Skocz do zawartości

Rafał S

Uczestnik
  • Zawartość

    5 032
  • Dołączył

Wszystko napisane przez Rafał S

  1. Zaraz - przecież to miał być wzmacniacz referencyjny: niepodbarwiający, niefałszujący, pokazujący faktyczną naturę kolumn i muzyki. Co się stało - czyżby ta prawda nagle przestała być atrakcyjna? Jednak wolisz słodkie kłamstewka Regi i Naima?
  2. @Bo0M Potwierdzam opinię kolegów, że ProAc D2R absolutnie nie jest monitorem krzykliwym ani o rozjaśnionym brzmieniu. Słuchałem go w sopockim Topie z 2 wzmacniaczami: swoją ówczesną Normą i potem Pathosem (Logos mkII). Z neutralną Normą grało to bardzo równo, z przyjemnym nasyceniem średnicy, słodyczą góry, plastycznością i szczupłym, ale sprężystym basem. Z Pathosem szło już to wyraźnie w stronę przyciemnienia i zagęszczenia, ale w odpowiednim repertuarze naprawdę czarowało - to był dźwięk, jaki wybrałbym do drugiego systemu, gdybym mógł sobie na taki pozwolić. Pan Adam z Topa zdecydowanie odradzał łączenie D2R i ogólnie ProAc-a z Heglem. Z oferty Topa: głównie Luxman, ewentualnie Copland czy Pathos, jeśli ktoś lubi spokojniejsze klimaty. Wszystkie 3 marki słyszałem wcześniej lub później z niższymi modelami ProAc-a i potwierdzam, faktycznie grało to razem b. przyjemnie, każda kombinacja nieco inaczej (z Luxmanem najbardziej neutralnie). Ponoć można też próbować z lampą, ale nie każdą, bo może już być zbyt ciepło i gęsto. Spendor Classic 2/2 - słuchałem tylko ze swoją Normą, ale miałem je w domu przez blisko miesiąc i bawiłem się w tym czasie DSP i podpinałem różne kable, więc coś tam wiem. Potężny bas, obszerny środek, wycofana i lekko suchawa góra. Z Normą grało to z ogromną energią, ale właśnie zbyt skromnie i sucho / surowo w górze pasma. Natomiast z pewnością nie są to nudne paczki tylko do plumkania - potrafią dać czadu i w dobrze zrealizowanym rocku porwały mnie jak żadne inne! Absolutnie nie kwestionuję Twoich wrażeń - zaznaczam tylko, że wszystko jest kwestią warunków i dopasowania reszty toru i mógłbyś wycisnąć z ww. kolumn inny dźwięk. Wyluzuj. Obstawiam, że to usłyszysz taki skok w górę, że nie zechcesz ich oddać. Jeśli właściciele Epiconów 2 z czasem je wymieniają, to zwykle na Epicony 6.
  3. Gwoli ścisłości: potknąć się można o coś, co wystaje. A sądząc po wykresach dla niektórych modeli B&W, w ich średnicę da się prędzej wpaść. 😎
  4. A zwróciłeś uwagę, że na jakieś 2 sekundy weszła trąbka z tłumikiem? Pewnie z sampli, więc ciekawe kogo słyszeliśmy.
  5. @Grzesiek202 i @maxredaktor: dzięki za miłe słowa dot. Bruce'a Cockburna. Niestety nie streamuję, więc jestem skazany na własną płytotekę - jesteście w stanie odkryć znacznie więcej i szybciej ode mnie. Tak sobie pomyślałem przy okazji Chrisa Stapletona wrzuconego przez Grześka, że bardzo rzadko zdarza się, żeby dobry singer / songwriter był jednocześnie naprawdę ciekawym i wyrafinowanym instrumentalistą. Stapleton (do którego jeszcze wrócę, bo warto) ma kapitalny wokal i potrafi pisać świetne kawałki (choć akurat "Tennessee whiskey" nie jest jego). Natomiast trzyma się pewnej bezpiecznej konwencji wykonawczej. Ludzie, którzy potrafią wyjść poza nią (w ramach muzyki roots / Americana), nie mają z kolei jego talentów. Wyjątki - osoby łączące jedno z drugim - są bardzo nieliczne. Poniżej mój prywatny faworyt z tej kategorii. Potem skręcił w stronę dla mnie mało atrakcyjną, ale pierwsza połowa lat 90-tych była jak marzenie. Oczywiście facet jest znany, ale mam wrażenie, że jednak nie dość ceniony. Przepraszam, że się powtarzam, już go tutaj kiedyś wklejałem, ale nie mogę się powstrzymać. Posłuchajcie ostatniego kawałka z tego albumu. Pod koniec piątej minuty przecieram oczy ze zdziwienia, że gość, który napisał i zaśpiewał ten numer potrafi jednocześnie tak grać na fortepianie.
