Skocz do zawartości

nowy78

Uczestnik
  • Zawartość

    2 368
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez nowy78

  1. Już się nad tym zastanawiałem, ale to nie jest tylko kwestia podłączenia. Trzeba by było zmontować jakiś wzmacniacz różnicowy (zapewne na wzmacniaczu operacyjnym? A fe ;) ), desymetryzujący sygnał z XLR'ów. Doszedłem do wniosku, że zaburzy to moje poczucie "czystości" układu tej końcówki :) Pamiętajmy, że jest to wzmacniacz zbudowany w oparciu o projekt Nelsona Passa (zacząłem zrysowywać schemat, mam już stopień mocy i wejściowy stopień różnicowy - póki co toczka w toczkę Stasis 3 z minimalnymi różnicami w wartościach niektórych elementów), który jest raczej z tych, co to oszczędzają na podzespołach ;) Takie podejście do sprawy jest także bliskie mojej wizji świata :D Dlatego póki co korzystam z układu desymetryzującego zaaplikowanego w odtwarzaczu.
  2. No to powiem Ci @JohnDoe, że ja bym nie był takim optymistą. Chociaż... XLRy mogą pomóc, jak się zastanowić. Też mam brumiącą końcówkę mocy i to co ostatnio mi się przydarzyło... Do tej pory jestem zdumiony :). Opiszę, aby pokazać, jak trudnej natury może być to problem. Otóż wymieniałem w niej niedawno główne kondensatory w zasilaczu. Aby to zrobić wykręciłem całą płytkę z której rozchodzi się zasilanie. Są na niej listwy zaciskowe dla +, -, oraz masy (fotka). Gdy wszystko poskładałem wzmacniacz buczał co najmniej jak stara lodówka. Brumienie z głośników było słychać w całym pokoju. Długo myślałem o co chodzi, co źle zrobiłem. Zmieniałem to i tamto, aby pozbyć się paskudztwa. Pomysły były, wydawać by się mogło coraz bardziej kiepskie (jak to zwykle bywa w takich przypadkach :) ). W końcu jednak trafiłem. Okazało się, że zmieniłem kolejność przewodów przykręconych do listwy zaciskowej masy. Nie przywiązywałem do tego wagi podczas składania wzmacniacza, gdyż listwa ta wlutowana jest do jednego pola na płytce - wszystkie zaciski są ze sobą zwarte. Na szczęście miałem zdjęcia, dzięki którym udało mi się wrócić do stanu wyjściowego. Brumienie zniknęło, a właściwie zmniejszyło się do stanu początkowego. Niestety nadal je słychać, myślę, że na podobnym poziomie jak u Ciebie. Znika, gdy odłączę którykolwiek interkonekt, niekoniecznie od strony końcówki, także od pre. Wygląda więc na pętlę masy tworzoną przez interkonekty. Dlatego właśnie XLRy mogą pomóc. W ich przypadku przewód masowy nie bierze udziału w przewodzeniu sygnału. Niestety, u mnie te gniazda nie są podłączone :(
  3. O to, to... To właśnie filtry wyprodukowane przez tą samą firmę, co użyte przeze mnie. Chyba trochę starsze. Cewki z zielonymi rdzeniami były w filtrach, które kupiłem do testów w tamtym czasie. No właśnie, aż mnie refleksja naszła i się zastanowiłem dokładniej kiedy to było. Chyba troszkę przesadziłem - ale nie bardzo. Na pewno ponad 15 lat temu. Ile to już życia strawiło mi wsłuchiwanie się w sprzęt :| Straszne W każdym razie te widoczne na moich zdjęciach mają max 2 lata i nadal kosztowały mnie po 15 zł za sztukę u producenta, ale być może zdrożały w ostatnim czasie.
