Skocz do zawartości

Rafał S

Uczestnik
  • Zawartość

    3 020
  • Dołączył

Wszystko napisane przez Rafał S

  1. Jeśli można wykładać ściany pianką i wełną mineralną, to czemu nie kablami? Sprawdzałeś właściwości pochłaniające materiałów użytych do ich ekranowania? Może nie są takie złe. Jak to miło, że ktoś napisał to za mnie. Aż takiej różnicy, żeby dudniło, to nie doświadczyłem, ale faktycznie bywała znacząca.
  2. Napisałeś, ze lepiej być zdrowym i bogatym niż zdrowym i biednym. Cytat miał wyrażać moje uznanie dla Twej erudycji.
  3. Czy aby nie podchodzisz do tego zbyt serio? Co do reszty - uważam, że takie ujmowanie w % jest z zasady bez sensu, bo rości sobie pretensje do dokładności, której nie może gwarantować. A jeśli trzymać się tych 70%, to na kolumny, wzmacniacz, DAC, źródło, kable i zasilanie zostaje w sumie 30%. Czyli na same kolumny ile? 10 do 15%.? Rany, czemu ja aż tyle na nie wydałem?
  4. CA CXA81 + MA Silver 100. Kable głośnikowe Equilibrium Cello, interkonekt koaksjalny PAD Vesta, źródło - CA CXC 2. Pierwsze 2 elementy uchodzą za jasne, kable za raczej neutralne, źródło chyba lekko po "muzykalnej" stronie.
  5. "Wiem, bom to czytał w uczonym Tostacie, Po ciemnej nocy że jasny dzień wschodzi."
  6. Że w ogóle piszą o liczbach. Wierzę, że wpływ jest duży. Dokładnie o to mi chodzi. Przy okazji przykład. Odwiedził mnie kiedyś właściciel salonu audio, od którego mam prawie cały sprzęt. Dziwił się dlaczego mój zestaw gra tak ciemno. Wszystkie elementy miałem jasne lub neutralne. Nie mógł tego rozgryźć. Chodził po pokoju, zaglądał w kąty i za kaloryfer szukając zaginionych wysokich tonów. Nie znalazł. Tyle na temat przewidywalności wpływu akustyki.
  7. Napiszę po raz trzeci to samo. Nie musi zniwelować danej nierówności, wystarczy, że wprowadzi obok niej kilka innych o porównywalnej wielkości.
  8. Niekoniecznie zbawiennym wpływie, tylko wpływie, który, w skrajnym przypadku może okazać się większy od odchyleń charakterystyki kolumn. Wtedy to, co nazywasz "lejem", stanie się jednym z wielu zniekształceń i nie zwrócisz na nie takiej uwagi.
  9. Co do zasady - wierzę, ale fascynuje mnie przekonanie producentów, że mogą ująć to w liczbach. Jeśli wyłączę wzmacniacz, to czy te 70% zostanie? Pewnie byłoby niezbyt audiofilsko, ale z drugiej strony - jakże ekologicznie - tak sobie słuchać na 70% bez poboru mocy. Oczywiście, pod warunkiem, że pomieszczenie zagra mi odpowiednie płyty. Jak tym sterować?
  10. Tak, ale ten wpływ może sprawić, że nie odróżnisz kolumn liniowych i nieliniowych, bo np. "lej" będzie mniejszy niż efekty złej akustyki. Skoro nie wiemy jak u kogoś zagrało, to nie możemy nazwać go głuchym. Tzn. możemy, ale to nieładne i niesłuszne.
  11. Używasz mocnych słów. Czy ja się awanturuję? Wracając do sprawy. Byłbym ostrożny z oceną słuchu innych na podstawie ich odbioru nieliniowej charakterystyki danych kolumn. Pomijasz w ten sposób wpływ reszty toru i akustyki (której chyba nie kwestionujesz). Nigdy nie wiesz, czy ten "lej po bombie atomowej" nie poprawił sytuacji redukując częstotliwości, które z innych powodów byłyby obecne w nadmiarze. Wstaw te same liniowo grające kolumny do 10 torów w 10 pomieszczeniach. Ciekawe, w ilu z nich dostaniesz liniowy dźwięk w miejscu odsłuchu...