  6. Niczego podobnego nie napisałem. Stwierdziłem tylko, że trzeba odrobić zadanie domowe, żeby powiedzieć coś nowego z sensem. To mój prywatny aksjomat. A że spora część dzisiejszych wykonawców nie przepracował wcześniej pewnych rzeczy, to niestety słychać. Weź choćby współczesny soul / R&B. Kiedyś praktycznie każda czarna wokalistka umiała frazować, bo wychowała się na klasycznym bluesie i jazzie. Dlatego starzejąca się Tina Turner mogła kapitalnie zaśpiewać jazzowy numer u Herbiego Hancocka. A dzisiaj mainstreamowe lale już sobie nie radzą i nadrabiają braki nużącą manierą. Poza bluesową niszą - tam jest lepiej, ale też nie tak dobrze, jak ze 2-3 dekady temu, kiedy aktywne były wokalistki starszego pokolenia. Od lat 90-tych coraz popularniejsze jest śpiewanie siłowe na jedno kopyto. A współczesna wokalistyka rockowa na tle klasyki gatunku? Oh my. W jazzie na szczęście wszystko wygląda zupełnie inaczej - w dużej mierze dzięki bardziej formalnej edukacji.
  7. Inaczej brzmieli z Brianem Jonesem, inaczej z Mickiem Taylorem i jeszcze inaczej z Ronem Woodem. Keith Richards to kopalnia riffów, a Mick Jagger to mimo wszystko jeden z lepszych wokalistów w historii gatunku. No i świetna sekcja rytmiczna, odnajdująca się w dość różnych rzeczach i zawsze trzymająca groove. Można ich nie lubić, ale jeśli ktoś nie ceni, to znaczy, że nie czuje rock and rolla i jego bluesowych korzeni. Nie wiem, jak mam rozumieć Twoją puentę. Czyżbyś lepiej ode mnie wiedział czego słucham?
  8. Ten jedwab Dynek też się zresztą zmieniał na przestrzeni lat i jest różny w różnych współczesnych modelach. Natomiast pewne fizyczne ograniczenia tego materiału są nie do przeskoczenia i tutaj zgadzam się z Mariuszem.
  9. Absolutnie nie jest to nowy gatunek. Nazywa się Uriah Heep. To mistrzowie refrenów opartych na jednej samogłosce. Mówię, to bez złośliwości, raczej z czułą wyrozumiałością, bo zawsze ich lubiłem. Proste granie, ale sporo udanych melodii i do tego dobrze zaśpiewanych. Nie. Może być po prostu tak, że nie ma czego rozumieć. To żadna sztuka zrobić coś nowego za wszelką cenę. Sztuką jest zaproponowanie czegoś odkrywczego, co jednocześnie ma sens artystyczny. Ale do tego trzeba wcześniej odrobić zadanie domowe i mieć trochę dobrego smaku. A i to może nie wystarczyć, bo być może już wymyślono wszystkie formuły warte wymyślenia. Jeśli chodzi o rozwój muzyki, to jestem raczej pesymistą. Natomiast pozostaję optymistą w tym sensie, że wiem, że nigdy mi nie zabraknie udanych płyt do słuchania. Bo w ramach dawno wytyczonych kierunków stylistycznych zawsze można błysnąć pomysłem czy nasycić stare wzorce swoją wrażliwością.