  4. A ja używam tych samych kabli do wszystkiego :P :) Poważniej, sięgając pamięcią wstecz do momentu, gdy kable przybrały mniej więcej formę tutaj opisywaną, sprzęt się zmieniał, a one trwają na swoich stanowiskach. Pożyczałem je także wielu już osobom, dysponującym najróżniejszym sprzętem, od bardzo budżetowego, po całkiem wypasiony i recenzje zazwyczaj były pozytywne. Piszę zazwyczaj, bo przypomniał mi się jeden tylko przypadek, gdy zupełnie się nie spodobały. Nie były to jednak moje kable, a wykonane przez tą osobę z gotowej licy. Myślę, że nie ma to jednak dużego znaczenia - moje też by nie podeszły - preferencje, może osłuchanie? No właśnie, mamy jeszcze te kwestie. Co, kto uważa za dźwięk dobry, lepszy, referencyjny? W jaki sposób odnosi to co słyszy z głośników do rzeczywistości? Które cechy dźwięku bierze pod uwagę przy ocenie? Przykład: Ostatnio kolega zakupił kolumny. Wprawdzie nic wyszukanego - Mission M34i, ale że dawno temu także się nad nimi zastanawiałem, poszedłem posłuchać jak grają. Byłem po prostu ciekawy jak odbiorę ten dźwięk po latach. Wziąłem kable. Posłuchaliśmy (w towarzystwie starego amplitunera Technicsa i CD Sony w podobnym wieku), po czym zmieniliśmy kable. Dla mnie zmiana na plus była widoczna od razu, a kolega stwierdził, że wszystko siadło i jest jakoś tak płasko. Ale.. po dłuższej chwili zaczął dostrzegać coraz to więcej pozytywów tej podmianki. Ja się nie odzywałem. Już nie siadło, a się uspokoiło, "brak basu" zastąpiła "lepsza kontrola" (oczywiście w innych słowach, nie jest takim maniakiem jak stali użytkownicy forum ) , "płaskość" za to została zastąpiona mniejszą natarczywością. Po powtórnej zmianie na jego kable, także nie miał już wątpliwości. Z tym, że pomimo, że nie jest audiofilem, jakieś pojęcie o dźwięku ma - z muzyką ma do czynienia od dawien dawna, także w sposób "aktywny". Nasuwa się pytanie, ile osób, oczywiście tych mniej zaznajomionych z dźwiękiem, pozostałaby przy pierwotnej ocenie? Daleko nie trzeba szukać - działy "Stereo" i "Kino domowe":) Wymiana Technicsa i Altusów na coś o bardziej humanitarnym dźwięku nie zawsze się przecież przyjmuje. Odczuwanie dźwięku jest bardzo subiektywne.
  5. Ten Schaffner 10A podlinkowany przez Tomka rzeczywiście raczej nie wejdzie, ale jeżeli listwa ma być używana tylko do audio to 6A w zupełności wystarczy dla większości z nas, a jest sporo mniejszy. Sam zresztą taki używam i miałem do niego podłączony (oczywiście oprócz pozostałych mniej prądożernych urządzeń) wzmacniacz CA Azur 840A, a obecnie końcówkę Usher R1.5. Inną opcją może być użycie dwóch mniejszych, i rozdzielenie zasilania wzmacniacza od innych urządzeń. Możliwości jest wiele. Wymienione filtry Schaffnera to oczywiście górna półka. Ten który znajduje się w listwie jest jednostopniowy, a więc tłumienie ma mniejsze. Źle jednak nie wygląda. Na pewno lepszy taki niż żaden lub pojedynczy kondensator jak w komputerowych. Cena wg mnie nie jest bardzo wygórowana, patrząc na wykonanie. Zapewne można taniej, choćby na ali, jeżeli ma to być produkt gotowy, lub samodzielne wykonać obudowę a filtr kupić - przy czym mam na myśli robótki ręczne, a nie zlecenie wykonania. Do rozważenia A skoro już temat wypłynął, to podam przykład listwy zdecydowanie mniej estetycznej z wyglądu, ale niezwykle taniej i działającej bardzo dobrze. W ostatnim czasie wróciłem do muzykowania w zaciszu domowym - dręczę domowników gitarą elektryczną. Niestety ze względu na rozrost materii służącej odtwarzaniu dźwięku musiałem użyć pierwszą z wykonanych listew, która do tej pory służyła do podłączenia pieca gitarowego, do polepszenia zasilania w sprzęcie audio. Pamiętając, że miała ona