-
Zawartość
4 324 -
Dołączył
Wszystko napisane przez Rafał S
-
A nie przeszkadzało Ci, że laptop szumiał? Bo one wszystkie szumią mniej lub bardziej i na tym poziomie zabawy dla mnie jest to już nie do przyjęcia, jeśli słucham muzyki w skupieniu.
-
Cambridge - tak, ale dopiero CXC jest solidny. Tańszy AXC ma słaby serwomechanizm. Ten CXC też nie jest bez wad - brak możliwości numerycznego wyboru utworów. Cyrusa CDt wypożyczyłem i słuchałem w domu. Faktycznie zagrał lepiej niż CXC i NuPrime CDT-8 Pro. Ten NuPrime zresztą w ogóle mi się nie podobał od strony obsługi, designu itd. Ostatecznie kupiłem wyższy model Cyrusa - CD Xt Signature, bo trafiłem dobrą okazję, ale różnica między nim a CDt nie była już tak duża, jak między CDt i CXC. @Aprox Teraz najważniejsze: pod względem jakości dźwięku to w ogóle są małe różnice i słychać je tylko z przyzwoitym dakiem i resztą toru, szczególnie na dobrych nagraniach. U Ciebie powinno być je słychać, ale nie nastawiaj się na zmiany porównywalne ze zmianą DAC-a. To nie ta skala. Podsumowując: mogę polecić CDt / CD Xt. Z dwoma "ale". 1. Zaraz po włączeniu Cyrus potrzebuje trochę czasu, żeby się rozgrzać. Jeśli natychmiast podasz mu płytę, to może mieć problem z odczytem. Trzeba wtedy odczekać chwilę, albo wyjąć CD i włożyć ponownie. Przy drugim włożeniu jest już ok. Zaznaczam, że dotyczy to tylko sytuacji zaraz po włączeniu (po przerwie w eksploatacji). 2. Zdarza się, że przy wyjmowaniu płyty słyszę cichutkie "pst" w kolumnach. Na pewno kwestia zasilania i reszty toru, niemniej z CXC tego nie doświadczyłem. 3. Cyrusy minimalnie wygładzają górę, zabierając jednocześnie odrobinę powietrza. To jest już blisko granicy percepcji, ale jest. CXC gra jaśniej, Nuprime CDT-8 Pro tym bardziej. Podobno Primare DD15 również (słuchał go np. @Bogusław 66). Ja bym się nastawiał na czysty transport. Po co przepłacać za dodatkowego daka, który będzie o klasę gorszy niż RME... Z klasycznych odtwarzaczy, forumowicze chwalą SoulNote SC300 ( @Bogusław 66 i @engajner - może się wypowiecie).
-
Dlaczego "a priori"? Przecież Witold ma ten wzmacniacz i go słucha.
-
To był jeden z pierwszych kompaktów, jaki kupiłem. W pierwszej piątce.
-
Nie znam R3, ale zgadzam się, że woofery 15cm mogą grać zbyt małym dźwiękiem już w średnim pomieszczeniu, a co dopiero dużym. Goldy 100 mają 16.5cm i rozumiem, że to dla Ciebie wciąż za mało. Ale przecież monitory nie kończą się na tym. Możesz spróbować 18cm. W najgorszym razie utwierdzisz się w przekonaniu, że R3 są nie do pobicia w Twoim budżecie.
-
Nie wiem, czy ktoś już pisał o szwedzkim "The Playlist" na Netfliksie, czyli 6-odcinkowej fabularnej historii powstania Spotify'a. Bardzo wartko opowiedziane. Polecam.