  12. Ba, niektórzy nie słyszą wzmacniaczy ani kabli. A serio - w związku z Covidem słuchamy mniej muzyki na żywo, pewnie stąd ten efekt. Z drugiej strony, jest spora grupa ludzi, która nigdy nie miała sensownego sprzętu audio, ale kiedyś na czymś grała, mieszkała z kimś, kto grał albo zwyczajnie interesowała się wybranym instrumentem. Takich ludzi nie oszukasz drogim zestawem, który nie ma równowagi tonalnej. Od razu wypunktują Ci, że w "Symfonii hiszpańskiej" E. Lalo skrzypce zagrały zbyt ciemno i miały się nijak do rzeczywistości. Doświadczyłem tego.
  13. Do precyzyjnej oceny być może. Ale zasadniczo zaburzenia równowagi tonalnej są ze wszystkiego najłatwiejsze do wyłapania. Znaczny nadmiar lub niedomiar jakiegoś pasma bardzo razi. Do tego nie trzeba audiofila, wystarczy meloman, który trochę słuchał muzyki na żywo.
  14. Dzięki z odpowiedź. A jak oceniasz stereofonię? Pewnie zyskała na większej ilości wysokich tonów?
  15. Ale do jakiego metrażu? Bo ten woofer to zbyt duży nie jest... Średnica i bas dają radę? Przy okazji - gdybyś miał zrobić ranking monitorów konkurencyjnych w stosunku do Veli (z podobnej półki cenowej), to co jeszcze znalazłoby się w czołówce?
  16. Ale przecież zgadzamy się, że wpływ maleje wraz ze wzrostem świadomości czytającego. A ta wzrasta dość szybko. Pól roku temu wierzyłem w znaczną część recenzji. Teraz filtruję to, co czytam i wyłapuję informacje, które mnie interesują. Na pewno z dużo większą wagą biorę opinie negatywne, szczególnie, jeżeli argumenty brzmią racjonalnie. Opinie forumowiczów mają dla mnie często większą wartość, ale też biorę poprawkę na ich tor, warunki odsłuchu itd. Myślę, że najbardziej podatni na wpływ recenzentów są początkujący audiofile, którzy kupują pierwszy w swoim życiu zestaw za poważne (dla nich) pieniądze. Przynajmniej ze mną tak właśnie było wiosną i latem zeszłego roku.
  17. Masz rację - teraz rozumiem. Jakoś nigdy nie lubiłem "Fugaziego". Dla mnie było tam za dużo negatywnych emocji, zbyt agresywnie, zgrzytliwie. Z całego Marillionu z Fishem tego chyba najmniej słuchałem. W szkole średniej przeżywałem "Misplaced Childhood", lubiłem też "Clutchning at Straws" - te bardziej Fishowe a mniej zespołowe albumy. Chociaż "Script" miał dla mnie swoje momenty. Też pamiętam tę muzykę z kaset. W dorosłym życiu nigdy nie kupiłem niczego Marillionu na płycie. Trochę jakbym bał się konfrontacji ze wspomnieniami.
  18. Możemy to pociągnąć / odwrócić. Jakie było założenie realizatorów? Że to ma zagrać tłuściej albo chudziej? Tłuściej albo chudziej na jakim sprzęcie? Pod co realizatorzy ustawiali dźwięk? Mieli sprzęt referencyjny, czy tylko im się tak wydawało? Czy zespół z płyty powinien brzmieć tak, jak chce realizator, czy tak jak brzmiał kiedy grał w studiu? Co jest lepszą prawdą? Dla mnie nie nie jest oczywiste, że prawda realizatora jest tą właściwą. 1. Wykonawcy. 2. Producent. 3. Człowiek od rejestracji dźwięku który zna sprzęt w studiu. 4. Człowiek od miksu. 