bardzo dobry wpływ także na gitarę, zastanawiałem się jak szybko załatwić sprawę filtracji napięcia zasilającego w tym miejscu. Przypomniało mi się, że jakieś już blisko 20 lat temu wykonałem pewien prototyp do testów w audio. Uzupełniłem w nim jedynie filtry, wymontowane w międzyczasie do innych zastosowań i oto jest i działa. I to jak... Pierwsze uderzenia w struny i już wiedziałem, że było warto poszperać w piwnicy. Co tu dużo mówić, głuchy by usłyszał różnicę ;). Dlatego też, zdecydowanie polecam te rzeczy także muzykom korzystającym z instrumentów elektrycznych/elektronicznych. Na pewno gitarzystom :) . Cena raczej śmieszna, patrząc na ceny listew sklepowych: 2 x 15 zł za filtry i tyle :) Reszta komponentów i materiałów znalazła się w domowej rupieciarni
  6. Pierwsze chwile z muzyką odtwarzaną przez nowe kable były obiecujące. Dźwięk wydawał się mniej "twardy" i bardziej wypełniony w zakresie wyższego basu/niższego środka. Taki niby cieplejszy i przyjemniejszy. Nie zauważyłem także zjawiska opisanego wcześniej, tj hałasu w głośnikach powodowanego uderzaniem w kabel podłączony tylko do końcówki mocy. Pozostawiłem więc kable w systemie i słuchałem na nich przez jakiś tydzień, po czym z powrotem przełączyłem na poprzednią wersję. Niestety... Wersja bardziej pracochłonna jest jednak lepsza (wg mnie ;) ). Ciśnie się na usta sformułowanie "zdjęcie koca", ale postaram się go nie użyć ;) W przypadku luźnej licy jest wg mnie po prostu bardziej naturalnie. Szybciej, zwiewniej, przejrzyściej. Zapewne niektórzy mogą mieć wątpliwości co do porównania licy o różnej ilości drutów. Uprzedzając, już kiedyś testowałem różne ilości drutów o tej samej średnicy i nie stwierdziłem różnic :). Myślę, że czynnikiem mającym wpływ jest jednak oplot unieruchamiający druty w wiązce. Bez niego biegną sobie w rurce bardzo luźno.
  7. W końcu udało mi się zmontować kable z gotowej licy z Chin. Część nośna wygląda w nim tak samo jak w poprzednich konstrukcjach, więc nie będę jej opisywał, gdyż już to zrobiłem na początku tego wątku. Pewne różnice są natomiast w części przewodzącej. Tym razem zamiast luźnej licy 0.04 x 400, wykonanej własnoręcznie, użyłem gotowej 0.04 x 180 zakupionej na ali. Różnica jest taka, że oczywiście jest w niej mniej drucików, ale dodatkowo są one w ciasnym oplocie z jakiegoś sztucznego włókna. Aby przewód miękko spoczywał w teflonowej rurce dodałem od siebie luźny oplot z muliny (taka trochę grubsza bawełniana nitka, gdyby ktoś nie wiedział ;) ). Ten zabieg spowodował, że lica jest unieruchomiona w centrum rurki.
  8. Bo nie płyną. Kiedyś chciałem sprawdzić, i pozostawiłem jedną stronę kabla niepodłączoną (komputer był włączony) i wcale nie musiałem odkurzać dywanu. Żadne cyferki się z kabla nie wysypały A tak poważniej to nadal jest to sygnał elektryczny i to bardziej wymagający niż ten analogowy (o paśmie akustycznym). 0 i 1 to sprawa umowna. Zresztą ktoś już o tym pisał. Nie jestem maniakiem kabli cyfrowych, ale zgadzam się z tym co napisał @wallace. Innym przykładem różnej jakości transmisji cyfrowej, który mogę podać z własnego doświadczenia jest wymiana okablowania podłączenia kablówki i netu w obrębie mieszkania. Na "bazarowych" koncentrykach podłączonych na szybko podczas remontu też działało. Wymiana na porządny kabel spowodowała jednak wzrost poziomu sygnału o 10dB. Wprawdzie użyłem do sprawdzenia miernika w dekoderze, niemniej jednak można przyjąć, że pokazał zmianę, jeżeli już ktoś bardzo będzie się upierał odnośnie słabej dokładności pomiaru. Miało to również wyraźne przełożenie na jakość obrazu. Nie jest więc tak, że przy transmisji cyfrowej mamy tylko dwie opcje, tj działa, lub nie.
