięcie porównania obu wzmacniaczy. No i czy 120-watowy Atoll to nie za dużo do 18 m^2? Jakieś inne typy? Zaznaczam, że jeśli mam się przesiąść na nowy piec, to tylko jednoznacznie w górę w stosunku do CXA81. Różnica na plus musi być porównywalna do tej, jaką oferuje Sol II. Zmiana dla samej zmiany, czy trochę innego brzmienia mnie nie interesuje. Jeszcze dodam, że w perspektywie 2-3 lat będę rozważał upgrade Silverów do Goldów (chyba, że zauroczą mnie jakieś inne głośniki z tej półki cenowej, co Goldy). Więc potencjalny wzmacniacz zagra za te parę lat z lepszymi monitorami niż obecne. Z góry dziękuję i pozdrawiam
  4. Bardzo Ci dziękuję za wyrozumiałość, bo miałem wyrzuty sumienia, że tak mocno napisałem. Po pierwsze – nie powinienem w ogóle komentować cudzych wyborów. Mam już dość lat, żeby wiedzieć, że to ryzykowne, a wciąż ulegam pokusie. A jeśli już, to oczywiście powinienem być precyzyjny, zamiast krytykować gołosłownie. Już wyjaśniam o co mi chodzi. Ten kawałek (Jolene) jest napisany z perspektywy dziewczyny, która prosi rywalkę, żeby nie odbierała jej faceta. Bohaterka jest może i ładną dziewczyną, ale skromną i spokojną. Nie potrafi roztoczyć seksualnego uroku na miarę tej drugiej, nie stać jej na konfrontację i właśnie dlatego może tylko prosić o wspaniałomyślność. To wszystko jest zresztą mocno niedzisiejsze – pachnie mi czasami, kiedy miejsce żony było w kuchni. Dziś chyba mało która kobieta by się tak zachowała. W każdym razie, u Miley Cyrus ja tej prośby nie słyszę. Moim zdaniem ona tego nie czuje i jako na wskroś współczesna dziewczyna nie powinna się brać za numer, który jest tak silnie osadzony w obcej jej epoce. Ale wszystko jest kwestią gustu – pozdrawiam i pokornie przyjmuję do wiadomości, że może się podobać. 😊
  5. Wiem, że Black Dog jest Zepów. Dolly ma już swoje lata, nigdy też nie byłem jakimś jej wielkim fanem, ale mam sporo szacunku i sympatii. Jednak to ona napisała Jolene i parę innych numerów. Co napisała Miley (chrześniaczka Dolly)? Tu nawet nie chodzi o Miley (chociaż nie przepadam za takim śpiewaniem), tylko o całe zjawisko wokalistów z talent show / youtube'a itp, którzy mają niezłe warunki wokalne, ale najczęściej brak im pojęcia o frazowaniu, więc nie powinni się brać za klasyki ze złotej epoki rocka. A już jak im dać nowy numer, to w ogóle wychodzi szydło z worka. Część z tych gwiazdek nie odrobiła nawet dobrze zadania domowego. Wykonania strasznie infantylne, forsowanie głosu nie zastąpi umiejętności interpretacji. Posłuchałem Jolene w wykonaniu Miley. Dla mnie to dobry przykład na poparcie tego, co napisałem wyżej. Kto tej Barbie dał mikrofon? Przecież to jest kompletnie puste. Co do Jolene, to uważam, że nieźle zaśpiewała to Norah Jones na płycie Little Willies.
  6. U mnie: Typowy Duke. Bardzo lubię tego gościa i jego zespół. Kiedyś nie przepadałem za specyficznym wokalem, dziś to dla mnie jeden z jego atutów. Mam ze 20 jego płyt. Nagrywał bardziej emocjonujące (np. w duecie z Ronnie Earlem czy Monster Mike Welchem), ale ta też jest niezła i krzepiąca.