-
"Damn Right, I’ve Got the Blues" to w ogóle świetna płyta, jedna z jego lepszych. Akurat "Mustang Sally" jest w dużym stopniu niesione przez przebojowość samego utworu. Takim czystym popisem ekspresji Buddy Guya jest dla mnie bardziej "Five Long Years", czyli wolny blues, gdzie teoretycznie jest małe polem do zabłyśnięcia wokalem. A najlepszy na płycie jest i tak finałowy numer instrumentalny. Zresztą Buddy sam to mówi - wystarczy spojrzeć na zdjęcie na tylnej okładce. Gdyby nie ten kawałek pewnie w ogóle nie miał by motywacji by wydać nowy album w tamtym czasie. Przerwa w nagraniach trwała przecież ładnych parę lat i dopiero śmierć Steviego skłoniła Buddy'ego do ponownego wejścia do studia. Z perspektywy lat wyżej cenię "Slippin' In", chociaż kiedyś byłem nią rozczarowany przy bezpośrednim porównaniu z "Damn Right...". Jednak spójność repertuaru, stylowość i wkład Johnnie Johnsona robią tam swoje.
-
Musiałem sprawdzić czyj był oryginał. Nigdy nie słuchałem Amy Winehouse. Nawiasem mówiąc, ten prosty i momentami wulgarny tekst bardziej pasował do estetyki R&B wraz z jej społecznymi konotacjami. W wykonaniu akustycznym tego faceta, nawet po przerobieniu słów wypada to dziwnie. Tym bardziej, że on śpiewa ze słodką countrową manierą.
-
O tej porze roku bardzo lubię porządnie swingującego bluesa z dęciakami. Roomful of Blues miało oczywiście bardziej imponujące składy, ale to wciąż instytucja, jeśli chodzi o takie granie. "Hook, line & sinker" z 2011 r.
-
Ja ostatnio do ćwiczeń słucham bodaj najnowszego studyjnego Whitesnake'a - "Flesh & Blood" z 2019 r. Oczywiście to już zupełnie inny skład i inne granie niż tamta bluesrockowa kapela z trzonem z Deep Purple. Ale mam sentyment do Coverdale'a i spółki bo - tak jak piszesz - kiedyś dostarczyli mi sporo emocji. Więc nadal kupuję i tym samym składam się na to, żeby David na starsze lata miał na dobrą whisky, czy co tam chłop pija. Zresztą, to wciąż nie jest zła muzyka, choć wydaje mi się, ze sam bym to lepiej wyprodukował i zrealizował po tygodniowym kursie w studiu.
-
Ale posłuchać nie zaszkodzi. A jak coś się spodoba, to twardo negocjować powołując się na ceny u konkurencji.
-
Zazdroszczę. Jak byłem młodszy też umiałem tak słuchać i wciąż odkrywać coś nowego na starych płytach. Teraz rzadko udaje mi się osiągnąć ten poziom skupienia. Za dużo się dzieje - albo dookoła, albo w mojej głowie. Dlatego muszę dostarczać sobie nowych bodźców dźwiękowych.
-
Pytanie jak najbardziej zasadne. Najprostsza odpowiedź, to że zawsze jest czego słuchać - o to tu chodziło. Ale sprawa jest bardziej złożona. Lubię mieć dużo jeszcze nieprzesłuchanych płyt, tak żebym mógł wybrać sobie (jeśli akurat mam na to ochotę) coś nowego w ściśle określonym gatunku. Powiedzmy, w bardzo ściśle określonym gatunku. I to się udało. Ale oczywiście nie można mieć wszystkiego. Czasem chciałbym posłuchać nowego albumu konkretnego wykonawcy, a ten album jest chwilowo dość drogi, więc go jeszcze nie kupiłem. I nie wiadomo, kiedy (jeśli w ogóle) stanieje. Czy streaming byłby dla mnie rozwiązaniem? Jednak nie, bo lubię słuchać na swoich warunkach. Raz, że miło wziąć okładkę do ręki (wiele z tego, co kupuję, to wydania typu digipack czy tzw. "rękaw" stylizowane na winyle). Dwa, że mogę szybko sprawdzić kto faktycznie zrobił muzykę, a nie tylko kto ją firmuje. Produkcja, miks, mastering, muzyka, teksty, muzycy sesyjni. Wszystko to mam podane na tacy. Przykładem jest płyta, która właśnie u mnie leci. "The New Adventures of P.P. Arnold". Za aranżacje, produkcję, gitary i klawisze odpowiada tu Steve Cradock z Ocean Colour Scene. Dlatego to brzmi, tak, jak brzmi. Ale na froncie jego nazwiska nie ma. Pewnie, można to sobie wygooglać. Ale komu by się chciało? A ja nie muszę googlać. Naprawdę fajnie się słucha po raz pierwszy z książeczką w ręku.