  9. No i mam jeszcze to :) Jak już wspomniałem, oryginalnie jest 6x10000uF tej samej marki (Nippon). Albo wymienię na poniższe - wzmacniacz ma już parę latek, albo zgodnie z późniejszym pomysłem dołożę, jeżeli będzie wystarczająca ilość miejsca. Na oko powinno się udać Elny RFS na podmiankę na płytkach układów końcówek. Tam może być trudniej je wcisnąć ze względu na spore rozmiary akurat tych kondensatorów.
  10. Zaraz, zaraz, dalszy ciąg właśnie powstaje Wiem, nie wygląda zbyt solidnie, ale uwierzcie, kondensatory ani myślały opuścić swoje miejsca. Dodam może jeszcze, że dobrze jest je zamontować przed włączeniem wzmacniacza, gdyż dokładanie pod napięciem powoduje krótkotrwałe zwarcie nienaładowaną pojemnością, co skutkuje nieładnymi wżerami na pozłacanych śrubkach listew. Później można już wyjmować i wkładać z powrotem bez takiego efektu. Należy oczywiście (koniecznie) pamiętać w jaki sposób były uprzednio umieszczone Wzmacniacz zasilany jest napięciem symetrycznym +/- 61V - a więc całkiem sporo. Czy coś się wydarzyło w dźwięku po takiej "dostawce"? Na moje ucho tak. Tego nie lubię najbardziej, ale pogwałcę się i napiszę co mniej więcej usłyszałem W kilku słowach: szybciej, nieco przejrzyściej, mniej misiowatości. Myślę, że efekt podobny do tego, który zapamiętałem po wymianie spuchniętych elektrolitów w CA Azur 840Av2 na Mundorfy MLytic (4x15000uF). W każdym razie na tyle dużo, że pokusiłem się o wykonanie swego rodzaju stelaża z miedzianego drutu o przekroju 2,5 mm2, na którym zmieściło się jeszcze więcej kondensatorów Ponieważ do połączenia we wzmacniaczu wykorzystałem listwy zaciskowe, nie używałem lutownicy. W każdej chwili można więc usunąć dodatki, bez pozostawienia jakiejkolwiek blizny. Pojemności na zdjęciu to 4 x 22uF + 4 x 10 uF.
  11. A miałem nadzieję, że ktoś zajrzy i coś napisze :) No trudno, skoro nikt nie chce, to znowu będę to ja :D Lekka zmiana tematu, ale nadal wokół R1.5. Tym razem kondensatorki :) Pojawiło się ostatnio na forum kilka tematów dotyczących tych właśnie elementów, to i ja nie chcąc pozostać w tyle, też sobie coś tam w tym zakresie przetestowałem. Wpadłem mianowicie na pomysł, albo może raczej sobie przypomniałem, że coś takiego widziałem, zbocznikowania głównych kondensatorów w zasilaczu końcówki (6 x 10000uF), względnie dużymi pojemnościami kondensatorów polipropylenowych. Akurat miałem takie na stanie, będące pozostałością po upgradzie zwrotnic w kolumnach. W ruch poszło więc 4 x 22uF. Usher jest rewelacyjnym wzmacniaczem dla osób lubiących pogrzebać w sprzęcie, więc i w tym przypadku nie było problemów. Wystarczyło odkręcić pleksi przykrywające płytkę z listwami zaciskowymi zasilacza, na której od spodu wmontowane są elektrolity i wpasować wyprowadzenia kondensatorów polipropylenowych w gniazda pod wkrętak łbów śrub w listwach. Wyglądało to mniej więcej tak:
  12. Mariusz, przepraszam, że tak z doskoku, ale inaczej nie bardzo mogę w obecnym czasie. Dyskusja się przez to niestety nieco rozwleka. Słowem wstępu. Nie chodziło mi o to aby moje było na górze, a zwrócenie uwagi na pewne sprawy. Przyznaje się do słyszenia jakości zasilania (ujmując skrótowo) i próbuję jakoś wytłumaczyć tego przyczynę. Znaleźć sensowne wytłumaczenie, dlaczego np użycie filtrów sieciowych daje dla mnie słyszalną poprawę w dźwięku, skoro zasilacze w urządzeniach wprowadzają, wydawać by się mogło, wystarczającą filtrację napięcia. Dlaczego słyszę różnice po zmianie kabla zasilającego, co wydaje się wręcz niedorzeczne? Wyjaśnienie zjawiska proponowane przez Fafniaka, także nie do końca jest dla mnie zadowalające, bo próbowałem już wielu różnych rzeczy, które wg opisów w sieci dają poprawę (oczywiście nie testuję wszystkiego o czym przeczytam - są pewne granice zdrowego rozsądku ;) ) i jednak w wielu przypadkach nie udało mi się usłyszeć zmian. Zniekształcenia to rzeczywiście cecha sygnału przetwarzanego w jakimś urządzeniu. Mogą je wprowadzać np