5. Człowiek od masteringu. Wszystko to mogła być jedna osoba - bardziej lub mniej kompetentna. Albo sztab ludzi lepiej lub gorzej się ze sobą komunikujących. Każdy z nich ma inny słuch i gust. Wypadkowa 1.-5. daje zapis na płycie. I mam wierzyć, że to właściwa wersja tylko dlatego, że akurat ta się wydarzyła? Weźmy lata 80-te w amerykańskim rocku. Nie całkiem moja muzyka, ale dobry przykład. AOR, hair metal z LA itp. Na wierzchu wokal i bębny, chude gitary itd. Brzmienie ustawione pod co? Tanie radiomagnetofony Sony, na których słuchał target czyli nastolatki? Mam kupić takie Sony z lat 80-tych, żeby dźwięk był zgodny z założeniem? Chcąc zachować zgodność z intencją dźwiękowców tamtych czasów można się zupełnie pogubić. Dlatego wolę ufać sobie. 1. Wiem, z grubsza, jak brzmią instrumenty. Zakładam, że tak właśnie brzmiały podczas nagrania w studiu. 2. Wiem, jaki dźwięk sam lubię. 3. Wiem też, jaki dźwięk mogę uzyskać w ramach zakładanego budżetu na sprzęt. Wypadkowa: dążę do kompromisu między tymi trzema. Możenie nie dojdę w ten sposób do prawdy absolutnej, ale, na miarę swoich możliwości, usłyszę dobrze brzmiącą kapelę. I będzie mi się podobać. A to już coś. To jest ciekawe pytanie? Ciekawe, bo kryje się za nim założenie, że pierwsza wersja jest "lepsza / prawdziwsza". Zespół jeszcze nie miał wielkiego doświadczenia w studiu. Nie miał też kasy na najlepszych dźwiękowców. A jednak wierzymy, że tak ma to brzmieć. Patrz mój wpis wyżej.
  19. Świetny album. Niektórzy uważają, że najlepszy Steely Dan, chociaż dla mnie jednak na pierwszym miejscu Aja.
  20. Rozważałem kiedyś BMN. Jak brzmią te Bergesy?
  21. Różnie można trafić. Jeśli chodzi o pielęgniarki, to mam wrażenie, że średnia stosunku do pacjenta jest lepsza niż u lekarzy (mniej arogancji, więcej zwykłej ludzkiej życzliwości). A biorąc pod uwagę, ile zarabiają, to już w ogóle jestem pod wrażeniem. U lekarzy - ogromny rozrzut, więc uogólnienia biorą w łeb. Mam wyjątkowo dobre doświadczenia z endokrynologami. Może to elitarna specjalizacja skupiająca bardziej inteligentnych ludzi - nie wiem. W każdym razie wszyscy z którymi miałem do czynienia zdecydowanie powyżej średniej zawodu. Kultura, dociekliwość, naprawdę starali się pomóc, czasem wychodząc poza swój obszar. Lekarzy pierwszego kontaktu też przeważnie odbieram pozytywnie: życzliwość, zainteresowanie pacjentem. Trafiają się wyjątki, ale co do reguły jest dobrze. Najgorsze przypadki to specjaliści (czasem ze stopniami i tytułami naukowymi), którzy późnym popołudniem pędzą ze szpitala na drugi etat w przychodni prywatnej. Spóźnieni, zmęczeni, niecierpliwi, byle odwalić sprawę, przetrwać do wieczora i iść do domu. Po cholerę w ogóle Ci ludzie przyłażą do nich ze swoimi problemami zdrowotnymi - nie mogliby zostać w domu?
  22. No to zadania rozdzielone: Seba kupuje 11-tki, Arek pisze sprawozdanie z kolejnych testów, reszta czyta i lajkuje. Dedal dostaje odznakę honorowego sponsora.
  23. Jeśli dołożysz Koledze kwotę brakującą do 11-tek, to może da Ci ich kiedyś posłuchać. A my wszyscy chętnie przeczytamy o kolejnych testach.
×
×
  • Utwórz nowe...