  7. Niezły set, gdyby nie ta Miley Cyrus...
  8. Przypominają mi się dawne audycje Tomasza Beksińskiego - to tam po raz pierwszy usłyszałem Babe Ruth. Wspomnienia...
  9. Umówmy się - w latach 80-tych mało która z klasycznych rockowych kapel trzymała poziom. Większość próbowała mniej lub bardziej udatnie nawiązać do obowiązującej stylistyki, czyli amerykańskiego AOR (bo na hair metal byli już za starzy). Paradoksalnie, dość dobrze, jak na tamtą dekadę wypadają płyty właśnie zespołów AOR-wych, bo one przynajmniej niczego nie udawały. Zresztą AOR to swoisty fenomen - bodaj jedyna odmiana rocka wypracowana przez dojrzałych muzyków (którzy postanowili pokazać, że potrafią nagrywać radiowe przeboje). Co do Wishbone Ash - po roku 2000 wrócili z grubsza do starej stylistyki. Tyle, że gardła już nie te, a i z pomysłami różnie. "Elegant Stealth" z 2011 r. jest dość dobra: solidne gitarowe granie. Tylko nie można oczekiwać kompozycji na miarę tych największych z przeszłości.
  10. Mam ten podwójny koncert z Londynu w wersji 2CD i dość go lubię. Uważam, że kawałki z Argusa bronią się po latach, również, a może nawet zwłaszcza w wersjach koncertowych. Tam są po prostu świetne gitarowe zagrywki - dużo pomysłów. Z trochę mniej pompatycznych rzeczy - następny album - Wishbone Four. Ładne piosenki, choć może za dużo ballad. Za to Rock`n Roll Widow z tej płyty wciąż buja. Oczywiście Phoenix i Persephone to też klasyki.
  11. Cześć, melduję się i ja i przy okazji dziękuję swojemu imiennikowi za zaproszenie do klubu. Jestem szczęśliwym posiadaczem MA Silver 100 6G. Grają u mnie na niecałych 18m^2 w nietypowym torze: Transport CD: Cambridge Audio CXC 2, interkonekt koaksjalny: Purist Audio Design Vesta, wzmacniacz: CA CXA81, kable głośnikowe: Equilibrium Cello. Kupiłem je do CXA81 w miejsce poprzednich głośników. Silvery teoretycznie są za jasne do mojego wzmacniacza, ale w odsłuchach wypadły lepiej niż Elac Carina, AP Classic 3 i Pylon DIamond Monitor 18. Za co je lubię? Poprzednicy już to napisali. Najbardziej podoba mi się hasło użyte przez Rafała: "konkretne granie". Dokładnie tak to odebrałem jak usłyszałem je por raz pierwszy. To jest konkretne granie. Mocny bas, wyraźna góra, dobra przestrzeń. Do tego mają duży potencjał w zakresie dostosowywania brzmienia - i o tym teraz trochę więcej. Przez ponad miesiąc testowałem różne kable, żeby złapać brzmienie, które najbardziej mi odpowiada. 1) Najpierw był interkonekt i kable głośnikowe Chord Clearway z poprzedniego zestawu. Dawały właśnie dobrą przestrzeń, ale było ciut za jasno i twardo. Słucham dużo muzyki gitarowej i chciałem bardziej nacieszyć się barwą różnych gitar, szczególnie Gibsonów, do których mam słabość. 2) Próbowałem kabli głośnikowych Cardas 101 - fajnie do rocka, ale wyraźnie za mało góry, straciłem szczegóły i przestrzeń się skurczyła. 3) Potem głośnikowe Tellurium Q Black II - nieźle, ale średnicy aż za dużo się zrobiło, zaczęła dominować i muzyka mnie już nie ekscytowała, szczególnie przy cichych wieczornych odsłuchach 4) Następnie Equilibrium Cello. Charakterystyka zbliżona do głośnikowych Chorda Clearwaya, niby podobne proporcje góry, środka i basu, ale jakoś bardziej miękko i subtelnie to zagrało. Nie rozwiązały mojego problemu z nadmiarem góry w stosunku do średnicy, ale przy dobrych realizacjach płytowych i tłustszym graniu było bardzo przyjemnie. 5) Equilibrium Aurora. Droższe kable, ale dałem im szansę. Było to brzmienie dość imponujące - miałem podobne wrażenia, jakie opisał sonique. Świetna scena, wyrazistość, detale i potężne uderzenie basu. Wspaniale wypadało przy cichym słuchaniu, bo nic nie traciłem z muzyki. Ale im głośniej, tym bardziej męczyło na dłuższą metę. Góra dwie godziny słuchania. No i basu robiło się czasem za dużo - musiałem zatykać bas refleks albo odsuwać standy od ściany. 