-
Ale nie jest pianistą, więc się ne liczy. A serio, to podchodziłem kiedyś do płyt Obary i nie mogłem się przekonać. Nie potrafiłem określić, co mi nie pasowało. Aż trafiłem na wywiad z nim w radiu. Obara powiedział tam, że gra najprostszym tonem, bo taki się dobrze sprawdza we wszystkim. Wtedy mnie oświeciło, że chodzi między innymi o ton. Podziwiam saksofonistów, którzy operują bogatym tonem nawet wtedy, gdy grają trudne rzeczy. Estetyczne pogodzenie tego jest trudne, ale osiągalne. Upraszczanie brzmieniowe dla uzyskania większej komunikatywności w improwizacji to kompromis, który dla mnie jest nie do przyjęcia, odbieram to jako pójście na "łatwiznę". Od muzyki od razu wieje mi wtedy chłodem. Nie znajdę ad hoc przykładów alcistów, ale z tenorzystów, którzy łączyli piękny ton z zaawansowanym graniem, to choćby Joe Henderson, czy George Coleman. Generalnie (tutaj zgadzam się ze Stańką), starsi muzycy grają ciekawszym tonem. W erze swingu i później aż do hardbopu to w ogóle był priorytet, żeby ton był znakiem rozpoznawczym. A dziś - dominuje wyrafinowanie formalne, ale brzmieniowo - bieda. (Ja, jak wiesz, mam gust niedzisiejszy i każdy pretekst jest dla mnie dobry, żeby ponarzekać na kierunek, w jakim wyewoluował jazz. ) Miłośników fortepianu przepraszam za offtop.
-
Niezłe w swojej cenie, mają przyjemną barwę. Dobre do kameralnej muzyki. Potrzebują dość szczegółowego, przestrzennie grającego wzmacniacza. Jeśli ten Topping jest taki, to można spróbować.
-
Koncert The Radio Kings z 1994 roku. Zespół z okolic Bostonu, ale stylistyka to blues teksański. Wokal zbliżony do Kima Wilsona, co rodzi natychmiastowe skojarzenia z T-Birdsami. Znałem ich już z płyt studyjnych, ale ten koncertowy feeling jest nie do pobicia. Grają tak dobrze, że nie zastanawiam się nad jakością dźwięku. Na tym forum, to chyba najwyższy komplement.
-
Faktycznie, też mieszczą się w budżecie. No to Kef R3 do szybkiej 10-tki zamiast Dali Menuet, które cenowo są już na granicy (tylko wybrane kolory).
-
@Q21 Odpowiadając na pytanie o uzupełnienie listy do szybkiej 10-tki: Audio Physic Classic 3, Elac Carina BS243.4, Heco Celan Revolution 3, Dali Menuet (białe mieszczą się w cenie ) i JMR Lucia. Wszystko to popularne modele, a niektóre wręcz kultowe na forum.
-
Podpisuję się pod tym. Świetny odcinek.
-
Marcin, faktycznie trochę masz tych Japończyków - gratulacje - wyobrażam sobie, że brzmią świetnie. A swoją drogą, próbuję doszukać się jakiegoś klucza wg którego ustawiasz płyty. Zdradzisz, co to za system? Ani alfabetycznie, ani tematycznie mi się to nie klei...
-
The Audio Critic - krytyka współczesnego rynku audio
topic odpisał Rafał S na Kraft w Audiofile dyskutują
@lpomis Wojtek, rozumiem, że pojechałeś po Shanlinga, a odsłuch Audiosolutions był przy okazji?