nieliniowości elementów z których to urządzenie jest zbudowane. Zakłócenia widzę natomiast jako takie niechciane śmieci pochodzenia zewnętrznego, które sumują się z sygnałem użytecznym. W naszych rozważaniach chodzi więc bardziej o zakłócenia właśnie. Sytuacja wg mnie wygląda następująco: mamy urządzenie przetwarzające sygnał, niech to będzie wzmacniacz. Masa układowa po stronie wtórnej transformatora zasilającego jest w nim często połączona bezpośrednio z przewodem PE, czasem poprzez rezystor o małej wartości i kondensator. Od strony sieci energetycznej, przewód PE jest połączony z przewodem N (połączenie takie może być w różnych miejscach, w zależności od typu sieci), który jest uziemiony. Mamy więc sytuację, w której do przewodów biorących udział w zasilaniu urządzenia, tj L i N podłączamy zasilacz dostosowujący parametry zasilania i jednocześnie blokujący zakłócenia z sieci, ale jednocześnie podłączamy przewód PE do masy układu. Biorąc pod uwagę niezerową impedancję uziomu, oraz rezystancję (właściwie impedancję) przewodów sieci, można chyba założyć, że jednak zakłócenia na przewodzie PE występują i mają dość łatwą drogę do wnętrza rozważanego wzmacniacza. Masa, czyli potencjał odniesienia to w sumie dość umowna sprawa. Przy zasilaniu poprzez transformator odseparowujący galwanicznie sieć energetyczną od naszego układu, oba końce uzwojenia wtórnego są właściwie "równoprawne". Ba, sytuacja się nie zmienia nawet po wyprostowaniu i filtracji. Nadal mamy dwa przewody, pomiędzy którymi występuje różnica potencjałów i równie dobrze masą może zostać ten o wyższym, a układ zasilany będzie wtedy napięciem ujemnym. Oczywiście musi mieć odpowiednią budowę, przystosowaną do takiego zasilania. No i właśnie, co się stanie, gdy podłączymy do masy przewód (PE), który da odniesienie względem potencjału ziemi, ale zgodnie z tym co napisałem wyżej, nie o stałej wartości ze względu na zakłócenia?
  13. Mariusz, weź też proszę pod uwagę to, że poprzez kable sieciowe, a dokładnie przewody PE, łączą się masy urządzeń i dodatkowo są nimi podłączone do sieci energetycznej (łącząc się gdzieś tam z przewodem N) bez jakiejkolwiek filtracji. Zakłócenia mają więc prostą drogę, aby przedostać się do środka naszych cennych sprzętów audio i to od razu do układu po stronie uzwojenia wtórnego transformatora zasilającego (także będącego filtrem). Sam także wspominałeś kiedyś, że wzmacniacz, to właściwie taki zasilacz o modulowanym sygnałem z wejścia napięciu wyjściowym. Pomiędzy gniazdkiem w ścianie a kolumną głośnikową jest tylko transformator, mostek diodowy, tranzystor (y) (lub lampy) mocy wraz z niewielkimi rezystancjami i właśnie kable sieciowe
  14. Tak. I dodam, że odpowiedziałem bez chwili zawahania Po pierwsze, każdy tranzystorowy wzmacniacz jest wystarczająco, że użyję tego ciągle powtarzanego słowa, "wydajny", aby wysterować praktycznie każde kolumny. Nie wiem kto wymyślił gł..., ekhm… że tak nie jest i na jakiej podstawie (chyba na ucho ), ale wniosek to błędny, a do tego bezkrytycznie powtarzany. Dlaczego w przynajmniej o rząd wielkości gorszych pod tym względem wzmacniaczach lampowych nikomu nie przeszkadza "brak wydajności"? Cuda jakieś Nie twierdzę przy tym, że wszystkie wzmacniacze brzmią tak samo, ale dajmy już spokój "wydajności". Nie tędy droga. Po drugie, odnośnie mniejszej głośności, ileż to już razy była przytaczana charakterystyka słuchu ludzkiego (np. w formie wykresu), na której wyraźnie widać, że po prostu inaczej słyszymy przy małych, a inaczej przy dużych poziomach głośności. Aby zniwelować te różnice został wymyślony np. filtr loudness, podbijający skraje pasma słyszalnego gdy słuchamy cicho. A tak na marginesie, to ja akurat uważam, że właśnie przy małych (bardzo względne) poziomach głośności dźwięk odtwarzany ze sprzętu audio jest zwykle lepszej jakości. Zauważyłem to już dawno temu i jeszcze nie słyszałem zestawu w którym byłoby inaczej. Ale to moja opinia .
