Skocz do zawartości

Rafał S

Uczestnik
  • Zawartość

    4 018
  • Dołączył

Wszystko napisane przez Rafał S

  1. Ten test był w sporym pomieszczeniu - to nie były warunki dla scm7. Wygrały Heco z wooferem 16.5 cm, co mówi samo za siebie.
  2. Cóż znaczą 4 milimetry, skoro kolumny grają tak dobrze, ze stoją u Adama od lat i wygrały pojedynki z wieloma innymi. 🙂
  3. Dzięki za link i miłe słowa. A wracając do płyty: drugim bohaterem jest tu dla mnie Maciej Sikała. Słuchając w ciemno niektórych utworów mógłbym się pomylić i obstawiać, że to jego album.
  4. Współczesność z tematu wątku to pojęcie względne. Jestem z rocznika 1976, więc liczę ją gdzieś od połowy lat 90-tych (mniej więcej wtedy zacząłem słuchać jazzu). Oczywiście każdemu wolno gdzie indziej wytyczyć granicę. Zacznę od płyty, która nie jest ani najświeższa, ani w 100% polska (udział kanadyjskiego perkusisty), ani nawet audiofilska (dźwięk taki sobie, lekka stylizacja na winyl). Maciek Grzywacz – Forces Within (2006 r.), z udziałem Macieja Sikały na tenorze, Piotra Lemańczyka na kontrabasie i Tylera Hornby na bębnach. Sekcja rytmiczna ta sama, co na promowanym przeze mnie na forum albumie Marcina Wądołowskiego „Standards”. Poza tym obydwa wydawnictwa firmują trójmiejscy gitarzyści jazzowi o klasycznym wykształceniu muzycznym obracający się w podobnych kręgach. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Raz, że u Grzywacza ta sekcja rytmiczna robi raczej za tło dla partii gitary i saksofonu. Dwa, że obaj gitarzyści, to dla mnie dwa bieguny. Wądołowski, mimo ciągot bluesowych i jazzrockowych (oddzielne formacje i projekty na boku) dużo bardziej pokazuje swój klasyczny rodowód. Jego solówki sprawiają wrażenie przygotowanych z wyprzedzeniem, wręcz wystudiowanych. Nawet jak gra bluesa, to ja słyszę u niego akademię. Grzywacz – odwrotnie, to dla mnie intuicjonista, improwizacje płyną naturalnie, a jednocześnie z logiką i konsekwencją. A przy tym, nawet jak pójdzie we free (np. na płycie „Black Wine”, też świetnej) to zawsze czuje się bluesowego ducha. W dużym uproszczeniu powiedziałbym, że Wądołowskiego uważam za lepszego gitarzystę, a Grzywacza za dużo większego jazzmana. Dość przynudzania. Czas na płytę. Ale płyty nie wkleję, bo nie mam dostępu do Tidala ani Spotify’a, a na YT jej brak. Czy ktoś z dostępem do odpowiednich platform pomoże i doda link?
  5. Grzesiek, w "Manniaku po ciemku" było dużo współczesnego bluesa i bluesrocka - przegląd tego, co się pokazywało na rynku, nie tylko starocie. Ja, wbrew pozorom, mam więcej płyt współczesnych wykonawców wzorujących się na klasyce, niż klasyków. 😉 Pełna zgoda, co do tego drugiego fragmentu. Jak już czasem trafi się u nas trochę ciekawsze granie, to wokale i teksty zwykle kładą sprawę. Kiedyś sporo pisali prawdziwi tekściarze, czyli zawodowcy. Dziś wokaliści i instrumentaliści - amatorzy. Zresztą nawet dzisiejsi autorzy zawodowi mają się nijak do tych sprzed lat, to se ne vrati.🙂