6) Wróciłem do kabli głośnikowych Equilibrium Cello i wymieniłem interkonekt na ww. Purist Audio Design Vesta. Dodam tu, że Vesta brzmi odrobinę ciemniej od interkonekta Chord Clearway, ale jednocześnie jaśniej od Purist Genesis i znacznie jaśniej niż Cardas Parsec, których też słuchałem. I tak już zostało. Trochę straciłem na przestrzeni i szczegółowości, ale gitary złapały kapitalną nasyconą barwę. Luz, relaks i ciepło przy długim słuchaniu. Mogę grać głośniej niż wcześniej i dźwięk mnie nie męczy. Rock, instrumentalny jazz i blues brzmią znakomicie. Przy mocniejszym graniu sekcja rytmiczna wysuwa się naprzód i mam namiastkę koncertu w swoim pokoju. Minusy: wysokie i delikatne żeńskie wokale wypadają mniej spektakularnie a bossa nova mogłaby mieć więcej lekkości. No ale coś za coś. Takie lżejsze rzeczy brzmiały pięknie na konfiguracjach 4) i 5), które z kolei miały inne wady. Teraz słyszę konkretne granie, które jednocześnie mnie relaksuje. Żeby to osiągnąć musiałem poświęcić trochę detali i stereofonii, ale w tym budżecie chyba nie obejdzie się bez podobnych kompromisów. Zależało mi na pięknej barwie gitary i ją wreszcie mam.
  12. Kiedyś do nich podszedłem, ale jakoś nie wciągnąłem się. Pamiętam, że (ćwierć wieku temu) na zagranicznych forach (listach dyskusyjnych w trybie tekstowym) Magma była obiektem kultu. Pomysł z wymyśleniem nowego języka na potrzeby muzyki wciąż robi wrażenie. Przypomniało mi się, że ktoś zamieścił wtedy na liście temat: "A connection between listening to prog and having no girlfriend". Wywołał on żywą dyskusję. Ostatecznie ktoś inny stwierdził, że jednak można słuchać proga i mieć dziewczynę... pod warunkiem że nie słucha się Magmy.
  13. Mam pytanie: czy ktoś jeszcze z forum ma Nostromo Wolf 2? Jak wrażenia? Interesuje mnie przystępny (do maks. 2 tys. zł.) a przy tym dobry DAC na kości Wolfsona i nie widzę zbyt dużego wyboru: albo Wolf 2 albo używany Arcam rDac. Jak się to ma do siebie brzmieniowo i czy warto zwrócić uwagę na coś jeszcze?
  14. Jeden z moich ulubionych pianistów jazzowych, jedna z moich ulubionych płyt. Mistrz dobrego smaku, swingującego i blues-ującego bebopu. Tym razem w hołdzie Elli, z którą grał przez wiele lat. Panie i Panowie - wielki Tommy Flanagan + Peter Washington i Lewis Nash. Płyta z lat 90-tych. Przy takiej muzyce nie myślę o jakości dźwięku...
  15. Dave Sinclair z Caravan miał na wczesnych płytach świetne, rozpoznawalne brzmienie hammonda - nie sądzisz? Inne niż w jazzie czy bluesie tamtych czasów. Jednoznacznie rockowe, soczyste, wibrujące a przy tym dość lekkie, wręcz zwiewne. Szczególnie w porównaniu z kapelami amerykańskimi (Vanilla Fudge, Iron Butterfly itp.). Oczywiście to nie ta półka, co Lord, Wakeman czy Emerson, ale uważam, że gość był oryginalny i dla mnie to jeden z atutów zespołu. Ma się rozumieć, obok basu jego kuzyna - Richarda. Ciekawe, czy grał przez Leslie? Edit: Właśnie doczytałem, ze grał na A100 zamiast B3 czy C3. Pewnie stąd to lżejsze brzmienie. Chociaż Don AIrey często gra na A100 na swoich solowych płytach i lekko nie jest.
  16. Przy małym budżecie albo brać używane, albo zacisnąć zęby i poczekać aż się uzbiera więcej funduszy. Swój pierwszy zestaw (odtwarzacz CD + wzmacniacz + kolumny) skompletowałem za prawie 3 razy więcej niż ww. 2 tys., a i tak bardzo szybko stwierdziłem, że mi nie wystarcza. Moim zdaniem, przy typowych tranzystorowych wzmacniaczach nie warto schodzić poniżej 50 watów, bo zabrzmi to dość skromnie. Mówiąc brutalnie: uważam, że najtańszy nowy sprzęt nie jest wart pieniędzy, które trzeba na niego wydać.