  15. Ależ bzdury. Rzadko udzielam się w tego typu tematach, ale czasem trudno pozostać obojętnym. Jeżeli jest tak jak piszesz, to dlaczego nie używasz końcówki mocy typu PA, powiedzmy 2 x 2kW? Tanio i wydajnie. Kolejne pytanie: Co w takim razie ze słabeuszami na lampach? Ech..., w ogóle trudno komentować takie teorie.
  16. W sumie dobry i niezbyt skomplikowany pomysł (z przekaźnikiem) na przekonanie się, czy warto brnąć dalej w poprawianie dźwięku sprzętu audio. Choć z drugiej strony... Co jeśli okaże się, że podobnie jak Pan Romek nie usłyszę różnic? Czym się wtedy zająć? Można by nawet popaść w jakiś nałogi. Eeee.. Może jednak lepiej nie sprawdzać
  17. Hmm... No to bez zmian, czy jednak coś się zmieniło (dynamika)? A dlaczego testując jedne z najtańszych, wyrobiłeś sobie takie zdanie? Dodam, że mając na względzie drażliwość tematu, absolutnie nie staram się atakować, czy też "nawracać". Sam nie jestem jakoś bardzo przekonany, czy warto (zwykle jednak ciekawość wygrywa ). Chodzi mi jedynie o logikę wypowiedzi :)
  18. Wygląda na to, że kończę z zanudzaniem - będzie to ostatni odcinek z cyklu "prąd spoczynkowy w R1.5" :) Czując dyskomfort pozostawania w niewiedzy, co by było gdybym jeszcze "troszkę" podkręcił rzeczony parametr w końcówce R1.5, musiałem to oczywiście zrobić. Tym razem doszedłem do około 200mV na rezystorze 0,68Ω, powodując wzrost temperatury radiatorów do ponad 54C. Stały się naprawdę gorące. Po kilku sekundach mocno parzyły w rękę i nie sposób było ich dłużej dotykać. Wiadomo, że znikąd się to nie wzięło - pobór mocy ustalił się na 300VA. Dodam, że w pierwszych kilkunastu minutach po włączeniu, zanim temperatura ogarnęła cały radiator i nie działało jeszcze temperaturowe sprzężenie zwrotne miałem na amperomierzu nawet 1,65 A, co przekłada się na 380 VA. Zacząłem więc słuchać. W pierwszej chwili nie zauważyłem jakichś spektakularnych zmian. Trochę się zawiodłem, ale i ucieszyłem mniejszymi rachunkami za prąd. Bo skoro nie ma różnicy to nie ma sensu przepłacać i należało wrócić do stanu poprzedniego. Słuchając jednak dłużej i jeszcze kolejnego dnia, dźwięk wydał mi się mimo wszystko trochę zmieniony. Z tym, że raczej na niekorzyść. Stał się jakby wolniejszy, bardziej misiowaty. Stracił na monumentalności, może trochę na rzecz nienadwyrężania słuchacza. Słuchało się nawet przyjemnie, ale jakoś tak nie korespondowało to z recenzjami, no i samym wyglądem wzmacniacza ;) Postanowiłem jeszcze raz go rozkręcić. Tym razem, wiedząc już jak daleko mogę przekręcić Pr-ki, regulowałem w zakresie 100mV - 180mV, powiedzmy w przerwach pomiędzy utworami. Nic nie wyłączałem, szybki doskok z fotela, woltomierz, śrubokręt i dalej do słuchania. I rzeczywiście, dało się zauważyć, że swego rodzaju sweet spotem dla tej końcówki jest 120 - 130mV (temperatura 43 - 45C). Poniżej tej wartości (oczywiście nie piszę o pojedynczych mV ;) ) jest mniej precyzyjny. Słychać więcej chaosu i jazgotu. Wraz