  10. Ja bym chętnie posłuchał kiedyś Accordo, ale tych większych - Goldberg. Mógłbym je nawet przygarnąć. Nie jestem wybredny, a i miejsce bym dla nich jakoś znalazł. Więc gdyby ktoś chciał mi zrobić miłą niespodziankę, to daję znać, że w czerwcu mam urodziny.
  11. Przesadzacie. Wyszedłem na 3 godzinki - pogoda całkiem ładna. Wiatr sypał w oczy piaskiem, aż miło. Do tego grad tak przyjemnie zacinał z ukosa. No i trzeba było czasem robić uniki przed połamanymi gałęziami. Ani chwili nudy.
  12. Myślę, że wszyscy ją chętnie poznamy.
  13. Ale które kolumny masz na myśli? Epicony, Accordo, Callas, czy coś jeszcze innego? @Piotr Sonido Ciekawa ta lista, którą podałeś, chociaż Spendor Classic 2/3 moim zdaniem raczej nie do klasy D. Myślę, że większe Dali tym bardziej zachwycą w tym metrażu. Czy Menuety aby nie znikały aż za bardzo? Przy monoblokach w klasie D można też chyba pomyśleć o Sonusach (również starszych konstrukcjach).
  14. Jeśli zestawisz je bezpośrednio z naprawdę neutralnymi monitorami typu RLS Nereida II, to Callas robią wrażenie właśnie podbarwionych i ocieplonych, szczególnie od górnego środka wzwyż. Powiem więcej: nawet moje obecne Dynaudio mają chyba trochę chłodniejszą / bardziej suchą górę niż Opery. Druga sprawa, to że trudno przy ocenie kolumn uciec od brzmienia całego zestawu. Trzecia: design automatycznie budzi skojarzenia z Sonusem faberem, co rzutuje na odbiór. Ale dość o Callas. Czekamy na wrażenia Maćka z odsłuchu Epiconów. Nigdy nie słyszałem Epiconów. Ale wykresy sugerują podobne granie, tylko przeskalowane. Wciąż lekka V-ka i wciąż dużo energii. Sądząc z recenzji może być trochę mniej ciepełka, bo zwykle wyższe modele bardziej stawiają na neutralność. Ale jeśli nie te Dali, to co innego? Myślę, że przeskok jakościowy będzie o więcej niż jedną klasę i różnice stylistyczne okażą się drugorzędne w porównaniu z ewidentnym postępem technicznym (wielkość sceny i źródeł pozornych, obrazowanie, zejście basu itd.). Ja bym jeszcze namawiał na sprawdzenie Proac-a D2R - nie dlatego, że podobny do Dali, tylko dlatego, że go lubię. To z kolei będzie barwniejszy, słodszy dźwięk z pięknym środkiem pasma. Mnie trochę zaniepokoiło to, co czytałem na ich temat na AS. Projektanci do tego stopnia postawili na design, że kosz midwoofera niemal dotyka wewnętrznej strony zwężającej się obudowy. Przez to bas ma ponoć skłonność do wzbudzania się przy głośniejszym graniu i utworach z zaakcentowanym dołem.
  15. @maciek72 Jeśli szukasz większych i lepszych Menuetów, to sądząc po charakterystyce i opisach, pewnie ciężko będzie przebić Epicony. Opera Callas to zupełnie inny kierunek - monitory strojone raczej pod wzmacniacz po gęstej i ciemnej stronie. Pasują do lampy (również triody) lub hybrydy czy tranzystora o wyraźnie lampowym zabarwieniu. Dopiero wtedy pokażą bogactwo swojej średnicy i naprawdę oczarują. Nie zaszkodzi jak piec będzie grał mocnym dołem, bo same Opery mają bas dość twardy i krótki (choć schodzi on całkiem nisko). Za to ich soprany są zjawiskowe - na poziomie droższych paczek. Jak próbowałem zastąpić je u siebie innymi monitorami, to prawie wszystkie w porównaniu z Operami raziły mnie skromną lub uproszczoną górą pasma.