  17. Bossa z E Street Band zawsze chętnie słuchamy. Szczególnie, jeśli dobrze słychać zespół (na nowszych studyjnych płytach różnie z tym bywało).
  18. A ja w ogóle tylko z własnych płyt. Sam już nie wiem, czy kupuję je, żeby mieć czego słuchać, czy słucham, bo muszę, skoro już je kupiłem. Błędne koło, ale miło jest trzymać książeczkę w ręku i przynajmniej zawsze wiem kto gra na którym instrumencie. No i czasem trafi się jakiś sympatyczny esej we wkładce albumu jazzowego czy bluesowego.
  19. Aż miło popatrzeć. Robben Ford to jeden z moich ulubieńców. Miałem kiedyś dostać od zaprzyjaźnionego radiowca wejściówkę na koncert Robbena i kolację z Robbenem po koncercie. Ale rodzina mi się wtedy pochorowała i nie mogłem pojechać. Wciąż to wspominam z żalem. JJ Cale i Robert Cray też bardzo, bardzo.
  20. Ja ze sceny Centerbury chyba najbardziej lubię Caravan. Szczególnie In the Land of Grey and Pink i koncertową Live at the Fairfield Halls, 1974. Ta druga jest zaskakująco dobrze nagrana jak na albumy live z tamtych czasów. Natomiast zarówno fusion jak i psychodelię wolę jednak w wydaniu amerykańskim (przy całym szacunku dla Soft Machine i Gong).
  21. Widzę, że Kolega słucha chronologicznie. Jeszcze trochę i do zespołu dołączy Steve Hillage.
  22. Pierwsza i chyba moja ulubiona płyta SRV. Miał tu świetne czyste brzmienie. Klasyka. Jeszcze na drugiej płycie był podobny sound, a potem Stevie poszedł w stronę tłustszych i bardziej rockowych dźwięków. Np. czwarta studyjna ("In step") też miała dobre kawałki, ale brzmieniowo to już dla mnie nie to, może poza Riviera Paradise. Przy okazji, zawsze sobie myślałem, że tytuły numerów i płyt SRV mogłyby stanowić dobre hasło i odzew do filmu szpiegowskiego z czasów zimnej wojny, nie sądzicie: - It's flooding down in Texas - Yeah, I couldn't stand the weather...
  23. Może trochę przejaskrawiam - chodzi mi o uzmysłowienie sceptykom, że zwykły zjadacz chleba z przyzwoitym słuchem może zmieniać kable żeby usunąć realny problem, a nie dlatego, że goni za Chimerą. Co do szczegółów kabli i sprzętu, to postaram się napisac więcej wieczorem.
  24. Staram się nie przepinać za często kabli (szczególnie głośnikowych), żeby oszczędzać gniazda i wtyki. Poza tym ślepe testy wymagałyby tu udziału żony, czy córki, które mają swoje zajęcia. Przy okazji: zmiana kabli nie musi zawsze skutkować jakąś rewelacją w sensie detali, stereofonii itd. Zresztą wychwycenie tego wymaga nie tylko uwagi, ale też ogólnego osłuchania ze sprzętem, którego mi trochę brakuje. Skupiam się raczej na prostszych kwestiach tzn. równowadze tonalnej. Tutaj różnice są duże przy kablach neutralnych i ewidentnie ciemnych. Bywa, ze przy standach bliżej ściany muszę po zmianie kabli (przy tym samym utworze i głośności) włożyć zatyczki do bas refleksu, bo basu robi się za dużo. Albo odczuwam nagle bolesny nadmiar góry. To są doświadczenia bezsprzeczne i w moim przypadku czasem bardziej fizyczne niż muzyczne. Moje pierwsze testy kabli nie polegały na szukaniu ideału, tylko unikaniu ewidentnego dyskomfortu - jeśli boli, tzn. że jest źle i trzeba szukać dalej. Ale teraz dotarłem do punktu, kiedy już nic nie boli, stąd moje pytanie.
×
×
  • Utwórz nowe...