ze wzrostem prądu ponad tą wartość staje się natomiast spowolniony i bardziej zaokrąglony (lampowy?). Reasumując moje wcześniejsze wow było spowodowane zapewne w dużej mierze tym, że w drugiej próbie trafiłem akurat w optymalne miejsce, tj 120mV. Jak się okazało w takim ustawieniu wzmacniacz gra wg mnie najlepiej i takie właśnie pozostawię. Dźwięk jest przyjemny dla ucha, ale jednocześnie precyzyjny, szybki i energiczny. Słychać moc :) Tak mi się właśnie przypomniało, że w instrukcji ustawiania prądu spoczynkowego we wzmacniaczach Threshold, zaleca się takie jego ustawienie dla końcówki Stasis 3 (prawdopodobnie pierwowzoru Ushera R1.5), aby osiągnąć temperaturę 45C - przypadek? ;)
  19. Swego czasu zauważyłem to samo w posiadanym CA Azur 840 (na fotce - po wymontowaniu). Postanowiłem więc wymienić. Zaszalałem i wstawiłem Mundorfy. Uważam, a przynajmniej wtedy miałem takie wrażenie, że jakość dźwięku się poprawiła. Trzeba jednak także wziąć pod uwagę dość długi czas potrzebny na tego typu podmiankę, nie sprzyja porównaniom ze względu na krótką pamięć słuchową. Nie porównywałem różnych kondensatorów, więc nie wypowiem się, czy różnice pomiędzy różnymi markami są tak samo słyszalne jak pomiędzy starymi a nowymi. Później wymieniłem także pozostałe elektrolity i to też uważam miało pozytywny wpływ.
  20. Są jeszcze fajniejsze "lampki" :) . I to grające, a nie tylko mrygające w takt muzyki. Nawet mam coś takiego (moc 1kVA). Niestety w wykonaniu klasycznym i nie można jej zmusić do grania. Mariusz, ja też przepraszam za OT :D
  21. Tak jest. Jeżeli rozpatrujemy tylko polaryzację siatki, to rzeczywiście nie powinno być problemu. Patrząc dla ułatwienia tylko na jeden kanał, mamy tam jednak jeszcze R42 (opcjonalnie także R44, R46), które wraz z R36 i R38 tworzą dzielnik napięcia, będący globalnym sprzężeniem zwrotnym obejmującym oba stopnie wzmacniacza. Na moje oko, zmiana R36 zmieni parametry tego sprzężenia i sygnał wyjściowy z wtórnika katodowego podawany na wejście poprzez R42 będzie miał inną wartość. Akurat w tym wypadku większą, a więc pogłębi się w ten sposób sprzężenie zwrotne. Nasuwa mi się także pytanie, co ma właściwie na celu zmiana wartości R36?
  22. To może jeszcze raz na spokojnie Rezystory R35 - R38 zapewniają automatyczną polaryzację siatek lamp stopnia wejściowego, ale jednocześnie są częścią globalnego sprzężenia zwrotnego (poprzez rezystory R41 - R46). Zmiana ich wartości nie jest konieczna, patrząc od strony wejścia, tj zwiększenia rezystancji potencjometru, może natomiast być zbyt dużą ingerencją w pracę samego wzmacniacza (tu musiałby się wypowiedzieć ktoś z dużym doświadczeniem w technice lampowej). Reasumując, wstaw potencjometr 100k nie zmieniając wartości rezystorów.
  23. Ok, w takim razie się myliłem Kłania się brak doświadczenia z układami lampowymi i szukanie analogii do układów tranzystorowych. Ale i tak bym nie zmieniał R35 - R38. Są częścią sprzężenia zwrotnego.