  16. Miałem go kiedyś na własność i całkiem dobrze wspominam. Tylko potrzebuje nasyconych kolumn. Próbowałem łączyć go między innymi z Carinami i to nie było to - zbyt duży akcent na górę pasma (w tym zestawieniu ostrawą) kosztem średnicy. Więc jeśli myślisz o nim, to tym bardziej Menuety, a nie Cariny. Ale nie zamykałbym się w obrębie wzmacniaczy jednej marki.
  17. Nie ujmując niczego Carinom, moim zdaniem Menuety to nieco bardziej wyrafinowany dźwięk (średnica). Fajnie, że się zgrywają z AXR 100, niemniej jedne i drugie pokażą więcej z rasowym wzmacniaczem. Szczególnie Menuety. Ale to dobra wiadomość, bo oznacza, że na dzień dobry masz już przyjemne brzmienie, a do tego kolumny są "przyszłościowe".
  18. W zasadzie cały wątek można tu przenieść, a końcówkę to już na pewno.
  19. Moim zdaniem jeden z najciekawszych perkusistów rockowych tamtych czasów. Bardzo go lubię w różnych składach.
  20. Ale mocny w sensie wydajności prądowej, a nie tylko watów, prawda?
  21. Płyta, której słucham od kilku dni. Szkoda, że DR nie jest wyższy, bo do samej produkcji i rejestracji nie mam zastrzeżeń. A muzyka to mój prywatny mainstream, mimo, że (wstyd przyznać) wykonawcę poznałem dopiero kilka lat temu i wciąż mam tylko ten jeden album. Będę kupował dalej. Bruce Cockburn - "Breakfast In New Orleans, Dinner in Timbuktu" (1999 r.). Warto zwrócić uwagę na Lucindę Williams w chórkach (4 utwory) i - uwaga - Bena Rileya na bębnach (w kilku jazzujących kawałkach). Producentem jest Colin Linden - bardzo przeze mnie lubiany kanadyjski gitarzysta z kręgu roots / Americana, czyli muzyki pokrewnej temu, co na tej płycie. Tutaj prawie się on nie udziela jako instrumentalista. Gitary to niemal wyłącznie Bruce! Osoby rozpieszczone audiofilskimi realizacjami mogą czuć niedosyt jakości dźwięku, ale muzykę polecam z czystym sumieniem. @fp74, @maxredaktor, @Grzesiek202...
  22. Ja lubię praktycznie wszystkie rockowe zespoły z przełomu lat 60-tych i 70-tych. Nawet te spoza I ligi bronią się brzmieniem i nie mam tu na myśli jakości dźwięku, tylko pewną naturalność i surowość wynikającą z ówczesnego podejścia do produkcji i z ograniczonej liczby gitarowych efektów. Wtedy instrumenty brzmiały tak uczciwie, że wybaczam muzykom ewentualne braki warsztatu, czy fantazji. Joan Armatrading mam tylko podwójną składankę Gold (A&M, 2005 r.). Nie pamiętam już dźwięku, dawno tego nie słuchałem, to bardziej muzyka mojej żony. Z nowszych rzeczy nie znam niczego, nie miałem nawet pojęcia, że pani wciąż jest aktywna. Sprawdziłem przed chwilą, że na swoich ostatnich płytach gra na kilku instrumentach i że pojawiają się tam programowane bębny. Więc raczej nie dla mnie.
  23. Lubię Love za wokal, piosenki i aranżacje. Z wykonawstwem instrumentalnym już trochę słabiej moim zdaniem. Brakowało tam gitarzysty na miarę Jormy Kaukonena, nie mówiąc już o Jerry'm.
  24. Colleen McCullough, która zdobyła sobie popularność głównie romansami ("Ptaki ciernistych krzewów" itp.) napisała też cykl powieści o schyłku republiki rzymskiej. Kilka pierwszych tomów przedstawia właśnie historie Mariusza, Sulli i ich późniejszej walki o władzę. Nie ma co porównywać z typową lit. faktu, niemniej dobrze napisane - ładnie pokazuje realia epoki.
×
×
  • Utwórz nowe...