  6. Nie tylko Twoja. 🙂 Jeśli chodzi o rocka i muzykę popularną, to lat 60-tych i 70-tych nic nie przebije, ani u nas, ani w UK czy USA. Z mojego punktu widzenia, najlepsi ze współczesnych wykonawców to Ci, którzy nawiązują do tamtej estetyki. (Oczywiście nie mówię o tych, którzy mordują klasyki z epoki w przeróżnych talent show.) Jazz i blues trzymają się lepiej (ten drugi raczej poza Polską) i w ramach nich zawsze będzie w czym wybierać. Ale te gatunki opierają się na innych zasadach - tutaj trzeba naprawdę mieć umiejętności (czasem poparte formalnym wykształceniem muzycznym) i coś do powiedzenia za pomocą instrumentów. No i popularności nie zdobywa się w jeden sezon. Często nie zdobywa się jej nigdy, a mimo to gra się dalej, z biegiem lat rozwijając swój własny język i styl.
  7. To chyba typowy problem luksusowych małych monitorków (a przynajmniej tych nielicznych, które znam). Jak nagranie słabe, to nie mają czym błysnąć. Większe paczki ratują się wtedy basem i rozmachem - oczywiście ze zmiennym powodzeniem, bo czasem i to nie pomaga.
  8. Nie wiem czy akurat dla Ciebie to nie będzie zbyt tradycyjne. Tu jest jednak sporo klimatu Blue Note z przełomu lat 50-tych i 60-tych. Oczywiście odświeżonego Blue Note, ale jednak. Nie ma fusion, nie ma ECM ani żadnych wpływów muzyki world czy new age. Tylko stary poczciwy jazz. 🙂
  9. @Grzesiek202 - podpisuję się pod słowami Marcina. 😀 Ostatnio pracuję przy dźwiękach koncertu Macieja Sikały. W składzie septetu między innymi Robert Majewski na trąbce, Grzegorz Nagórski na puzonie i Piotr Wyleżoł na fortepianie. Ogółem duża klasa i jedna z moich ulubionych płyt Sikały. Chociaż, gdybym miał wskazać tę "naj" z jego udziałem, to chyba jednak wybrałbym inny album, w dodatku firmowany przez innego muzyka. Ale to historia na kiedy indziej. 😉
  10. Ciężkie kino, ale bardzo dobre. "Bracie, gdzie jesteś?" - świetny. Ten też próbowaliśmy oglądać ponownie z córką, ale chyba była za młoda (dwa lata temu miała 14 lat), bo w ogóle nie łapała klimatu. Przerwaliśmy, ale spróbuję ponownie za jakiś czas. Choćby dla muzyki. 🙂
  11. Prawda, ale trzeba uważać, żeby nie przesadzić w drugą stronę. System "wyczynowy" ustawiony pod metal i symfonikę może traktować plumkanie i ogólnie kameralistykę zbyt sucho i beznamiętnie.
  12. "Burton Fink" - tak, uwielbiam. Natomiast "To Nie Jest Kraj Dla Starych Ludzi" doceniam, ale odbieram jako przykry i przygnębiający. Zbyt dużo zła. Nie wracam do niego.
  13. DAC na pewno. Ale jeśli chodzi o transport, to u mnie różnice były już marginalne. Kable potrafiły czasem więcej wnieść (szczególnie z poprzednim wzmacniaczem). Choć nie wykluczam, że gdybym miał lepszego DACa wtedy kiedy słuchałem transportów CD, to usłyszałbym większe różnice między nimi. Niestety nie miałem i nie mam możliwości szybkiego przełączania się między transportami (tylko jedno wejście koaksjalne w DACu), więc nie były to testy w rozumieniu Jarka.
  14. Asia, jak to u Ciebie jest - masz dwa systemy w dwu pomieszczeniach? Sądziłem, że Arioso wyparł Brighta, a Electro Voice Gamma zastąpiły Arie.
  15. A z Pontusem II? Pamiętam, że jego też kiedyś słuchałeś i odbierałeś pozytywnie w porównaniu do Toppinga D90. Pontus II też chwali się buforowaniem i zegarem, choć ponoć nie tak dobrym, jak wyższy model - Venus. Dla mnie to kwestia teoretyczna, bo słucham tylko z CD, ale jednak jestem ciekaw. 🙂
  16. A u mnie nie tak dawno podobny album, też z Beirachem, ale firmowany przez Mraza i z Billy Hartem na bębnach zamiast Jacka DeJohnette'a.