  24. Coś tu Panowie kombinują zanadto. Nie widzę całego schematu, ale z dużym prawdopodobieństwem rezystory R35 - R38 ustalają punkt pracy lampy, dbając o odpowiednie napięcie stałe na siatkach. Nie należy ich zmieniać. Brakuje mi jednak pomiędzy R37 (także R38) a potencjometrem pojemności eliminujących składową stałą z wejść. Czy gdzieś się przypadkiem nie zapodziały?
  25. Dobre pytanie. Niemniej jednak chyba znalazłem, wydaje mi się, całkiem niezłe wytłumaczenie w kolejnym tekście pana Pass'a, także traktującym o sposobach pozbywania się zniekształceń generowanych przez wzmacniacze. Dostępny jest tutaj. W wielkim skrócie: Powszechnie stosowanym sposobem pozbywania się zniekształceń w układach wzmacniaczy jest stosowanie wielu stopni o bardzo dużym sumarycznym wzmocnieniu (w otwartej pętli sprzężenia zwrotnego) i objęcie ich mocnym sprzężeniem zwrotnym eliminującym błędy powstałe podczas wzmacniania sygnału. To generuje jednak nieprzyjemne w odbiorze zniekształcenia TIM. Chcąc je zminimalizować, musimy maksymalnie uprościć układ, zrezygnować z dużych wzmocnień, a co za tym idzie, także zmniejszyć sprzężenie zwrotne, aby móc uzyskać odpowiednie wzmocnienie całego układu. To z kolei prowadzi do zwiększenia zniekształceń harmonicznych i intermodulacyjnych, które jednak są mniej dokuczliwe. Mimo to konstruktorzy urządzeń audio z najwyższej półki starają się ich pozbyć na różne sposoby. Jednym z nich jest choćby przesunięcie punktu pracy elementów aktywnych w takie miejsce charakterystyki, aby wykorzystać jej najbardziej liniową część. To wiąże się właśnie ze zwiększeniem prądu spoczynkowego, często do momentu pracy w pełnej klasie A. Nelson Pass dla odmiany zastosował w swoich wzmacniaczach bardzo ciekawe rozwiązanie (które opatentował), polegające na wykorzystaniu w stopniu wyjściowym (mocy) układu zwanego kaskodą. Chodzi o to aby tranzystor pracujący jako element "wzmacniający" prąd, a więc zazwyczaj pracujący w układzie OE, rzadziej OC, miał zapewnioną pracę przy jak najbardziej stałym napięciu CE (cały czas mowa o tranzystorach bipolarnych). To minimalizuje zniekształcenia wynikające z nieliniowości elementu, tj. zmiany jego wzmocnienia na skutek zmian napięcia CE - dobrze zilustrowane na charakterystykach w tekście. Aby taka praca była możliwa stosowany jest dodatkowy tranzystor w układzie OB włączony w w obwód kolektora tranzystora pracującego w układzie OE. Nie wnikając w szczegóły, oprócz znacznego zmniejszenia zniekształceń układ taki ma jeszcze inne zalety, jak choćby gigantyczne pasmo przenoszenia. Wracając do Ushera. Skoro końcówka R1.5 jest (z dużą dozą prawdopodobieństwa) zbudowana na bazie wzmacniacza Stasis 3 i wykorzystuje topologię opisaną wyżej, teoretycznie nie ma potrzeby stosowania w niej wysokiego prądu spoczynkowego, gdyż minimalizacja zniekształceń odbywa się tam ze względu na odpowiednie rozwiązania układowe. W tej sytuacji rodzi się inne pytanie. Dlaczego zatem Pass zaleca ustawianie względnie dużych wartości prądów spoczynkowych w swoich wzmacniaczach (jak również w Usher'ze)? Moje odczucia także jednoznacznie wskazują na stosowanie wyższego prądu spoczynkowego dla zapewnienia lepszego dźwięku uzyskiwanego ze wzmacniacza Usher R1.5. Swoją drogą im bardziej wnikam w jego budowę, tym bardziej mi się podoba :) Że nie wspomnę o dźwięku
×
×
  • Utwórz nowe...