  17. Widziałem pierwsze 3 sezony. Każdy to praktycznie oddzielna historia rozgrywająca się w innych czasach (choć są wzajemne odniesienia, zwłaszcza między pierwszym i drugim sezonem). Żaden nie powtarza fabuły filmu, nie pamiętam nawet czy są jakiekolwiek łączniki poza lokalizacją akcji. Chyba pierwszy najlepszy (polecam). Na pewno stylistycznie najbliższy filmowi. Drugi też udany (świetny wątek bohaterki granej przez Kirsten Dunst). Trzeci już słabszy, nierówny, choć ma swoje momenty. Czwarty odpuściłem ze względu na najsłabsze recenzje i niewielki związek tematyczny z resztą.
  18. Czepiasz się. Chodziło mi o to, ze Mariusz ma racje co do zasady: nie ma sensu drążyć tematu, brak wykrytych różnic w konkretnym teście nie znaczy jeszcze, że ich w ogólności nie ma. Jestem ostatnia osobą, która podważałaby którykolwiek z powyższych testów. Nawiasem mówiąc, istotny jest jeszcze materiał muzyczny i jego jakość dźwiękowa. Ja niektóre zmiany w swoim torze słyszę tylko na wybranych płytach.
  19. Nic takiego nie napisałem. Natomiast różne tory mogą mieć różną wrażliwość na jakość sygnału wejściowego. (Przykładem niektóre daki, które dzięki dodatkowemu wewnętrznemu buforowaniu i taktowaniu na wejściu mogą poprawić sygnał. Są równie dobre, a mniej wrażliwe.)
  20. Na ten brak podbicia górnego basu pewnie ciężko coś poradzić, Ale, jeśli chodzi o to wyeksponowane przejście średnicy w soprany (częsta sprawa), to tutaj problem mógłby rozwiązać dobry DAC na drabince rezystorowej, np. Denafrips Pontus II, który zachowałby otwartość systemu, a jednocześnie utemperował ten irytujący podzakres. Mówię czysto hipotetycznie - nie namawiam Cię na rewolucję w torze i powrót do Shanlinga.
  21. Jarek, procedura to jedno, a tor - drugie. Mariusz miał rację. Dobrze, że są dwie opinie. Dzięki temu wiemy, że różnice mogą, ale nie muszą być słyszalne i trzeba (jak zawsze) samemu posłuchać, żeby wiedzieć, czy warto wydać pieniądze. Znamienne jest to, że ani Wojtek ani Arko nie podważają wartości odsłuchu i wniosków tego drugiego.
  22. W ramach edukowania starszej córki i zasypywania przepaści międzypokoleniowej wczoraj obejrzeliśmy "Fargo" - klasyk braci Coen z 1996 r. Frances McDormand, Willliam H. Macy i Steve Buscemi - wspaniałe trio. Oglądałem po raz trzeci (raz na dekadę), za każdym razem bardziej mi się podoba. Ani jednej zmarnowanej czy niepotrzebnej sceny.
  23. @Q21 i @Piotr Sonido dobrze Ci radzą. Kiedyś ja i mój kumpel kupiliśmy sobie pierwsze prawdziwe zestawy audio. On z Atollem In100, ja z CXA81. On jest z tym Atollem do dziś. Ja pozbyłem się CXA81 po pół roku. Niby oba są budżetowe i dobre w swojej klasie, ale Atoll ma zdecydowanie więcej charakteru. 🙂
  24. Masz dobry gust. 😉 Dla mnie ZZ Top to właśnie te wczesne - bluesowe. Potem jeszcze "Rhytmeen" i "La Futura", chociaż brzmieniowo to już nie do końca to. A okresu MTV nie dzierżę. Tzn. nie przeszkadzał mi ten kiczowaty image i teledyski, tylko automaty perkusyjne itd. Jethro Tull w zasadzie wszystko do "Stormwatch" odbieram pozytywnie, może poza "A Passion Play", które wypada blado na tle kultowej poprzedniczki. A z późniejszych dość lubię "Roots To Branches", szczególnie finałowy "Another Harry's Bar".
  25. Oj, to ja. Nie przyznaję się już do tego ile mam płyt, które czekają na „najbliższe później”. Niektóre wciąż w folii.
×
×
  • Utwórz nowe...